Miała wrażenie, że zejdzie, gdy rudy kocur o sierści poprzecinanej pręgami jednym ruchem łapy pozbawił czarno-białego kocurka… No, oka. Najgorsze było jednak, że pomimo upływu wschodów i zachodów słońca Brzoskwiniowa Łapa całkiem nieźle rozpoznawała te przerażone kociaki. Gdy na krótko przed napadem Klanu Klifu na Klan Nocy trafiła do obozu, ta gromadka w najlepsze bawiła się w żłobku. Nie była pewna ich imion, jednak pyski były jak najbardziej znajome. Pragnęła nerwowo przygryźć wargę; jednak zamiast tego jej zęby mocniej zacisnęły się na skórze Bagna.
– To jak będzie? – mruknął znudzony lider, strzepując krew z pazurów. – Przystajecie na warunki, czy może ma stracić i drugie oko?
Brzoskwiniowa Łapa zmarszczyła z konsternacją nos i spojrzała na Deszczową Gwiazdę. Po kocurze, który ją przyprowadził do klanu, liczyła na jakąś wolę walki. Nie można się przecież tak łatwo poddawać! Jednak dymny tylko przełknął nerwowo ślinę i niechętnie skinął głową. Koty wymieniły się kociętami, zaś potem każdy ruszył w swoją stronę. Brzoskwiniowa Łapa biła się w pierś za to, że chciała im tak łatwo oddać Bagno. Na szczęście mordercze spojrzenie wojownika Klanu Nocy przemówiło jej do rozsądku. Właśnie, gdzie on teraz był?
– I co, już nie jesteś taki pewny siebie? – wytknęła, starając się zrównać krokiem z czarno-białym kocurem. Ten zbył ją jedynie poirytowanym spojrzeniem.
– Zamknij się, gówniaro, i pomóż mi nieść Wężyka – wysyczał Aroniowy Podmuch.
– Aż taki ciężki jest? – zapytała kpiąco. Gdy kocur przekazał jej krótkoogoniastego kociaka, Brzoskwiniowa Łapa aż jęknęła. Starała się trzymać głowę wysoko, aby łapki kociaka nie szorowały po gruncie.
– Dlasego oni nas saatakowali? – wymamrotała, czując, jak sierść Wężyka wdziera jej się do gardła.
– Skup się lepiej na kociaku.
– Ale ja pytam powasnie.
– A ja ci poważnie odpowiadam – warknął podnosząc głos, a jego końcówka ogona odgrywała jakiś dziki taniec.
Brzoskwiniowa Łapa przewróciła oczami. Normalnie nie odpuściłaby mu tak łatwo, ale dalszą utarczkę słowną skutecznie uniemożliwiała jej sierść Wężyka. Czemu on musiał być taki złośliwy i dumny? Aroniowy Podmuch, nie Wężyk. Brzoskwinia doszła do wniosku, że Ognisty Krok m u s i być jego matką. W końcu kto inny, jeśli nie półżywa i prychająca staruszka, mógł wydać na świat taki pomiot szatana? Dobrze, że ów pomiot nie miał dzieci. Chyba żadna kotka go nie chciała. Pomimo Wężyka w pysku Brzoskwiniowa Łapa uśmiechnęła się z rozbawieniem.
– Co? – zapytał gniewnie kocur. Kremowa znajda pokręciła tylko głową.
***
W obozie na szczęście okazało się, że Klifiacy nie zaatakowali. Nie ostudziło to bynajmniej nerwowej i napiętej atmosfery, jaka dosłownie wypełniała po brzegi siedlisko Klanu Nocy. Cóż, na szczęście znalazł się heros, który, najwidoczniej w szlachetnym zamiarze ochrony swojego klanu, wyskoczył z jakże genialnym pomysłem wypadu poza obóz…
– Chcę tylko sprawdzić, czy na pewno sobie poszli – przekonywał Aroniowy Podmuch, aż Deszczowa Gwiazda go puścił. Brzoskwiniowa Łapa wgramoliła się do legowiska uczniów i ukryła pod posłaniem z mchu, mając nadzieję, że nie będzie miała zaszczytu uczęszczać w tym patrolu. Niestety, w wejściu do leża pojawiły się niepokojąco znajome, pomarańczowe ślepia…
– Zbieraj się – warknął Aroniowy Podmuch – Chyba, że się boisz.
– Ja się niczego nie boję – powiedziała zdecydowanie zbyt piskliwym głosem, niżby chciała.
<Aroniowy Podmuchu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz