*akcja opowiadania dzieje się jeszcze przed wojną*
- Nie Ognisty Kroku, tym się nie przejmuj. - Medyczka
posłała ciepły uśmiech w stronę wyjątkowej kocicy, matki swojego przyjaciela.
Że ta miała siłę opiekować się tym głupiutkim sknerą.
Niepokojące było jednak to, że wraz z przejściem do starszyzny, kotka
automatycznie zaczęła, hm, jakby to ująć… Przygotowywać się do odejścia. Już
tyle nie mówiła, stała się spokojniejsza i stresowała się byle głupim bólem
zęba. Chodziło raczej o to, że nie chciała się w żaden sposób narzucać, myślała,
iż ta grupa społeczna jest od razu skazana jedynie na zatracenie. A wcale nie
było jej łatwo wytłumaczyć, że jeszcze wiele księżyców przed nią. Chociaż z drugiej
strony, jak powiedzieć biedaczynie, że prędzej wyzionie ducha tym przepraszaniem
niż uprzywilejowaniem?
- Zresztą, nasza wyspa to istny raj dla olch.
Ognista i tak wciąż wyjaśniała, że to tylko marnowanie
medykamentów, a jej stare zęby będą się ciągle psuć i już. Słodki Język westchnęła,
jeszcze raz wymusiła słodziutki uśmieszek na swoim pysku, po czym wróciła do
legowiska.
Nie zwracając uwagi na to, że jej azyl nigdy nie był udekorowany
serduszkami z pyłków kwiatów z inicjałami jej i Aroniowego Podmuchu, padła
zmęczona na mech. Zadowolona smakiem chwili samotności zamruczała niepokojąco
tak na oko dwadzieścia siedem razy, żeby potem jeszcze bardziej podejrzanie się
rozciągnąć.
Przerwała swój „wypoczynek”, kiedy spadło na nią coś
miękkiego. Podniosła lewą powiekę, a zaspane ślepia dostrzegły znajomą sylwetkę
Gruszki. Wstała jak gdyby nigdy nic, otrzepując niezgrabnie swoje długie futro,
przyzwyczajona do nieplanowanych wizyt kociaków uciekających matkom ze żłobka,
po czym z uniesioną brwią, doczekiwała wyjaśnień. Czekoladowy poczęstował ją
jedynie opluciem pianą, wydobywającą się z jego ust oraz niewyraźną groźbą,
brzmiącą jak „to jyes napad, odfadaj ziółka”.
***
Biegła przez cały obóz piszcząc.
- Aroniowy Podmuchu! Aroniowy Podmuchu! – Desperacko nawoływała
Wojownika.
- Po co tak drzesz pysk? - Burknął kocur, znienacka zachodząc
ją od tyłu.
- Och, Aroniowy Podmuchu, teraz to naprawdę nieważne!
Wyobraź sobie, że Gruszka urządził na mnie napad i to w moim własnym legowisku!
Chciał załatwić biedną, niewinną kotkę podczas snu! Do tego jakimiś
przerażającymi, okultystycznymi sposobami, a co jak… - Czarno-biały zasłonił
jej usta ogonem.
Syn Dębowego Futra pękł śmiechem, brzmiąc jakby dławił się
rybą. Próbował opanować swoje rozbawienie wywołane groteskowym absurdem tejże
sytuacji, ale nie mógł. Tarzał się w ziemi, trzymając łapą brzucha, lecz gdy
ujrzał sfrustrowany wzrok Słodkiej, zmusił swoje ciało do porządku, chcąc
uniknąć gniewu bez skazy i zmazy, acz niebezpiecznej samicy.
***
Aronia wszedł pierwszy, nie przejmując się gderaniem i
ostrzeżeniami swojej psiapsi. Myślał, że chyba naprawdę przez jej zakłuty łeb,
do mózgu dostały się pszczoły.
Stąpał pewnie i śmiało, eksponując swoją umięśnioną klatkę
piersiową, aczkolwiek kiedy ujrzał norę zapełnioną swoją podobizną, no i rzecz
jasna dziwnopyskiej, stwierdził, że to chyba gorsze od opętanego kociaka.
- Aronio, ży… - Kiedy kotka znalazła się w legowisku z
kamieniem w łapie (w celach obronnych oczywiście), spojrzała zaczerwieniona
wpierw na Aronie, następnie na futurystyczne dzieło, a potem okazało się, że żadne z nich nie miało już nic
do powiedzenia… No, do momentu, w którym nie pojawił się rzekomo opętany
Gruszka.
- Jesteś pewna, że ta pokraka chciała cię sprzątnąć? -
Zapytał kocur, marszcząc brwi.
Wojownik niechętnie podreptał w stronę, nienaturalnie
poruszającego się kociaka, dokładnie go obwąchując. Coś mu ewidentnie nie
pasowało, spojrzał na stos ziół. Z jego pyska nie mógł zejść idiotyczny
uśmiech.
- Smarkach zrobił napad, ale na twoją kocimiętkę. Pająki już
do reszty zasnuły ci mózg? - Zerknął pogardliwie w jej stronę, Słodka wciąż
kryła się tuż przy wejściu. – Ułożył z zielonych liści gwiazdeczki wiesz?
Trzeba było lepiej pilnować swojej dziury. - Warknął.
- C-co? - Zdezorientowana rozszerzyła pysk.
- Pstro.
Kocur uderzył się w mordę, po czym kpiącym głosem,
naśladował rozpaczliwe jęki perski, kierując się w stronę wyjścia.
- Okultystyczne techniki… - Parsknął zostawiając ją z
czekoladowym. – Też mi dopiero.
Słodki Język przycupnęła na ziemi, atmosfera była okropnie
niezręczna, a pręgowany potrzebował natychmiastowej pomocy.
- Boże… - Uderzyła się łapą w pysk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz