Dawno, dawno temu
Z legowiska uczniów dobiegł krzyk, na który połowa kotów podniosła uszy, jednak tak szybko jak zareagowali, tak szybko stracili zainteresowanie. Jedynie Knieja zostawiła swoje ślepia uwieszone w jednym punkcie, czekając, aż z legowiska wyłoni się rudy kocur. Niestety krzyk nie należał do niego, ale miała nadzieję, że przynajmniej był na tyle blisko niego, by doprowadzić vana do bólu głowy. Wiedziała, że Obsmarkany Kamień nie będzie pochwalał jej zachowania, jednak niezbyt się tym przejęła. Nie było go teraz w obozie, a nawet jeśli by był, była pewna, że jedyne co byłby z siebie w stanie wydusić, to zająknięte przeprosiny w stronę syna Widma. I już po chwili z krzewów wyłoniła się kremowa postać, Pszczela Łapa, która całkiem straumatyzowana i z nastroszoną sierścią, starała się trzymać jak najdalej czegoś, co wisiało w pysku nemezis Kniei. Zaraz za Pszczołą, z legowiska wyszedł bowiem Ważka. Wielce zdegustowany, wypluł na zewnątrz jeszcze żywą żabę, która gdy tylko chciała odskoczyć, zaraz została zagryziona przez jakiegoś wojownika. Ważka przez chwilę coś mówił w stronę Pszczoły, która wcale nie wydawała się być zachwycona wcześniejszym zdarzeniem, chwilę później kierując swój wzrok na szylkretową, mrużąc oczy. Oczywiście, że wiedział kto jest sprawcą owego wybryku, jednak wolał nie robić zamieszania na środku obozu, zgadywała. Było jej to nawet na łapę, nie przepadała za byciem w centrum uwagi, a w szczególności nie chciała dostać kolejnego wykładu od mamy. Tak więc, jako pierwsza odwróciła głowę przerywając bitwę na spojrzenia, by zerknąć na swojego mentora, który to nie będąc świadom sytuacji która miała miejsce chwilę temu, wyciągnął kotkę na zewnątrz. I jak się okazało, nie tylko on miał te plany. Chwilę później wśród traw, kilka kroków od wejścia do obozu pojawił się Srebrzysty Nów wraz ze swoim pożal się gwiezdnym uczniem, który dreptał obok. Gdy podeszli bliżej, nie uraczył kotki skinięciem głowy, ani nawet spojrzeniem, co w jakiś sposób ją ucieszyło, jednocześnie niezwykle irytując. Za to z chęcią zamieniła kilka słów z wujkiem, który chwilę później złączył krok z Obsmarkanym Kamieniem, wychodząc na przód, zostawiając dwójkę uczniów gdzieś w tyle. I gdy tylko znaleźli się odpowiednio daleko, rudy kocur prychnął, nim jego wzrok skierował na uczennicę. Oczywiście, że spodziewała się odzewu, chociaż sama nie miała ochoty zabierać głosu.
- Żaba? Naprawdę? Aż tak nisko upadłaś, aby wystraszać mojego brata swoim głupim żartem? - Rzucił, przekręcając oczami. - Sądzę, że pewnie posuwasz się do takich banalnych rzeczy, bo w zwykłym teście umiejętności, to nawet mi do łap nie sięgasz. Jak każda kotka, która wybrała złą drogę. - Tymczasem prosty, ledwo odciągnięty od brzucha matki umysł Kniejki, niezbyt doceniał rozbudowaną przemowę starszego już ucznia.
- Nie on był celem, ale był wystarczająco blisko ciebie - odparowała - A mi mówiono, że kocury są głupsze od kotek, bo zamiast głową myślą innymi partiami ciała, więc wybrałam świetną drogę. - skomentowała, dzieląc się dumnie wiedzą zaciągniętą od starszych z legowiska.
- Za to znacznie silniejsi i na ogół lepsi w wszystkich działaniach niż kotki, co daje nam proste podsumowanie. Kocury są lepsze niż te kocice. - Odparł. - Pewnie od mej okropnej siostry nasłuchałaś się głupot i teraz prawdy nie widzisz. Same kłamstwa tylko lecą z jej pyska. Myślisz, że dlaczego tylko kotki są królowymi? Bo tak nasi przodkowie chcieli. Gdy lepsza część klanu odpowiada za obronę i zwierzynę na stosie, to ta druga powinna się zająć kociakami i zielarstwem, zamiast rzucać się do walki, która przyniesie im tylko ból.
- A, więc to dlatego masz taki krzywy ryj? - spytała - Bo przodkowie tak chcieli, żeby łatwiej wam było odstraszać wroga? Dobrze wiedzieć.
- Spostrzeżenie godne... kreta. Nie żałowałbym, jakbyś udała się ze Smarkiem do tuneli, aby ćwiczyć walkę i nigdy nie wyszła z nich. Nikt by nawet nie uronił łzy, a może nawet Skowronek wreszcie przeszedłby na dobrą drogę. A właśnie. Mówiąc o krzywych pyskach... - Zaczął kocur, uderzając kotkę łapą w pysk. - O, proszę. Wreszcie do Ciebie pasuje. Nie mogę być sam z krzywym ryjem, prawda? - Uśmiechnął się złośliwie, po czym przyśpieszył lekko kroku, co w oczach lilowej mogło oznaczać tylko jedno. Uciekał, naśmiał jej się w twarz, po czym uciekał bo bał się odpowiedzialności. I na tym cierpliwość uczennicy się skończyła, prychnęła, uśmiechając się pod nosem. Czując pieczenie na policzku, oraz docierające do niej powoli słowa, zaczynała odczuwać skutki krótkiego temperamentu. Zaraz gwałtownie uniosła głowę, po czym skoczyła w stronę Ważki. Że niby miała to tak zostawić?
- Nadal ładniejszy od twojego! - syknęła, zanim wgryzła się łapczywie w rudy ogon, ciągnąc gwałtownie w tył. I na tym pozornie spokojny spacer się skończył. Oba koty zamieniły się w wściekły, syczący kłębek, który trzeba było rozdzielić, oraz zaprowadzić do obozu. Ważka obok Smarka, Knieja w pysku Srebrnego, patrząc na rudzielca morderczym, jednak usatysfakcjonowanym wzrokiem, mocno i uporczywie trzymając w łapach między pazurami oraz w pysku, biało-rudą sierść, którą zdołała wyrwać z uczniowskiego ciała. Sama również oberwała, jednak bardziej od bólu ceniła sobie swoje zdobycze, które były dla wyrośniętego kociaka niczym trofea. Przez większość drogi uczniowie łypali na siebie spode łba, a gdy się mieli rozdzielić przy wejściu do obozu, kotka zmrużyła oczy i patrząc w pysk swojego wroga, zrobiła znaczący gest, przejeżdżając pazurem przy swoim gardle. Przekaz był jasny. Jeszcze raz na niego wpadnie, albo jeśli ten zacznie gadać głupoty, to skopie mu kuper. W odpowiedzi starszy jedynie skrzywił pysk i wywrócił oczami. Od tamtej pory, raczej uważano, by ta dwójka nie zostawała sam na sam.
◃―‧▫☽﹡❇﹡☾▫‧―▹
teraźniejszość
Przez jej ciało przeszedł dreszcz, kiedy obudziła się gwałtownie z jednego ze swoich prześladujących koszmarów. Wstała niespiesznie rozglądając się po legowisku wojowników, w którym przyszło jej spać tej nocy, albo przynajmniej przeprowadzać próby zaśnięcia. Przepiórczy Puch jakiś czas temu zdołała wydobyć z lilowej informacje odnośnie jej bezsenności i teraz została zmuszona, by spróbować zasnąć w towarzystwie innych kotów. Bo kto wie? Może to pomoże? Może będziesz musiała spać z woskiem w uszach, ale koszmary nie będą cię dręczyć? W końcu tak dawno nie spałaś z rodziną... Niestety przewodniczka wiedziała, że to nie jest sposób. Zwyczajnie nie zadziała i jak się okazało, miała rację. Najpierw problemy z zaśnięciem przez nacisk w uszach, później przez koszmary aż w końcu przez sam strach przed koszmarami. Nieustające napięcie sprawiło, że zgodziła się spróbować zamienić na chwilę swoje posłania i skłamałaby, gdyby stwierdziła, że nie miała nadziei, że to pomoże. Dlatego też czuła teraz... rozczarowanie i niesmak, z każdym kolejnym uderzeniem serca, które powoli się uspokajało. Już proponowano jej mak i tylko odpowiednia dawka zapewniała jej mocny, ciemny sen, który był jak mrugnięcie okiem. Chociaż lepsze to, niż ta zacięta płyta.
Ostrożnie, by nikogo nie obudzić i nie prowokować niepotrzebnych pytań, udała się do legowiska medyka, w którym jak się spodziewała, znalazła śpiącą Pajęczą Lilię. Zatrzymała się na moment, by spojrzeć na unoszące się powoli w górę i w dół rude ciało, chwilę później przemykając dalej, by poszukać odpowiedniego zioła. Wiedziała, że gdzieś jest, wiedziała też, że ostatnim razem medyczka szukała w jednym, konkretnym miejscu. Z rozmachem przejechała łapą po pustej przestrzeni, by zahaczyć o liść, który zleciał z wyznaczonego miejsca na wysuniętym kamieniu, lądując na wyklepanej ziemi, rozrzucając przy tym drobne ziarenka, które się na nim znajdowały. O kurde. Zamarła, obracając powoli głowę w stronę rudej kotki, która to poruszyła się niespokojnie. Spała... tak, spała. Lilowa wypuściła powoli powietrze i klnąc pod nosem, z nastroszoną sierścią zagarnęła to co mogła na listek, słysząc kątem ucha, jak medyczka porusza się niespokojnie. Resztę spróbowała złapać językiem. Ile ostatnio dostała? Dwa nasiona? Trzy? Oh, nie ważne! Gdy tylko poczuła ziarenka na języku, szybkim krokiem opuściła legowisko medyka po czym wcisnęła się w krzewy obok żłobka, by w plamie światła danej przez księżyc obejrzeć ile nasion zdobyła, wypluwając je z pyska i oglądając. Obrzuciła dość niesmaczny obraz oczami, licząc szybko. Mało. To dobrze, może się nikt nie zorientuje, że czegoś brakuje. Odsunęła tyle, ile jej było potrzeba, biorąc zaraz na język i przełykając. Miała chwilę, zanim mak zadziała, więc resztę jeszcze zakryła liśćmi, chowając wszystko pod korzeniami, chwilę później wydobywając się z trudem spomiędzy gałęzi, mozolnie kierując się w stronę legowiska wojowników. Nie ułożyła się jednak przy krewnych, a poczłapała w stronę Norniczego Śladu, kładąc się tak, by ogonem dotknąć burego ciała. Jej śliczne, pręgowane futro było ostatnim co widziała, przed krótkim, pustym snem.
NPC: Ważkowy Lot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz