Potrząsnęła mordką. Zaczęły powoli znikać… Uff. Westchnęła z ulgą, oglądając się za siebie. Stojący za nią Celestyn drążył coś pazurem w dywanie, prychając nerwowo, gdy wzorki znikały po paru momentach. Tupnął łapką ze zdenerwowaniem, wstając i przeciągając zdrętwiały grzbiet. Odwrócił się I złączył spojrzenia z siostrą, a jego wąsy zadrżały.
— To się nie nadaje! – mruknął, strosząc futro.
Zachichotała, podążając za wskakując na kanapę kremowym. Niezgrabnie wdrapała się na mebel. Po chwili chodzenia w kółko ostatecznie usiadła wciśnięta pomiędzy miękkie poduszki, moszcząc się wygodnie. Celestyn mruknął coś pod nosem, ciągle niezadowolony samozniszczeniem jego sztuki. Wyciągnęła łapkę w jego kierunku I pacnęła między uszami, zachęcając do zajęcia miejsca obok niej.
— Nie mogę się tak poddać, ja nie mięczak! – ten i inne pomruki opuszczały jego pyszczek, gdy usiadł obok niej.
Wisteria polizała jego policzek, układając nastroszone futro. Brat sam czasem wyglądał jak księżniczka z krwi i kości, z falującym futerkiem i lekkim krokiem. Wisteria starała się wspierać jego malownicze zapędy, jednocześnie pilnując, aby nic mu się nie stało. Aby nie połamał sobie pazurków czy cokolwiek w ten deseń.
— Sprobujesz później; zapewniam cię, nic się nie stanie – westchnęła, kładąc mordkę na pluszu kanapy – Wena twórcza nie odleci tak nagle jak ptak na wietrze, odgonić byś ją musiał…
— Niczego nie będę odganiać!
— To dobrze – strzepnęła uszami, czując na sobie brązowe ślipia braciszka – Spocznij tu swoje łapki, poodpoczywasz wraz ze mną…
Kremowy nieznacznie kiwnął głową, ponownie odpływając w krainę fantazji; jednak z miejsca się nie ruszył. Nieobecne oczy przeskanowały każdy zakamarki pokoju, każdą roślinkę i drobinkę kurzu czy rozrzuconego przez niego wcześniej brokatu. Jego ogonek podrygiwał w rytm cichej muzyki wypełniającej ich dom.
— Wiem! – wzdrygnęła się na jego wysoki głos – Zostałem olśniony!
Bez kolejnego słowa zeskoczył na ziemię, turlając po śliskiej, drewnianej powierzchni. Niewzruszony ruszył dalej z wysoko podniesionym ogonem. Z westchnieniem zdrapała się z powrotem na dół, truchtem podążając za bengalem. Nie mogła go zostawic sama, zaraz przecież coś przeskrobie. Wpakuje się w jakieś kłopoty, i co będzie? Nie może na to pozwolić. Szybko przebierała łapkami. Jak on się nie męczy?
Celestyn szybko zniknął za rogiem, zostawiając ją samą. Jej oczka zaszkliły się. Uciekł! Zostawił ją samą, na pastwę złego losu! Zadrżała, rozglądając się dookoła. I co miała teraz począć? Wyjrzała za uchylone drzwi na zewnątrz. Siedziała tam jej siostra,
której smoliste futerko kontrastowało z jasnością otoczenia. Nerwowo przydreptała do Amfitryty, łypiąc na nią chabrowymi oczętami.
— Co robisz? – pisnęła, za odpowiedź zyskując jedynie zniesmaczone prychnięcie.
Siostra strzepnęła uszami, wzdychając ostentacyjnie. Jej rozmarzone spojrzenie wbite było w bramę prowadzącą w odmenty miasta. Przestraszona cofnęła się o krok. Czemu siostrzyczkę ciągnęło do zwiedzania tych strasznych miejsc? Przecież tutaj miała wystarczająco rozrywki! Szeroko otworzonymi ze stresu oczyma obserwowała, jak koteczka prędko wstaje i długimi susami dostaje się do wyjścia. Wychyliła głowę za furtkę, po czym rzuciła Wisterii ostatnie spojrzenie brązowych oczu. Przypominały jej ciemne bursztynki, o których opowiadał tata…
Otrząsnęła się z zamyślenia, rozdarta między podążaniem za Amfitrytą, a zostaniu między bezpiecznymi murami ogródka. Położyła po sobie uszy, ostatecznie z rozpaczą biegnąc w kierunku czarnej. Wymknęła się przez przestrzeń między ozdobnymi prętami i dała susa za siostrą. Zatrzymała się jak oparzona, gdy stanęła twarzą w twarz z jej niezadowoloną mordką. Skuliła się, a jej wąsy zadrżały.
— Mogę udać się z tobą? – miauknęła cicho, zdobywając tym dramatyczne westchnienie i kiwnięcie głową. Siostra zachowywała się, jakby jej decyzja powinna być dla niej zaszczytem. I w sumie tak było, gdyż z wdzięcznością wydobyła z siebie drobny uśmieszek i podążyła za nią, próbując nadążyć. W końcu musiała przypilnować, aby ta nie odeszła za daleko czy nie zrobiła sobie krzywdy. Dreptała tak, rozglądając się uważnie i podskakując na każdy nieznany odgłos. Rzucała drobne komentarze na temat otoczenia; kolorowe kwiatki w okiennicach innych domów czy ptaszki siedzące na drewnianym płocie. Nie zdążyły przejść aż tak daleko, nim obejrzała się za siebie i z przerażeniem stwierdziła, że nie może już zobaczyć własnego ogródka! Wpadła w panikę, przystając, i już miała zawiadomić o tym Amfitrytę-
Otworzyła pyszczek, odwracając się w jej stronę. Jednak siostry tam nie było. Wytrzeszczyła oczy, kuląc się i kładąc uszy. Gdzie ona poszła? Nie mogła jej zostawić!
Nie wiedziała jednak, że szylkretka kryła się za jednym ze śmietników, wręcz turlając się ze śmiechu.
— Halo? – głos jej się załamał. Jako księżniczka nie powinna być pozostawiona sama, na pastwę złego losu. Wszystko mogło się stać!
Rozglądała się gorączkowo, szukając pomocy. Z jednej strony otaczała ją równa linia domów, a z drugiej zarośla, poprzecinane ogrodzeniami, a czasem ścieżkami. Z jednej z nich wyjrzało jakieś stworzenie. Zastygła, ogarnięta paniką. Zaraz coś ją porwie! Zginie śmiercią tragiczną, rozszarpana przez potwory! Wstrzymała oddech, gdy postać wyłoniła się zza krzewów. Złapała wzrok jej brązowawych oczu, kontrastujących na białej twarzy. Zadrżała, wpatrując się w przybysza. Jej łapki spięły się, gotowe do ucieczki. Jednak drążący wzrok burej sprawiał, że nie mogła się ruszyć, przełykając jedynie głośno ślinę i nabierając hausty powietrza. Ta wycieczka nie miała się tak skończyć.
— Nie kończ mego żywota, błagam! – pisnęła, pusząc futro.
<Marionetko?>
npc: Celestyn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz