Rzuciła spojrzeniem na kolejną kłótnię, która zaczynała się agresywnymi spojrzeniami. Oczywiście, rozpoznała tam plującego obelgami Żagnicę, oraz monotonnie broniącą się Kosodrzewinę z poirytowanym błyskiem w oczach, ciągle powtarzajacą te same argumenty. Westchnęła, a Pieczarka siedząca u jej boku zwróciła na nią spojrzenie.
— O czym tak myślisz? – mruknęła cicho.
— Nie wiem – oparła się o biały bok zwiadowczyni – Jakie to wszystko jest okropne… Czemu ktoś chciałby w ogóle coś takiego zrobić? – pisnęła.
Starsza pokręciła głową, wpatrując się w rosnący konflikt, który starała się ponownie rozwiązać Świergot, szybkim krokiem opuszczając swoje legowisko.
— Nie mam pojęcia… Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni.
Po drugiej stronie obozu zauważyła Daglezję rozmawiającą o czymś z Sówką i Lśniącą Tęczę, który, jak zwykle niezadowolony, siedział obok. Oczy zastępczyni zabłysnęły z radością, na co Jeżyna przekręciła główkę. Kto by się teraz z czegokolwiek cieszył? Zwiadowczyni u jej boku podniosła na nich spojrzenie, a końcówka jej ogona zadrżała.
— W końcu – mruknęła z uśmiechem, a zdezorientowana uczennica położyła uszy.
— Ale o co chodzi? – pisnęła, ale odpowiedzi się nie doczekała. Liderka wskoczyła na miejsce przemówień, a klanowicze od razu zaczęli się kierować w tamtą stronę, siadając przed starą topolą. Niektórzy w lepszych, a inni w gorszych nastrojach. Popchnięta lekko przez Pieczarkę także ruszyła w kierunku zgromadzenia, siadając między naburmuszonym Listkiem a zmęczoną Kaczką. Wszyscy czekali, aż przywódczyni rozpocznie przemowę. Co mogła mieć do powiedzenia? Przecież nic się chyba nie stało przez tak krótki czas.
— Jeżyno, wystąp.
Bura z niedowierzaniem postawiła uszy. Czy działo się właśnie to, o czym marzyła? Za zachętą siedzącej obok mamy wstała i podeszła o parę kroków bliżej, spoglądając w górę na rudy pysk Daglezji.
— Nadszedł czas, abyś dołączyła do grona zwiadowców. Wykazałaś się… Optymizmem i determinacją – oznajmiła pointka – Czy przysięgasz pozostać lojalna naszej społeczności i czuwać nad jej bezpieczeństwem?
— Tak, przysięgam! – jej ogon drgał z podekscytowaniem. W końcu!
Liderka westchnęła, rozglądając się po pyskach owocniaków.
— Zatem witam cię jako nową zwiadowczynię Owocowego Lasu.
Z tłumu rozległo się ciche skandowanie, a świeżo mianowana zwiadowczyni obróciła się z uśmiechem. Podbiegła do mamy i rodzeństwa, słysząc jeszcze, jak przywódczyni zeskakuje na ziemię. Po chwili do grupki dołączyła Sówka, liżąc córkę po łepku.
*pod wieczór*
Poddenerwowana wetknęła głowę do legowiska Świergotu. Szamanka powitała ją z uśmiechem, kończąc przygotowania do ceremonii. W powietrzu unosił się resztka dymu oraz zwęglony zapach szałwii.
— Gotowa? – zapytała liliowa, trącając bok zwiadowczyni ogonem. No właśnie, zwiadowczyni! Nie mogła uwierzyć, że nie była już uczennicą. Dopiero co wyszła ze żłobka… Czas mijał jej strasznie szybko, mimo tego, że starała się rozkoszować każdą jego minutą.
— Tak, chyba tak – westchnęła niepewnie, po chwili ruszając za starszą na zewnątrz.
Zanim wyszły z obozu, poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Daglezjowa Igła uważnie zmierzyła je wzrokiem zielonkawych oczu, nie mówiąc jednak nic. Wzdrygnęła się, przysuwając bliżej szamanki.
— Wszystko będzie dobrze – zamruczała cętkowana, wyczuwając jej spięcie.
Słońce zdążyło już schować się za horyzontem, a ostatki jego poświaty nadawały lasowi ciepłego charakteru. Zaczęły swoją wędrówkę w ciszy, która jednak po niedługim czasie została przerwana przez pytania Świergot. Najpierw zaczęło się od pytań o jej odczucia o nowej pozycji, nowych obowiązkach i relacjach z innymi. Rozmowa sama ciągnęła się dalej, a Jeżyna chodziła z lekkim uśmiechem na pysku. Jednak co jakiś czas jej uwagę przyciągnął jakiś ciekawy listek czy kwiatek, ale szamanka nie przejmowała się tym jakoś bardzo, tylko chichocząc raz po raz.
— Kto pierwszy opowiedział ci o Wszechmatce? – zapytała starsza, rozglądając się po okolicy.
Zamyśliła się na chwilę. Musiała wysilać wzrok, aby nie wpaść na żadne drzewo… Tak jak kiedyś.
— Babcia Jarząb – miauknęła w końcu – To ona zawsze snuła różne historie, o jej przeszłości, gwiazdach czy właśnie jej wierze.
— I co, podłapałaś to od niej?
— Myślę, że tak – westchnęła, spuszczając lekko głowę – Mnie i Topolę zawsze ciągnęło do słuchania jej bajek, a babcia nigdy tego nam nie odmawiała… A ona zawsze wplatała tam różne pouczenia czy właśnie Wszechmatkę…
Świergot pokiwała głową, uśmiechając się lekko.
— Jak opisałabyś babcię? – zapytała po chwili – Wiem, że nie znałaś jej długo, ale chciałabym to usłyszeć.
Zastanowiła się, zwalniając odrobinkę. Wiedziała, że szamanka znała jej babcię w miarę dobrze. Nie raz widywała je rozmawiające po zachodzie słońca przed legowiskiem starszych. Nie chciała powiedzieć nic niestosownego - w końcu kotki bardzo się lubiły. Ale co złego mogla powiedziec o kochanej Jarząb?
— Nie pamiętam dużo, więc… W sumie, to nie wiem – bąknęła zawstydzona – Ale… Myślę, że babcia zawsze była życzliwa. Trochę zrzędliwa za dnia, kiedy nie mogła wyjść na zewnątrz. Była świetną bajkopisarką… A może to wszystko rzeczywiście się wydarzyło? Nie mam pojęcia.
Westchnęła cicho, czując, że powinna coś jeszcze dodać. Chciała być ze starszą szczera, mimo tego, że trudno jej to przychodziło.
— Mam wrażenie, że od- od czasu jej odejścia wszystko zaczęło się psuć – zająknęła się, potykając o własne łapy – Nie chcę jej za nic obwiniać, bo to nie miłe. Ale… Tak mi się wydawało. Wcześniej.
— Myślisz, że to prawda? Teraz? Czy już znalazłaś inne-
Przed nosem Jeżyny pojawił się szaro-brązowy motyl, odwracając jej uwagę od słów towarzyszki.
— Patrz, jaka ładna ćma! – przerwała liliowej jej wypowiedź. Z zażenowaniem położyła po sobie uszy, nadal wyciągnąć łapę w stronę robaczka – Ale, patrz… Ćma! Taka przepiękna!
— Wygląda trochę jak ty – westchnęła cętkowana – Lubisz ćmy?
— Oczywiście! – miauknęła oczarowana – Bardzo… Jak przemykam miedzy drzewami wieczorem to czuje sie jak taka ciemka!
Szamanka zachichotała, jednak po chwili jej spojrzenie spoważniało. Jeżyna wyczuła wyczekiwanie starszej, a w jej własnych oczach zabłysły iskierka.
— Ćma! – pisnęła – Tak!
*po powrocie*
Legowisko szamanki nadal pachniało spalonymi ziołami, których kupka leżała starannie pod ścianą. Nerwowa, ale także zadowolona z siebie przyglądała się ruchom liliowej, która odgarniała niedopalone liście, odsłaniając czarny jak noc na zewnątrz popiół.
— Dobrze – westchnęła Świergot i odwróciła się do zwiadowczyni – Zaczynamy.
Ogonek burej zadrgał, a starsza podniosła łapę. Poczuła ostry pazur na jej uchu, a chwilę później rana zapiekła, sprawiając, że jej oczka się zmrużyły.
— Jeżyno, twoje imię duszy to… – zamyśliła się na moment, zamykając oczy – Ćma dążącą do światła księżyca.
Z tymi słowy szamanka przyłożyła do jej łaciatego czoła łapę zanurzoną w szałwiowym popiele, zostawiając na nim szarawy ślad. Zadrżała, po chwili otwierając wcześniej przymrużone oczy i uśmiechając się szeroko w stronę towarzyszki.
— Dziękuję – zamruczała – Bardzo dziękuję!
— Ależ nie ma za co, takie jest moje zadanie – cętkowana spojrzała na nią ciepło – Powiedz mi, którym imieniem mam się do ciebie zwracać? Czy zamierzasz zachować je sekretem, czy nazywać się tak otwarcie?
Zastanowiła się chwilę, wzruszając barkami.
— Obojętnie – miauknęła – Myślę, że kto chce, to może wiedzieć. W końcu to żadna tajemnica.
Świergot pokiwała głową, wstając powoli.
— Zatem, myślę, że ceremonia została zakończona – oznajmiła – Chyba, że masz do mnie jakieś pytania?
— Nie, jeszcze raz bardzo dziękuję! Dobranoc!
Szybkim krokiem opuściła legowisko, rzucając spojrzenie na legowisko jej brata. Już chciała pójść w tamtym kierunku, gdy przypomniała sobie, że teraz ma własne posłanie, na innym drzewie. Jej wąsy zadrżały, gdy z niechęcią odwróciła się i wspięła w górę, na nowe, świeże, obce legowisko. Umosciła się wygodnie i przymknęła oczy, uspokajana przez ciche pochrapywania innych. Może i bycie mianowaną miało jakieś minusy, pomyślała. Chciała wrócić do starego posłania, a raczej tego Topoli, które niosło że sobą same miłe wspomnienia. Westchnęła cicho, owijając się ogonem. Z czasem się przyzwyczai.
[1228 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz