Wraz z pojawieniem się kremowej kotki w kociarni i narodzin jej kociąt Konopia dostawała coraz mniej uwagi. Wszyscy zachwycali się małymi łapkami Wschodu, uderzającym podobieństwem Bociana i Żurawia do Chmurki, a nawet "uroczym" tłuszczykiem Czapli. Te małe smrody skradły jej całą uwagę. Niezadowolona tupnęła łapką. Tak być nie mogło. Mierząc zawzięcie toczącego się Czaple, zaczęła się zastanawiać co by tu zrobić, by problem rozwiązał się sam. Najlepiej bez jej udziału i żadnych światków.
— Zabujałaś się w nim, czy co? — zapytał Pająk, podchodząc do niej.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć kocurek kontynuował swój monolog.
— A wiesz, że moja mama uważa, że miłość nie istnieje? Są podobno istnieją tylko więzi rodzinne i obcego kota nigdy nie pokochasz tak samo mocno jak matkę, czy siostrę. Sam nie wiem co o tym myśleć, ale chyba najlepiej przekonać się samemu z czasem, co nie? A ty jak myślisz? Kto wie może i Czapla odwzajemni twoje uczucie i... — czarna łapka Konopii skutecznie zakryła mu pysk.
Szylkretka przekręciła łebkiem i uśmiechnęła się do niego.
— Miłość to najpiękniejsza rzecz na świecie i nie gadaj takich bzdur — miauknęła poważnie, przysuwając się niebezpiecznie blisko do niego. — Powiedz Pająku, a ty masz kogoś na oku? — mruknęła mu do ucha.
Zawstydzony kocurek spuścił wzrok.
— O-oczywiście, że nie! — miauknął głośno. — Zaraz zostanę uczniem i nie mam czasu na takie sprawy — mruknął poważnie, zerkając ukradkowo na koteczkę.
Konopia zachichotała.
— Jasne — miauknęła, puszczając mu oczko. — Ale jak znajdziesz czas to daj mi znać — mruknęła rozbawiona.
Odsunęła się od niego i podeszła do tłustej kupy futra zwanej też Czaplą. Kociak był naiwny jak stado myszy i zawsze można było go w coś wkręcić.
— Cześć Czaplo — zawołała go po czym usiadła przed jego rozlanym cielskiem. — Co porabiasz?
Żółte oczka spojrzały na nią trochę zdziwione.
— Czekam na mamę — odpowiedział kocurek, rozglądając się za rodzicielką. — Zgłodniałem, a ona gdzieś zniknęła — dodał zmartwiony.
Konopia wywróciła oczami, ale spotkawszy się z jego spojrzeniem, uśmiechnęła się.
— Aj, to brzmi jak poważna sprawa — stwierdziła, kiwając łebkiem ze współczuciem. — Mam nadzieję, że kiedyś wróci...
Usłyszała jak młodszy gwałtownie wciąga powietrze.
— T-to może nie wrócić? — zapytał przerażony bardziej wizją nie zjedzenia obiadu niż stratą rodzicielki.
Szylkretka kiwnęła smutno głową i objęła ogonem spasione dupsko Czapli.
— Czasem się tak zdarza... jesteśmy dzikim klanem i nie wiadomo kto i kiedy umrze — miauknęła smutno, wpatrując się we wejście do kociarni. — Ale nie martw się, może ciocia Agrest cię przygarnie
Srebrny pisnął niezadowolony.
— Czemu kłamiesz jak najgorsze lisie łajno — mruknął chłodno Bocian, który wyskoczył pewnie z legowiska.
Konopia uniosła zaciekawiona ogon. Może będzie jeszcze zabawniej niż sądziła.
<Bocianie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz