Ponowna ciąża mamy nie była czymś, czego by się Kniejka spodziewała, albo nawet o tym myślała. Jej rodzice zdawali się w jej oczach już na tyle starzy, że posiadanie kolejnego potomstwa zdawało się być wizją wręcz absurdalną. Chociaż, gdyby się tak dokładniej przyjrzeć, czy nie było to do przewidzenia? Tamta dwójka dorosłych kotów już nie raz doprowadzała szylkretkę do szerokiej w swoim znaczeniu żenady i zakłopotania i pomimo księżycy nie zdołała się przyzwyczaić do ich szerokiej gamy pokazywania uczuć, w mniej lub bardziej romantyczne sposoby. To wszystko doprowadzało ją do coraz większej irytacji, szczególnie, że jej prosto-myślący organizm nie był przygotowany na falę emocji, która pojawiała się za każdym razem, gdy widziała Nornicę. To już nawet przestało robić się śmieszne, czemu akurat ona? Przecież to Cykoria miał na jej punkcie obsesję, do niego by to pasowało. Ale do Kniejki? Gdy tylko pomyślała o tym, jaką miłość prezentują do siebie jej rodzice i o tym, że to samo miałaby robić z Norniczą Łapą, zaczynało ją oblewać czyste obrzydzenie i zawstydzenie do tego stopnia, że musiała pobiegać, albo wejść do tunelu i uderzyć głową w twardą ścianę. Niestety nie tylko obrzydzenie wywoływało u niej podobne reakcje, ale też sama wspomniana kotka i Kwiecista nie miała pojęcia, co z tym początkowo zrobić do momentu, aż się nieco uspokoiła i powróciła do swojej zwyczajnej, chłodnej i wyluzowanej wersji... którą czasem wciąż było ciężko utrzymać.
- Hej, jesteś tam? Ziemia do Kwiecistej Kniei - przed pyskiem machnęła jej znajoma łapa, która przywróciła przewodniczkę do życia. Lilowa podniosła wzrok na Nornicę, która zażywała słonecznej kąpieli blisko wejścia do legowiska medyka.
- Był podczas twojego przesiadywania w lecznicy - odpowiedziała Kniejka na pytanie, które siedziało w tyle jej głowy, dając tym znać, że przez cały czas słucha.- Pytał, jak się czujesz - Wyjawiła spokojnie, obojętnym tonem. Sprawa z Pszczelą Łapą niezbyt ją obchodziła, podobnie jak sama Pszczela Łapa, jednak skoro Nornica o nią pytała, to nie miała powodów, by nie odpowiadać.
- Uh, on - Nornica zdawała się zniesmaczona, albo zwyczajnie zmęczona - Ostatnio jak był, to mówił na twój temat jakieś głupoty.
- Głupoty? - dopytała, czekając na rozwinięcie. Jakaś jednak jej część, wiedziała o czym może być mowa. I bardziej od straty pozycji, obawiała się straty w oczach Nornicy.
- No oczywiście! On zawsze je mówi, ale ta była gorsza od wszystkich innych, bo była o tobie. Kiedy on się nauczy? - Rzuciła bura, poprawiając swe futro na szyi. - Mruczał coś, że usłyszał coś od Ważki. Czekaj. Jak to szło...? Coś odnośnie braku akceptacji od Klanu Gwiazdy? Nie pamiętam dokładnie, jednak głupoty w czystej postaci! Kazałam mu zamknąć pysk i nie pleść bzdur, bo oberwie w swoją głowę, która i tak jest już przystrojona blizną. Mogłaby być lekko większa, ale chociaż jest.
- Od Ważki - powtórzyła, kiwając głową z zaciśniętymi wargami. I wszystko jasne. I chociaż jej pysk wyrażał stoicki spokój, może lekkie zirytowanie, gdzieś w środku zabiło jej mocniej serce. - Najbardziej prawdomównego osobnika, rozumiem - Prychnęła, starając się utrzymać swoją sierść przy ciele
- Zaczynam rozumieć, dlaczego za nim nie przepadasz. Męcząca plotkara. - Zatrzymała się nagle, drgając ogonem - I jeszcze mi powiedz, że rozpowiedział reszcie klanu.
- Na całe szczęście nie. Zareagowałam nim popełnił ten błąd. - Prychnęła kocica. - Powinien mi dziękować. Przeze mnie nie dostał jeszcze w pysk od nikogo, chociaż powinien. Może wtedy nauczyłby się, że jego działania mają konsekwencje, a ja nie mogę go bronić przed nimi przez całe życie. Widać, że nauki Obserwującej Gwiazdy nie są tak dobre jak oczekiwałam i chyba będę musiała przyłożyć własną łapę do jego nauki. Kiedyś musi nauczyć się czegoś pożytecznego.
- Hm - lilowa uśmiechnęła się sztywno - Widać mogłam to zrobić, kiedy miałam okazję - zaczęła - Do mnie też z tym podszedł. Powiedziałam mu, że się przesłyszał. Jak widać miał inne zdanie.
- Wiedziałam, że coś wymyśla, jak zwykle. Teraz muszę z pewnością nauczyć go, że czasem czas się zamknąć i nawet mam pomysł jak. Czemu żaden z kocurów w mej rodzinie nie może być normalny? - Zapytała Nornica, wbijając wzrok w towarzyszkę. - Ważka... to Ważka. Pszczółka ma swoje odpały, a mój ojciec powinien nigdy nie pojawić się w Klanie Burzy. Czasem zazdroszczę Ci, że masz normalnych braci. Nie chciałabyś mi oddać jednego? - Rzuciła ostatnie zdanie półżartem.
Kniejka zerknęła na Nornicę całkiem poważnie, chwilę później bełkocząc coś pod nosem o oddawaniu... Mogła oddać jej siebie, zamiast braci. Jednak gdy Nornica dopytała, przewodniczka zaraz odparła już głośniej.
- A nie chcesz jeszcze w pakiecie staruszka? - spytała, utrzymując żartobliwy temat, unosząc czoło - Ja sobie zatrzymam tych nowszych członków rodziny, co są w drodze. Nowszy kot, może bardziej sprawny.
- Tego samego, który z pewnością zacisnąłby kły na mej szyi wraz z Nagietkowym Wschodem? Podziękuje. - Zaśmiała się cicho w odpowiedzi. - Masz już dwóch żyjących, a może nawet pojawi się następny, a mi nie chcesz nawet pożyczyć ani jednego. Gdybym chociaż siostrę posiadała, to życie w klanie byłoby o niebo lepsze. Nie musiałabym użerać się z tymi kocurami, jednak życie chciało inaczej. Chociaż mogę spróbować naprawić Pszczelą Łapę, nim przywódczyni popełni nieodwracalny błąd i mianuje go na wojownika.
- Cóż, powodzenia - rzuciwszy na wydechu machnęła łapą, jakby zbywająco - Na twoim miejscu bym się poddała. Mam już dość kocurów jak na jeden dzień. Codziennie muszę oglądać ich, hm, wątpliwej śmieszności wygłupy. I wybacz, ale jakoś nie po drodze mi z twoim bratem.
- Nie winię Cię o to, a nawet nie jest mi z tego powodu smutno. Gdybym miała wybierać, to pewnie nigdy bym się do niego nie zbliżyła, ale więzy krwi mi wszystko psują. Żałuje, że nie pozwoliłaś Ważce dokończyć jego czynów i pozbyć się jednego problemu. Chociaż jedno próbował zrobić dobrze. Teraz ten problem chodzi po obozie i próbuje rozsiewać dziwne plotki. - Kniejka zamilkła po tych słowach na moment, czując się dziwnie niekomfortowo. Nie przywykła do słuchania podobnych rzeczy, tym bardziej o swoim rodzeństwie. Chociaż, może bura tylko żartowała? Kniejka też potrafiła w swoich żartach być dość ostra, ale chyba podobne słowa nie przeszłyby jej przez gardło. Z resztą, podoba sytuacja byłaby wręcz niepojęta, jeśli chodzi o jej część rodziny, bo jak by to było? Dzwonek truje mamę, potem zostaje wrzucony wraz ze Skowronkiem do dołu i na koniec próbuje go zabić? Wizja była ta tak niepojęta, że aż śmieszna. Odchrząknęła, chcąc pozbyć się uczucia suchego gardła.
- Tak, właśnie, to ten - klepnęła łapą ziemię, rozglądając się dookoła i chwilę później wyciągając z futra przy ogonie mały, delikatny przedmiot. Świetna zmiana tematu i tak miała zamiar dzisiaj wręczyć Nornicy mały prezent. Przed burymi łapami położony został motyl w pomarańczowych barwach. Martwy, na pierwszy rzut oka, jednak nie zniszczony. - To tak z okazji wyjścia z lecznicy. Pomyślałam, że może będzie dobrze się komponować z twoim futrem, i - przerwała, widząc jak kotka bierze nową ozdobę, ustawia pod odpowiednim kątem i wsadza sobie w futro za uchem.
- I jak wyglądam? - spytała, wyciągając się w modelową pozę, kładąc głowę na uniesionej łapie.
- Bardzo ładnie... ZNACZY, bardzo fajnie! Fajnie, znaczy się, tak wiesz. No, że jak przejdziesz przez obóz, to powalisz wszystkich na kolana. Ale nie mnie! No bo, nie ma powodu by- tak. - Zebrała się nagle z miejsca, czując, jak robi jej się gorąco - Właśnie sobie przypomniałam, patrol miałam, tak... z, z Gradem. Pa! - Rzuciła jeszcze krótko, zanim przez jej pysk przeszło więcej głupot, a ona jeszcze bardziej by się ośmieszyła. Dopiero, gdy wyszła poza obóz, stanęła i z jękiem niedoli przeciągnęła łapami po pysku. Co ona tam odstawiła? Dawanie komplementów? Dla Nornicy? I w dodatku w takim stylu, ale co miała zrobić? Spanikowała. I jeszcze wkopała się w patrol. Może ucieknie jakoś w połowie. Zniżając łapy na tyle, by odsłoniły oczy, zerknęła spod byka na przechodzącą grupę kotów, by po chwili podejść do nich niewdzięcznie. Tak na wszelki, gdyby później Nornica pytała...
- Hej, jesteś tam? Ziemia do Kwiecistej Kniei - przed pyskiem machnęła jej znajoma łapa, która przywróciła przewodniczkę do życia. Lilowa podniosła wzrok na Nornicę, która zażywała słonecznej kąpieli blisko wejścia do legowiska medyka.
- Był podczas twojego przesiadywania w lecznicy - odpowiedziała Kniejka na pytanie, które siedziało w tyle jej głowy, dając tym znać, że przez cały czas słucha.- Pytał, jak się czujesz - Wyjawiła spokojnie, obojętnym tonem. Sprawa z Pszczelą Łapą niezbyt ją obchodziła, podobnie jak sama Pszczela Łapa, jednak skoro Nornica o nią pytała, to nie miała powodów, by nie odpowiadać.
- Uh, on - Nornica zdawała się zniesmaczona, albo zwyczajnie zmęczona - Ostatnio jak był, to mówił na twój temat jakieś głupoty.
- Głupoty? - dopytała, czekając na rozwinięcie. Jakaś jednak jej część, wiedziała o czym może być mowa. I bardziej od straty pozycji, obawiała się straty w oczach Nornicy.
- No oczywiście! On zawsze je mówi, ale ta była gorsza od wszystkich innych, bo była o tobie. Kiedy on się nauczy? - Rzuciła bura, poprawiając swe futro na szyi. - Mruczał coś, że usłyszał coś od Ważki. Czekaj. Jak to szło...? Coś odnośnie braku akceptacji od Klanu Gwiazdy? Nie pamiętam dokładnie, jednak głupoty w czystej postaci! Kazałam mu zamknąć pysk i nie pleść bzdur, bo oberwie w swoją głowę, która i tak jest już przystrojona blizną. Mogłaby być lekko większa, ale chociaż jest.
- Od Ważki - powtórzyła, kiwając głową z zaciśniętymi wargami. I wszystko jasne. I chociaż jej pysk wyrażał stoicki spokój, może lekkie zirytowanie, gdzieś w środku zabiło jej mocniej serce. - Najbardziej prawdomównego osobnika, rozumiem - Prychnęła, starając się utrzymać swoją sierść przy ciele
- Zaczynam rozumieć, dlaczego za nim nie przepadasz. Męcząca plotkara. - Zatrzymała się nagle, drgając ogonem - I jeszcze mi powiedz, że rozpowiedział reszcie klanu.
- Na całe szczęście nie. Zareagowałam nim popełnił ten błąd. - Prychnęła kocica. - Powinien mi dziękować. Przeze mnie nie dostał jeszcze w pysk od nikogo, chociaż powinien. Może wtedy nauczyłby się, że jego działania mają konsekwencje, a ja nie mogę go bronić przed nimi przez całe życie. Widać, że nauki Obserwującej Gwiazdy nie są tak dobre jak oczekiwałam i chyba będę musiała przyłożyć własną łapę do jego nauki. Kiedyś musi nauczyć się czegoś pożytecznego.
- Hm - lilowa uśmiechnęła się sztywno - Widać mogłam to zrobić, kiedy miałam okazję - zaczęła - Do mnie też z tym podszedł. Powiedziałam mu, że się przesłyszał. Jak widać miał inne zdanie.
- Wiedziałam, że coś wymyśla, jak zwykle. Teraz muszę z pewnością nauczyć go, że czasem czas się zamknąć i nawet mam pomysł jak. Czemu żaden z kocurów w mej rodzinie nie może być normalny? - Zapytała Nornica, wbijając wzrok w towarzyszkę. - Ważka... to Ważka. Pszczółka ma swoje odpały, a mój ojciec powinien nigdy nie pojawić się w Klanie Burzy. Czasem zazdroszczę Ci, że masz normalnych braci. Nie chciałabyś mi oddać jednego? - Rzuciła ostatnie zdanie półżartem.
Kniejka zerknęła na Nornicę całkiem poważnie, chwilę później bełkocząc coś pod nosem o oddawaniu... Mogła oddać jej siebie, zamiast braci. Jednak gdy Nornica dopytała, przewodniczka zaraz odparła już głośniej.
- A nie chcesz jeszcze w pakiecie staruszka? - spytała, utrzymując żartobliwy temat, unosząc czoło - Ja sobie zatrzymam tych nowszych członków rodziny, co są w drodze. Nowszy kot, może bardziej sprawny.
- Tego samego, który z pewnością zacisnąłby kły na mej szyi wraz z Nagietkowym Wschodem? Podziękuje. - Zaśmiała się cicho w odpowiedzi. - Masz już dwóch żyjących, a może nawet pojawi się następny, a mi nie chcesz nawet pożyczyć ani jednego. Gdybym chociaż siostrę posiadała, to życie w klanie byłoby o niebo lepsze. Nie musiałabym użerać się z tymi kocurami, jednak życie chciało inaczej. Chociaż mogę spróbować naprawić Pszczelą Łapę, nim przywódczyni popełni nieodwracalny błąd i mianuje go na wojownika.
- Cóż, powodzenia - rzuciwszy na wydechu machnęła łapą, jakby zbywająco - Na twoim miejscu bym się poddała. Mam już dość kocurów jak na jeden dzień. Codziennie muszę oglądać ich, hm, wątpliwej śmieszności wygłupy. I wybacz, ale jakoś nie po drodze mi z twoim bratem.
- Nie winię Cię o to, a nawet nie jest mi z tego powodu smutno. Gdybym miała wybierać, to pewnie nigdy bym się do niego nie zbliżyła, ale więzy krwi mi wszystko psują. Żałuje, że nie pozwoliłaś Ważce dokończyć jego czynów i pozbyć się jednego problemu. Chociaż jedno próbował zrobić dobrze. Teraz ten problem chodzi po obozie i próbuje rozsiewać dziwne plotki. - Kniejka zamilkła po tych słowach na moment, czując się dziwnie niekomfortowo. Nie przywykła do słuchania podobnych rzeczy, tym bardziej o swoim rodzeństwie. Chociaż, może bura tylko żartowała? Kniejka też potrafiła w swoich żartach być dość ostra, ale chyba podobne słowa nie przeszłyby jej przez gardło. Z resztą, podoba sytuacja byłaby wręcz niepojęta, jeśli chodzi o jej część rodziny, bo jak by to było? Dzwonek truje mamę, potem zostaje wrzucony wraz ze Skowronkiem do dołu i na koniec próbuje go zabić? Wizja była ta tak niepojęta, że aż śmieszna. Odchrząknęła, chcąc pozbyć się uczucia suchego gardła.
- Tak, właśnie, to ten - klepnęła łapą ziemię, rozglądając się dookoła i chwilę później wyciągając z futra przy ogonie mały, delikatny przedmiot. Świetna zmiana tematu i tak miała zamiar dzisiaj wręczyć Nornicy mały prezent. Przed burymi łapami położony został motyl w pomarańczowych barwach. Martwy, na pierwszy rzut oka, jednak nie zniszczony. - To tak z okazji wyjścia z lecznicy. Pomyślałam, że może będzie dobrze się komponować z twoim futrem, i - przerwała, widząc jak kotka bierze nową ozdobę, ustawia pod odpowiednim kątem i wsadza sobie w futro za uchem.
- I jak wyglądam? - spytała, wyciągając się w modelową pozę, kładąc głowę na uniesionej łapie.
- Bardzo ładnie... ZNACZY, bardzo fajnie! Fajnie, znaczy się, tak wiesz. No, że jak przejdziesz przez obóz, to powalisz wszystkich na kolana. Ale nie mnie! No bo, nie ma powodu by- tak. - Zebrała się nagle z miejsca, czując, jak robi jej się gorąco - Właśnie sobie przypomniałam, patrol miałam, tak... z, z Gradem. Pa! - Rzuciła jeszcze krótko, zanim przez jej pysk przeszło więcej głupot, a ona jeszcze bardziej by się ośmieszyła. Dopiero, gdy wyszła poza obóz, stanęła i z jękiem niedoli przeciągnęła łapami po pysku. Co ona tam odstawiła? Dawanie komplementów? Dla Nornicy? I w dodatku w takim stylu, ale co miała zrobić? Spanikowała. I jeszcze wkopała się w patrol. Może ucieknie jakoś w połowie. Zniżając łapy na tyle, by odsłoniły oczy, zerknęła spod byka na przechodzącą grupę kotów, by po chwili podejść do nich niewdzięcznie. Tak na wszelki, gdyby później Nornica pytała...
◃―‧▫☽﹡❇﹡☾▫‧―▹
Minęło trochę czasu od "pogadanki" z Pszczelą Łapą. Wcześniej jeszcze Nornica została mianowana i nie ukrywając, liliowa miała nadzieję spędzić z nią trochę czasu, właśnie na patrolach. Niestety, zgłaszanie się do nich na ostatnią chwilę nie było zawsze dobrym pomysłem i nieco rozkojarzona, skończyła w jednej grupie z Gradowym Sztormem. Nie, żeby nie lubiła krewniaka, nic z tych rzeczy. Po prostu... czuła lekkie rozczarowanie. Plus, nie mogła przez to obserwować Pszczelej Łapy, która pewnie była na jakimś treningu. A niech chociaż piśnie słówko Obserwującej... chociaż, jeśli się tak zastanowić, bardziej od reakcji liderki, obawiała się swoich starszych i rodzeństwa. Niesamowite było to, jak bardzo zawaliła sytuację jednym wybuchem złości. Ale to przecież nie była jej wina!
Nagle poczuła, jak czyjaś łapa przyciska jej głowę do podłoża, a ona sama traci równowagę, lądując na ziemi.
- Jakbym walczył z kociakiem - skomentował Grad, górując nad lilową, z krzywym uśmiechem - Mech byłby bardziej zabójczy. - W odpowiedzi mógł usłyszeć burknięcie, a chwilę później w stronę jego oczu poleciała chmura piasku, przed którą uskoczył, prychając jedynie. Może nie była to spektakularna obrona, ale kotka mogła przynajmniej wstać i się otrzepać. Oraz posłać w stronę kocura mocno zirytowane, oceniające spojrzenie.
- Dopiero się rozkręcam - stwierdziła, unosząc głowę, jednak ciało wciąż było w gotowości. Grad jedynie zlustrował ją od góry do dołu, po czym prychnął.
- Tak, dałaś świetny pokaz przez ostatnie chwile - skomentował - Rozkręcałaś się cały sparing, można cię nazwać już mistrzynią w tej dziedzinie.
- Dobra, nie przemęczaj się, oszczędzałam tylko twoje stare kości. Nie powinieneś już gryźć piachu?
- A ty suta matki?
- Nie ekscytuj się tak, bo się posikasz. W tym wieku może być już ciężko z trzymaniem.
- Ph, pyskata gówniara - odrzucił Grad, z krzywym uśmiechem na pysku.
- Zgaduję, że to rodzinne. - Mruknęła lilowa w odpowiedzi, zadowolona z przebiegu "dyskusji".
- A mimo wszystko nie odziedziczyłaś umiejętności koncentracji podczas bójki.
- Zdarzyło mi się RAZ.
- Jasne, jasne, pijawko. - mruknął zbywająco - Na następny sparing masz być gotowa, bo nie chce marnować na nich swojego czasu. A, i jeszcze jedno, jak chcesz załatwić z kimś sprawy, to rób to dobrze, a nie na patrolu. Głupi by tylko uwierzył, w tą waszą ,,rozmowę". - Lilowa uniosła futro na grzbiecie, co wywołało w brązowych oczach jedynie błysk rozbawienia.
- Nie powiesz nikomu, prawda?
- O, nawet nie protestuje. Dość łatwo się poddałaś - Zauważył, przez co zawinięte uszy powędrowały w tył z zawstydzenia. Przyglądał się jej jeszcze chwilę, budując małe napięcie, zanim odpowiedział.
- Nie jestem konfidentem, ciekawie niskie masz o mnie mniemanie - burknął, unosząc brew - Nie moja sprawa. Z resztą, czemu miałbym się mieszać? Ojciec tych larw całkiem mocno zalazł mi za skórę - syknął na to wspomnienie, uśmiechając się nienawistnie i dotykając swojej blizny na pysku - Gdybym mógł, rozszarpałbym drania raz jeszcze.
- To ci po nim zostało? - spytała nagle zaciekawiona, niczym kilkuksiężycowy kociak. Zanim jednak zdążył odpowiedzieć, ta wskazała na tą swoją, pozostawioną po Ważce, uśmiechając się dziarsko. - Mi zostawił to Ważka, ale skończył z gorszą - pochwaliła się, chociaż kocur pewnie doskonale wszystko wiedział. Zamiast jednak jakoś to skomentować, prychnął rozbawiony, tarmosząc lilową czuprynę, całkiem przy tym niszcząc dokładnie ułożoną przez matkę sierść, z której powypadały ozdobne kwiatki. Nie przejęła się tym. Pomimo pozornie dorosłego wieku, ceniła sobie towarzystwo jak i pochwały Gradowego Sztormu, na nieszczęście rodziców, biorąc go za swój przykład już od maleńkości.
- Dobra, chodź karle, idziemy zobaczyć jak sobie radzą pozostałe łamagi. Miejmy nadzieję, że lepiej od ciebie - Powiedziawszy to, poszedł przez trawska zalej, a Kwitka po przejechaniu niedbale łapą po głowie, w celu "naprawienia" burdelu jaki na niej pozostał, zaraz podreptała za nim. Mały sparing był tylko rozgrzewką przed polowaniem. Oprócz Kniejki i Grada, w patrolu była jeszcze Aksamitkiwa Łapa wraz z Bobrzym Siekaczem. Kniejka dziwiła się mu, jakim cudem zgodził się na trenowanie kogokolwiek, w dodatku kogoś pokroju Płomiennego Ryku, który to inteligencją nie grzeszył. Jakim cudem trzymany był w klanie? Cóż, ona prędzej by napluła, niż wzięła się za coś takiego. W końcu była przewodnikiem, miała trenować więc przewodników. Nie wojowników. Z resztą, wątpiła, czy wytrzymałaby długi okres rozmów i przebywania na powierzchni podczas hałasu, szczególnie przy drodze grzmotu. Tam, jej uszy zdawały rozrywać się na milion kawałków. Zbliżyli się do reszty patrolu akurat w momencie, w którym sparing ucznia i jej mentora dobiegał końca. Bobrzy coś tłumaczył, a kremowa kotka zdawała się słuchać... chociaż niechętnie. Gdy starszy przewodnik ich zauważył, zaraz przerwał swój wykład, witając się ogonem. Za jego przykładem poszła Aksamitka, chociaż już bez witania. Po prostu spojrzała na przybyszów.
- Skończyliście, jak widzę.
- Aha, poszło łatwiej niż zakładałem. - rzucił zaczepnie Grad w odpowiedzi, co Kniejka zignorowała, patrząc pusto w przestrzeń.
- To dobrze, bo my już też jesteśmy gotowi. Jakieś pomysły, gdzie się skierować?
- Przy granicy z Klanem Klifu ostatnio znaleźli królicze nory, nowo zrobione. Można się rozejrzeć - Poddał Grad obojętnie, co spotkało się z milczącym potwierdzeniem i już po chwili byli w drodze. Podczas małego spaceru, Kwitka zerknęła na Aksamitną Łapę. Wyglądała niemal identycznie do Piaszczystej Zamieci, jakby była jego mniejszą wersją. Kto wie, może okaże się nawet tak normalna jak on? Jakby się tak zastanowić, z całej trójki to właśnie ona była najnormalniejsza. W powietrzu zawisła głucha cisza, kiedy trójka kotów pokroju ,,nie ma potrzeby się odzywać" znalazła się w jednym miejscu, wraz z tym jednym, kremowym odstępstwem. Co prawda przewodniczka nie czuła potrzeby integracji, ani przerywania błogiego spokoju, jednak młodsza kotka widocznie czuła inaczej.
- Ja bym wygrała z Gradowym Sztormem - odezwała się nagle w stronę Kniejki, z pewnym siebie tonem i wysoko uniesioną głową. Lilowa zerknęła na nią, nieco zdezorientowana, by upewnić się, że na pewno informacja ta skierowana miała zostać do niej, a nie do kogoś innego. Dostrzec też mogła, jak kocur przed nią kieruje na młodszą na moment wzrok, jednak nic nie mówił. Może to i lepiej.
- Ahaa...? - Przewodniczka zlustrowała młodszą wzrokiem, mrużąc przy tym oczy. - I myślisz, że byś wygrała, bo?
- Nie myślę, ja to wiem. - tu na moment przerwała - Bo jest już prawie na emeryturze. Wystarczy celować w słabe punkty.
- Czyli chcesz powiedzieć, że pokonałabyś też mnie? - w odpowiedzi dostała cwany uśmiech - Bez szans. - Szybko zostały uciszone. Zbliżali się ku kamiennym strażnikom, a Kniejka nie przepadała za tym terenem, jeśli chodzi o zewnętrzną strefę. Była niemal cała przekopana, a wizja zapadnięcia się przez obruszoną ziemię wcale nie napawała ją energią. Niemniej, jej mały duch rywalizacji jeszcze nie wygasł, więc zerkając wpierw na swoją młodszą towarzyszkę z iskrą czegoś, co zdradzało problemy, po czym podeszła do wujka z małą propozycją. Chciała ogarnąć małe zawody, w końcu kiedy będzie taka okazja? Resztę rudych szczyli też musiała przetestować, tak o, dla zabawy i z chęci utarcia im nosów. Zwykła, dziecinna złośliwość.
- Zobaczymy, czy twoja domniemana rudość pozwoli ci mnie prześcignąć - rzuciła wyzywająco w stronę Aksamitki, jednak nie było w tej wiadomości nadmiaru złośliwości. Ot, prędzej czysta chęć rywalizacji, w końcu ani Grad, ani Bóbr nie wyrazili sprzeciwu. W końcu czemu mieliby? Świat się nagle nie zawali, jeśli dwójka kotów postanowi sobie zrobić zawody w łapaniu królików. Bobrzy Siekacz krótko i zwięźle wyjaśnił szczegóły rywalizacji, która skomplikowana wcale nie była. Kto złapie najwięcej królików i przyniesie w wybrany punkt, zanim słońce przejdzie do ułamanej sosny, wygrywa. Można było królika zamienić na jedno większe zwierzę, lub trzy mniejsze, jednak to właśnie długouche były głównym celem. Łatwizna. Już po chwili starsi zniknęli gdzieś w trawach, zostawiając dwie kotki samopas, w towarzystwie ciepłego wiatru. Lilowa zerknęła na drugą zawodniczkę, unosząc brew z lekkim uśmiechem na pysku.
- Zawsze się możesz jeszcze wycofać - Zaoferowała dobrotliwie - Nie będę się śmiać, słowo honoru.
- Przegrać z mieszańcem? - usłyszała jedynie w odpowiedzi, zanim kremowy ogon zniknął w trawach. Kwitka poruszyła nosem, chwilę później idąc w innym kierunku. Była na zewnątrz zdecydowanie zbyt długo, przez co uszy, szczęka oraz cała głowa zaczynały nieprzyjemnie ściskać, a szumy się nasilać. Ale to nic, miała jeszcze chwilę czasu, zanim jej organizm się podda, wpychając ją znów w ciemne tunele. Nastawiła więc uszu, otworzyła pyszczek, chcąc szybciej wywęszyć ciekawsze zapachy. Powoli do przodu, szukając swojej możliwej zdobyczy. Zawody zawodami, jednak uważała, że czasu ma wystarczająco. Słońce powoli zbliżało się do wybranego punktu, jednak wciąż było zbyt daleko, by odczuwać presję. I wtem, po dłuższych poszukiwaniach, w trawach przed nią coś się poruszyło. Puchate stworzenie nie byłoby prawie w ogóle widoczne, gdyby nie jego ruch oraz zapach. Królik to nie był, jednak był wystarczająco podobny. Zając, w całej swej okazałości kicał wśród traw, zlewając się z otoczeniem, przez swoją brunatną sierść, której Kniejka szczerze mu zazdrościła. Ten to się umie dostosować. Zrobiła krok, później drugi, chwilę później przykucając za większą kępką trawy, uważając na ruch powietrza oraz własny oddech. Powoli obserwowała, w spokoju odmierzając odpowiedni moment, kompletnie ignorując poczucie, że była obserwowana. Jednak po co miałaby się przejmować, kiedy to najpewniej koty z ich patrolu, które obserwują przebieg rywalizacji? Już się zbierała, jednak zanim zrobiła swój planowany wyskok, jej ciało nagle przywarło do podłoża, kiedy to dostrzegła intruza na swojej drodze. Aksamitkowa Łapa widocznie miała ten sam cel i niestety była o wiele bliżej zająca od przewodniczki. Jakie osty w kuprze. I była to ostatnia myśl, jaka przeszła przez głowę Kniejki zanim wyskoczyła za długouchym, dając tym znać o sobie nie tylko swojej możliwej, przyszłej ofierze, ale i drugiej zawodniczce, która gdy tylko zrozumiała co się dzieje, rzuciła się w pogoń za, jak się okazało, niezwykle szybką bestią. Droga do przebiegnięcia wcale nie była tak długa, na jaką się przygotowała, gdyż zwierzak już po chwili dał susa w głąb tunelu. Córka Płomyka już miała ruszać za nim, jednak się zawahała, na być może jedynie uderzenie serca, co dało Kniejce wystarczającą przewagę, by wyprzedzić zawodnika i zginąć w ciemności tunelu, zaraz za ofiarą. Gdzieś w tyle za nią rozległo się szuranie, co mogło oznaczać tylko tyle, że Aksamitka się opamiętała. Nie na niej jednak skupione były zmysły przewodniczki, a na zającu przed nią. Niemal czuła ciepło bijące od jego tylnych kończyn, które gwałtownie uderzały w podłoże, chcąc wydostać się z tunelu jak najszybciej. Po korytarzu rozległo się echo, gdy dwójka zwierząt po krótkiej gonitwie wyskoczyła na otwartą przestrzeń. Jaskrawe światło na moment oślepiło lilową, która zamachnęła się na oślep zaraz przy wyjściu, i jak się okazało, wcale nie był to taki głupi ruch. Chociaż na wpół ślepa, to dopadła uszatego, szybko go do siebie przyciągając i próbując zdusić za pomocą szczęk, chociaż był to widok dość niecodzienny, zważywszy na wielkość Kniejki w porównaniu do zająca. Chwilę później, z tunelu wygramoliła się cała pobrudzona Aksamitkowa Łapa, na którą to zerknęła nasza zwyciężczyni, wciąż siłując się z zającem, który na moment przestał się ruszać. Posłała w stronę przegranej zwycięskie spojrzenie, czując jak ciepłe poczucie zadowolenia rozlewa jej się po piersi. Pierwszy długouchy złapany! Czy zawody były w porządku, patrząc na wiek i doświadczenie? W żadnym wypadku, ale to było tylko budowanie podłoża do przyszłych konkursów. W końcu rudzielec ją kiedyś dogoni, prawda? Przynajmniej na to liczyła. Wciąż z zapchanym pyskiem, nabrała powietrza na swoją krótką przemowę.
- Ha, wygra - nie dokończyła. Aksamitkowa Łapa zniknęła. Nie odeszła, nie wyparowała, jednak jej futro scaliło się znów z ciemnością tak szybko, jak z niej wyszło. Wyglądało na to, że została... wciągnięta?
- A!- zadźwięczał jeszcze krótki, zaskoczony odgłos, który zginął w mroku razem z właścicielką.
- Piasku? - zdezorientowana Kniejka wypuściła ze szczęk zająca, wciąż będącego w szoku, który jednak szybko się opamiętał i gdy poczuł zew wolności, rzucił się do ucieczki. Z tunelu dochodziło zaskoczone syczenie, szemranie, czyjeś obce... obcy zapach? Przewodniczka jeszcze obejrzała się za zającem, przeklęła pod nosem, po czym niemal natychmiast wcisnęła się znów w tunel, lecąc za odgłosami jak i zapachem, który pozostawiły za sobą, jak się okazało, dwa koty. Z czego ten drugi zapach był całkiem obcy, nieprzyjemny i ostry. Śmierdział kocurem. Odgłosy zaczynały cichnąć, aż w końcu nie dało się dosłyszeć już nic, co mogłoby nakierować córkę Szepta na prawidłową drogę. Pozostał zapach oraz otaczające ją ciemności, czasem rozrzedzone przez słabe światło, przebijające się przez otwory w ziemi. Słysząc głównie głośne bicie swojego serca, po chwili wyskoczyła z tunelu, stając na ostrej trawie. Zaraz została uderzona powiewem ciepłego wiatru, niosącego ze sobą zapach królików, oraz dwa kolejne, nieprzyjemne wonie. Jedna z pewnością należała do napastnika. Czarna, rozmazana plama, a za razem źródło zapachu, niemal natychmiast znikła, zostawiając za sobą poszarpaną, zakrwawioną, kremową kupkę futra, do której powoli się zbliżyła. Przy szyi Aksamitki widniał czerwony ślad, jednak nie to przykuło uwagę lilowej, która podobne rany widziała już wiele razy, zazwyczaj na ciałach zwierzyny. Z nastroszoną sierścią, stojąc w jednym miejscu, wpatrywała się w pysk uczennicy, który to zdawał się jakiś... nieprawidłowy. Umysł długo nie mógł przetworzyć owej nieprawidłowości, cóż takiego mu brakowało? Co było z nim nie tak? Czas rozciągał się i wywracał, tworzył jakieś pętle podczas tej, w rzeczywistości, całkiem krótkiej chwili. Po chwili do niej dotarło. Oczy. Nie było oczu. Zamiast nich ziajały puste, gęste od krwi otwory, z czego jeden przysłonięty niedomkniętą powieką. Nagle Aksamitka zakaszlała, wprawiając starszą kotkę o dreszcze, bowiem była niemal pewna, że kremowa nie żyje. Umysł zaczął pędzić, świat przyspieszył, gdzieś w powietrzu latały skowronki. Coraz bliżej, jakby chciały obsiąść całe ciało. Na co patrzyła? Czy to sen na jawie? Zagryzła zęby, potrząsając głową. Musiała się zebrać w sobie, musiała... musiała się upewnić, że wroga nie ma, jednak im dłużej się rozglądała tym bardziej upewniała się w tym, że przegapiła szansę na dopadnięcie sprawcy. Zrobiła więc jedyne, co uznała za słuszne. Chwyciła wciąż jeszcze żyjące ciało, chociaż dogorywające, "zarzucając" je sobie na plecy. Trzeba było powiadomić resztę i donieść Aksamitkę do medyka. W końcu jeszcze żyła, prawda? Jak żyła, to była szansa.
Szła jak w transie. Miała prosty cel, do którego zmierzała. Świat zdawał się wirować, przestawiając rzeczy z miejsca na miejsce, powodując, że krajobraz tworzył iluzję, jakby stała w miejscu. A mimo wszystko, jej umysł był czysty. Odbierała wszystkie bodźce prawidłowo. Czuła gasnące ciepło, lepkość krwi na swoim futrze, jednak pojęcie czasu jakby zanikło, ustawiając lilową w próżni. Próżnię tą, przerwał dopiero ruch wśród traw, oraz zdenerwowany głos. Kwiecista uniosła wzrok na dwójkę kocurów, którzy widocznie ich szukali, co można było wywnioskować po miejscu, w jakim się znajdowali, oraz po ich zdenerwowanych minach, które tylko się pogłębiły, gdy dostrzegli co za "zająca", ze sobą niesie.
- Samotnik - rzuciła krótko, czując nawracające zmęczenie w łapach - Potem, uh, Aksamitkowa Łapa, trzeba ją zabrać do medyka, ona - przerwała, gdy zesztywniałe, zimne ciało osunęło się z jej pleców, uderzając głucho o ziemię. W tym samym momencie sama Kwitka poczuła, jak jej nie przystosowane do podobnego wysiłku ciało odmawia posłuszeństwa, zmuszając ją do przyjęcia pozycji siedzącej, do której doszła niemal się zataczając. Spojrzała na ciało uczennicy, które już dawno pozbawione było życia.
NPC: Aksamitkowa Łapa, Gradowy Sztorm, Bobrzy Siekacz, Nornicza Łapa
- Ja bym wygrała z Gradowym Sztormem - odezwała się nagle w stronę Kniejki, z pewnym siebie tonem i wysoko uniesioną głową. Lilowa zerknęła na nią, nieco zdezorientowana, by upewnić się, że na pewno informacja ta skierowana miała zostać do niej, a nie do kogoś innego. Dostrzec też mogła, jak kocur przed nią kieruje na młodszą na moment wzrok, jednak nic nie mówił. Może to i lepiej.
- Ahaa...? - Przewodniczka zlustrowała młodszą wzrokiem, mrużąc przy tym oczy. - I myślisz, że byś wygrała, bo?
- Nie myślę, ja to wiem. - tu na moment przerwała - Bo jest już prawie na emeryturze. Wystarczy celować w słabe punkty.
- Czyli chcesz powiedzieć, że pokonałabyś też mnie? - w odpowiedzi dostała cwany uśmiech - Bez szans. - Szybko zostały uciszone. Zbliżali się ku kamiennym strażnikom, a Kniejka nie przepadała za tym terenem, jeśli chodzi o zewnętrzną strefę. Była niemal cała przekopana, a wizja zapadnięcia się przez obruszoną ziemię wcale nie napawała ją energią. Niemniej, jej mały duch rywalizacji jeszcze nie wygasł, więc zerkając wpierw na swoją młodszą towarzyszkę z iskrą czegoś, co zdradzało problemy, po czym podeszła do wujka z małą propozycją. Chciała ogarnąć małe zawody, w końcu kiedy będzie taka okazja? Resztę rudych szczyli też musiała przetestować, tak o, dla zabawy i z chęci utarcia im nosów. Zwykła, dziecinna złośliwość.
- Zobaczymy, czy twoja domniemana rudość pozwoli ci mnie prześcignąć - rzuciła wyzywająco w stronę Aksamitki, jednak nie było w tej wiadomości nadmiaru złośliwości. Ot, prędzej czysta chęć rywalizacji, w końcu ani Grad, ani Bóbr nie wyrazili sprzeciwu. W końcu czemu mieliby? Świat się nagle nie zawali, jeśli dwójka kotów postanowi sobie zrobić zawody w łapaniu królików. Bobrzy Siekacz krótko i zwięźle wyjaśnił szczegóły rywalizacji, która skomplikowana wcale nie była. Kto złapie najwięcej królików i przyniesie w wybrany punkt, zanim słońce przejdzie do ułamanej sosny, wygrywa. Można było królika zamienić na jedno większe zwierzę, lub trzy mniejsze, jednak to właśnie długouche były głównym celem. Łatwizna. Już po chwili starsi zniknęli gdzieś w trawach, zostawiając dwie kotki samopas, w towarzystwie ciepłego wiatru. Lilowa zerknęła na drugą zawodniczkę, unosząc brew z lekkim uśmiechem na pysku.
- Zawsze się możesz jeszcze wycofać - Zaoferowała dobrotliwie - Nie będę się śmiać, słowo honoru.
- Przegrać z mieszańcem? - usłyszała jedynie w odpowiedzi, zanim kremowy ogon zniknął w trawach. Kwitka poruszyła nosem, chwilę później idąc w innym kierunku. Była na zewnątrz zdecydowanie zbyt długo, przez co uszy, szczęka oraz cała głowa zaczynały nieprzyjemnie ściskać, a szumy się nasilać. Ale to nic, miała jeszcze chwilę czasu, zanim jej organizm się podda, wpychając ją znów w ciemne tunele. Nastawiła więc uszu, otworzyła pyszczek, chcąc szybciej wywęszyć ciekawsze zapachy. Powoli do przodu, szukając swojej możliwej zdobyczy. Zawody zawodami, jednak uważała, że czasu ma wystarczająco. Słońce powoli zbliżało się do wybranego punktu, jednak wciąż było zbyt daleko, by odczuwać presję. I wtem, po dłuższych poszukiwaniach, w trawach przed nią coś się poruszyło. Puchate stworzenie nie byłoby prawie w ogóle widoczne, gdyby nie jego ruch oraz zapach. Królik to nie był, jednak był wystarczająco podobny. Zając, w całej swej okazałości kicał wśród traw, zlewając się z otoczeniem, przez swoją brunatną sierść, której Kniejka szczerze mu zazdrościła. Ten to się umie dostosować. Zrobiła krok, później drugi, chwilę później przykucając za większą kępką trawy, uważając na ruch powietrza oraz własny oddech. Powoli obserwowała, w spokoju odmierzając odpowiedni moment, kompletnie ignorując poczucie, że była obserwowana. Jednak po co miałaby się przejmować, kiedy to najpewniej koty z ich patrolu, które obserwują przebieg rywalizacji? Już się zbierała, jednak zanim zrobiła swój planowany wyskok, jej ciało nagle przywarło do podłoża, kiedy to dostrzegła intruza na swojej drodze. Aksamitkowa Łapa widocznie miała ten sam cel i niestety była o wiele bliżej zająca od przewodniczki. Jakie osty w kuprze. I była to ostatnia myśl, jaka przeszła przez głowę Kniejki zanim wyskoczyła za długouchym, dając tym znać o sobie nie tylko swojej możliwej, przyszłej ofierze, ale i drugiej zawodniczce, która gdy tylko zrozumiała co się dzieje, rzuciła się w pogoń za, jak się okazało, niezwykle szybką bestią. Droga do przebiegnięcia wcale nie była tak długa, na jaką się przygotowała, gdyż zwierzak już po chwili dał susa w głąb tunelu. Córka Płomyka już miała ruszać za nim, jednak się zawahała, na być może jedynie uderzenie serca, co dało Kniejce wystarczającą przewagę, by wyprzedzić zawodnika i zginąć w ciemności tunelu, zaraz za ofiarą. Gdzieś w tyle za nią rozległo się szuranie, co mogło oznaczać tylko tyle, że Aksamitka się opamiętała. Nie na niej jednak skupione były zmysły przewodniczki, a na zającu przed nią. Niemal czuła ciepło bijące od jego tylnych kończyn, które gwałtownie uderzały w podłoże, chcąc wydostać się z tunelu jak najszybciej. Po korytarzu rozległo się echo, gdy dwójka zwierząt po krótkiej gonitwie wyskoczyła na otwartą przestrzeń. Jaskrawe światło na moment oślepiło lilową, która zamachnęła się na oślep zaraz przy wyjściu, i jak się okazało, wcale nie był to taki głupi ruch. Chociaż na wpół ślepa, to dopadła uszatego, szybko go do siebie przyciągając i próbując zdusić za pomocą szczęk, chociaż był to widok dość niecodzienny, zważywszy na wielkość Kniejki w porównaniu do zająca. Chwilę później, z tunelu wygramoliła się cała pobrudzona Aksamitkowa Łapa, na którą to zerknęła nasza zwyciężczyni, wciąż siłując się z zającem, który na moment przestał się ruszać. Posłała w stronę przegranej zwycięskie spojrzenie, czując jak ciepłe poczucie zadowolenia rozlewa jej się po piersi. Pierwszy długouchy złapany! Czy zawody były w porządku, patrząc na wiek i doświadczenie? W żadnym wypadku, ale to było tylko budowanie podłoża do przyszłych konkursów. W końcu rudzielec ją kiedyś dogoni, prawda? Przynajmniej na to liczyła. Wciąż z zapchanym pyskiem, nabrała powietrza na swoją krótką przemowę.
- Ha, wygra - nie dokończyła. Aksamitkowa Łapa zniknęła. Nie odeszła, nie wyparowała, jednak jej futro scaliło się znów z ciemnością tak szybko, jak z niej wyszło. Wyglądało na to, że została... wciągnięta?
- A!- zadźwięczał jeszcze krótki, zaskoczony odgłos, który zginął w mroku razem z właścicielką.
- Piasku? - zdezorientowana Kniejka wypuściła ze szczęk zająca, wciąż będącego w szoku, który jednak szybko się opamiętał i gdy poczuł zew wolności, rzucił się do ucieczki. Z tunelu dochodziło zaskoczone syczenie, szemranie, czyjeś obce... obcy zapach? Przewodniczka jeszcze obejrzała się za zającem, przeklęła pod nosem, po czym niemal natychmiast wcisnęła się znów w tunel, lecąc za odgłosami jak i zapachem, który pozostawiły za sobą, jak się okazało, dwa koty. Z czego ten drugi zapach był całkiem obcy, nieprzyjemny i ostry. Śmierdział kocurem. Odgłosy zaczynały cichnąć, aż w końcu nie dało się dosłyszeć już nic, co mogłoby nakierować córkę Szepta na prawidłową drogę. Pozostał zapach oraz otaczające ją ciemności, czasem rozrzedzone przez słabe światło, przebijające się przez otwory w ziemi. Słysząc głównie głośne bicie swojego serca, po chwili wyskoczyła z tunelu, stając na ostrej trawie. Zaraz została uderzona powiewem ciepłego wiatru, niosącego ze sobą zapach królików, oraz dwa kolejne, nieprzyjemne wonie. Jedna z pewnością należała do napastnika. Czarna, rozmazana plama, a za razem źródło zapachu, niemal natychmiast znikła, zostawiając za sobą poszarpaną, zakrwawioną, kremową kupkę futra, do której powoli się zbliżyła. Przy szyi Aksamitki widniał czerwony ślad, jednak nie to przykuło uwagę lilowej, która podobne rany widziała już wiele razy, zazwyczaj na ciałach zwierzyny. Z nastroszoną sierścią, stojąc w jednym miejscu, wpatrywała się w pysk uczennicy, który to zdawał się jakiś... nieprawidłowy. Umysł długo nie mógł przetworzyć owej nieprawidłowości, cóż takiego mu brakowało? Co było z nim nie tak? Czas rozciągał się i wywracał, tworzył jakieś pętle podczas tej, w rzeczywistości, całkiem krótkiej chwili. Po chwili do niej dotarło. Oczy. Nie było oczu. Zamiast nich ziajały puste, gęste od krwi otwory, z czego jeden przysłonięty niedomkniętą powieką. Nagle Aksamitka zakaszlała, wprawiając starszą kotkę o dreszcze, bowiem była niemal pewna, że kremowa nie żyje. Umysł zaczął pędzić, świat przyspieszył, gdzieś w powietrzu latały skowronki. Coraz bliżej, jakby chciały obsiąść całe ciało. Na co patrzyła? Czy to sen na jawie? Zagryzła zęby, potrząsając głową. Musiała się zebrać w sobie, musiała... musiała się upewnić, że wroga nie ma, jednak im dłużej się rozglądała tym bardziej upewniała się w tym, że przegapiła szansę na dopadnięcie sprawcy. Zrobiła więc jedyne, co uznała za słuszne. Chwyciła wciąż jeszcze żyjące ciało, chociaż dogorywające, "zarzucając" je sobie na plecy. Trzeba było powiadomić resztę i donieść Aksamitkę do medyka. W końcu jeszcze żyła, prawda? Jak żyła, to była szansa.
Szła jak w transie. Miała prosty cel, do którego zmierzała. Świat zdawał się wirować, przestawiając rzeczy z miejsca na miejsce, powodując, że krajobraz tworzył iluzję, jakby stała w miejscu. A mimo wszystko, jej umysł był czysty. Odbierała wszystkie bodźce prawidłowo. Czuła gasnące ciepło, lepkość krwi na swoim futrze, jednak pojęcie czasu jakby zanikło, ustawiając lilową w próżni. Próżnię tą, przerwał dopiero ruch wśród traw, oraz zdenerwowany głos. Kwiecista uniosła wzrok na dwójkę kocurów, którzy widocznie ich szukali, co można było wywnioskować po miejscu, w jakim się znajdowali, oraz po ich zdenerwowanych minach, które tylko się pogłębiły, gdy dostrzegli co za "zająca", ze sobą niesie.
- Samotnik - rzuciła krótko, czując nawracające zmęczenie w łapach - Potem, uh, Aksamitkowa Łapa, trzeba ją zabrać do medyka, ona - przerwała, gdy zesztywniałe, zimne ciało osunęło się z jej pleców, uderzając głucho o ziemię. W tym samym momencie sama Kwitka poczuła, jak jej nie przystosowane do podobnego wysiłku ciało odmawia posłuszeństwa, zmuszając ją do przyjęcia pozycji siedzącej, do której doszła niemal się zataczając. Spojrzała na ciało uczennicy, które już dawno pozbawione było życia.
NPC: Aksamitkowa Łapa, Gradowy Sztorm, Bobrzy Siekacz, Nornicza Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz