Wszystkie inne konsekwencje, które go spotkały po powrocie reszty klanu do obozu, nie do końca dotknęły go tak, jak zapewne chciałby tego Srokoszowa Gwiazda. Nie leżał zwinięty w kąciku, trzęsąc tyłkiem, próbując przegonić ciemne myśli, które przywiewały mu przed oczy przeróżne formy kar i sposobów, w jakie miałby odkupić swe winy. Wrócił trochę skrępowany, ale powodem tej sztywnej atmosfery była Czereśniowa Gałązka, która prowadziła wcześniej fascynującą rozmowę ze Świergotem, a którą musiała przerwać, aby towarzyszyć Niedźwiedziowi w podróży powrotnej do obozu. Nie przeżywał tego; chyba do następnej pełni kotka dożyje.
Nowe imię przyjął, może nie z dumą, ale z lekkim uśmiechem rozbawienia na pysku. Nocny Kochanek? To miało być nacechowane pejoratywnie? Nie umiał uwierzyć, że dla staruszka taka kara była czymś, co miało odwieść go w przyszłości od podobnych, śmiałych i niezwykle romantycznych zachowań. Zresztą wojownicy, którzy z ogromnym zaciekawieniem zebrali się następnego ranka, aby na własne oczy zobaczyć, na własne uszy usłyszeć, jakie konsekwencję spotkają niedoszłego lowelasa, byli po części osłupienia, ale i wielu z nich posyłało pełne politowania i zażenowania spojrzenia w stronę Srokosza. Usłyszeć się dało szmery i szepty, a ich treść zwykle była związana z błahością, z jaką potraktowany został czekoladowy. Słowa jak przyniesienie hańby czy zbłaźnienie Klanu Klifu, padały tak często jak samo imię, ówczesne czy nowo nadane, kocura. Nawet uporczywy obowiązek, jakim było wymienianie mchu, nie wystarczał bardziej radykalnym fanom ładu i porządku. Sam karany nie czuł skruchy, co było widać na pierwszy rzut oka. Najbardziej bolał go fakt, że będzie musiał wstawać tak wcześnie, aby jego nowe zadania nie kolidowały z codziennymi treningami z Promienną Łapą. Opłakiwał te nieprzespane poranki, te wolne popołudnia.
* * *
Chętnie przyjął pomocną łapę, którą wyciągnęła do niego Bijąca Północ. Nie ukrywał, wynoszenie, często zasikanego czy pokrytego dziwnym, tłustym nalotem mchu nie było jego wymarzonym sposobem na relaks po ciężkim (jak dla niego) treningu z energicznym wulkanem młodzieńczego wigoru.
— To, że nie wyszło wtedy, nie oznacza, że następnym razem się nie uda! Srocza Gwiazda na pewno przemyśli swoje karygodne zachowanie i jak tylko cię ujrzy przy następnej pełni księżyca, to sama wbiegnie ci pod nos i będzie prosić o twoją miłość! Czuję to w kościach — powiedziała ciemnofutra. Kocurowi zrobiło się ciepło w sercu. Wiedział, że ma w niej szczerą i wierną przyjaciółkę, która nigdy nie stanęłaby po przeciwnej stronie. Co do zmiany nastawienia Sroczej Gwiazdy również był niemal pewien; przecież był niesamowicie uroczy i szarmancki, a nie często taki oto smaczny kąsek sam pada kotce do łap. Oczywiście liderka Klanu Nocy to samiczka nadzwyczajną pod wieloma względami! Mimo podeszłego wieku wciąż wydawała się gibka i powabna, a jej ciemne plamy wcale nie wydawały się siwieć ze starości. Nocny Kochanek interpretował srebrne wstęgi, które widoczne były w dużej mierze na eleganckiej główce przywódczyni, jako dar od samego Klanu Gwiazdy. Przodkowie obdarowali te Panią za godne postępowanie spadającymi gwiazdami, które osiadły na poważnej mordce. Miał jednak wątpliwość w ramach innej kwestii.
— Obawiam się, a raczej tak mi wyćwierkała pewna ptaszyna, że raczej nie będzie mi dane zobaczyć lica Sroczej Gwiazdy w następną pełnię — odrzekł zrezygnowany, wlepiając miodowe ślepia w stosik zużytego mchu. Czuł ogromną żałość. To byłaby jego szansa; miłość, którą zasiał w lodowym sercu liderki, zakiełkowała, ale by wyrosła i przeobraziła się w kwitnący krzew róży, musiał o nią dbać i podsycać ją komplementami, a co najważniejsze, swoją obecnością.
— Skąd takie czarne myśli w tej twojej brązowej łepetynie? — Wojowniczka przekrzywiła głowę, podchodząc do ostatniego zielono-żółtego placka. Wzięła go do pyska i rzuciła sprawnym ruchem obok wcześniej zebranych. — Ja nić o tym nie wiem, tak samo o tym twoim "ptaszku".
— Dostałem burę od Judaszowcowego Pocałunku — wyżalił się cichutko, robiąc z pyszczka dzióbek i garbiąc grzbiet. Bijąca Północ wybuchnęła wesołym śmiechem; na ten Miodek odwrócił się, wielce wzburzony — Co rechoczesz?! Nie wiesz nawet, jak mnie złajał!
— Bo to niby coś nowego. — rzuciła, próbując się uspokoić. Wytarła pazurkiem łezkę z kocika oka, a następnie zwróciła się znów do przyjaciela — Słuchaj, gdyby Srokoszowa Gwiazda się dowiedział o tym, wziąłby cię tylko po to, żeby utrzeć nosa Judaszowcowi.
— Niestety, myślę, że nastał ten moment, gdy są w czymś zgodni, a tym czymś jest bycie na mnie kompletnie wkurzonym — Grzebał łapą w czystym, wonnym mchu, mrucząc co chwile coś pod nosem — Chociaż, zdaję mi się, że ja dostaję też rykoszetem... Judaszowiec jest zły na przywódcę, gdyż, jak uważa mój drogi czekoladowy przyjaciel, dostałem zbyt lichą karę, a więc niczego się nie nauczę. Jest to oczywiście prawdą, gdyż nie sądzę, abym zrobił coś karygodnego czy nikczemnie krzywdzącego, ale po co ma się na mnie tak parszywie wyżywać...
— Przestań tak tym mchem szamotać, bo będzie trzeba iść po inny — Kotka wyrwała mu spod łap zielony placek i rzuciła go w kąt legowiska. — Wcześniej nie wydawałeś się tym wszystkim taki przybity. O co biega?
— Co jeśli Ona - moja białolica Pani, zapomni o mnie? Co wtedy ucznie? Chyba skonam z żałości... — zawył żałośnie i złapał się łapą za głowę. Koty znajdujące się w okolicy na ten dźwięk przewróciły oczami. Wzrok pełen politowania kierowany był w stronę Nocnego Kochanka niesamowicie często. — Jak mam pielęgnować to niewielkie nasionko, ten kwiat uczucia, który dopiero rozchylić miał barwne pąki i wydać soczyste owoce? Jak mam to zrobić, skoro me ciało będzie zamknięte w obozie?! Czy mój wędrujący duch, uzbrojony w płonące serce miłości, w pazury z gorącego pożądania, w kły z perlistej cnoty... Czy on da radę zawojować jej umysłem, ciałem, a co najważniejsze... sercem...? — W oczach lśniły mu szczere zalążki łez. Głos był pełen desperackiej czczości.
<Bijąca?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz