Kotka leżała w swoim posłaniu. Jej mięśnie wydawały się dla niej dziwnie spięte, co niosło za sobą ból. Zalotka chciałaby się rozluźnić, ale jakoś nie potrafiła. Starała się zasnąć, ale gdy tylko mrużyła oczy, robiło jej się niewygodnie i przewracała się z boku na bok. Z tyłu głowy miała przeczucie, że za niedługo przydarzy się coś, co odmieni jej życie. Coś, raczej złego, ale może nie do końca. Mimo tego się bała; nie chciała zmian. Przez kilka ostatnich dni rozmyślała nad tym, jakie wydarzenie ją czeka. Teraz przez myśl przewinęło jej się mianowanie. Przeraziła się. W końcu miała już 23 księżyce i do tej pory nie stoczyła żadnej walki o nowy tytuł, o awans. Ostatnio jej siostra - Polanka, została wygnana z klanu. Bardzo za nią tęskniła, chociaż nigdy właściwie nie była z nią blisko. Zalotna Łapa czuła, że w przeciwieństwie do swojej siostry dobrze radziła sobie na treningach. Pocieszało ją to, bo mimo strachu wiedziała, że fizycznie jest dosyć zwinna i być może ma jakieś szanse na wygraną. Uczennica bardzo chciałaby wygrać za pierwszym razem, aby nie musieć ranić większej ilości kotów, niż tylko jednego. Najbardziej obawiała się o to, że przyjdzie jej się zmierzyć z Syczkową Łapą, lub z jej najlepszym przyjacielem - Prążkowaną Łapą. Praktycznie byli jej najbliżsi, a widok ich cierpiących, także i dla Zalotki byłby ogromnym ciosem. Chciałaby, aby moment bitwy nigdy nie nadszedł. Chciałaby wiecznie być kociakiem, z resztą ona nigdy nie była gotowa na zostanie uczniem. Do dziś pamiętała użalanie się matce, lamenty i nieprzespane noce. Treningi czasami dawały jej w kość, ale przynajmniej przez nie była teraz chytra i szybka. Miała dosyć dobrą kondycję, nie męczyła się przy biegach, umiała skakać po drzewach i, co najważniejsze, się na nie wspinać. Jedyne co jej nie szło to walka, a właśnie ona była… ważna. Przynajmniej jeśli chciała zostać wojowniczką, a oczywiście, że chciała. Nie chciałaby skończyć jak Polna Łapa; jako samotnik, znienawidzony i odtrącony przez klan.
Zalotna Łapa wzdrygnęła się, gdy tylko usłyszała głos przywódczyni. Przez chwilę zamarła, a jej oddech przyśpieszył. Miała nadzieję, że to nic wielkiego, jednak szybko się rozczarowała. Wieczorna Gwiazda wywołała dwa imiona.— Zalotna Łapa i Syczkowa Łapa! — miauknęła Wieczorna Gwiazda.
Kotka otwarła pysk ze zdziwienia. Jak okrutnym trzeba być, aby kazać rodzeństwu się krzywdzić? Zalotka nie chciała wygrywać tej bitwy, aby Syczek musiał się mierzyć ponownie, z kimś innym. Nie chciała też przegrać, aby to ona się zhańbiła i musiała znów walczyć. Wtedy mogłaby trafić na Prążkowaną Łapę, a z nim tym bardziej nie dałaby rady wygrać. Dodatkowo stresowała ją myśl, że będą ze sobą rywalizować na środku obozu, na oczach wielu kotów. Będą jak atrakcja, jak głupia wystawa, aby zabawić innych. Dlaczego takie akcje musiały być rozgrywane na forum? Dlaczego nie mogli udać się gdzieś do lasu, pod okiem jednego kota? Dlaczego w ogóle musieli walczyć…? Na pewno dało się to przeprowadzić jakoś inaczej, bez bólu. Klan Wilka od zawsze był specyficznym klanem, mimo tego, że Zalotna Łapa przyszła w nim na świat, wciąż nie potrafiła zrozumieć wielu rzeczy. Może lepiej by dla niej było, gdyby uciekła razem z Polanką? Biedna kotka, pewnie teraz nie daje sobie rady na wolności, skoro nie dawała rady w klanie. Umiera z głodu lub pragnienia… bez bliskich u boku. Bez Syczka, bez Zalotki… sama, jak palec. Cóż, chcąc nie chcąc to była jej wina. Mogłaby się nieco bardziej przykładać do treningów, zamiast się lenić. Szylkretka żałowała, że nie udało jej się zamienić z siostrą słowa na ten temat. Może udałoby jej się jakoś ją przekonać? Co prawda Polna Łapa była nazywana krnąbrną i niegrzeczną, która nie słucha się nikogo, więc czemu miałoby być inaczej w przypadku Zalotki?
Kotka zapomniała, że ktoś ją wołał. Wstała jak poparzona i prędko wybiegła z legowiska. Miała wrażenie, że wszyscy patrzą na nią wkurzonym, oceniającym wzrokiem. Przebiła się przez tłum kotów, które tworzyły okrąg. Na polance stał już Syczkowa Łapa, równie przerażony co szylkretka. Nie chciała. Nie chciała z nim walczyć. Niebieski kocur wyglądał, jakby sam nie wiedział nawet, kim jest i co tu robi. Syczek zawsze był cichy, taki delikatny. Zalotka także nie należała do tych głośnych i dzikich kotów, ale zdecydowanie była nieco… silniejsza od brata. Wygranie z nim nie będzie trudne fizycznie, ale psychicznie może okazać się katorgą. “Zróbmy to szybko” chciała szepnąć, ale kocur był za daleko. Ugryzła się w język. Czuła jak wszystko wokół nagle ucicha, słyszała jedynie głośne bicie swojego serca i niewyraźne szepty. Po chwili dotarł do niej głos przywódczyni, natychmiast spięła mięśnie i ustawiła się w bojowej postawie, piorunując złotego kocura wzrokiem. Jej ogon przecinał powietrze niczym bicz. Czuła, jak narasta wokół niej napięta atmosfera. Czuła na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych kotów; oni wszyscy czekali. Nagle usłyszała drobny kamyczek, który uderza o ziemię. Nie wiadomo, czy popchnął go jakiś kot, czy może wiatr, ale Zalotka uznała to za znak. Szybko wybiła się od podłoża i skoczyła w stronę swojego brata, który stał jak wrośnięty w ziemię. Dobiła się do niego, a ten stracił równowagę, upadając na ziemię. Szylkretowa kotka przypadkiem dostała z łapy od złotego kocura, co na chwilę ją ogłuszyło. Uczennica zaczęła powoli cofać się do tyłu ze zmrużonymi oczami. Po chwili się ocknęła, a wtedy dostrzegła jak Syczkowa Łapa niezgrabnie biegnie w jej stronę. Umysł podpowiadał jej, aby się odsunęła, ale zamiast tego stała jak słup, wpatrując się w zagubione oczy brata, dopóki ten nie wrąbał w nią. Razem poturlali się trochę po ziemi, po czym Zalotka przygwoździła swojego brata do podłoża. Myślała, że to już koniec. Walka mimo wszystko przebiegła dosyć… spokojnie, przynajmniej tak jej się wydawało, dopóki nie dostała z całej siły w brzuch. Z piskiem odskoczyła do tyłu, ledwo stojąc na łapach. Trochę ją to zirytowało, ponieważ teraz po jej ciele rozchodził się ból, który jednak stopniowo przemijał. Szylkretka odetchnęła. Pojedynek nie był jeszcze niestety zakończony, dlatego znowu będą musieli zacząć się wydurniać przed publicznością. Zalotna Łapa niechętnie napięła mięśnie i poszybowała w stronę swojego brata. Jej łapy delikatnie uderzyły w złote futro. Kocur zamachnął się łapą, ale spudłował. W tym czasie Zalotka zdążyła sprawnie podciąć mu łapy, tak aby ten wylądował z głową przy glebie. Usłyszała zdziwioną widownię, a wtedy iskierki zabłysły w jej ślepiach. Syczek chyba już się poddał, ponieważ od dłuższego czasu po prostu spoczywał, leżąc na ziemi.
— No, wstawaj już — szepnęła do brata, wyciągając w jego stronę łapę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz