Oprócz jednego. Pójdźkowa Łapa nawet tego nie zauważyła, żyjąc i śpiąc równocześnie. Była, ale nieobecna, jej serce biło, ale nie dla tego świata.
Aż w końcu kolory zaczęły blednąć, a uśmiechy się zamazywać. Do cynamonowej coraz mocniej docierało, że to nie jest prawdziwe życie. Tylko że ona nie chciała się budzić.
Każda świadoma myśl była jak cierń wbijający się w jej serce, każdy głos z zewnątrz przypominał, że mamusia, która koło niej siedzi…
Z jej szklistych ślepi spływała wtedy łza, czasami więcej niż jedna. Ale w końcu wracała do swojej Nibylandii, przeżywając piękny sen o rodzinie.
Aż do teraz.
Westchnęła i zamrugała, czując szczypanie zmęczonych oczu.
- Pójdźka?
Uśmiechnęła się delikatnie, jakby jeszcze nie do końca obudzona, widząc nad sobą cynamonowy pyszczek Pieska. A później wróciły wspomnienia.
Gdy już częściowo odzyskała siły, poszli odwiedzić grób mamusi. Piesek twierdził, że była na pogrzebie, ale zupełnie nie pamiętała, dlatego musiał ją prowadzić. Gdy tylko weszli do lasu, przed oczami stanęły jej obrazy z tamtego treningu. Dotarcie do mamusi okazało się przez to mozolnym przedsięwzięciem.
Gdy stanęli nad przysypaną śniegiem mogiłą, Pójdźka pomyślała, że mamusi niekoniecznie musi się tutaj podobać. To właśnie drzewa… drzewa to z nią zrobiły, a teraz była przez nie otoczona. Nie była pewna, ale miała wrażenie, że Sroczka wolała otwarte przestrzenie z pięknym widokiem…
No, ale przynajmniej miała tu towarzystwo. Tuż obok była w końcu ciocia Zima, więc mamusi nie powinno być smutno.
Zwiesiła łeb, wpatrując się w śnieg. Gdyby nie braciszek, pewnie przeoczyła by mamusię…
Nagle coś przyszło jej do głowy.
- Pójdźko? Czekaj!
Piesek pobiegł za nią, szybko ją doganiając. Łapki zapadały jej się w śniegu, a serce niemal od razu zaczęło bić o wiele zbyt szybko niż powinno. Ale uparcie szła przed siebie, ignorując prośby braciszka i coraz bardziej plątające się łapy.
- To gdzieś tutaj, na pewno… - mamrotała do siebie. Nie miała pewności, gdy trenowali tu z Lwią Grzywą wszystko wyglądało jeszcze inaczej…
W końcu zaczęła zawzięcie kopać. Śniegu w tym miejscu było dużo mniej, ale i tak nie potrafiła skruszyć zmarzniętej bryły.
- Poczekaj, pomogę - usłyszała obok. Niechętnie się odsunęła, ale widząc, jak braciszek radzi sobie z kopaniem, poczuła do niego wdzięczność. Jeszcze tylko troszeczkę, i…
Usechł. Jej kwiatuszek usechł.
Przez następną chwilę Piesek pocieszał siostrzyczkę, która zerwała mizerną roślinkę.
- K-kwiatusz-ku - łkała, a jej łzy parowały na zimnym śniegu. - Zostawiłam cię, a ty umarłeś. Jak mamusia - dodała szeptem.
W końcu dotarli do grobu. Pójdźka położyła na nim zasuszoną stokrotkę i przytuliła policzek do zimnego kopczyka.
- Śpij dobrze, mamusiu - miauknęła, przytulana przez braciszka.
<Piesku? Chcesz odpisać?>
Postaram się jutro odpisać.
OdpowiedzUsuń