Był wczesny ranek. Słońce jeszcze nie zdążyło wspiąć się na szczyt nieboskłonu, więc temperatura była znośna. Przydługie łapska wędrowały wśród fioletowego kwiecia. Żagnica postanowił zabrać go na wrzosowisko. Uznał, że przed szczytowaniem słońca znajdzie tam parę ptaków, poszukujących robactwa. Topola rozejrzał się wokół, wzdychając. Może było tu ptactwo, ale na widok białego futra już dawno odleciało. Zadanie wydawało się bezsensowne, a brak mentora, który kazał mu do niego się nie zbliżać bez zwierzyny, dodawało nieprzyjemnego stresu ów czynności. Nie wiedział za bardzo co ze sobą począć. Bez celowym wydawało się siedzenie w miejscu i wpatrywanie w wędrujące słońce.
Wśród fioletowych kniei dostrzegł coś czarnego. Zaciekawiony ruszył tamtą stronę, przyglądając się znalezisku. Powąchał ciemną ścieżkę i skrzywił się. To musiała być Ścieżka Grzmotu. Jeżyna opowiadała mu o niej. Ze zmarszczonym nosem dotknął łapą nowej rzeczy. Była twarda. Ogromny twardy kamień. Nie było śladu po potworach.
Czyjś jęk wyrwał go z myśli. Zaniepokojony ruszył w jego stronę. Powietrze zdawało się nieco inne po drugiej stronie. Skądś znał tą woń. Podążał za cichym odgłosem, aż dotarł do zapadliny wśród wrzosów.
Niezadowolona ruda kotka znajdowała się na dole. Nie minęło długo by go dostrzegła.
— Co się gapisz? To twoja sprawka? — burknęła na niego.
Zaskoczony Topola pokręcił głową. Schylił się oceniając głębokość dziury. Pewnie gdyby nie wysuszona ziemia wyszłaby sama, lecz ta kruszyła się pod łapami uczennicy przy każdej próbie wydostania się.
— Pomóc ci?
Ruda prychnęła.
— Nie. Doskonale sobie radzę. — odparła pewnie, udając, że nie widzi swej bezradności. — Poza tym jesteś na terenie Klanu Burzy. Więc radzę ci uciec zanim zdecyduje się wyjść z tej dziury.
Kocurek zamrugał nieco zdezorientowany zamrugał parę razy.
— To ty siedzisz tu celowo?
— Tak. A co myślałeś? Że dla frajdy. Ćwiczę by zostać dobrą wojowniczką w przeciwieństwie do ciebie. Lepiej zmykaj do swojego klanu zanim sama cię przegonie.
Topola odszedł na parę kroków. Przysiadł i nasłuchiwał kotkę. Uczennica pomimo zapału nie zdawała sobie za dobrze radzić. Rozejrzał się wokół, szukając czegoś co ułatwi jej to zadanie. Czuł się źle pozostawiając ją w tym dołku samą. Jeśli klan nie odnalazłby jej przed szczytowaniem słońca na pewno by odwodniłaby się. Albo gorzej. Kłócił się z samym sobą w myślach jeszcze dłuższą chwilę aż wrócił do kotki.
Niezadowolony rudzielec zmierzył go ostrym spojrzeniem.
Wsunął swój ogon do góry.
— Tylko nie gryź za mocno. — poprosił.
<Pożar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz