— O, ty. Pójdziesz ze mną i Lwią Grzywą na patrol łowiecki. Zwierzyna się kończy — miauknęła całkowicie obojętnie przechodząca obok Mglista Ścieżka. — Czekam przy wyjściu, pospiesz się, jeśli łaska
Czując wypełniający go zawód, point powoli wyczłapał się na zewnątrz, będąc daleko za kotką. Naprawdę, polowanie, jeszcze w towarzystwie dwóch osobników, za którymi niespecjalnie przepadał było ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował. Zimny wicher uderzył w niego z podwójną siłą, aż musiał przywrzeć do podłoża, żeby się nie zachwiać. Jego oczy utkwiły w wejściu do obozu. Starsza wojowniczka i rudy kocur już tam stali. Gdy do nich podszedł, kotka bez słowa machnęła ogonem i podążyła przed siebie. Najwyraźniej nie miała ochoty na ten cały patrol tak bardzo, jak on sam. Niemrawo, wciąż jeszcze nie do końca obudzony, rozejrzał się dookoła. Cały świat był przykryty białym puchem, ciężko było dojrzeć gdzieś chociaż jedno źdźbło trawy przebijające się na powierzchnię. Nawet wiecznie zielone igły sosen zostały całkowicie schowane pod lśniącą czapą. Tej Pory Nagich Drzew śnieg wyjątkowo ich nie oszczędził. Było to tym bardziej ciężkie, gdyż nie byli na tym terytorium zbyt długo i nie znali jeszcze idealnie wszystkich zakamarków. Jeszcze oczywiście musiał znaleźć się paskudny wicher przeszywający sierść. Na domiar złego, żadnych potencjalnych piszczek nie było nigdzie widać. Nic, nawet najmniejszej, najchudszej myszki.
— Pójdę w tamtą stronę — oznajmiła nagle Mglista Ścieżka, natychmiast odwracając się w stronę tylko sobie znanego celu. — Możecie iść dalej prosto i spróbować na tej otwartej przestrzeni, spotkamy się później — dodała, a po chwili już jej nie było.
Łabędzi Plusk przełknął ślinę, spoglądając na Lwią Grzywę plączącego mu się pod łapami. O ile towarzystwo srebrnej kocicy był w stanie jeszcze znieść, bo przynajmniej nie mówiła za dużo, to tego osobnika — nie. Do tego na samą nazwę “otwartej przestrzeni” przechodziły go ciarki. To były te tereny, które teoretycznie wciąż należały do Klanu Nocy, ale po wojnie Klan Klifu regularnie je oznaczał i na nich łowił, jakby były jego. Point absolutnie tego nie popierał, ale najwyraźniej nie miał wyboru. Ruszył w wyznaczonym kierunku, podczas gdy rudy zaczął coś opowiadać, próbując zwrócić na siebie uwagę i nawiązać kontakt z towarzyszem. Starszy jednakże robił wszystko, by tylko udać, że go nie słyszy. Chciał po prostu załatwić swoje, upolować coś i wrócić do obozu. Ugh, dlaczego w porze nagich drzew nie rosły jagody? Nie, to, co trzymali medycy nie dawało się do jedzenia. Musiał żyć praktycznie samym mięsem.
— Ej! Czuję jakiegoś drania z Klanu Nocy! — Młodszy wydarł się tak głośno, że Łabędzi Plusk musiał położyć uszy po sobie, żeby jakkolwiek zagłuszyć dźwięk. Tym razem nie dało się go nie słyszeć.
Nie musieli jednak nawet ruszać w stronę tego “drania”, bo ten najwyraźniej też ich wyczuł i już po chwili stali pysk w pysk. Point zamarł. “Drań” też. Aroniowy Podmuch we własnej osobie. Od czasu zgromadzenia przez natłok wojny i klanowych obowiązków nie widzieli się ani razu, ale Klifiak na pewno nie tak wyobrażał sobie ich ponowne spotkanie. Wszelkie myśli wyparowały, w głowie została tylko pustka. Co robić, co robić? Gdyby przyszedł tu sam, wszystko na pewno wyglądałoby inaczej, ale obecność Lwiej Grzywy znacząco komplikowała sytuację. A jeśli ten pamiętał jeszcze wydarzenia z dawnego zgromadzenia i kojarzył Nocniaka? Wtedy jakiekolwiek działania ze strony Łabądka mające na celu jego obronę nie tylko zakończą się jeszcze większym fiaskiem, ale ściągną na nich obydwu niemałe kłopoty.
Van najwyraźniej postanowił oszczędzić mu myślenia. Natychmiast napiął mięśnie i z sykiem rzucił się na czarno-białego wojownika, który zaskoczony atakiem tak jak widokiem Łabędziego Pluska mocno go odkopnął, tak, że kocur zarył pyskiem o ziemię kilka długości ogona dalej. Point tymczasem pokręcił gwałtownie łbem, próbując ogarnąć toczącą się przed nim akcję. Przed oczami stanął obraz pamiętnej potyczki z czarną kocicą z Klanu Nocy i odsieczy ze strony Aronii. On też powinien teraz rzucić mu się na ratunek, jednak całkowicie pochłonięty przez strach jedynie obserwował, jak współ klanowicz się podnosi, mrużąc oczy.
— L-lwia G-grzy-ywo, zo-zostaw g-go — wyjąkał w końcu, starając się brzmieć jak najbardziej stanowczo.
Niebieskie ślepia spojrzały nań z niedowierzaniem
— Co?
— T-tak w-właściwie t-to na-nadal te-teren K-klanu N-no-nocy, t-to n-nas n-nie p-po-powinno tu b-być — wyjaśnił, naprawdę mając nadzieję, że Lwia Grzywa weźmie sobie jego słowa do serca i odpuści. Przynajmniej wyglądało na to, że najwyraźniej nie pamiętał Aroniowego Podmuchu ze zgromadzenia. To już im było na plus.
Wojownik spojrzał na niego podejrzliwie, potem skierował ślepia ponownie na bicolora. Błagam, nie atakuj, nie zmuszaj mnie do zdrady klanu, przemknęło przez łeb pointa.
<Aronio? Przepraszam, że tak długo ;;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz