Wciąż nawiedzały ją te same koszmary, które nie pozwalały spać, jednak po czasie zdawały się zmieniać. Jakby ewoluować. Po czasie na miejscu Aksamitkowej Łapy pojawiały się inne koty. Rodzeństwo, rodzice, losowe koty z klanu lub nawet takie, których nigdy wcześniej na oczy nie widziała. Tym razem leżała przed nią bura kotka, której rysy zmieniały się im dłużej na nie patrzyła, zlewając się i rozlewając, od nowa kształtując, czasem wyglądając bardziej, lub mniej znajomo. I te ziejące otwory po oczach. Lilowa uniosła wzrok, by zerknąć przed siebie w miejsce, gdzie zazwyczaj stała rozmazana, czarna postać. Była tam znów. Przypominała dym, lub coś, co może zaistnieć przed twoimi oczami, gdy je niemal całkiem zamkniesz. Jednak przy następnym mrugnięciu okiem, postać znikła, zostawiając za sobą jedynie ten sam smród, który zdawał się już wyżreć w pamięci kotki. Próbowała biec za dymem już tyle razy, że tym razem sobie odpuściła. Nigdy nie dawała rady go złapać, zawsze jej umykał, lub wrzucał w jakieś niewidzialne macki, które przytrzymywały ją przy ziemi. Zmęczona, znużonym wzrokiem znów zerknęła na pozbawioną oczu postać, jednak zamiast burej sylwetki, rozpoznała w ofierze... samą siebie? Na raz poczuła, jak szybciej wali jej serce, chwilę później budząc ją ze snu. Otworzyła oczy, wzięła kilka wdechów, powoli upewniając się, że jest bezpiecznie. Parszywe sny. Przewróciła się na plecy, zerkając w kamienne sklepienie tunelu wydrążonego przez wodę, chwilę później wychodząc z niego wprost do jaskini kronikarzy, gdzie wcisnęła sobie wosk w uszy. Przez dziurę w suficie przeciskało się nikłe, różowe światło poranka. Rozciągnęła się jeszcze wychodząc szybkim truchtem z tunelu. Jakoś nie czuła się w nich ostatnio bezpiecznie. Jej pierwszym zamysłem było przejście się po granicy. Całe jedno kółko, na rozprostowanie łap. Przekręciła głową by poprzestawiać sobie kości w karku, porozciągała kończyny, gotując się do startu. W jej przypadku "przejście się" oznaczało orzeźwiający trucht, w który to zaraz wskoczyła, zaczynając swoją rutynę. Dzięki niej pozbywała się natrętnych myśli, które wydawały się rozmywać wraz z następnym krokiem i wysiłkiem, jaki z nim przychodził. Wiedziała, że nie powinna przebywać sama poza obozem, jednak nie miała ochoty trzymać się niańki jak małe kocię. Wiedziała, jak być ostrożna, nie skończy jak Aksamitka. Nie da się wciągnąć do jej własne- co? Zwolniła, marszcząc czoło. W jej oczy rzucił się jakiś ruch, a zapach zdecydowanie nie należał do Klanu Burzy. Przez moment przez jej ciało przeleciały ciarki, jednak już po chwili się lekko uspokoiła. To nie był ten sam smród. Ten zdecydowanie należał do Klanu Wilka. Z resztą, nie było się co dziwić, przed chwilą dobiegła do ich granicy. O dziwo, nawet się cieszyła, że to jakiś wilczak, chociaż zdecydowanie nie powinna. Podeszła do miejsca, gdzie dostrzegła poruszenie, jednak nic nie mogła znaleźć. Dopiero po momencie do jej uszu doszło jakieś skrobanie, szuranie... i wtedy zerknęła w dół. W jednym z podkopków, uwięziony pomiędzy zdrewniałymi korzeniami znajdował się kot, o niecodziennym ubarwieniu. Uniosła czoło w jeszcze większym zdziwieniu.
- Czemu jesteś w dziurze - zadała proste pytanie, zerkając nań z góry. Zazwyczaj burzaki nie miały w zwyczaju wpadać we własne podkopki, dlatego też rzeczywisty widok kota w jednym z nich, wydawał jej się niezwykły. Czyżby jednak spełniały swoją rolę?
- Czemu jesteś w dziurze - zadała proste pytanie, zerkając nań z góry. Zazwyczaj burzaki nie miały w zwyczaju wpadać we własne podkopki, dlatego też rzeczywisty widok kota w jednym z nich, wydawał jej się niezwykły. Czyżby jednak spełniały swoją rolę?
<Dziurołaz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz