***
Siedziała. Tak po prostu. Jej prawa łapa leniwie szurała po ziemi, pazurem żłobiąc różne, ledwo widoczne wzorki, a klatka piersiowa unosiła się i opadała co jakiś czas. Dymna siedziała tak w bezruchu, pogrążona w rozmyślaniach i nic nie było w stanie jej przeszkodzić. Jej oczy lśniły chłodem, a gdzieś, w głębi tych niebieskich kamyczków, błyszczała również powoli rodząca się w niej pogarda do świata, która miała wyjść na jaw dopiero za jakiś czas. W pewnej chwili Lament ujrzała wchodzącego do legowiska dobrze znanego jej kocura. Od razu wstała z ziemi i podeszła do zbudowanej przez Cisowe Tchnienie zapory. -Weźmiesz mnie na dwór? - Zapytała, spoglądając na ojca.
Na jej widok Topielcowy Lament podniósł odrobinę sierść.
-Nie mogę. - Szepnął. - Twoja mama będzie zła.
Dymna westchnęła zrezygnowana.
-Czemu mama nie pozwala nam wychodzić? To strasznie głupie!
-Martwi się o was...
-Jak to martwi? Na dworze nie ma nic strasznego! - Prychnęła z wojowniczym wyrazem pyska.
Topielec nie odpowiadał przez chwilę.
-Ja... Ja nie wiem. Ale ma rację, tak myślę. - Dalej nie rozumiem! Jedyny kot, który powinien zostawać w legowisku, to Miodek. Jest mały i słaby, nawet wiatr mógłby go zdmuchnąć. - Oznajmiła, kiwając poważnie główką.
-Nie obrażaj go - złajał ją kocur delikatnie, strzepując ogonem. - Mimo wszystko jest twoim bratem...
-Nie obrażam go! - Zaprotestowała szybko kotka. - Tylko stwierdzam fakty. To... kiedy będziemy mogli wychodzić na dwór? Tu jest strasznie nudno.
-Nie wiem... Ostatnio byliśmy.
-Byliśmy... - Powtórzyła cichutko, starając się ukryć żal. - Ale postaw się w mojej sytuacji. Wyobraź sobie siedzieć cały dzień w tym nudnym miejscu!
-Nic nie mogę poradzić...
Lament nie chciała tego słuchać. Dlaczego została skazana na tę udrękę? Czyżby to była forma kary? Tylko za co? Wyjątkowo w ostatnim czasie nikogo nie biła... Jej pyszczek przybrał kamienny wyraz, nie ukazujący żadnych emocji.
-Jesteś moim tatą, masz władzę. - Stwierdziła ponuro.
-Ojciec nie zawsze ma rację w rodzinie... I nie zawsze jest jej głową. Musisz się z tym pogodzić. - Powiedział cicho, przy okazji rozglądając się na boki. Dymna była pewna, że podejmuje decyzję, co zrobić.
Nie rozumiała tego wszystkiego. Starała się przeanalizować informacje w malutkiej główce i poskładać je w całość, jednak niezbyt jej to wychodziło. Spojrzała tylko na tatę, świdrując go swoimi niebieskimi ślepiami.
- Pobawisz się ze mną? - Zmieniła temat, machając delikatnie swoim krótkim ogonkiem.
-Może jednak wyjdziemy na zewnątrz. - Odparł szybko ojciec.
Niebieskie ślepia kotki zabłysnęły wesoło.
-Tak! - Ucieszyła się, wstając z ziemi. - Zabierz mnie stąd, bo zaraz umrę z nudów!
Topielec podszedł do Lament, chwytając ją za luźną skórę na karku, po czym położył koteczkę na ziemi w legowisku.
-Proszę. - Wymamrotał.
Pręgowana klasycznie zaczęła chodzić po legowisku, dokładnie wszystko oglądając oraz wąchając. W pewnej chwili podeszła do taty, pacnęła go łapką i odskoczyła szybko.
-Berek!
Znużony rodzic przewrócił oczami. Nim kotka zdołała uciec, wyciągnął łapę i bez trudu ją dotknął.
-Berek. - Odpowiedział znużonym, monotonnym głosem.
Kotka zmrużyła oczy, spoglądając krzywo na tatę. Ponownie podeszła do niego, uderzyła go łapką i odbiegła szybciutko.
-Nie zamierzam za tobą biec. - Oznajmił wyniośle kocur, oskarżającą unosząc brew. - To zabawa dla maluchów.
-Jesteś moim tatą, mógłbyś się zniżyć do mojego poziomu. - Zauważyła córka Cisowego Tchnienia, strzepując swoim malutkim ogonkiem. - W końcu na tym polega bycie rodzicem, nie?
-Może i tak, ale nie chce mi się biegać. Znajdź sobie kogoś innego. - Odparł tata, spoglądając na nią znudzony.
Kotka prychnęła nieco obrażona.
-A niby kogo?
-Na przykład Miodka. Dobrze mu zrobi przebieżka. - Rzucił.
-Nie chcę, z nim nie mogę się tak bawić! - Poskarżyła się dymna, spoglądając na ojca swoimi niebieskimi ślepiami.
Kocur mrugnął leniwie.
-Nic na to nie poradzę, to już twój problem.
-Jesteś moim tatą, moje problemy powinny być też twoimi! - Dymna zaczęła chodzić po legowisku, w poszukiwaniu jakiegoś ciekawszego zajęcia.
Zdecydowanie znudziła jej się dyskusja z tatą. Był taki uparty!
-Jeszcze narzekasz - Burknął po chwili kocur. - Nie dość, że poszedłem ci na łapę, wypuszczając cię poza legowisko, mimo, że dostanę opieprz od twojej matki, to jeszcze chcesz, żebym jak mysi móżdżek za tobą biegał. Nie w tym życiu.
-Mama się o tym nie dowie... - Westchnęła i odeszła kawałek od kocura, ruszając w kierunku wyjścia z legowiska.
Zatrzymała się tam, po czym wyjrzała przez otwór. Jasne, gorące promienie słońca oślepiły ją, zmuszona więc była zamrugać kilka razy, aby jej oczy przywykły do takiej ilości światła. Obóz wyglądał pięknie! Kilka kotów wychodziło właśnie na patrol, rozmawiając między sobą. Dalej jakiś wojownik posilał się, a ptaki śpiewały w koronach drzew. Gdy już znudziło jej się oglądanie okolicy, odwróciła się, z zamiarem dokładniejszego obejrzenia legowiska, gdy potknęła się o coś, niefortunnie upadając i rozcinając sobie lewą łapkę. Kotka spojrzała wielkimi ślepiami na krew, powoli wypływającą z rany. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego! Czerwona ciecz wydawała się dymnej dość śliczna, pomijając fakt, że miejsce, z którego ulatywała, dziwnie piekło.
-Dobrze się czujesz? - Głos Topielcowego Lamentu poniósł się po legowisku.
Na ten dźwięk kotka uniosła głowę ku górze. Tata chyba nie byłby zadowolony, gdyby się o tym dowiedział... Przeniosła wzrok z powrotem na skaleczenie i niewiele myśląc, starła krew z futra, aby jak najbardziej ją ukryć, po czym, nieco obolała, wróciła do taty.
-Aha, wszystko dobrze. - Odparła, rozglądając się.
Kocur wciągnął powietrze nosem, a jego źrenice zwęziły się. Panicznym wzrokiem zaczął wędrować po ciele Lament, czego kotka nie zrozumiała.
-Nie sądzę, by wszystko było dobrze - Szepnął drżącym głosem, delikatnie unosząc jej łapę. - Czemu mi nie powiedziałaś?
Spojrzała wielkimi ze zdziwienia oczami na kocura. Nie rozumiała, dlaczego tak się tym przejął.
-Bo to tylko mała ranka. - Wzruszyła ramionami. - Czujesz, jak śmiesznie pachnie krew?
-Mama będzie zła... - Wydusił kocur. - Chodź, opatrzymy ci to.
Jeszcze chwilę patrzyła na tatę zdziwiona, po czym powoli skinęła głową.
-Możemy. - Zgodziła się.
Kocur niepewnie skierował się w głąb legowiska i zaczął przeglądać zioła. Chwycił pajęczynę i zaczął owijać łapę kociaka.
- Już nigdy nie wyjdziesz - zagroził. - Powinnaś bardziej na siebie uważać.
-Ale tylko się potknęłam! - Zaprotestowała od razu. - To malutkie skaleczenie, przecież nic mi nie jest.
-To chodzi o sam fakt, że coś sobie zrobiłaś!
-Dlaczego? Przecież jeśli chcę być dobrym wojownikiem, muszę być przyzwyczajona do bólu, to chyba nawet lepiej, że coś sobie zrobiłam.
-To nie chodzi o mnie ani o ciebie. Tu chodzi o Cisowe Tchnienie. Nie tylko ja, ty także będziesz mieć u niej kłopoty...
Dymna prychnęła cichutko.
-Nie zrobiliśmy nic złego! No i mama się o tym nie dowie, zaraz ładnie wrócę, przysięgam. Nie chcę, aby mama była na ciebie zła.
-Już, już, zakończmy ten temat. - Uciął kocur, kończąc opatrywać łapkę kotki.
Podniosła głowę, aby z ukosa zerknąć na ojca, po czym delikatnie objęła go łapką. Delikatny dotyk, który można by było podpiąć pod przytulenie, nic więcej. Ten chwilowy przejaw czułości trwał jedno uderzenie serca, po czym niebieskooka odsunęła się i z zadartą do góry główką oraz obojętnym wyrazem pyszczka ruszyła z powrotem do swojego posłania.
<Tato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz