Zalotka ostatnio wprowadziła się do legowiska wojowników. Od czasu mianowania właściwie nie wstąpiła ani razu do swojego dawnego legowiska. Teraz miała na imię Zalotna Krasopani, jej miejsce należało tu, obok innych wojowników. To dziwne, czuła się tam strasznie obca, samotna. Nigdy by nie przypuszczała, że znajdzie się tu szybciej od Prążkowanej Łapy czy Syczkowej Łapy. I o ile z młodszym wojownikiem starała się spędzać dużo czasu i właściwie chodziła za nim jak cień, tak ze swoim bratem nie zamieniła ani jednego słowa od tamtego dnia. Ciekawe jak się teraz czuł, czy dalej trenował? Przygotowywał się do kolejnej walki? Zazdrościł, czy może podziwiał siostrę? Zalotka nie wiedziała, a przypuszczanie szło jej fatalnie. Obie opcje wydawały się… możliwe, ale czy akurat dla złotego kocura? Spędziła z nim całe dzieciństwo, widziała go prawie codziennie podczas bycia uczniem, a jednak wciąż niezbyt dobrze idzie jej odgadywanie jego emocji. Z resztą miała tak z każdym, co powoli zaczynało ją męczyć. Starała się to ignorować i jakoś brnąć dalej, ale czasami mogłaby uniknąć wielu przykrych sytuacji, gdyby tylko potrafiła się postawić na czyimś miejscu. Mogła przez to wydawać się całkiem nieczuła, niekiedy też oceniała sytuację zbyt pochopnie, powierzchownie. Być może to przez to teraz Lśniąca Szadź za nią nie przepadała? Kotka tak właściwie nie zrobiła nic złego, to znaczy, z całą pewnością próbowała omamić Prążkowaną Łapę swoim, tfu, urokiem! Ale gdyby szylkretka potrafiła jakoś sprawniej i skromniej ją od tego pomysłu odepchnąć, być może nie wymieniały by się teraz piorunującymi spojrzeniami przy każdej okazji. Oczywiście w życiu nie zostałyby przyjaciółkami! Tylko… ich relacja może chyliłaby się bardziej ku neutralnej. A teraz? Co to będzie, jeśli zostaną razem wybrane na patrol? Może powinny wtedy zorganizować konkurs o to, kto pierwszy zacznie wytykać tej drugiej jej zachowanie?
Kotka siedziała obecnie przed legowiskiem wojowników, gdy nagle o jej długi ogon ktoś się potknął. Dziwny, rozmazany kształt niezgrabnie rozpłaszczył się przed wojowniczką na ziemi, na co ta wydała z siebie przerażony pisk i podniosła jedną łapę w górę. Kot, który leżał teraz na ziemi był całkiem sporych rozmiarów. Była to kotka o długim futrze, przez które prześwitywały widoczne mięśnie. Teraz wyglądała jak wielka, puchata plama. Wojowniczka szybko się podniosła i spojrzała na Zalotną Krasopani swoimi żółtymi ślepiami. Jej pysk miał delikatne rysy, w dodatku nie widniała na nim żadna emocja. Czysta… pustka.
— Uważaj gdzie trzymasz ogon. Jest tak długi, że i mrówki mogłyby uznać go za strumień! — Mruknęła po chwili. Jej ton był dziwny, ciężki do rozgryzienia. Zalotna Krasopani poczuła się tak, jakby kotka próbowała się z nią droczyć.
— Jasne… przepraszam. — Miauknęła, owijając swój ogon wokół łap. Szylkretka odwróciła wzrok od wojowniczki, licząc, że ta sobie pójdzie, tak się jednak nie stało.
— Zalotna Krasopani, tak? Mnie zwą Borsuczą Puszczą. Miło mi poznać. — Dodała bura kotka, podchodząc bliżej do świeżo upieczonej wojowniczki. Coś w jej ruchach było dziwnego, jakby ciągle grała, albo może ona po prostu taka była? Zalotka nie wiedziała, Puszcza wydawała się być specyficznym kotem, nawet jeśli nie rozmawiała z nią zbyt długo. Wojowniczka zaśmiała się, przerywając niezręczna ciszę, po czym głośno wypuściła powietrze z płuc.
— No, mi też miło cię poznać. Uh, może widziałaś gdzieś Prążkowaną Łapę? — Zapytała. Nie wiedziała, o czym ma rozmawiać z obcą kotką, ale na pewno wiedziała, o czym będzie rozmawiać ze swoim kolegą.
— Prążkowaną Łapę? Pierwsze słyszę. Ale po co przytaczasz go do rozmowy? Jest ci teraz potrzebny? — Mruknęła Borsucza Puszcza, w jej głosie można było wyczuć lekkie zaciekawienie.
— Hm, nie, ale dawno z nim nie rozmawiałam. To mój najlepszy przyjaciel! — Odparła, wiedząc, że ostatnio rozmawiała z nim rano. Nie było to dawno, ale Zalotna Krasopani zdążyła się za nim stęsknić. Z każdym dniem oczywiste było, że coraz bardziej się od niego uzależniała, chociaż sama tego nie dostrzegała.
— A jak ów Prążkowana Łapa wygląda? Byłam ostatnio na spacerze, może rzucił mi się gdzieś w oczy — Mruknęła nagle bura.
— No, wiesz. Jest całkiem wysoki, no i ma szerokie barki. Ma bardzo wyraźne linie pyska, wygląda szlachetnie i na o wiele starszego niż w rzeczywistości jest! Jego sierść jest półdługa, ale bardzo gęsta i wydaje się jakby świetnie gromadziła w sobie ciepło. Jego umaszczenie jest dosyć jasne, ma też cętki na tułowiu. Poza tym ma też duże, okrągłe oczęta, a także rzęsy jak skrzydła motyl- — Zaczęła się rozgadywać, ale w momencie wypowiedzenia ostatniego słowa nagle coś jej się przypomniało, tak jakby nad jej głową właśnie zapaliła się lampka. Och, skrzydło motyla! Zapomniała o nim! Młodszy uczeń kiedyś podarował Zalotce skrzydło w prezencie, a ta schowała je pod swoje posłanie. Zapomniała je stamtąd zabrać! Ciekawe, czy dalej tam będzie. Jeśli nie, Zalotna Krasopani chyba nigdy sobie tego nie wybaczy. Prążkowana Łapa nie rozdawał prezentów wszystkim, których spotkał. Takie skrzydło było dowodem ich nierozerwalnej więzi, przyjaźni! Jej serce przyśpieszyło, przerzuciła swój wzrok na legowisko uczniów. Nie docierało do niej to, co mówiła Borsucza Puszcza.
— Przepraszam, ale muszę coś załatwić. Bardzo miło mi się z tobą rozmawiało, może jeszcze kiedyś znowu sobie pogawędzimy, jeśli tylko zechcesz. — Mruknęła pośpiesznie, po czym wstała i żwawym krokiem ruszyła do celu. Nie odwracała głowy za siebie, zresztą nawet nie chciała. Bała się nieco reakcji starszej wojowniczki. Była dziwna.
Zalotna Krasopani stanęła w progu legowiska. Rozejrzała się uważnie, ale wiało tu pustkami. Czuć było jedynie zwietrzały zapach innych kotów, ale śladu po nich brak.
“To dobrze, może nikt nie zobaczy, jak grzebię w czyimś legowisku"
Pomyślała, po cichutku stawiając krok do przodu. Mimo, że nie było tu absolutnie nikogo, wciąż czuła się nieco dziwnie. Miała wrażenie, że musi się przed czymś ukrywać. Jakby co, to skłamie, chociaż musiała przyznać, że nie do końca jej to wychodziło. Pod wpływem emocji raczej ciężko sklecić normalną wymówkę, a niestety Zalotka stresowała się… niemal zawsze. Teraz jednak miała inny cel. Ważny cel. Prędko odstawiła inne myśli na bok i zaczęła rozglądać się za swoją zgubą. Chciała obejść się bez wywracania każdego posłania po kolei, ale czuła, że będzie ciężko. Chodziła z kątą w kąt, ostrożnie przemykając koło posłań, ale nigdzie na ziemi nie leżało pozostawione przez nią drobne skrzydło motyla. W pewnym momencie zdecydowała, że musi przejść do drugiego etapu poszukiwań. Niechętnie schyliła głowę i trąciła nosem pierwsze posłanie, które leżało tuż przed nią. Niestety nic pod nim nie znalazła, jedynie kilka kamyków, kurz i piach. Zaczęła tak robić z każdym po kolei, aż w końcu do sprawdzenia zostało jej tylko jedno. Było na drugim kącie legowiska. Zalotna Krasopani szybko popędziła w jego stronę, ale przerwał jej czyjś głos.
— Co ty tu robisz? — Ktoś przemówił. Wojowniczka stanęła jak wryta, tracąc z oczu upatrzone legowisko.
— No… ja- — Zaczęła, ale właściwie nie spojrzała na rozmówcę. Wciąż wzrokiem próbowała odnaleźć swój cel. Po chwili niezręcznej ciszy w końcu odetchnęła, poddając się już z poszukiwaniem. Rozluźniła mięśnie, stanęła prosto i spojrzała na kogokolwiek, kto stał w przejściu. Był to biały kocur z czekoladowymi plamami. Zalotna Krasopani niby go kojarzyła, przynajmniej z imienia, a zwał się on Trzcinniczkowa Łapa. On zdecydowanie był uczniem, a także na pewno wiedział o tym, że szylkretowa kotka ostatnio stoczyła walkę o tytuł wojownika i nie powinna już szwędać się po dawnym legowisku.
— Och, to legowisko uczniów? — Mruknęła nagle, jakby ją olśniło. W rzeczywistości, tak, olśniło ją. Postanowiła, że skłamie. — Przepraszam, to znaczy, jeszcze trochę się mylę. Przyzwyczaiłam się, że zawsze wracam tutaj i to tutaj odpoczywam po męczącym dniu, wiesz ,jak to jest. Spędziłam tu swoją dłuższą część życia. To miejsce jest mi bliskie. — Westchnęła, niby szczerze, niby nie za bardzo.
— A, no dobrze. Ale wiesz, skoro już tu jesteś, to może pójdziemy do lasu i nauczysz mnie jakichś superowych technik walki? Musiało ci dobrze pójść, skoro wygrałaś! Co prawda nie miałem okazji zbyt dobrze się przypatrzeć całej sytuacji… ale liczą się wyniki! — Odparł. W jego oczach błysnęła iskierka. Zalotna Krasopani miała okazję zobaczyć kilka razy Trzcinniczka, gdy ten był uczniem. Wiele nazywało go wkurzającym, właśnie dlatego, że zawsze chciał się uczyć czegoś nowego. Najwidoczniej się nie zmienił. Zalotka zaśmiała się.
— Wiesz, może innym razem cię czegoś nauczę. Tak czy siak myślę, że możemy się przejść. — Miauknęła. Nie miała ochoty szkolić teraz jakiegoś ucznia, zresztą ona nawet nie wiedziała, jak. Byłaby fatalnym mentorem na tym etapie. Dwukolorowy kocur pokiwał głową, na znak zrozumienia, ale niczego nie powiedział. Oba koty po chwili skierowały się w stronę wyjścia, ale Zalotna Krasopani zdążyła jeszcze ostatni raz obrzucić wzrokiem całe legowisko. Niestety po skrzydle nie było ani śladu, może czas odbił już na nim swoje piętno, potargał.
Koty spacerowały po lesie, początkowo w kompletnej ciszy. Właściwie to się nie znali, więc to nic dziwnego, że nie mieli o czym rozmawiać. Mimo tego Zalotna Krasopani chciała jakoś przełamać atmosferę, dlatego ciągle myślała i myślała. Właściwie jej umysł skupiał się jedynie na tym, aby znaleźć jakiś ciekawy temat. Na myśl przychodził jej jedynie piękny kocur, jej wierny przyjaciel… jakim był oczywiście Prążkowana Łapa. Miał cudne, lśniące futro i takie tam, ale ostatnio nieco wkurzył Zalotkę. Kotka spojrzała z ukosa na towarzysza, a ten spojrzał na nią. Na lico szylkretki wkradł się uśmiech. Może też powinna postarać się o to, aby to Prążek był zazdrosny?
— Trzcinniczkowa Łapo, a powiedz mi, czy kojarzysz Prążkowaną Łapę? — Spytała po chwili. Kocur zamyślił się.
— No, z widzenia na pewno. Dzielę z nim legowisko. Podobno świetnie się uczy, no i jest już dosyć stary, przynajmniej na tyle, aby mógł zostać wojownikiem, więc pewnie za niedługo do ciebie dołączy, a co? — Mruknął zaciekawiony.
— Cóż, Prążek to mój przyjaciel, ale ostatnio zachowuje się jakoś inaczej. Nie bardzo mi się to podoba. — Westchnęła, odwracając głowę. Schyliła nieco szyję, biorąc w płuca powietrze, po czym wypuszczając je ze świstem. Chciała sprawić wrażenie strasznie zmęczonej i oburzonej zachowaniem przyjaciela.
— A co takiego robi? — Spytał dwukolorowy kocur.
Zalotna Krasopani na chwilę umilkła. Właściwie nie spodziewała się takiego pytania. Trochę ją zatkało, z tyłu głowy wiedziała co powiedzieć, ale musiała jeszcze zastanowić się nad tym, jak sprawić, aby brzmiało to logicznie i nie stawiało ją w złym świetle.
— No… ogólnie to mam wrażenie, że mnie unika i nie stara się pielęgnować naszej relacji. Ja muszę do niego podchodzić i zaczynać rozmowę, albo zachowuje się jakbym była kompletnie mu nieznajoma, rozumiesz? — Mruknęła. No, przekręciła trochę niektóre fakty, albo w ogóle je zmyśliła czy wyolbrzymiła, ale nie czuła z tego powodu poczucia winy. Uczeń wydał z siebie zdziwiony pomruk. Przez chwilę koty szły w kompletnej ciszy.
— Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale chyba powinniście zrobić sobie przerwę. No… żeby od siebie odpocząć i w ogóle… ale jak znowu będziecie się przyjaźnić to wasza więź będzie jeszcze silniejsza! — Miauknął. Po jego głosie było słychać, że był nieco zakłopotany i nie spodziewał się, że będzie musiał udzielać życiowych rad jakiejś nieznajomej mu kotce. Wojowniczka nie czuła satysfakcji z jego odpowiedzi, wręcz poczuła jak gotuje się w niej krew.
— Nie… chyba nie skorzystam z tej rady, ale tak czy siak dzięki. — Wymamrotała.
— No dobra. Skończmy już o nim gadać, bo świat się przecież wokół niego nie kręc- — Przerwała. Właściwie to on był dla niej całym światem, nie mogła stwierdzić inaczej. Byłoby to najzwyklej w świecie ogromne kłamstwo.
— Co sądzisz o Lśniącej Szadzi? — Spytała nagle, chcąc dowiedzieć się, czy dla kogoś innego ta kotka także jest wkurzająca. Trzcinniczek uśmiechnął się, widać było po nim, że nie wie co powiedzieć. Chyba zrozumiał, że jeśli kotka jest wspomniana w rozmowie, znaczy to, że wojowniczka źle o niej myśli.
— Jest fajna. — Mruknął w końcu, stawiając się za swoją przybraną matką. Według niego była dobrą kotką, no a poza tym to go wychowała. Zalotka przewróciła oczami, no cóż, najwidoczniej na nią nie będzie jej dane ponarzekać.
— Aha, rozumiem. A ma jakiegoś partnera, albo coś? — Zapytała. Chciała wiedzieć, czy faktycznie kotka może zarywać do Prążka, czy już kogoś ma. Na pewno gdyby odpowiedź brzmiała “tak”, wreszcie trochę by się uspokoiła. Trzcinniczkowa Łapa trochę się zamyślił.
— Nawet nie wiem… ale raczej nie, przynajmniej o żadnym nie słyszałem. — Odpowiedział w końcu. Wojowniczka poczuła jak coś ściska jej brzuch.
“Nie dobrze, nie dobrze”
— No dobra, wracamy już do obozu? — Spytała w końcu, już znudzona rozmową z młodszym kocurem i długim spacerem.
— No pewnie. — Odpowiedział jej, po czym oba koty zawróciły i zaczęły zmierzać w stronę obozu. Niestety Zalotce nie udało się dziś odzyskać zagubionego skrzydła, kto wie, może one wciąż gdzieś tam na nią czeka?
NPC: Lśniąca Szadż, Borsucza Puszcza, Prążkowana Łapa, Trzcinniczkowa Łapa
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.
W Klanie Wilka
Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.W Owocowym Lesie
Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Burzy!
(dwa wolne miejsca!)
Znajdki w Klanie Klifu!
(trzy wolne miejsca!)
Miot w Klanie Nocy!
(trzy wolne miejsca!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz