BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Do klanu szczęśliwie (chociaż zależy kogo się o to zapyta) powróciła zaginiona medyczka, Liściaste Futro. Niestety nawet jej obecność nie mogła powstrzymać ani katastrofy, jaką była szalejąca podczas Pory Nagich Liści epidemia zielonego kaszlu, ani utraty jednego z żyć przez Srokoszową Gwiazdę na zgromadzeniu. Aktualnie osłabieni klifiacy próbują podnieść się na łapy i zapomnieć o katastrofie.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.
Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Burzy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 3 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

21 października 2024

Od Przepiórczego Puchu CD. Szepczącej Pustki

W głowie tkwiła jej na głównym planie rozmowa z partnerem z poprzedniego dnia. Jasne było, że kocur coś kombinował, ale konkretów domyśleć się nie potrafiła. Z pewnym oczekiwaniem rutynowo zaliczała swoje obowiązki i gdy liliowy pod wieczór zaszczycił ją swą obecnością, porywając ją z patrolu, ofiarowała mu nieufne spojrzenie. Mieli iść nad Przybrzeżne Oko? Dlaczego akurat tam?
— Brzmi jak groźba — przyznała po chwili namysłu. — Jakbyś chciał mnie utopić, a potem moje ciało mogłoby rozłożyć się wygodnie na dnie — dodała, stawiając pewny opór. — Powinnam się obawiać?
Oczywiście w życiu nie posądzałaby go o takie zbrodnie. Miała jednak w zwyczaju stosować w podobnym tonie odzywki, ilekroć była na niego obrażona. O dziwo, zdarzało się to stosunkowo rzadko, co nie zmieniało faktu, że teraz znaleźli się w takowej sytuacji, która wymagała od niej odrobinę bardziej ciętego języka.
— Mnie? Zawsze — mruknął z tym uśmiechem, za którym łapy przywlokły ją niegdyś pod same granice Klanu Burzy. — Chociaż kto wie? Może to ty zechcesz coś zrobić takiemu niewinnemu, pięknemu kotu jak ja?
Parsknęła wprost na to stwierdzenie.
— Niewinny to za dużo powiedziane — rzuciła, spoglądając przelotem na pożółkłe źdźbła traw. Powoli ich ciepła barwa zanikała w nadchodzących mrokach nocy.
— Twoje słowa ranią moje niewinne uczucia — westchnął smutno nad jej uchem. Niewdzięczna różnica wzrostu, choćby stawała na opuszkach palców, zawsze nad nią górował.
— Mnie twoje niegdyś też zraniły — przypomniała delikatnie. — Jesteśmy kwita.
Nie była w stanie wyjaśnić, skąd w niej aż taka uszczypliwość. Nie mogła ciągle rozwodzić się nad jednym i tym samym, ale zarazem czuła potrzebę toczenia tej walki. Niepewnie stąpała za nim, wzdychając co każdy krok.
— Przepiórko, ciesz się chwilą~ Ten wieczór jest po to, żeby udobruchać twoją zmartwioną główkę. — Zatrzymał się przed nią i podniósł łapę. Nie zrozumiała, co się dzieje, dopóki nie poczuła, jak coś czochra jej futro na czubku głowy. Zmrużyła oczy, a gdy je otworzyła, liliowy był już dalej, a ją objął nieprzyjemny chłód.
Westchnęła przeciągle, zastanawiając się, jak ciągnięcie tej rozmowy może wpłynąć na ich relacje, której jednak psuć nie chciała. Powoli miała dosyć spania z dala od jego ogona, który zdawał się być oddzielnym od kocura bytem i każdej nocy wolał ją do siebie. Niestety, w zestawie był głowa i reszta ciała, także musiała schować dumę w piach i prędzej czy później się z nim pogodzić.
— Nie jest zmartwiona — odparła. — Dobrze, mogę przestać się na ciebie gniewać, ale w zamian chcę twój ogon.
Niemalże słyszała jego znużone westchnięcie, będące nieodłącznym elementem jej każdego żartu o odgryzieniu mu kity.
— A może zamiast ogona — zaczął z wahaniem, a wspomniana część ciała przesunęła się w stronę przeciwną od kotki — pozostaniemy przy tej gwiazdce z nieba? — poddał, kierując łapami głowę Gracji w stronę tafli wody, odbijającej coraz to ciemniejsze niebo.
Zmrużyła oczy.
— Brzmi na mniej możliwe do wykonania — stwierdziła, odchylając się w bok. Zaraz to jednak jej umysł zajęła jedna myśl. — Chyba że ten wasz Klan Gwiazdy umie takie rzeczy — mruknęła. — Możesz... Poprosić kogoś zmarłego, by ci naprawdę zrzucił gwiazdę z nieba? — spytała z niedowierzaniem.
Patrzył na nią przez chwilę, jakby analizując wszystko, co powiedziała, po czym uśmiechnął się w sposób jej zdaniem niezwykle podejrzany.
— Widzisz, moja droga, mam świetne znajomości z Klanem Gwiazdy, a jako, iż zostałaś przez nich pobłogosławiona, zesłali ci specjalną gwiazdkę. Mnie! — Tu stanął przed nią z wysoko uniesionym ogonem, chwilę później się kłaniając. — Co prawda z tym wchodzeniem na drzewa nie byłaś zbyt daleko... tylko że to ja chciałem z takiego zeskoczyć.
Była gotowa udusić go własnymi łapami na wzmiankę o szaleńczych skokach z drzew, ale postanowiła dać mu szansę się wybronić, widząc, że chciał dalej mówić.
— Ale potem pomyślałem sobie, że możesz być niezbyt szczęśliwa z tego pomysłu — Wytłumaczył trochę zmieszany, miękkim głosem, chwilę później się rozpromieniając. — Niemniej! Pomyślałem, że akurat można znaleźć ciekawe zastępstwo. Chodź, chodź, podejdź bliżej do tafli~ rzucił zachęcająco, z przymkniętymi oczyma.
— Ty mnie naprawdę chcesz utopić — stwierdziła, niemrawo przysuwając się o krok do przodu. — To brzmi jak podstęp — powtórzyła, sama już nie wiedząc który raz tego wieczoru.
— Niestety nie byłoby w tym żadnej zabawy, ani tym bardziej sposobu na przeprosiny — westchnął, jakby był z tego powodu niezbyt zadowolony, po czym poklepał łapą miejsce obok siebie. — Moim zadaniem będzie podtrzymanie cię przy życiu do momentu, w którym się ściemni. — Zdradził, siadając przy brzegu.
Po raz kolejny zmrużyła oczy, patrząc na niego niezwykle tępo.
— Słucham? — wymamrotała. — Domyślam się, że chcesz być romantycznie zagadkowy, ale zaczynasz brzmieć tak, jakbyś miał w głowie naprawdę niecne plany i ciemność miałaby ci pomóc w potencjalnej zbrodni. — Mówiła to, niepewnie zasiadając u jego boku.
— A chcesz, żebym miał niecne plany? — spytał zaczepnie z szerokim uśmiechem, unosząc brwi w górę.
Owinęła ciaśniej ogonem przednie łapy.
— Chcę, żebyś miał mądre i przemyślane plany, po których wykonaniu nie będę miała ochotę pacnąć cię w łeb — przyznała wprost.
— Niszczyciel dobrej zabawy — wymamrotał pod nosem, odwracając wzrok. — Wiesz, że to niemożliwe. Od tego mam ciebie — dodał już nieco głośniej, jakby sprawa jego bardziej przemyślanego zachowania została pogrzebana dawno temu.
Uśmiech instynktownie wpłynął na jej pysk i zaśmiała się krótko. Zaraz to jednak przypomniała sobie, że nie zapracował jeszcze na jej wybaczenie, więc gwałtownie spoważniała.
— Cieszę się, że mnie doceniasz — westchnęła, unosząc pysk w górę. — Czyli czekamy na ciemności, tak? — powtórzyła, zastanawiając się, jaki temat przyspieszy im czas. — To niesamowite, że nasze dzieci są już takie... Dorosłe — przyznała. — Dwójka mianowana, pomimo paru trudów, a Skowronek też świetnie sobie radzi jako medyk.
Uwielbiała rozmawiać o swoich pociechach. Była dumna z tego, jak sprawnie minęły ich treningi, a i w czekoladowego mocno wierzyła, iż wkrótce będzie pełnoprawnym uzdrowicielem.
— Tak, do całkowitych ciemności — potwierdził Szepcząca Pustka, wyciągając ją z zamyśleń. — Chyba że się boisz? — dodał zaczepnie, już chwilę później milknąc i jakoś się odcinając, a przynajmniej tak to wstępnie wyglądało. Później natomiast, można było zobaczyć pewną melancholię, malującą się na pysku kocura.
— Wiesz, z początku się trochę obawiałem — poddał po chwili ciszy, na co zaintrygowana w pełni skupiła swój wzrok na nim. — Tego wyboru Skowronka, chociaż sam podałem taką propozycję. Wiesz, Pajęcza Lilia coś tam zaczęła ględzić, ale nie w tym rzecz — westchnął przeciągle. — Skowronek przypomina mi trochę Rumianka, chociaż bardziej otwartego — mruknął. — Było to takie... dziwne uczucie? — Próbował wyjaśnić na wydechu, chociaż niezbyt mu to szło. — Jeszcze później te problemy z Kniejką. - Znów przerwał, uśmiechając się od nowa. — Ale cieszę się, że jakoś to idzie. Pomału, do przodu.
Nerwowo zaczęła szurać łapą po ziemi. Problemy były wszędzie, i chociaż całe życie próbowała od nich uciec, tak teraz powoli zaczynała dawać sobie z wieloma rzeczami radę. Nawet jeśli wydawała się nadciągać najgorsza katastrofa, kłopoty potrafiły z czasem minąć. Oczywiście jedynie wtedy, gdy ingerowała w ich zniknięcie.
— Jeśli ma się odpowiednie wsparcie, zawsze wszystko się uda. Cieszę się, że nasze dzieci mają nas. I cieszę się czasem, że mam ciebie — mruknęła, zaraz to precyzując. — Bo gdy jesteś niemiły, to się nie cieszę.
Nie wiedziała, co więcej powiedzieć w temacie jego wypowiedzi. Chciała, aby czuł jej wsparcie, ale ta cała sprawa z Rumiankowym Zaćmieniem była tak koszmarna, że nie miała ochoty przyciągać tego do myśli.
— Dla ciebie zawsze jestem miły — zaprzeczył, zerkając na nią. - A nawet jeśli nie, to i tak mnie lubisz.
Po raz kolejny tego wieczoru ledwo co powstrzymała uśmiech od wkroczenia na jej pysk.
— Powiedzmy, że PRAWIE zawsze — poprawiła go. — Jesteś bardzo pewny siebie jak na kogoś, kogo los jest niepewny... — dodała tajemniczo, choć jej intencje były jak zawsze pozytywne.
— O, brzmi jak groźba — zauważył z pewnym przekąsem w głosie, jakby miało to się odnosić do jej wcześniejszych słów. Zerknęła na niego z urazą.
— Nie. Kiedy jest to wypowiadane przeze mnie, to jedynie pouczenie — oświadczyła. — Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto mógłby ci czymkolwiek zagrozić? — spytała, bardziej retorycznie.
— Jak tak pomyślę, to bardzo — stwierdził. — Patrzcie na te zabójcze kły... — rzucił z dramaturgią w głosie.
— Nie są ona nawet równe niebezpieczeństwu, jakie stwarzają twoje zabójcze pazury...
— Moje zabójczo piękne pazury, mówisz... — Obejrzał je, wyciągając wpierw do przodu prawą łapę. — Czyżby ich blask był dla ciebie zbyt niebezpieczny? — zagadnął.
Parsknęła, odwracając pysk.
— Ah tak, ślepnę przez to. Chyba powinnam wrócić do obozu, nim całkowicie stracę wzrok...
— Już teraz? — spytał, jakby skołowany. — Ominiesz najlepszą część, a już ciemnieje.
Dla niej słońce, choć bliskie linii horyzontu, ani odrobinę nie przesunęło się ze swojego miejsca, jednak postanowiła być cierpliwa i dać mu szansę. Wynikało to też ze zwykłej tęsknoty za częstszym towarzystwem partnera.
W ciszy wpatrywała się w taflę wody, lekko kołysząc się wraz z każdym powiewem wiatru. Szepcząca Putka również nic nie mówił, toteż cieszyła się chwilowym spokojem i podziwiała otaczającą ją naturę. W Owocowym Lesie nie mieli takich miejsc, jednak nie mogła narzekać na brzydkie tereny. O ile widziała gdzieś drzewa i kwiatki, miejsce było dla niej ładne.
Nie była pewna, ile czasu minęło, nim liliowy nie dotknął jej barku nosem, wskazując nim następnie znajdujące się przed nimi jeziorko. Powoli opuściła wbity do tej pory w górę wzrok, a końcówka ogona zadrżała jej na przedstawiony obraz. W "Oku" mieniły się srebrnej barwy gwiazdy. Choć to zjawisko było jej znane, (i nie do końca dalej rozumiała jego działanie) tak ten widok zapierał jej dech w piersiach.
— Gracjo. — Drgnęła, słysząc swoje dawne imię, którego używał coraz rzadziej. — Wybacz mi me... okropne twym zdaniem — sprecyzował — zachowanie. Z racji, że kocham cię przeogromnie, postanowiłem spełnić twe zadanie, aby dowieść, że jestem godzien twego serca — mruczał, powoli zbliżając się do brzegu. Przez moment poczuła przerażenie, iż to on chce się utopić, testując jej oddanie.
Gotowa, by w każdej chwili zerwać się do działania i złapać go za ogon, obserwowała, jak grzebie łapą niczym dżdżownica w zmokniętym piachu. Dopiero gdy coś zaczęło połyskiwać pośród piachu i bieli jego futra, uchyliła zaskoczona pysk.
— C—co to jest? — wykrztusiła, patrząc na jego znalezisko z zainteresowaniem. Zaraz to, gdy tylko z lekka obmył kamyk w wodzie, zdała sobie sprawę, że nieraz już to widziała. W czasie zgromadzeń, na Bursztynowej Wyspie.
— Klan Gwiazdy zdawał się usłuchać mych żalów o naszą niezgodę i wesprzeć mnie twą upragnioną gwiazdką — mruknął, łapiąc bursztyn w pysk i podchodząc do niej. Ostrożnie upuścił dar przed jej łapami. — To co, mogę liczyć na twoje wybaczenie?
Wpatrywała się w to coraz bardziej oczarowana. Nawet jeśli znała realia zdobycia ów "gwiazdki", była tym zachwycona. Czuła się, jakby rzeczywiście otrzymała mityczny podarek od niebios.
Powoli wyprostowała się, z uśmiechem i iskrami w oczach spoglądając na niego.
— Oczywiście — roześmiała się krótko, by po chwili zanurzyć pysk w futrze okalającym jego pierś. Za tym właśnie tęskniła najbardziej.

***

Od tamtego czasu wszystko wróciło do normy. Może nawet do czegoś więcej, bo co parę dni pozwalali sobie na odrobinę spędzonego czasu we dwoje i spacerowali nad Przybrzeżne Oko, aby podziwiać mieniące się w odbiciu wody gwiazdki. Dla Gracji stało się to symbolem ich pojednania i szczerej miłości. Doceniała każdy taki wypad, jednakowo z panującym w klanie spokojem. Zniosła jakoś ostatnie "spotkanie rodzinne" na zgromadzeniu, więc teraz dla relaksu coraz to częściej wtulała się w futro partnera, próbując wmówić sobie, że teraz będzie już tylko lepiej.
Wraz z trwającą Porą Nowych Drzew dopadały ją coraz to mocniejsze bóle brzucha. Skrzywiona i na sztywnych łapach odwiedziła legowisko medyków. Liczyła na to, że będzie mogła zobaczyć syna w akcji, jednak Skowronkowa Łapa okazał się wyjść z Barszczową Łodygą na spacer, toteż pozostało jej skorzystać z usług Pajęczej Lili.
— Czyli... Po prostu cię boli? — zapytała uzdrowicielka, gdy przez kilka dłuższych chwil Przepiórczy Puch wykorzystywała swój średni zasób słów do jak najdokładniejszego opisania dolegającej jej przypadłości. — Cóż, sprawa wydaje się jasna.
— To coś poważnego? — spytała zmartwiona, siadając i otulając łapy ogonem. — Chyba nie zjadłam nic nieodpowiedniego, ani w żaden sposób się nie zraniłam — mamrotała, próbując sięgnąć w głąb swej pamięci i wygrzebać z niej jak najwięcej szczegółów.
Ruda pokręciła głową, a wibrysy zdawały się jej drżeć z pewnego rozbawienia.
— To ciąża, Przepiórczy Puchu — oznajmiła, na co szczęka kotki omal nie opadła na ziemię. — Nic strasznego, prawda? — dodała łagodniej. — Gratulację. Szepcząca Pustka na pewno się ucieszy.
Nie była w stanie wysłowić się. Stała w milczeniu z uchylonym pyskiem, dopóki nie przesiąkło nią wrażenie, że się cała obśliniła. Nie wątpiła w to, co mówiła kotka. Liliowy będzie wzruszony, ona też czuła, jak jej serce zaczyna bić coraz szybciej. Rzadko spotykała się z tym, by kotka miała więcej niż jeden miot, że aż wydawało jej się to niemożliwe.
— Dziękuję za informację — wydukała w końcu, nazbyt pospiesznie opuszczając kryjówkę między krzakami. Zatrzymała się na środku obozu i wpatrywała uparcie w jego wyjście. W głowie starała się ułożyć sensownie brzmiące zdania, choć dalej zdawało się do niej nie docierać. Naprawdę była po raz drugi w ciąży?
Kochała swoje pociechy i wiedziała, że kolejne pokocha również. Bardziej martwiło ją, że Szafirkowa Łapa dalej nosiła status ucznia. Kotka nie mogła dać się uziemić w kociarni, nim nie wytrenuje w końcu szylkretki.
— Oo, wyczekiwałaś mego powrotu? — rzucił z rozczuleniem Szept. Rozejrzała się, nie wiedząc, skąd i kiedy przybył, jednak nie stanowiło to teraz dla niej żadnego znaczenia. Złapała w zęby skrawek jego ogona i odciągnęła go na ubocze, gdzie zaraz to ujrzała jego urażoną minę. — Ała, mój ogon — wykrztusił z teatralnym bólem.
— Szept, będę bezpośrednia — oświadczyła, podchodząc na krok, choć łapy jej nagle drżały. — Ja... Ja byłam u Pajęczej Lilii...
— Co się stało? Jesteś chora? Połamałaś coś sobie? — przerwał jej nagle. — Umierasz?! — wyrzucił, brzmiąc na niezwykle przerażonego.
Spojrzała na niego poważnie, przekrzywiając w bok łeb.
— Nic z tych rzeczy — wymamrotała speszona, zerkając niepewnie na stojących nieopodal wojowników, którzy na dźwięk głosu liliowego posłali im zaciekawione spojrzenia. — Ja... Jestem w ciąży. Znowu — wyszeptała.

<Szept?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz