— Co tu robisz Promyczku? Promienna Łapo jak się w ogóle czujesz? Mam nadzieje, że dobrze — wymruczała do mnie
— Dobrze mamusiu! Wspaniale! A wiesz, gdzie jest twoja mama? No wiesz Biała zamieć, albo gdzie mama mojej drugiej mamy wiesz Liściasta Zam... Znaczy Liściasty Wir?
— Nie teraz, pewnie polują czy coś takiego synku — powiedziała po chwili. Wyglądała na ciut zdziwioną, dodała też prędko — A po co pytasz?
— No bo… Umm… wiesz, chciałbym mieć kontakty z krewnymi — powiedziałem delikatnie. Nie chciałem przypadkowo wspomnieć o Czarnym Ogniu. Nie chciałem jej przypominać o dziadku.
— Chcesz poznać lepiej krewnych Promyczku? Wiesz synku, nie tylko Liściasty Wir i Biała Zamieć są twoimi krewnymi. Wiesz, chyba że mam jeszcze brata! Możesz też porozmawiać z Szarym klifem!— powiedziała Zielone Wzgórze.
— Mhm! Ale ja już idę mamo! Obowiązki, więc no! Do widzenia mamusiu! Kocham cię — powiedziałem energicznie i niemalże pobiegłem do legowiska uczniów, słysząc, jak matka krzyknęła mi coś na pożegnanie. Moim kolejnym celem było popracować trochę i znaleźć Szary Klif, może powie mi coś ciekawego?
* * *
— Cześć! Szary Klifie! — mruknąłem przyjaźnie do krótkowłosego.
— Dzień dobry, Promienna Łapo? — powiedział kocur.
— Jak ci dzień mija? Chcesz pogadać? Proszeee! Nooo proszę! — nalegałem, chyba ciut za głośno, przeciągając niektóre słowa. Łapki przebierały mi w miejscu. Co niesamowitego powie mi Szary Klif? Może opowie mi coś ciekawego?
— Coś się stało? — zapytał powoli.
— Nie! Ale wiesz! Fajnie by było pogadać! — powiedziałem.
— Przepraszam Promyczku… Ale jestem ciut zmęczony. Ale mogę porozmawiać z tobą trochę później.
Byłem nieco zdziwiony. Nie spodziewałem się tego, że kocur jest faktycznie zmęczony. No ale co poradzę, jak nic nie poradzę? No cóż… Może poszukam sobie kogoś innego do rozmowy. Ale w każdym razie, jeszcze na pewno porozmawiam sobie z Szarym Klifem! Na pewno będę mógł to jeszcze zrobić! Nie pogadałem z nim długo, ale w każdym razie, brzmiał jak porządny, miły kot!
— To jeszcze później pogadamy, okej? No dobra to pa! — powiedziałem, po czym zacząłem iść
— Do widzenia — mruknął pogodnie kocur.
— Nie! Ale wiesz! Fajnie by było pogadać! — powiedziałem.
— Przepraszam Promyczku… Ale jestem ciut zmęczony. Ale mogę porozmawiać z tobą trochę później.
Byłem nieco zdziwiony. Nie spodziewałem się tego, że kocur jest faktycznie zmęczony. No ale co poradzę, jak nic nie poradzę? No cóż… Może poszukam sobie kogoś innego do rozmowy. Ale w każdym razie, jeszcze na pewno porozmawiam sobie z Szarym Klifem! Na pewno będę mógł to jeszcze zrobić! Nie pogadałem z nim długo, ale w każdym razie, brzmiał jak porządny, miły kot!
— To jeszcze później pogadamy, okej? No dobra to pa! — powiedziałem, po czym zacząłem iść
— Do widzenia — mruknął pogodnie kocur.
Poszedłem więc w stronę legowiska uczniów. Zamierzałem pogadać z kotami, jeśli któreś tam będą, i jutro z rana podbić jeszcze do kogoś z rodziny! Musiałem tylko się wyspać, bo chciałem wstać rano. Tylko po to, by na pewno złapać się z kimś z moich bliskich! W końcu, czemu by nie?
Był ranek, bardzo wczesny. Choć na zewnątrz było już jasno, nadal byłem trochę zaspany. Było mi nawet ciut niedobrze, troszkę chciało mi się wymiotować. Oko niemalże samo mi się zamykało. I prawie spałem na stojąco! Także czekając, aż któraś z babć wstanie, stałem przy półce wojowników. Chętnie powtórzyłbym to, co kiedyś z moim mentorem, po prostu bym poszedł je obudzić. Ale wiedziałem, że nie mogłem tego zrobić. Ze względu na to, że nie wypada. I ze względu na to, że są to starsze kotki! Dodatkowo moje krewne! Co prawda z jedną nie łączą mnie więzi krwi, ale mamusia Zielone Wzgórze mnie wychowała, to myślę, że mam prawo nazywać Białą Zamieć moją rodziną. No więc, krewni mamusi Zielonej Wzgórze, to są moi krewni. Zastanawiając się tak i przyglądając śpiącym, jak gdyby nigdy nic, kotom zauważyłem coś. Nie było tam Białej Zamieci! Niemalże cała biała kotka nie była obecna wśród śpiących! Postanowiłem więc poczekać, zastanawiając się, czemu jej tam nie ma. Może się zraniła cierniem w poduszkę łapy i poszła do medyka? A może nie mogła dalej spać i poszła rozruszać łapy… Musiałaby wstać bardzo wcześnie! Chociaż w tę opcję wątpiłem, bo w końcu kotka była już podstarzała. Może i mogłaby pójść gdzieś, w końcu jeszcze nie siedzi w legowisku starszych! Co prawda wątpiłem, że miała tyle siły co ja, ale na pewno trochę jej jeszcze miała! Myśląc tak sobie, dopadło mnie pewne uczucie. Nuda, okropna nuda. Nie lubiłem tego uczucia. Liściasty wir spała sobie w najlepsze, a Białej Zamieci nigdzie nie było! Chyba powinienem już sobie pójść. Żałowałem, że tak wcześnie wstałem, skoro nic mi to nie dało. Zacząłem powoli iść w stronę mojego legowiska. Może odpocznę jeszcze parę minut. Gdy mijałem stos zwierzyny, usłyszałem ciche kroki. Błyskawicznie obróciłem wzrok. Mojemu oku ukazała się dosyć stara kocica. Miała krótkie białe futro. Czarne uszy i ogon. Dodatkowo ogon miał na sobie pręgi, dosyć delikatnie widoczne. Szerokie bary i kwadratowa klatka piersiowa były znakomicie widoczne z tej odległości. Łapy były dosyć duże. A oczy przypominały mi te, które miała moja kochana matka, Zielone Wzgórze. Szary klif też musiał odziedziczyć po niej tę barwę. Były one po prostu niesamowite; zielone, ciemniejsze niż u jej dzieci, ale nadal piękne. Biała Zamieć powoli szła w kierunku swojego legowiska. Gdy mnie zobaczyła, krzyknęła tylko.
— Dzień dobry Słoneczna Łapo! — zawołała, jakby nigdy nic, myląc moje imię.
* * *
Był ranek, bardzo wczesny. Choć na zewnątrz było już jasno, nadal byłem trochę zaspany. Było mi nawet ciut niedobrze, troszkę chciało mi się wymiotować. Oko niemalże samo mi się zamykało. I prawie spałem na stojąco! Także czekając, aż któraś z babć wstanie, stałem przy półce wojowników. Chętnie powtórzyłbym to, co kiedyś z moim mentorem, po prostu bym poszedł je obudzić. Ale wiedziałem, że nie mogłem tego zrobić. Ze względu na to, że nie wypada. I ze względu na to, że są to starsze kotki! Dodatkowo moje krewne! Co prawda z jedną nie łączą mnie więzi krwi, ale mamusia Zielone Wzgórze mnie wychowała, to myślę, że mam prawo nazywać Białą Zamieć moją rodziną. No więc, krewni mamusi Zielonej Wzgórze, to są moi krewni. Zastanawiając się tak i przyglądając śpiącym, jak gdyby nigdy nic, kotom zauważyłem coś. Nie było tam Białej Zamieci! Niemalże cała biała kotka nie była obecna wśród śpiących! Postanowiłem więc poczekać, zastanawiając się, czemu jej tam nie ma. Może się zraniła cierniem w poduszkę łapy i poszła do medyka? A może nie mogła dalej spać i poszła rozruszać łapy… Musiałaby wstać bardzo wcześnie! Chociaż w tę opcję wątpiłem, bo w końcu kotka była już podstarzała. Może i mogłaby pójść gdzieś, w końcu jeszcze nie siedzi w legowisku starszych! Co prawda wątpiłem, że miała tyle siły co ja, ale na pewno trochę jej jeszcze miała! Myśląc tak sobie, dopadło mnie pewne uczucie. Nuda, okropna nuda. Nie lubiłem tego uczucia. Liściasty wir spała sobie w najlepsze, a Białej Zamieci nigdzie nie było! Chyba powinienem już sobie pójść. Żałowałem, że tak wcześnie wstałem, skoro nic mi to nie dało. Zacząłem powoli iść w stronę mojego legowiska. Może odpocznę jeszcze parę minut. Gdy mijałem stos zwierzyny, usłyszałem ciche kroki. Błyskawicznie obróciłem wzrok. Mojemu oku ukazała się dosyć stara kocica. Miała krótkie białe futro. Czarne uszy i ogon. Dodatkowo ogon miał na sobie pręgi, dosyć delikatnie widoczne. Szerokie bary i kwadratowa klatka piersiowa były znakomicie widoczne z tej odległości. Łapy były dosyć duże. A oczy przypominały mi te, które miała moja kochana matka, Zielone Wzgórze. Szary klif też musiał odziedziczyć po niej tę barwę. Były one po prostu niesamowite; zielone, ciemniejsze niż u jej dzieci, ale nadal piękne. Biała Zamieć powoli szła w kierunku swojego legowiska. Gdy mnie zobaczyła, krzyknęła tylko.
— Dzień dobry Słoneczna Łapo! — zawołała, jakby nigdy nic, myląc moje imię.
— Cześć Biała Zamiecio — odpowiedziałem i zacząłem za nią iść. Dodałem też po chwili — Nazywam się Promienna Łapa! Nie Słoneczna Łapa.
— O jejku… Przepraszam. Promienna Łapo, wybacz — mruknęła, zatrzymując się.
— Przepraszam, ale czemu wyszłaś z obozu? — zapytałem, doganiając starszą wojowniczkę. Pomyślałem, że będzie to dobry sposób na rozpoczęcie rozmowy
— Promienna łapo, musiałam załatwić swoje potrzeby — szepnęła ciszej kocica.
— Promienna łapo, musiałam załatwić swoje potrzeby — szepnęła ciszej kocica.
— Mhm, a tak ogólnie, to ładna pogoda! I fajnie jest na dworze, tak ciepło ostatnio. Nie jest zimno, jak nie wiadomo co! Nie lubię, jak pada śnieg, bo wiesz, jest zimno. Chociaż, ty masz tyle dobrego, że masz dużo białej sierści! Tylko ogon i uszy Ci nie pasują — mruknąłem szybko.
— No, nie pasują — miauknęła kocica
— No, nie pasują — miauknęła kocica
— A... I ogólnie, to muszę cię o coś zapytać! Jak się dziś czujesz? — zapytałem energicznie. Coraz szybciej chciałem zapytać o innych krewnych. W końcu czemu by nie? Ale słabo byłoby zapytać się o to od razu. W końcu Biała Zamieć mogłaby pomyśleć, że nie obchodzi mnie ona.
— Niewyspana, Promienna Łapo — odpowiedziała spokojnie.
— Oh… Nie obraź się, Biała Zamiecio, bardzo miło mi się rozmawia i szkoda, że jesteś zmęczona. Już sobie pójdę, tylko zapytam Cię o coś — rzekłem średnio zadowolony. Szkoda, że była niewyspana! Porozmawiałbym z nią dłużej, ale skoro jest zmęczona… Nie będę natarczywy; po prostu zapytam ją o to, co chciałem.
— Niewyspana, Promienna Łapo — odpowiedziała spokojnie.
— Oh… Nie obraź się, Biała Zamiecio, bardzo miło mi się rozmawia i szkoda, że jesteś zmęczona. Już sobie pójdę, tylko zapytam Cię o coś — rzekłem średnio zadowolony. Szkoda, że była niewyspana! Porozmawiałbym z nią dłużej, ale skoro jest zmęczona… Nie będę natarczywy; po prostu zapytam ją o to, co chciałem.
— Tak? — zapytała biało-czarna kocica.
— Wiesz, wiem, że jedyne nasze pokrewieństwo jest przez to, że mamusia Zielone Wzgórze mnie wychowała, i twoi krewni są moimi, ale przybranymi. No z resztą, przejdę do sedna. Możesz mi powiedzieć o tym, czy mam jakichś krewnych, wiesz, takich co mogę jeszcze spotkać! — powiedziałem w końcu. Chyba nawet ciut za głośno.
— Krewnych? No mało ich obecnie, na pewno Srokoszowa Gwiazda… — rzekła powoli, jednak przerwałem jej, zanim dopowiedziała resztę.
— Wiesz, wiem, że jedyne nasze pokrewieństwo jest przez to, że mamusia Zielone Wzgórze mnie wychowała, i twoi krewni są moimi, ale przybranymi. No z resztą, przejdę do sedna. Możesz mi powiedzieć o tym, czy mam jakichś krewnych, wiesz, takich co mogę jeszcze spotkać! — powiedziałem w końcu. Chyba nawet ciut za głośno.
— Krewnych? No mało ich obecnie, na pewno Srokoszowa Gwiazda… — rzekła powoli, jednak przerwałem jej, zanim dopowiedziała resztę.
— Serio? Nie no, ja nie wierzę! — Niemalże krzyknąłem, po czym dodałem ciszej, nie dając jej dokończyć — To ten, ja już idę. Prześpię się jeszcze nieco, i ten, do widzenia!
Szybkim krokiem poszedłem w stronę legowiska uczniów. Byłem coraz dalej od kotki, nie zważając na to, co mogła powiedzieć. Byłem zbyt zdziwiony, poniekąd dumny i szokowany, z powodu mojego pokrewieństwa z kocurem. Co prawda nie było jakieś specjalnie bliskie, a mamusia Zielone Wzgórze nie była moją biologiczną mamą. Ale nadal się liczy! No przynajmniej tak sądziłem.
Szybkim krokiem poszedłem w stronę legowiska uczniów. Byłem coraz dalej od kotki, nie zważając na to, co mogła powiedzieć. Byłem zbyt zdziwiony, poniekąd dumny i szokowany, z powodu mojego pokrewieństwa z kocurem. Co prawda nie było jakieś specjalnie bliskie, a mamusia Zielone Wzgórze nie była moją biologiczną mamą. Ale nadal się liczy! No przynajmniej tak sądziłem.
[1521 słów]
[przyznano 30%]
npc: Zielone Wzgórze, Szary Klif, Biała Zamieć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz