podczas stacjonowania na terenach Klanu Nocy
Wyruszyli razem w stronę obcych ich terenów. Samo stawianie na nich łapy było dla kocura czymś dziwnym. Czuł, że tu nie pasowali. Nie powinno ich tu być.
— Ty? Delikatna? — zdziwił się. Zawsze Syczek miał wrażenie, że to on był tym najwrażliwszym z trójki ich rodzeństwa. Motylem o słabych skrzydłach, rozlatujących się zaraz po dotknięciu w pył. Być może nie był wcale taki inteligentny, by wiedzieć, co działo się w głowach innych kotów. Pokręcił z rezygnacją głową. — Nieważne. U mnie... Wszystko w porządku. Tak mi się wydaje — dodał po chwili.
Cisza świszczała mu w uszach wraz z powiewami chłodnego wiatru. Ostatnio... wydarzyło się wiele. Oczywiście, nie potrafił zapomnieć widoku paru porozrzucanych strzępów, które pozostały po Zapomnianym Pocałunku. Tak samo strachu przeszywającego go od lustra nosa po sam koniuszek ogona gdy balansował na granicy pomiędzy życiem, a śmiercią w kłapiących szczękach wściekłych psów. Nie potrafił wyrzucić z pamięci ich ujadania i huków strzelb, które roznosiły się po całej puszczy. Futro nadal jeżyło się na jego grzbiecie, gdy tylko zdawało mu się, że znów to słyszy...
Klan Nocy był za to spokojny. Czasem aż dziwnie za spokojny.
— To ja zawsze uważałem się za delikatnego. Pamiętasz przecież, jak byliśmy kociakami... — przerwał w końcu ciszę, na nowo odnosząc się do słów Zalotnej Łapy. — Nieraz się za mną wstawiłaś, gdy Ognista Łapa znów zaczynała się do mnie przyczepiać... A później te treningi... Od początku mi nie szły. Nadal, zresztą, nie idą. Chociaż, to może kwestia tego, że bardziej jestem dziwny. Nie delikatny — parsknął cichym śmiechem.
— Nie jesteś wcale dziwny! — odparła natychmiast jego siostra, choć Syczkowi zdawało się, że bardziej z zasady, niż z prawdziwego przekonania.
— Oczywiście, że jestem dziwny — mruknął, wpatrując się w oddal. Przypatrująca mu się szylkretka mogła dojrzeć kątem oka delikatnie podniesione kąciki ust na jego pysku. — Widziałaś, aby jakikolwiek inny wilczak bratał się z robakami?
Wąsy Zalotki zadrgały z rozbawienia.
— No dobra, to może być trochę dziwne... — przyznała i podeszła do kocura nieco bliżej, ocierając się o jego bok. — Ale jest przecież o wiele więcej dziwacznych kotów! Na przykład taka...
— Chryzantemowa Krew? — wymamrotał na głos, głośno myśląc, dopiero po chwili zdając sobie z tego sprawę.
— Tak! Słyszałam, że zawsze jakaś taka była... Ciesz się chociaż, że nie jesteś takim łasiczym sercem, jak Nikły Brzask! Już wolę te twoje pajączki, niż abyś zachowywał się jak borsuk o rozdrapanym futrze...
Syczek zachichotał.
— Wtedy sam bym ze sobą nie wytrzymał...
— A właśnie, miałam cię jeszcze zapytać! — zmieniła nagle temat Zalotka, zatrzymując się niespodziewanie. Syczek zrobił to samo. — Co myślisz o Klanie Nocy?
— Co myślę? — wymruczał, spoglądając na siostrę z małą dezorientacją. Co miał sądzić? Dlaczego w ogóle zadawała mu takie pytanie? — Udzielają nam schronienia. Wolę nie wracać teraz na wilcze tereny, jeśli ma to oznaczać więcej śmierci...
— Nie, nie. Nie o to mi chodzi. Ogólnie o Klanie Nocy — miauknęła i zaczęła tłumaczyć: — O nocniakach, o ich terytorium, jedzeniu, manierach, zwyczajach... Przecież rozmawiałeś z nocniaczką i to chyba nie raz, co? Algowa Struga, dobrze pamiętam?
Syczek zamrugał, zaskoczony. Okej, przecież ona o niczym nie wiedziała! W końcu nikomu nie powiedział, co tak naprawdę do niej czuł... Na pewno Zalotna Łapa była po prostu ciekawska, a wspomnienie akurat o Aldze zupełnie przypadkowe. Tak przynajmniej starał się przekonać samego siebie Syczek.
— Tak, rozmawiałem — odpowiedział, próbując opanować nieco drżący głos. — Eee... nocniaki? Mają t-tam tą władzę królewską, yyy... No, pływają, to na pewno... I to całkiem nieźle... — mruczał wszystko, co mu przychodziło do głowy.
— Chętnie bym wyczaiła jakiegoś nocniaka... To znaczy, aby z nim pogadać! — poprawiła się od razu i zaśmiała Zalotka, wywołując i u swojego brata lekki śmiech. — Skoro mamy taką okazję, chciałabym dowiedzieć o nich trochę więcej. Mamy z nimi w końcu sojusz... A Algowa Struga nie mówiła ci może o jakichś miłych kotach, do których mogłabym podejść? Przecież tak dużo rozmawialiście na zgromadzeniach! Tutaj też was widziałam parę razy... Nie spodziewałam się, że ze wszystkich kotów przyjaciela znajdziesz akurat w nocniaku!
O nie. Syczkowa Łapa miał szczęście, że jego pysk pokrywało gęste futro, bo skóra pod nim prędko zczerwieniała. Musiał wziąć się w garść! Nie chciał przecież, aby ktokolwiek się domyślił, że Alga nie była dla niego wyłącznie zwykłą przyjaciółką... Zostałby wyśmiany! Ba, może nawet i ukarany! W końcu związki z kotami spoza klanu były traktowane jak zdrada...
— Cóż, ani ona, ani ja nie jesteśmy typami plotkarza — zaśmiał się nerwowo — więc nie wiem za dużo o innych uczniach czy wojownikach w Klanie Nocy... Ale jak ją spotkam, mogę zapytać! — dodał po chwili. Szukał w głowie powodu, dla którego mogliby już wrócić do obozu, ale nawet go nie potrzebował.
— O nie! Przecież miałam pójść na patrol! Nie wiem kiedy wyrusza, ale nie mogę się na niego spóźnić! — miauknęła z przejęciem. — Obiecałam Blademu Licu... To jak się zobaczycie, zapytaj! A ja wracam do obozu w podskokach.
Kocur odetchnął z natychmiastową ulgą.
— Oczywiście. Miłego patrolu! — rzucił, patrząc, jak kotka odchodzi.
***
W legowisku uczniów, odkąd obie z jego sióstr z niego odeszły, było dla Syczkowej Łapy... Dziwnie pusto. Oczywiście, tętniło ono życiem i entuzjastycznymi rozmowami innych terminatorów, lecz dla złotego wciąż czegoś w nim brakowało.
Był wdzięczny, że przynajmniej nie podzielił losu Polanki. Był on niesprawiedliwy. Marszczył nos za każdym razem, gdy myślał o swojej nieporadnej siostrze, a jednocześnie patrzył na starszą o wiele księżyców Muszlową Łapę, jakiej zdolności nawet nie prześcigały tych złotej. A jednak, jakimś dziwnym trafem, to Polna Łapa została wygnana, a nie córka ich przywódczyni. Obserwował jej postępy od księżyców – nie potrafił zauważyć żadnych. Nie miał do niej za to żalu, lecz nie potrafił zrozumieć. Czy gdyby z Wieczorną Gwiazdą łączyły ich więzy krwi, to czy Polna Łapa nadal leżałaby na posłaniu ku jego boku?
— A słyszeliście, że Szeleszczący Wiąz ostatnio przypadkowo połknął żabę? — rzuciła głośniej Gąsiorkowa Łapa, na tyle, by wyrwać Syczka z zamyślenia. Większość uczniów od razu cicho zachichotała, dopytując o więcej. Jej brat natychmiast podniósł pytająco jedną brew, spoglądając na swoją siostrę z nieufnością.
— Co? Jak można przez przypadek połknąć żabę? — wymruczał od razu Trzcinniczek.
— Widocznie tak! Ponoć znalazł jedną przy brzegu jeziora, skradał się, skradał... A gdy podszedł blisko i już zamachiwał się łapą, by ogłuszyć swoją zdobycz, ta nagle wskoczyła mu do pyska!
Legowisko zaniosło się śmiechem. Nawet Sałatkowa Łapa drgała w rozbawieniu wąsami, pomimo zwykle poważnego wyrazu pyska. Trzcinniczkowa Łapa jednak nadal nie wyglądał na przekonanego jej opowiastką.
— To nie brzmi za bezpiecznie! Wszystko u niego w porządku? — wymruczał z troską.
— A co by mu taka mała żabka zrobiła? Za dużo się przejmujesz! — odparła Gąsiorek, patrząc na kocura figlarnie. — Wypluł ją i po sprawie! Nie polecam teraz brać na posiłek żab ze stosu. Jak traficie na jakąś obślizgłą, to nie będziecie w stanie powiedzieć, czy jest taka mokra od jeziornej wody, czy może od śliny Szeleszczącego Wiązu...
— Fuj! — powiedziała przez śmiech Jaskółka, zakrywając łapą pyszczek.
— To brzmi jak zwykła plotka. Gdzie to usłyszałaś? — zapytał wciąż nieprzekonany arlekin.
— Od Zabielonego Spojrzenia! Była z nim dzisiaj rano na patrolu łowieckim. Wszystko widziała na własne oczy, tak powiedziała!
— Ona już nie raz opowiadała takie głupotki! Słynie z plotkowania... — westchnął Trzcinniczkowa Łapa. Syczek od dawna wiedział, że nie podobały mu się takie procedery. Zawsze, gdy ktoś opowiadał nową, zabawną plotkę, on natychmiast próbował dojść do jej prawdziwości. Nie lubił oczerniania innych, szczególnie kłamstwami. Zgadzał się z jego opinią na temat Zabielonego spojrzenia, lecz nic nie powiedział. Przyglądał się tylko rozmowie z boku, kryjąc się w półcieniu.
— Oj tam, oj tam! — zbyła go Gąsiorek, machając lekceważąco łapką. — Nie umiesz się dobrze bawić...
— A ty, Syczku? — miauknęła nagle chichrająca się niezmiennie od początku Iskierka, szturchając łokciem leżącego na posłaniu obok kolegę. Wszystkie oczy zwróciły się ku milczącemu uczniowi, który od razu poczuł, jak pod futrem zaczyna mu się robić gorąco. — Ta historia jest prześmieszna! Co nie?
— Tja.
***
Mroczna Wizja mówiła mu, że zbliżał się już czas. Nareszcie posiadł wystarczająco umiejętności, by móc wygrać walkę. Już jedną z nich stoczył – przegraną, lecz bez żalu. Nie czuł się na siłach, by walczyć na pazury i zęby ze swoją siostrą. Najbliższą przyjaciółką. Chociaż dla niej najważniejszy był już kto inny...
Ilekroć szukał wzrokiem w obozie siostry, znajdował ją w towarzystwie Prążkowanej Łapy. Zdawałoby się, że parka zakochała się w sobie od pierwszego wejrzenia, bo nie minęło dużo czasu od dołączenia kocurka do ich klanu, a ten już zdążył skraść serce Zalotnej Krasopani. Chociaż ta nadal nazywała go przy innych zwykłym przyjacielem, patrzyła na Prążka wzrokiem, który zdradzał wszystkie jej ukryte myśli.
Nie rozmawiali ze sobą od dnia, w którym walczyli. Syczkowa Łapa nawet nie wiedział, kiedy powinien do niej podejść, ponieważ wojowniczka zdawała się ciągle zajęta. Jeśli nie Prążkowaną Łapą, to innymi znajomymi lub obowiązkami. Ogarniała go przez to... samotność. Był otoczony mnóstwem kotów, jednak mało który z nich zwracał na niego jakąkolwiek uwagę. Trudno było mu nazwać kogokolwiek swoim bliskim. Rozmawiał ze swoją mamą, mentorką, Iskrzącą Łapą... I, właściwie, nikim więcej.
Żałosne.
Jego łapy zadrżały wraz z zawołaniem Wieczornej Gwiazdy, typującym uczniów do walki o wojownicze miano. Doskonale bowiem wiedział nie tylko, że będzie wytypowany, ale również i to, kim będzie jego przeciwnik. I prędko okazało się, że trafił prosto w cel.
— Tego dnia dwóch doświadczonych uczniów stanie razem do walki. Wyróżnią tym samym zwycięzcę, który godny jest dziś mianowania — oznajmiła wszystkim Wieczór. Sierść na grzbiecie Syczkowej Łapy najeżyła się wraz z tymi słowami, lecz nie dał po sobie poznać, jakoby się bał. W końcu pierwszą rzeczą, jaką wyczuwał przeciwnik, był strach.
Uczeń wyszedł z szeregu, zajmując miejsce po środku obozu, jak na arenie. Nie musiał się odwracać, by czuć na sobie palące płomienie wzroku Zalotnej Krasopani. Starał się odwrócić uwagę od faktu, że to wszystko musiała obserwować jego siostra, gapiąc się na Prążkowaną Łapę i próbując wyciągnąć z jego wyglądu wszystko, co tylko mogłoby się mu przydać w starciu. Był dużym i silnym fizycznie kocurem, co było widać już na pierwszy rzut oka. Syczek musiał wystrzegać się jego ciosów i nie dać pozwolić sobie na zagonienie w kozi róg. Nie wyglądał za to na zbyt zwinnego. Walka z nim nie powinna być zbyt trudna, jeśli tylko zachowa trzeźwość umysłu i skupi się na radach Mrocznej Wizji.
Zgiął łapy. Zmrużył nieco oczy. Jego pleców nie paliło wyłącznie spojrzenie Zalotki, ale i słońce, które na ziemi zacienionego obozu wilczaków, malowało jasne, rozświetlone plamy. Mógł to wykorzystać. Zatrzyma to w zanadrzu.
— Do boju! — wypaliła przywódczyni, dając uczniom oczywisty znak do rozpoczęcia walki. Wraz z jej rozkazem Prążkowana Łapa pognał w stronę Syczka, jednak ten, spodziewając się jego ruchu, odskoczył w bok. Zdezorientowanie kocura wykorzystał, uderzając pazurami w jego bark.
Ten jednak odwrócił się prędzej, niż złoty to sobie zakładał. Położył po sobie uszy, robiąc prędkie kroki w tył, gdy Prążek kierował się akurat w jego stronę. Byle nie spanikować. Byle nie spanikować. Byle nie spanikować... — powtarzał sobie w myślach, nie spuszczając z kocura wzroku.
Syczkowa Łapa zanurkował, przytulając pierś do ziemi, gdy Prążkowana Łapa znów wyskoczył z zamiarem przyszpilenia go do podłoża. Nie mógł do tego dopuścić za żadną cenę. W demonstracji zwykłej siły, Syczek był bezbronny. Koncentrował się na unikaniu jego siarczystych ciosów, a samemu na małych chlaśnięciach i podgryzaniach. Musiał go zmęczyć, zanim przystąpiłby do prawdziwych ataków. Syczek przeszedł pod jego brzuchem, by wynurzyć się z powrotem po drugiej stronie; tak, jak ćwiczył z mentorką. Wgryzł się w bok jasnego karku Prążka i to nieco mocniej, niż planował.
Po języku rozpłynęła się ciepła krew. Mógł doskonale poczuć jej metaliczny posmak, jaki po sobie zostawiała na jego zębach, przyklejając się do podniebienia jak stara, gumowa zdobycz. Czuł, jakby polował na zająca, którego mięsa, choć zwierzyna jeszcze była żywa, smakował już w chwili uśmiercania.
Nie powinien o tym myśleć. Przekonał się o tym za szybko, gdy jednym sprawnym ruchem łapy został odepchnięty, wraz z kawałkiem futra, jaki zwisał mu z pyska. Przetoczył się po piachu, wznosząc w powietrze szczypiący w ślepia kurz.
— Na Klan Gwiazdy — wyszeptał do siebie Syczkowa Łapa, wypluwając na ziemię kępkę sierści. Wstał z ziemi, lecz nawet nie zdążył otrzepać się z pyłu, ponieważ oponent już na niego nacierał, pomimo osłabienia.
Rozpoczęli ze sobą taniec, taniec zębów i pazurów oraz zwinnych skoków i uników. Raz po raz któryś z nich kończył z nowym, lekkim cięciem i pozbawiony kolejnej porcji sił. Na szczęście Syczkowej Łapy, to jego przeciwnik męczył się szybciej od niego. Zauważał, jak ruchy Prążkowej Łapy stają się mniej celne, wolniejsze, bardziej flegmatyczne. Łatwiej było mu robić sprawniejsze i wymagające mniej skupienia uniki. Widział w oczach liliowego, że nie wytrzyma tak długo. W końcu Syczek uznał, że był to dobry moment na właściwą część ich pojedynku. A, właściwie, jego koniec.
Rzucił się na kocura, prędko przybijając go do ziemi. Miotał się pod jego łapami, lecz był już na tyle wyczerpany, by Syczkowa Łapa mógł sobie z tym poradzić. Czekał na moment, w którym się podda. Nie chciał go ranić bardziej, niż musiał –
Pazurzasta łapa uderzyła go ostro w policzek, wywołując tym samym syk bólu. Widocznie Prążkowana Łapa chciał mieć ostatnie zdanie. Nie na jego warcie. Nie mógł przegrać już drugiej walki. Nie pozwolił kocurowi wyrwać się z uścisku. Ba, przycisnął go jeszcze mocniej do ziemi, ponownie zbliżając do niego swoje zęby. Tym razem do szyi.
Wbijając w nią kły mógł poczuć, jak ciało kocura wije się jeszcze mocniej, a z pyska Prążka uciekają jęki bólu. Wbijał się głęboko – na tyle, na ile pozwalał mu jego umysł i jego granice. Byle tylko się poddał, myślał sobie uczeń, znów mocząc pysk we krwi. Syczkowa Łapa nie chciał być brutalny. Gdy tylko ciało Prążka spokorniało i zwiotczało, osłabił ścisk szczęk. Oderwał w końcu zęby od jego skóry.
— Ogłaszam koniec walki. Syczkowa Łapa jest zwycięzcą! — oznajmiła Wieczorna Gwiazda, rozpoczynając salwy okrzyków i gratulacji. Złoty podniósł się, wciąż jednak patrząc swojemu przeciwnikowi w oczy. Z brody skapnęła na białą pierś Prążkowanej Łapy jeszcze jedna kropla jego własnej krwi, zanim Syczek wstał i podszedł do ułamanego pnia, na którym siedziała ich przywódczyni. Bał się obejrzeć, by zobaczyć, jak jego przeciwnik zbiera się z ziemi i odchodzi, zhańbiony, w tłum. "Znam to", chciałby mu powiedzieć i pocieszyć, lecz nie miał takiej odwagi.
— Ja, Wieczorna Gwiazda, przywódczyni Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Syczkowa Łapo — zwróciła się prosto w jego stronę, przeszywając lodowato-błękitnymi ślepiami — czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia?
Odpowiedział, praktycznie odruchowo:
— Przysięgam.
— Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Syczkowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Syczkowy Szept. Klan ceni twoją zwinność i rozległą wiedzę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka — powiedziała Wieczór, wznosząc jeszcze głośniejszy aplauz.
Słyszał zewsząd wykrzykiwane swoje imię. Kocur odwrócił się, by spojrzeć nieśmiało na wszystkich zgromadzonych, jacy raz zachowywali się, jakby go znali, a nie tylko mijali nawzajem jak cienie. Jakby większość z nich nie rzucała za jego plecami obelg. Cieszył się jednak tą chwilą, odpychając każdą myśl, która mogłaby mu ją zepsuć. Był wojownikiem. Wojownikiem! Tym, o czym marzył od tak dawna...
W końcu jego oczy zatrzymały się na jednej, milczącej sylwetce, u której boku siedział ranny, oblizujący swoje rany oblubieniec.
Zalotna Krasopani.
<Siostrzyczko?>
[2495 słów - trening wojownika]
[przyznano 50%]
EVENT NPC: Trzcinniczkowa Łapa, Zabielone Spojrzenie, Prążkowana Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz