— Droga moja, nic się złego nie uczyniło — zamruczał w końcu kocur po dłuższej chwili ciszy, obchodząc uważnie dookoła porozrzucany mech, a następnie próbując zebrać go do kupy. Nawet mu wychodziło.
— Przepraszam... — wydukała, a w jej głosie zabrzmiała nutka skruchy.
— Nic się nie uczyniło — powtórzył spokojnie, w pełni oddając się jakże fascynującemu zajęciu, jakim była próba odratowania legowiska.
Szylkretka usiadła z boku w ciszy, obserwując jego poczynania. Nie chciała się mieszać, tym bardziej, że point ewidentnie nie potrzebował pomocy. Chwilę później mech znowu był na miejscu i nieszczęsny efekt złości uczennicy zniknął. W głębi duszy Melodyjna Łapa odetchnęła z ulgą. Uff, jak dobrze, że obyło się bez żadnych problemów.
— To… ja już pójdę — mruknęła, kiwając łbem na pożegnanie.
Szybkim krokiem wycofała się z legowiska, a gdy już znalazła się na zewnątrz, wzięła głęboki haust świeżego powietrza. Dawno nie czuła takiego stresu. Miała naprawdę wielkie szczęście, że trafiła na posłanie kota… cóż, niezbyt ogarniętego i aż mdląco słodkiego, który nie miał jej niczego za złe. Tak, następnym razem musi o wiele bardziej nad sobą panować. Głupi mech.
***
— Melodyjna Łapo. Musimy porozmawiać. — Podniosła łeb, niechętnie przerywając posiłek. Nad nią stał Czapla Gwiazda z tym swoim strasznie irytującym, aż podejrzanie spokojnym spojrzeniem. Czego ten pchlarz od niej chciał?
Zmrużyła oczy, ale starała się nie okazywać złości. Zdecydowanie nie potrzebowała więcej kłopotów, żałosny szlaban wystarczająco ją dobijał i psuł humor na początek każdego dnia, przypominając o swoim istnieniu.
— Tak? — mruknęła, sunąc ogonem po ziemi.
Lider usiadł obok niej, rozglądając się, jakby chciał się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje. Spojrzał na liliową i uśmiechnął się, przyprawiając ją o chęć zaorania mu pyska. Naprawdę miała serdecznie dość tego dziwoląga. Będzie tak siedział i podejrzanie się na nią gapił, czy powie, o co mu do jasnej cholery chodzi?
— Wiesz, dobrze spisujesz się z tym mchem i widzę, jak ciężko pracujesz.
Naprawdę to doceniam. Stwierdziłem więc, że z czystym sercem mogę ukrócić ci szlaban i zamiast czekać w obozie kolejne dwa księżyce, już jutro zaczniesz normalny trening. Rzeczny Nurt wszystko wie, obiecała, że zabierze cię na zwiedzanie terytorium. Liczę, że dobrze wykorzystasz tą szansę i nie zawiedziesz Klanu Burzy — wyjaśnił powoli.
Wyraz pyszczka Melodyjnej Łapy stopniowo się zmieniał, aż pod koniec wypowiedzi czekoladowego widać było na nim szczery, wielki uśmiech. No dobra, wciąż był paskudnym, zapchlonym staruchem, ale przynajmniej było w nim coś pozytywnego. To się naprawdę działo! Jej kara właśnie się kończyła! Będzie mogła rozpocząć szkolenie jak każdy inny uczeń. Momentalnie poczuła się jak na skrzydłach.
— Dziękuję! — zawołała, całkowicie szczerze. Po raz pierwszy od dawna poczuła jakąkolwiek dozę szacunku dla Czaplej Gwiazdy. — Tak tak, nie zawiodę, pokażę wszystkim naszą potęgę, jeszcze zobaczysz — dodała na odchodnym, lecąc w podskokach.
Haaa, teraz trzeba ze wszystkimi podzielić się tym świetnym faktem! Nareszcie będzie miała okazję pokazać całemu światu, na jaką wspaniałą wojowniczkę wyrośnie. Żwawym krokiem ruszyła w stronę żłobka, żeby poinformować Słonika i Bluszcz, którzy zresztą lada dzień mieli być mianowani. Była jednak tak podekscytowana i zamyślona, że nie zauważyła przed sobą Śpiewającego Wiesiołka, nieudacznie wpadając na niego i omal go nie przewracając.
— Oj, przepraszam — mruknęła, natychmiast się podnosząc. Zdecydowanie za często sprawiała sobie niewygodne sytuacje z tym “poetą” związane.
<Śpiewie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz