Z westchnieniem odwróciła spojrzenie, przewracając się na drugi bok. Kryła się w cieniu uczniowskiego legowiska, odpoczywając po kolejnym treningu z Nimfim Zwierciadłem. Pogoda była dla niej zdecydowanie za ciepła, a kurz z przesuszonej ziemi unosił się w powietrzu, brudząc futro i wpadając do oczu. Zdecydowanie wolała porę zielonych liści czy nagich drzew.
— Hejka mamo! – zawołała Kijankowa Łapa, pojawiając się tuż przed jej pyszczkiem – Co robisz?
Spojrzała na umorusanego syna, zdobywając się na lekki uśmiech. W krótkie futro ucznia powplątywało się pełno liści, nie wspominając już o warstwie piachu pokrywającej go całego.
— Odpoczywam – mruknęła, przywołując go do siebie ruchem łapy – Chodź tu, pomogę Ci wyczyścić futro. Gdzieś ty się zdążył tak ubrudzić?
Czarny podszedł bliżej i położył się na ziemię tuż obok, liżąc ją lekko po pysku. Mżawka odruchowo cofnęła się, lecz pod jego zdziwionym spojrzeniem z trudem odwzajemniła gest. Z westchnieniem zaczęła wybierać za pomocą łap śmieci z jego zmatowiałej sierści, jednym uchem słuchając relacjonowanych przez niego wydarzeń.
— Algowa Struga zabrała mnie na wspinaczkę na drzewa! I tak strasznie dobrze mi szło… Ale taka głupia wiewiórka podbiegła mi pod łapy, i spadłem! – miauczał zawzięcie, przerywając jedynie po to, aby oznajmić, że ciągnie go za futro – Nie bolało, wcale! I- I powiedziała, że jestem bardzo dzielny!
Uśmiechnęła się do syna, próbując dosięgnąć łodyżki zahaczonej o sierść za uchem. Kocurek bardzo szybko rósł, z łatwością przewyższając brata czy nawet ją. Wdał się w ojca, a przynajmniej tak się jej wydawało. Przyjrzała się mu uważnie. Miał takie samo zdeterminowane spojrzenie jak Wagonik; jedyne, co ich różniło, to kolor futra. Kijance brakowało tylko pręg i paru blizn. Oczywiście, nie chciała, aby jej syn był ofiarą jakiejkolwiek przemocy. Sama wiedziała, jak proces gojenia sie ran boli. Tymbardziej, gdy wokół nie ma żadnego medyka do pomocy. Nie wiedziała, jak Wagonik radził sobie całe życie sam… Wzdrygnęła się na wspomnienie burego kocura. Z ulgą uznała, że żadnych z jej synów nie jest aż tak do niego podobny.
— I potem walczyliśmy! – kontynuował zielonooki. Uświadomiła sobie, że umknęła jej połowa jego wypowiedzi – Miałem walczyć też z Bursztynem, ale nie mogliśmy go znaleźć. Wiesz, że podobno chce się przypodobać Mandarynkowemu Pióru? Widziałem, jak ostatnio przynosił jej jakieś pająki czy jaszczurki.
Zastrzygła uszami z zaciekawieniem. W końcu na coś się przydał! Źródło informacji! Jednak mina jej zrzedła. Zbesztala się w myślach za takie zachowanie. W końcu to jej dziecko! Poczekajcie chwilę… Pająki? Co za półgłówek przynosi kotce pająki!
— Pająki? – mruknęła oburzona – Powinien jej przynieść kwiaty! Albo jakieś muszelki, piórka… Cokolwiek! Mandarynkowe Pióro na pewno nie była zadowolona z jakiś… Robaków.
Zrezygnowana przejechała językiem po futrze Kijanki. To dopiero coś! Miała nadzieję, że księżniczka da temu mysiemu móżdżkowi do zrozumienia. Szybkimi ruchami przywracała lśnienie czarno-białej sierści, przysłuchując się cichym pomrukom syna.
— Tak też myślałem! – miauknął przejęty – Ja bym nigdy nikomu nie dał pająków czy mrówek jako prezent…
W jej oczach zalśniła odrobinka dumy. Czyli to porządny chłopak! Może jednak jej metody wychowawcze na coś się przydały.
— Bardzo się z tego cieszę – zamruczała – Pamiętaj, jakbyś kiedykolwiek miał jakieś problemy miłosne, to prosto do mnie – uśmiechnęła się – Ja cię nauczę, jak zająć się kotką!
Uczeń zarumienił się, spuszczając głowę. Zachichotała lekko, kończąc czyszczenie jego futra i odsuwając się kawałek dalej, biorąc głęboki oddech.
— Ja wiem – bąknął w końcu, próbując wyglądać na niezrażonego sytuacją – Przyjdę… Może.
— Żadnego "może”, Kijanko, tylko napewno – mruknęła — Muszę wiedzieć o wszystkim.
***
Dreptała za resztą patrolu, trzymając głowę wysoko w górze. Spojrzała na Biedronkowe Pole, która szła na samym przedzie. Szylkretka podrygiwała uniesionym ogonem, rozglądając się uważnie. To właśnie ona, ku zdziwieniu Mżawki, zaproponowała, że ona wraz z mentorką dołączą się do jej patrolu. Uczennica niezbyt przepadała za wojowniczką - uważała ją za arogancką i chytrą. Dlatego nigdy z nią nie rozmawiała; nie chciała zostać centralną postacią jej plotek czy innych farmazonów. Najczęściej widywała kotkę w towarzystwie matki, Pszczelej Dumy, czy Kruczego Szponu, której także nie trawi. Srebrna zatrzymała się na chwilę, kierując uszy w kierunku cichego szmeru w krzewach. Wlokący się za nią ze spuszczoną głową Skrzelowy Szept prawie wpadł prosto na jej zadek, w ostatniej chwili podnosząc spojrzenie i zatrzymując się z piskiem. Zniesmaczona Biedronka obejrzała się na niego z obrzydzeniem, po czym szybko odwróciła się i skoczyła w kierunku kryjącej się zwierzyny. Już moment później wynurzyła się spowrotem z ryjówką w pysku.
— Dalej! Zwierzyna sama się nie złapie.
Dymna syknęła poirytowana, wraz z Nimfim Zwierciadłem odłączając się od reszty i podążając w kierunku jeziora w centrum klanowych terytoriów, w okolice Klanu Klifu i Burzy. Znalazły spokojną zatoczkę, a orientalka zachęciła uczennicę do zajęcia miejsca obok niej, na brzegu.
— Dobrze, może pokażesz mi, co zapamiętałaś z wczorajszego łowienia ryb?
Pokiwała głową, przyglądając się falującej powierzchni wody. Słoneczne promienie odbijały się od jej tafli, rozpraszając uczennicę. Starała się skupić, ale jej myśli ciągle odbiegały w innym kierunku. Czy jej rodzice umieli łowić ryby? Czy kiedyś jej to pokazywali? Nie pamiętała, wszystko zaczynało się powoli rozmazywać. W końcu kątem oka zauważył płynąca w jej stronę ławicę drobnych rybek, i rozpoznała w niej swoją okazję. Zamachnęła się i szybkim ruchem łapy zahaczyła o jedną z ryb, wyciągając ją na brzeg i niezdarnie przytrzymując, aby nie uciekła. Jednak jej roztrzepane ruchy sprawiły, że posiłek wyślizgnął się z jej objęć. Na szczęście Nimfa w porę złapała rybkę między zęby i zachichotała.
— Brawo – wymruczała – Idzie Ci całkiem dobrze!
Położyła po sobie uszy. Wcale nie! Wszystko jej uciekało! Nie ważne, czy mysz, czy ryba. Zdobyla się jednak na uśmiech, nie chcąc obrazić przyjaciółki.
— Dziękuję – westchnęła – Mam taką nadzieję… Mogłabym iść zapolować na coś innego? Chciałabym się… Przejść?
Łaciata przekręciła głowę, po chwili kiwając nią na zgodę.
— No dobrze. Tylko nie oddalaj się za bardzo! Musimy wrócić do reszty patrolu.
Posłała mentorce ostatni wdzięczny usmiech i oddalila się w innym kierunku, strzepując uszami i próbując skupić się na otoczeniu. Wyczuwała delikatny zapach zwierzyny oraz specyficzny zapach burzaków, którzy według niej nie tyle co przypominali odorem króliki, a… Bardziej ich odchody. Otrząsnęła się jednak z tych myśli; przecież przyszła polować, a nie oceniać inne klany. Wytężyła słuch, próbując wyłapać skrobanie myszy czy świergot wróbli. W końcu udało jej się zlokalizować drobne żyjątko między korzeniami sosny, szybko łapiąc je i trzymając triumfalnie za ogonek.
Jednak jej zadowolenie szybko zostało rozwiane, gdy wyczuła obecność innego kota. Położyła po sobie uszy, rozglądając się ostrożnie. Jej puchata pierś naprężyła się jeszcze bardziej, a łapy spięły. W końcu, między krzewami mignęło jej kremowa sierść i nieznajome, zaciekawione oko.
<Promień?>
[1214 słów, łowienie ryb]
[przyznano 24% + 5%]
npc: Dryfująca Bulwa, Kijankowa Łapa, Biedronkowe Pole
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz