Czas w Owocowym Lesie upływał Kajzerce bardzo szybko. Cóż, kiedy miała takie świetne towarzystwo, jeden księżyc zdawał się trwać tyle, co wschód słońca! Karmicielka obserwowała, jak Maślak z tej niewielkiej, popiskującej raz po raz kuleczki futra staje się sporym, dobrze odżywionym i gotowym poznawać świat kocięciem. Obawiała się nieco faktu, że jej maleństwo musiało zacząć trening nie w wieku sześciu, a tylko czterech księżyców, lecz wierzyła, że Maślak temu sprosta. Miała tylko jeszcze inną zagwozdkę...
W Klanie Nocy nie miała szerokiej gamy prac do wyboru. Mogła zostać wojowniczką, ewentualnie medyczką. Tutaj? Sama nie wiedziała, na co się zdecydować. Zwiadowcy pomykali po drzewach zwinnie jak wiewiórki, patrolując tereny z wysokości, wypatrując wszelkiego zagrożenia. To brzmiało cudownie! Tylko z jej ociężałością i wielkim cielskiem mógł być z tym spory problem... Wojownik? To dobrze znała! W końcu robiła to całe życie. Był jeszcze jednak stróż, który zajmował się obozowiskiem, kociętami czy przyziemnymi sprawami, takimi jak plecenie legowisk. Podobała jej się ta wizja! Z szeptów innych kotów zdołała jednak usłyszeć, że część kotów za nimi nie przepadała... A przecież nie chciała być uważana za jeszcze większego darmozjada niż teraz. W końcu nadal nie każdy patrzył na nią z przychylnością...
W końcu podjęła decyzję. I, jak się okazało, taką, jak jej córka! Bardzo cieszyło to Kajzerkę. Bała się zostawiać swojego kociaka w nowym miejscu całkowicie samo. Nawet jeśli przerastało w tej chwili nawet młodszych uczniów, dla niej nadal było tym maleńkim, futrzastym zawiniątkiem.
***
Tego dnia wyglądała wyjątkowo, szczególnie jak na nią. Roztrzepana, często pokryta niezidentyfikowanym brudem sierść Kajzerki, dziś połyskiwała w rażących promykach letniego słońca. Zdołała nawet na obrzeżach obozu znaleźć parę pięknych, fioletowych fiołków, o których wetknięcie poprosiła Malinkę, zupełnie jak księżyce temu swoją siostrę. Miała wrażenie, jakby przeżywała to wszystko na nowo. Jakby jej życie rozgrywało się od początku, ze świeżym startem...
Przywódczyni Owocowego Lasu nie roztaczała wokół siebie przyjaznej aury, lecz nie dziwiło to specjalnie Kajzerki – była do tego przyzwyczajona. W końcu Srocza Gwiazda również nie należała do najweselszych nocniaków... Nadal nie dorównywała jednak swojemu zastępcy, któremu szylkretka przyglądała się na co dzień, każdego ranka, z zaciekawieniem. I nieważne ile razy na niego spoglądała, za każdym razem wychodził z legowiska wojowników lewą łapą, strapiony życiem. Miała tylko szczerą nadzieję, że wybór mentora dla niej (lub, co gorsza, jej córki) nie padnie właśnie na niego! Nie wytrzymałaby z jego wypalającym dziurę w grzbiecie wzrokiem i mruczeniem pod nosem... Jak powiadał jej Malinka, Lśniąca Tęcza był taki, odkąd ten pamiętał. Może już urodził się z tym wykrzywionym grymasem i głosem niepozwalającym mu na wypuszczenie czegokolwiek innego niż warknięć, burknięć i niezrozumiałych mamrotów?
— Niech wszystkie koty wystarczająco dorosłe, by polować, zbiorą się na zebranie klanu! — zawołała głośno Daglezjowa Igła, a już z jej pierwszym słowem Kajzerka wiedziała, jaki był tego cel. Przylizała jeszcze kilka odstających kępek sierści na ciele Maślak, przyglądając się jednemu z kwiatów, który wplotła jej za uszko i wyszła wraz z córką ze żłobka, nie mając już nigdy do niego wracać. — Kajzerko i Maślak, wystąpcie — nakazała przywódczyni, kiedy tylko szylkretki pokazały się w jej polu widzenia w zgromadzonym tłumie. Popychając nosem burą, Kajzerka starała się zachęcić córkę do pójścia jako pierwsza. Nie chciała przecież skraść jej ceremonii!
W końcu, nieśmiałym krokiem, koteczka zrobiła parę kroków przed szereg, wpatrując się prosto w morskie oczy Daglezji.
— Maślak, ukończyłaś cztery księżyce, więc nadszedł czas, abyś została uczennicą. Twoim mentorem będzie... — urwała na moment, wzrokiem kogoś wypatrując. Kajzerka trzymała kciuki, że nie był to jej zastępca! — ...Malinka. Mam nadzieję, że przekaże ci on całą swoją wiedzę.
Pysk Kajzerki otworzył się mimowolnie, z resztą, podobnie jak ten jej przyjaciela, który, najwidoczniej, zupełnie nie spodziewał się zostania mentorem. Wojownik z rzucanymi cicho "przepraszam" do każdego kota, o którego się obił, przeciskiwał się przez tłum, aż nie doszedł do swojej uczennicy, by zetknąć się z nią nosami.
— Maślak! Maślak! Maślak! — wykrzykiwały koty, chcąc uczcić mianowanie nowego pełnoprawnego członka ich społeczności.
— Gratulacje, Maślanko! — rzuciła szybko do swojej córeczki, która odchodziła na bok z Malinką. Nie mogły porozmawiać teraz dłużej, bo rdzawą kotkę czekała jeszcze jej własna ceremonia. Wymachiwała w zniecierpliwieniu ogonem.
— Nie tylko Maślak postanowiła podążać wojowniczą ścieżką. Obrała ją także Kajzerka... proszę, wystąp — poleciła, co ta też szybko zrobiła bardzo energicznym krokiem.
— Odchowałaś już swoje kocię, więc nadszedł czas, byś została uczennicą i udowodniła reszcie Owocowego Lasu swoje oddanie nowemu klanowi. Twoją mentorką zostanie Kaczka — powiedziała, co także było dla kotki niespodziewanym wyborem. Czy to nie była ta sama kotka, co do której miała pewne dziwne odczucia? Kiedy ciemna, masywna kocica wyszła, by zetknąć się z nią nosami, była pewna. Tak, to była ta sama!
— O, hejka! — miauknęła do niej przyjaźnie, lecz wyraz pyska burej nie zmienił się nawet odrobinę, gdy zetknęły się noskami.
— Kajzerka! Kajzerka! Kajzerka! — poniosły się po obozie kolejne wiwaty, choć nieco mniej huczne i liczne. To jej jednak w zupełności nie przeszkadzało. Zostawiając swoją nową mentorkę za sobą, szylkretowa pobiegła, by pogadać z córeczką.
— Maślanko, nawet nie wiesz, jak ja się cieszę! — wypaplała, przytulając ją. — I jak się cieszę, że jesteś jej mentorem! — dodała, przytulając i Malinkę, który głośno się zaśmiał.
— Nigdy przedtem nie miałem ucznia... — przyznał, machając delikatnie ogonem.
— Oj tam! Ale to nic nie zmienia, przecież! — powiedziała, podnosząc do góry jedną łapkę. — Będziesz świetnym mentorem. A ty się wiele nauczysz! — Polizała po uszku Maślak, która skrzywiła się na pyszczku.
— Powinnyśmy pójść na oględziny terenów, Kajzerko. Nie uważasz? — rozległ się z tyłu niski głos. Kaczka... Fakt faktem. Teraz była uczennicą i nie mogła robić tego, co jej się żywnie podobało. Nawet jeśli swój trening zakończyła już długie sezony temu...
— Uważam, uważam! Już lecę! To do zobaczenia! — rzuciła na pożegnanie twoim kompanom i ruszyła za mentorką w stronę wyjścia z obozu.
***
— Ale ładnie tu macie! — powtórzyła już po raz enty Kajzerka, rozglądając się wokół. Z uśmiechem na pysku oglądała nowe terytorium, które należało do niej, nie mogąc nacieszyć się jego walorami. Na drzewach zaokrąglały się kolorowe owoce, łąki porastały barwne kwiaty, a przecinająca ten teren w pół rzeka złudnie przypominała tą, którą na pamięć już znała z Klanu Nocy. Fakt, nie była najzagorzalszym pływakiem, ale to nie sprawiało, że nie lubiła wody! Szczególnie teraz, gdy słońce szczególnie paliło kocie grzbiety, o niczym nie marzyła bardziej, niż o wskoczeniu pod strumień z głośnym pluskiem...
— A to Śliwkowy Gaj — mruknęła Kaczka, zupełnie nie podzielając entuzjazmu swojej uczennicy. Wiedziała już od Malinki, że wojowniczka nie należała ani do najmilszych, ani do najbardziej rozgadanych, ale nadal jej cisza i kamienny wyraz pyska wydawał się Kajzerce nieco dziwny. Zdołała zobaczyć w obozie, jak kotka zmienia się diametralnie w otoczeniu swojej partnerki i kociąt. Była wtedy roześmiana, szczęśliwa i wyjątkowo przyjazna, a przynajmniej taka się zdawała. Nie tak spięta i groźna, jak w tej chwili...
— Wygląda jak świetne miejsce na spacer!
— Odbywa się tu święto ustanowione przez naszego byłego lidera. Wtedy wszystkie koty gromadzą się w tym miejscu, zwolnieni z wszystkich innych obowiązków. Dzielą się językami, ucztują, spędzają czas w swoim towarzystwie... — tłumaczyła Kaczka mętnym tonem. Dlaczego była taka smutna?
— Wiesz co? Przydałby ci się uśmiech — zaproponowała kocicy, samemu się uśmiechając, jakby chciała, by Kaczka ją naśladowała. — Widzisz? Od razu weselej!
Bura kocica jednak tylko zmierzyła ją wzrokiem. Nawet nic jej nie odpowiedziała – jedynie ruszyła dalej, kierując się w stronę reszty terenów Owocowego Lasu. Och! To będzie trudniejsze, niż Kajzerka początkowo zakładała...
Mimo wszystko, posłusznie za nią podreptała. Jeszcze kiedyś uda się jej ją rozweselić!
EVENT NPC: Malinka, Lśniąca Tęcza, Kaczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz