Rozległ się głuchy huk.
- Było…całkiem nieźle, Morelko. Już prawie-prawie. Musisz popracować nad rozłożeniem ciężaru ciała, stabilnością i…
Znowu huk.
Morelka po raz kolejny spadł z drzewa. Lekko zakręciło mu się w głowie, chwiejąc się na swoich łapkach odwrócił się w stronę mentorki, próbując wyostrzyć wzrok.
- Prze…przepraszam, ja… - zaczął cichutko. - Naprawdę się staram… Ale chyba tego nie potrafię…
Migotka spojrzała na niego łagodnie.
- Zobacz, nie możesz wbijać pazurów w starą, suchą, odpadającą korę, może gdybyś miał dłuższe pazurki, ale jak na razie jesteś jeszcze mały. Musisz znaleźć odpowiednie miejsce na pniu drzewa.
Morelka zmierzył niepewnym wzrokiem drzewo. Przeszedł go dreszcz. Po chwili ostrożnie pokiwał głową.
- Spróbuję…
Rozpędził się, skoczył, złapał się pazurami kory, ale…po chwili stracił równowagę i znowu spadł. Sucha kora odpadła z drzewa i wysypała się na niego razem ze wszystkimi żyjątkami, które zamieszkiwały powierzchnię ukrytą przez korę… Prosto na jego nosie wylądował…wij.
Morelka zazezował na nią oczy, zamarł. Jego pysk nagle przestał okazywać jakiekolwiek emocje.
Przez oczy Migotki przeleciał cień zaniepokojenia i współczucia. Zawahała się, a potem zaczęła iść w jego stronę.
- Nie przejmuj się, Morelko, to dopiero twój pierwszy dzień, niektórzy potrzebują więcej czasu…
Morelka wysunął pazury i uderzył się nimi prosto w nos na którym siedział wij. Migotka podskoczyła lekko, zaskoczona.
- Morelko, co ty robisz? Wszystko dobrze? Dlaczego to zrobiłeś?
Po wiju została plama. Z małej, płytkiej szramy na nosku Morelki popłynęła stróżka krwi. Jedna kropelka skapnęła prosto na jego lewą łapkę. Nie odpowiedział. Patrzył w dół, za kropelką.
Mentorka spojrzała na chwilę w ziemię, a potem z powrotem na niego.
- Może lepiej… Wróćmy już do obozu. Odpoczniesz i… Jutro zaczniemy od nowa. Co ty na to?
Morelka pokiwał głową, nie spojrzał na nią. Wstał. Ruszyli w drogę powrotną. Migotka próbowała nadal go zmotywować, pocieszyć, ale dymny kocur już jej nie słuchał. Odwrócił się na chwilę i zmierzył pustym wzrokiem drzewo, już lekko obdarte z kory.
- „Nie poddam się tak łatwo…” - oblizał krwawiący nosek.
- Morelko, idziesz?
Czarny kocur odwrócił się z powrotem do mentorki i ruszył znowu za nią.
***
Następnego dnia, z samego ranka, Morelka namówił mentorkę na kolejny trening wspinaczki na drzewa. Mimo, że wyglądał na bardziej zmęczonego niż poprzedniego dnia, jakby nie spał całą noc, to wyraźnie aż tryskał energią.- Jestem pewien, że dzisiaj mi się uda. Zobaczysz. - powiedział z uśmiechem dymny, drepcząc za nią wesoło.
- Hmm… No dobrze, Morelko, już idziemy. Pokażesz mi co potrafisz. - Migotka uśmiechnęła się.
Dotarli do tego samego drzewa na którym wczoraj ćwiczyli, ale… Migotkę aż zmroziło. Drzewo było całkowicie obdarte z kory, miało wyraźne, bardzo głębokie ślady pazurów i gdzieniegdzie krwi… Morelka nie przestał się uśmiechać, podszedł do drzewa. Odwrócił się na chwilę do mentorki, upewniając się, że patrzy, a potem zwinnie wbił się pazurami w pień i wskoczył na gałąź drzewa.
- Udało mi się! Widziałaś? Jesteś ze mnie dumna? - zapytał Morelka.
[512 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz