— Cześć Lew! Ja... chciałam Ci powiedzieć... że... masz naprawdę piękne oczy! — wykrzyknęłam i szybko pognałam do swojego legowiska, gdzie zwinęłam się w kłębek, jakbym spała. O jeju, powiedziałam! Jak głupio to brzmiało? Ciekawe co o mnie myśli? Czułam, że się rumienię. On jest taki fajny i cudowny! Ciekawe, jakie kotki lubi? A może woli te poważne i mądre? Wtedy jestem beznadziejna! Lew wsunął się do mojego legowiska i położył przy mnie pulchną mysz. Był tak wysoki, że musiał się pochylić, by nie uderzyć się głową o sufit skrzyni. Serce biło mi jak szalone, myślałam, że zaraz zapadnę się pod ziemię, o ile jeszcze się nie zapadłam.
— Hej, Misty! To, co powiedziałaś... Było bardzo miłe. — Lew wyglądał na zmieszanego, trochę mnie to zdziwiło, on raczej zawsze jest pewny siebie. — Nigdy nikt mi czegoś takiego nie powiedział. Wiesz, ty też masz bardzo ładne oczy; jak las, świeże liście w kroplach porannej rosy... Przede wszystkim takie radosne. — Aaa! Jakie to słodkie Lwie, czemu jesteś taki cudowny!
— To, tak przy okazji, futro też masz ładne, takie złociste. — mruknęłam.
Kocur tylko się uśmiechnął i liznął mnie delikatnie w ucho. Zaczerwienił się, nie spuszczając ze mnie spojrzenia błękitnych oczu. Poczułam się trochę słabo. Ja chyba mdlalam!
Lew odsunął się nieznacznie i zaśmiał nerwowo.
— To... To może ja już pójdę. — Zrobił się jeszcze bardziej czerwony
— Czekaj! Jesteś super przyjacielem! — otrząsnęłam się. — Mam do ciebie pytanie, czy Pochmurny Płomień i Mniszek muszą iść? — zapytałam ze smutkiem w oczach. Lew przyjrzał się mi uważnie.
— Muszą wrócić do domu. Mniszek powinien dorastać w klanie, nieszczęśliwy wypadek sprawił że trafił tutaj, ale jego domem jest klan. A Pochmurek to postrzelony wariat, ale czuje jakąś przynależność do społeczności, w której się wychowywał, choć myślę, że to nie jest ostatnie miejsce, w które poniosą go kiedykolwiek łapy. Szczerze mówiąc, będę za nimi tęsknił... Pochmurny Płomień jest moim najlepszym przyjacielem, znam się z nim od dzieciństwa, a Mniszek to dobry dzieciak; mam nadzieję że spotkam jeszcze kiedyś ich obu. — Powiedział bez jakichkolwiek emocji, wpatrując się tym razem w przestrzeń.
— Dobra nie smućmy się, przecież jeszcze kiedyś ich zobaczymy. Może nie będziemy mogli z nimi przebywać połowę dnia, ale cieszmy się, że mogliśmy się poznać. Poza tym nie będziesz sam, ja nigdzie sobie nie idę! I dzięki za myszkę — mówiłam radośnie, więc mam nadzieję, że go pocieszyłam. Lew spojrzał na mnie niepewnie, nic nie mówiąc. Po chwili wstał, uderzając głową w sufit, sygnalizując to cichym syknięciem. Schylił się, by wysunąć się na zewnątrz. Odwrócił się i znowu spojrzał się na mnie.
— Może chodźmy pod wierzbę, a potem na wiszącą deseczkę? Zjesz mysz, a potem możemy pogadać jeszcze trochę i pohuśtać się. Chyba że masz inny pomysł. — dodał z uśmiechem i tymi iskierkami w oczach. Chyba naprawdę mnie lubi i liczy na to, że będę chciała spędzić z nim czas.
— Jasne! — Podniosłam się i podbiegłam pod wierzbę. O jeju, mam nadzieje, że go nie uraziłam; w końcu to dla niego trudny temat. Mogłaś się, głupia, nie odzywać.
Lew chwycił mysz, którą zapomniałam wziąć, jak to typowa ja, po czym dogonił mnie przy wierzbie i ułożył się tuż przy mnie.
— Zapomniałaś — Położył mysz obok mnie. Tak uroczo mrużył oczy, wygrzewając się w promieniach słońca…
— A to tylko ja będę jadła? A no... chyba nie wchodziłeś do swojego legowiska... No to masz tam mysz, leć po nią, chyba nie będziesz się patrzył, jak jem. A, i nie zszokuj się, wchodząc ...— powiedziałam do niego. Lew był trochę zaskoczony, ale poszedł do swojego legowiska. No cóż, skoro wtedy płonął ze zmieszania, teraz to nie wiem, co zrobi. To ja się na chwileczkę zrelaksuje i odrzucę myśli na temat moich uczuć. Zamknęłam na chwilę oczy. W końcu je otworzyłam i zaczęłam powolutku delektować się swoją myszą. Po chwili zjawił się Lew. Dziwnie inaczej się na mnie patrzył... tak jakoś dziwnie czule; nigdy wcześniej tak na mnie nie patrzył. Z powrotem ułożył się u mojego boku, odłożył mysz u swoich łap. Bałam się tego co powie...
— Jesteś kochana Mistuś — powiedział do mnie, na co wytrzeszczyłam oczy. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Muszę teraz wyglądać naprawdę głupio.
— Nie patrz tak na mnie. — zaśmiał się — Taka prawda, jesteś kochana i ślicznie udekorowałaś mi legowisko. Ale nie zauważyłaś jednej rzeczy. — Uśmiechnął się łobuzersko. Mogło mu chodzić o cokolwiek; gdy tak robi, nic nie jest oczywiste. On niespodziewanie sięgnął za siebie i wyciągnął przecudowny, delikatny kwiatek o jasno-fioletowym zabarwieniu. Pochylił się nade mną i delikatnie wsunął mi go za ucho. Spojrzał na mnie. Skąd on wytrzasnął to cudo?
— Jaki śliczny! Dzięki! — wykrzyknęłam — Ładnie wyglądam? Pasuje mi? — zapytałam.
— Tak! Zdecydowanie, pasuje ci idealnie. W końcu nie zebrałbym dla ciebie pierwszego lepszego kwiatu rumianku, czy też innego. — Odpowiedział kocur. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęliśmy rozmawiać. Tak zszedł nam prawie cały dzień. Bardzo lubię Lwa i cieszę się, że na niego trafiłam.
[1167 słów]
<Lew?>
[przyznano 23%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz