*Pod koniec Pory Nagich Drzew*
Ziewnął, cicho mlaskając. Przetarł łapą oczy, myśląc nad planem działania. ,,Wyjście z legowiska, jedzenie, mycie…wyjście z legowiska, jedzenie, mycie…” — powtarzał w myślach i wkrótce podniósł się do pozycji siedzącej. Spojrzał kątem oka na muszlę Śnieżki. Uśmiechnął się lekko, po raz kolejny ziewając. Nie chciał jej zostawiać, jednak obowiązki wzywały. Schylił się i noskiem dotknął jej domku. Następnie zaczął rozciągać kończyny i po krótkiej chwili wstał. Skierował się do wyjścia z azylu, które było jego deską ratunku przed topiącym się śniegiem. Pokrywa białego puchu została zalana przez deszcz. Łatwo było wpaść w błoto, które było nieprzyjemne. Przynajmniej dla niego. Było brudne i lepkie. Przeszły go ciarki na samo pomyślenie, że w nie wpadnie, w końcu jego równowaga to jakiś żart. Pokręcił głową, by wyrzucić z niej tę wizję. Podniósł główkę i ujrzał kilka kotów przy stosie zwierzyny, które nie zabierały świeżego pokarmu. Zdezorientowany podszedł trochę bliżej. Zatrzymał się i spojrzał na miejsce, gdzie powinny być pyszności… Jednak nie było ani skrawka mięsa. Pustka. Zmieszany spojrzał po pyskach kotów, które siedziały i gapiły się tępym wzrokiem na brak żywności.
— Dlaczego nie ma nic na stosie? — zapytał głos z nutą irytacji.
— Widocznie ktoś zjadł wszystko! — krzyknął następny, wbijając pazury w ziemię.
— Wszyscy spali! Myślisz, że latające niebieskie wiewiórki postanowiły wszystko zjeść? — wypowiedział się kolejny.
— A to nie Bryza i Chrząszcz pilnowali obozu? — zamyślił się pierwszy kot, który zabrał głos. W jego oczach można było zobaczyć iskierki gniewu i rozczarowania.
Dziko pręgowany nie mógł powstrzymać położenia uszu ku sobie. Przysłuchiwał się tej rozmowie, patrząc na brak obecności jedzenia. Wkrótce jakby na zawołanie czarno-biały kocur wyszedł na polankę, zajmując jej miejsce praktycznie w centrum. Ziewnął i usiadł, czyszcząc futro. Koty, które go zauważyły podbiegły do niego, krzycząc z goryczą ,,Bryzo!’’ Kocurek, który upadł przez nagłe zerwanie na zadek, przypatrywał się im niepewnie. Przeczuwał, że zaraz, za moment, wybuchnie jakaś większa afera. Tak, jak kiedyś! Nie chciał tego. Pospiesznie się podniósł i podreptał po śladzie innych.
— Gdzie jest cała nasza zwierzyna!? — zapytał jeden z przepełnionym w głosie zdenerwowaniem. Walnął napuszonym ogonem o ziemię.
— Eeee, słucham? — wojownik wbił zdezorientowany wzrok na jednego z grupki.
— Słuchajcie, to da się racjonalnie wytłumaczyć… — zaczął bicolor, próbując utrzymać spokojną nutę w głosie. Jednak zamiast posłuchania został odsunięty od zebranych.
— Co to za zamieszanie? — zapytał Chrząszcz, podchodząc do zebranych. Usiadł obok kocura, z którym wcześniej pilnował obozu, patrząc na resztę.
— Jak wy pilnujecie obozu?! Nie ma żadnej zwierzyny! — rzucił ktoś tonem, które mogło doprowadzić do gorszej sytuacji.
— Oj przepraszam… — zaczął zawstydzony pomarańczowooki, przerzucił ogon na drugą stronę. — Wczoraj mi się przysnęło…ale może Chrząszcz coś widział? — wbił ślepia na przyrodniego brata Pumy.
— Też zasnąłem… — przyznał i rozszerzył oczy zdezorientowany na wieść, że na stosie nie było ani skrawka myszy.
Do grupy kotów przybyło więcej łap. Zaczęły się wyzwiska skierowane do strażników, którzy w nocy mieli pilnować obozu. ,,Żartujecie?!” , ,,Czy pszczoły zasnuły wam mózgi?!” i więcej tego typu oskarżeń oraz niemiłych zwrotów. Stróż niepewnie kładł uszy po sobie, przyglądając się awanturze. Chciałby nad tym zapanować, ale nie umiał! Z legowiska wyszła Świergot z zamiarem uspokojenia innych, jednak na nieszczęście nie chcieli współpracować. Jej pomocnik przypomniał sobie, gdy uspokajała koty podczas afery, którą wywołała Witka. Tym razem udział brało więcej pobratymców. Niektóre koty zaczęły rzucać sobie złowrogie spojrzenia i przeszły do ataku słownego.
— Mam idealnego sprawcę! — krzyknął Żagnica, prostując się i obsypując wzrokiem innych. — Kto mógł wyłudzić od nas jedzenie i przysługi? — spojrzał po pozostałych, którzy marszczyła brwi. — Kosodrzewina! Nie zdziwiłbym się, gdyby przyszła tu tylko po to, by nie być głodną.
Dziko pręgowany pokręcił głową poddenerwowany. To nie mogła być prawda! Z naburmuszoną miną chciał podejść do niebieskiego i powiedzieć mu, że wymyśla jakiś niepojęty zarzut. Jednak zatrzymał się, widząc swoją matkę.
— Słucham? To oskarżenia niemające sensu — odpowiedziała, patrząc bez wyrazu na pyski, które spojrzały w jej kierunku. Odwróciła się i odeszła, zostawiając ich na centralnej części polany.
— Ucieczka to forma wyrażenia swojej winy! — kocur krzyknął za nią, by na pewno to usłyszała.
— Jesteś niepoważny! — rzuciła Cierń z wyższą nutą w głosie.
W owej chwili spojrzenia skierowały się na nią i na srebrnego. Ciche rozmowy i rzucane w różne strony komentarze pełne wywodu na ten moment ucichły.
— Hmm, to może masz lepszy argument i pomysł, kto to mógł zrobić? — przekrzywił głowę w bok, zmieniając swój głos na bardziej dociekliwy.
— Na przykład Kaczka daje powód, by ją oskarżyć! Daje dowód, że dużo się odżywia! — rzuciła, patrząc na vana z wrogim spojrzeniem.
— Twoje rozumowanie dociąga ledwo do jedno księżycowego kociaka! — odpowiedziała oburzona bura, mrużąc oczy i wpatrując się w pysk łysej. — Dla wyłącznie twojego dobra, powinnaś wstąpić do swojej siostry i skorzystać z pomocy medycznej, gdy ona jeszcze tu była!
Zielonooka obróciła się w jej kierunku i otworzyła pysk, by coś odpyskować, jednak została zatrzymana. Padlina wpadł na środek, próbując złapać równowagę. Jego były uczeń połknął ślinę, stojąc sparaliżowany. Z rozszerzonymi oczami, patrzył, jak starszy stróż prawie zaliczył przewrotkę. W ostatniej chwili złapał stabilność. Wyglądał tak, jakby zjadł ogromną turę ziół, które zasnuły mu mózg.
— A wiecie, co? — zapytał ich z uśmiechem, porównywalnym do połówki księżyca. — Bo mogło być tak…że mi się zapomniało i to zrobiłem — przymknął na ułamek sekundy ślepia, po czym je otworzył. — Nie musicie się martwić, to tam nic, nie trzeba od razu rozwijać tej kłótni — zakończył, jednakże wszyscy go zignorowali.
— Odczep się! Nie wtrącaj się w to, bo ciebie ostatniego można słuchać! — krzyknął ktoś z tyłu, a czekoladowy przeniósł swoje brązowe oczy na arlekina, który zaczął się wycofywać, po raz kolejny próbując złapać równowagę.
— Ja mam kogoś na oku, bo słuchajcie… — Leszczyna odparła do grupki kotów, będących blisko niej.
Oskarżenia przeciwko innym trwały. Wkrótce z topoli zeskoczyła Daglezjowa Igła widocznie zdenerwowana. Krzyknęła na wszystkich, by byli cicho, jednak nie przynosiło to skutku. Zaskoczony stróż patrzył na nią, gdy zaczęła dalej krzyczeć. Niektóre koty osłupiały i spojrzały na nią, milcząc, ale inne dalej się wyzywały. Szamanka podeszła do niej i zaczęła do niej mówić, jednak Królowa nie przestała wrzeszczeć. Gdy w końcu ucichło, czekoladowy westchnął ciężko. Otarł oczy swoimi łapami, mając nadzieję, że nic większego nie czyhało na Owocowy Las, co mogło zniszczyć go doszczętnie.
***
*Obecna Pora*
Od afery z powodu braku jedzenia minął pewien czas. Zaczęło się ocieplać, ale niestety nie ociepliło to stosunków pomiędzy kotami. Rankiem wyszedł z legowiska stróży razem z Orzeszkiem, by pomóc Świergot. Gdy weszli, zobaczyli zabieganą kotkę, która na ich widok spojrzała na nich.
— Orzeszku pomożesz mi z opatrzeniem Lśniącej Tęczy? — zapytała ze spokojem szamanka, podchodząc do nich. — A ty Pumo pójdź do Przebiśniega, sprawdź, czy wszystko dobrze z jego zębem — kiwnęła głową do czekoladowego i widząc, jak pospiesznie wychodzi, podziękowała serdecznie.
Skierował się w stronę legowiska starszyzny. Z niepokojem wypisanym na pysku. Dawno nie rozmawiał ze srebrnym. Miał nadzieję, że nie miał mu tego za złe. Wszedł do środka. Usiadł przy nim i schylił głowę, patrząc na jego spokojną twarz. Pacnął go delikatnie łapą, a ten po chwili uchylił oczy i skierował je na swojego syna. Spróbował się podnieść. Dziko pręgowany pokręcił głową, zakazując mu próbę wstania. Był taki słaby… Lekko zaszkliły mu się oczka, gdy obserwował go ze swoją wrażliwością.
— No co ty…nie płacz… Co się stało? — zapytał go zachrypniętym głosem, mrużąc lekko oczy w smutnym wyrazie. Wyciągnął powoli łapę i położył ją na łapie bicolora.
— Boję się… — wysapał przez pociąganie nosem, kilka łez spłynęło z jego oka.
— Czego się boisz? Nie jestem przecież straszny — zaśmiał się cicho, patrząc na swoje kocię, które przy nim płakało. — Choć. Przytul się — zachęcił go lekkim przeciągnięciem głowy w bok.
Brązowooki pokiwał głową, zniżył się bardziej i przyłożył swój długowłosy policzek do policzka krótkowłosego. Trwali tak przez chwilę, aż do momentu, gdy gość w legowisku nie podniósł główki.
— Porozmawiajmy…o czymś… — położył się obok niego, by jego ojciec nie musiał podnosić specjalnie głowy. Nie chciał, by wykorzystywał na to swoją siłę.
— Dobrze — skinął lekko głową i odchrząknął. — Jak idą ci obowiązki?
Pyszczek kocurka lekko złagodniał, nie było widać na nim głębokiego smutku. Fakt, przykrość nadal krążyła w jego tęczówkach, ale przemógł się, aby rozmowa nie była taka ponura. Zaczął mu mówić, że wymyślił pewnego rodzaju plan działania. Praktycznie codziennie wyglądał tak samo, ważne punkty ze szczególnością nie były zmieniane. Rozmawiali tak o wszystkim i o niczym.
— Synku, obiecaj mi coś — zaczął w pewnym momencie, a kocur otworzył szerzej oczy, nie wiedząc, o co mu chodziło. — Obiecaj, że będziesz się uśmiechać. Nawet gdy…
— Przestań…nie mów tak… — przerwał mu, a jego ślepia znów się zaszkliły. Pokręcił głową i przymknął lekko oczy.
— Obiecaj mi, że twój uśmiech będzie gościć na twoim pysku — dokończył, ponownie kładąc swoją kończynę na łapie wielbiciela ślimaków.
Pociągnął nosem i wytarł łzę, która spłynęła na jego policzek. Pokiwał głową, słabo uśmiechając się do starszego. Postanowił wypełnić jego życzenie. Przynajmniej spróbuje uśmiechać się lekko do innych.
— To jak tam u tej Śnieżynki? — powiedział żartobliwym tonem, by rozładować sztywność atmosfery.
— Śnieżki — poprawił go, wycierając kropelki, które zdecydowały się spróbować, skapnąć na podłoże.
***
*Po dwóch dniach*
Tw!: Dalej napisane o śmierci
Znalazł czas! Był wdzięczny Świergot, że ta wypuściła go z legowiska. Było naprawdę późno, jednak bez zbędnych myśli od razu skierował się do kaliny starszyzny. Jeśli jego ojciec zasnął to, przynajmniej powie mu dobranoc i zostawi w spokoju, by się wyspał. Sen był ważny, więc nie chciał go wybudzać. Lekki chłód przywiał jego ciałko i na ułamek sekundy zatrzymał się w wejściu, aż w końcu wkroczył do środka z lekko przymkniętymi oczami. Rozwarł ślepia szerzej, skupiając je na ciele kota. Nie widział u pointa oznak życia…nie zobaczył, jak oddycha. Jego klatka piersiowa się nie podnosiła! Leżał na boku, z zamkniętymi oczami, z lekkim, minimalnym uśmiechem na pysku. W błyskawicznym tempie z jego brązowych oczu poleciały łzy. Przełknął ciężko ślinę. Schylił głowę, wyczekując oddechu u starszego. Ponownie rozszerzył oczy szerzej, gdy nie wychwycił żadnego wdechu, czy wydechu. Podniósł głowę, patrząc niespokojnie na ciało Przebiśniega. Dotknął lekko łapą jego bok i poczuł chłód. Odsunął ją, nie wiedząc co zrobić. Wstał i wyszedł na zewnątrz z szokiem towarzyszącym mu w sercu i na pysku. Przeszedł kilka kroków przed siebie, aż do momentu, gdy nie opadł z sił i nie upadł na ziemię. Z jego pyska wyrwał się cichy pisk, a z oczu zaczęły spływać fale łez. Wtulił nos do futra na łapach.
— Co się stało, Pumo? — zapytał go głos, znajdujący się przed nim.
Podniósł głowę i z rozmazanym obrazem po kilku uderzeniach serce stwierdził, iż był to Orzeszek. Czarno-biały patrzył na niego z pytającym wzrokiem.
— M-mój t-tata… — wysapał powoli i drżąco, próbował się podnieść, jednak nie mógł przez brak siły.
— Poczekaj tutaj — zalecił mu kolega i pobiegł do legowiska medyka.
Na polankę zeszły się inne koty i zrobiło się małe zamieszanie. Czekoladowy schylił główkę i spojrzał na ziemię. Czuł się źle ze świadomością, że mogli wszyscy na niego patrzeć. Poczuł dotyk na swoim boku, podniósł wzrok. Przepiórka patrzyła na niego z troską. Pomogła mu wstać z ostrożnością, delikatnością i cierpliwością. Przeszli trochę dalej, a po chwili pomarańczowooki przekazał jej paczuszkę z ziołami, coś mruknął, a ona odmruknęła. Zostawił ich i poszedł za Świergot do azylu. Liliowa otworzyła zwinięte nasiona i przybliżyła je do swojego brata.
— Zjedz je, pomogą ci — wyszeptała, podając je jeszcze bliżej.
Wbił ślepia na maleńkie, czarne nasionka i zdecydował się je zjeść. W końcu jego siostrzyczka powiedziała, że mu pomogą, a ten jej ufał. Następnie poszli w inne miejsce, by miał chwilę na dojście do siebie. Poczuł, że uczennica oparła się bokiem o niego, by dodać mu otuchy. Zaczął spokojnie oddychać, co zaczęło go uspokajać. Przewidywał, że jego tata nie miał dużo czasu, ale jednak wywołało to u niego szok. Zmartwiony patrzył w ziemię, próbując nie wpaść w jeszcze gorsze samopoczucie. To by mu na pewno nie pomogło. Zauważył po dłuższej chwili, że zrobiło się kółko wokół jakiegoś kształtu. Nie miał widoczności na to, co tam było między innymi przez swój słaby wzrok. Chociaż miał świadomość, że wyciągnięto ciało tonkijskiego, by mogli się z nim pożegnać. Zdecydował, że gdy będzie już pusto, podejdzie i położy się obok niego, by ostatni raz móc spojrzeć na jego pysk oraz trwać przy nim do wschodu słońca. Po jakimś czasie podeszła do nich kocica o spokojnym głosie.
— Czujesz się dobrze, Pumo? — zapytała go, patrząc na zlęknionego kocurka. Pokiwał głową, a ona westchnęła. — Gdybyś czegoś potrzebował, możesz do mnie przyjść. Jutro pójdziecie w gronie rodzinnym pochować Przebiśniega — rzuciła ostatnie zmartwione spojrzenie na dwójkę rodzeństwa i odeszła od nich.
— Wszystko będzie dobrze — jego towarzyszka próbowała utrzymać spokojny ton, jednak wychodziło jej to niedbale. — Choć, zaprowadzę cię do legowiska. Prześpisz się, odpoczniesz…
— Chcę…chcę zostać. Poczekam, aż wszyscy się rozejdą i zostanę, by czuwać przy tacie… — wymamrotał, zerkając na nią swoim brązowym wzrokiem.
— No dobrze, jednak wolałabym, abyś się wyspał…— odpowiedziała mu. Po milczeniu ze strony jej brata polizała go delikatnie po uchu i odeszła, mówiąc pospiesznie ,,Dobranoc!”
Parę kotów również odeszło od grona i poczłapało w swoją stronę. Chyba wydawało mu się, że mignęło mu futro Żagnicy? Nie zastanawiał się jednak nad tym długo. Poczekał do momentu, aż została mała grupka jego pobratymców, wtedy postanowił wstać i do nich podejść. Tamci, widząc go, złożyli mu kondolencje i zostawili. Pozostawiony sam sobie położył się obok zimnego bytu. Włożył nos w sierść krótkowłosego. Nie czuł odoru śmierci, zamiast tego czuł zapach ziół. Mimo że nie przepadał za jego zapaszkiem, działało to na niego w sposób uspokajający. Może było to również przez mak? Zamknął oczy i wyczuł spokój. Raczej nikt go nie obserwował. Z kącika jego oka wyleciała mała łezka, która spłynęła po poliku i skapnęła na podłoże. Zasnął po określonym czasie z noskiem wtulonym w bok pointa.
***
Obudził się, podnosząc głowę. Rozchylił sklejone powieki od łez, które wypłakał wczorajszego dnia. Skupił swoje spojrzenie na Przebiśniegu i od razu przypomniał sobie, co się stało poprzedniego dnia. ,,Czyli to nie był koszmar…” – pomyślał ze smutnym wyrazem na pysku. Jego tęczówki wypełnił ból. Podniósł się do pozycji siedzącej i poczuł, jak ktoś dotyka go nosem w bok. Przepiórka usiadła obok niego, przytulając się do jego ciałka.
— Dobrze się spało? — zapytała, nie patrząc na martwego.
— Tak i nie… — przyznał cicho. Nie chciał nikogo okłamywać o swoim samopoczuciu, nawet jeśli było ono niezwykle ciężkie. Uśmiechnął się lekko do niej. — A tobie?
— Najpierw nie mogłam zasnąć, ale w końcu udało mi się to uczynić — szepnęła w jego stronę z wyczuwalną troską, rozciągając lekko łapę.
Zapadła cisza. Nikt z nich nie chciał nic powiedzieć. Siedzieli tak przy swoim ojcu, który odszedł. Kocur nie wiedział, co siedziało w głowie Przepiórki. Miał nadzieję, że nie było tak źle. Nie chciał, aby cierpiała.
— Czy wszyscy są i możemy już iść? — padło pytanie z tyłu. Rodzeństwo odwróciło się i zobaczyło Żagnicę i Chrząszcza. — Nie chcę spędzić nad tym całego swojego czasu.
— Nie ma jeszcze Kosodrzewiny, musimy poczekać — odpowiedziała mu kotka, wstając i spoglądając w jego żółte oczy.
— Na zdrajcę nie ma, co czekać — srebrny rzucił obelgą w stronę matki swojego przyrodniego rodzeństwa.
Czekoladowy zwinął minę na pysku w cienką linkę. Chciał rzucić w niego jakąś uwagę, by nie obrażał innych, ale wtedy mogło dojść do zamieszania. Postanowił, więc nie wzbudzać kolejnej afery. Owocowy Las i tak pękał od napięć. Po niedługiej chwili podeszła do nich kocica.
— Nareszcie! Załatwmy to szybko! — miauknął niebieski z cieniem braku zainteresowania na pysku.
Złapali ciało martwego i przyciągnęli je poza obóz. Skierowali się w kierunku miejsca, które zostało wyznaczone. W ciele dziko pręgowanego wrzało dziwne uczucie. Nie umiał tego opisać w myślach, co spotęgowało jego niepokój. Miał nadzieję, że to odczucie minie i nie będzie go więcej niepokoić. To było tak nienormalne. Niedawno z nim rozmawiał, tulił się do jego pyska. Od jego śmierci nie będzie mógł z nim porozmawiać ani przytulać, czy zwyczajnie siedzieć i patrzeć na niego. W końcu dotarli do wyznaczonego obszaru. Położyli zmarłego na bok, zaczynając kopać.
— Czy ty naprawdę chcesz spędzić tutaj cały dzień? — wojownik spojrzał na stróża z obrzydzeniem na pysku. Obserwowany przez niego uniósł głowę i wbił w niego pytające spojrzenie. O co mogło mu chodzić? — Skup się na zadaniu i nie bujaj w obłokach.
Kocurek westchnął ciężko, nie mając siły się z nim kłócić. Van był specyficzny, nie czuł się dobrze w jego towarzystwie. Jednakże miał przy sobie mamę i siostrę, co podnosiło go minimalnie na duchu. To zdecydowanie powstrzymywało jego chęć poddania się pod sidłami niezadowolenia przyrodniego brata. Nie zwracając uwagi na jego minę na pysku, zaczął rozkopywać ziemię.
— Czy wy też to słyszeliście? — zapytał w pewnym momencie kremowy, zaczynając patrzeć po pyskach reszty.
Zapadła cisza. Puma usłyszał jakiś dziwny dźwięk. Jakby trzask? Dobiegał daleko za roślinnością, która rosła w tamtejszym miejscu. Nastawił uszu, by spróbować określić, co to mógł być za odgłos. Przeniósł wzrok na Przepiórkę, która pokiwała głową, informując go, że również to usłyszała. Bicolor podniósł się i poszedł razem z liliową w tamtym kierunku. Po chwili dołączyli do nich Żagnica i Chrząszcz oraz po kilku uderzeniach serca Kosodrzewina. Zatrzymali się, gdy nie wiedzieli, gdzie się udać. Przez dłuższy czas nie mogli znaleźć sprawcy tego zamieszania. Odeszli naprawdę szmat drogi. Nie mogło im się przecież wydawać! Podejrzany głos ucichł, ale tylko na moment, przez co uczucie osłupienia minęło. Wkrótce znów ruszyli, by sprawdzić, co było powodem tego łomotu. Zwolnili, kiedy pojawił się przed nimi obraz zająca, który zirytowany uderzał w drzewo. Jego nora była zasypana różnorodnymi skarbami. Kawałkami patyków, kamieniami i liśćmi. Widocznie nie mógł się dostać do środka, a na widok kotów przestraszony zaczął zmykać, by nie zostać pożarty.
— I wy się przestraszyliście jakiegoś zajączka? — prychnął krótkowłosy, kierując się do miejsca, gdzie mieli zakopać ciało Przebiśniega.
Brązowooki podniósł brwi, otwierając pysk, ale spojrzała na niego arlekinka. Z neutralnym wyrazem, jednak to wystarczyło. W mgnieniu oka zamknął go, idąc za nią i za jednolitą. Wziął ogromny wdech do płuc, a następnie wydech. Pomogło mu to trochę, jednak wciąż pragnął zwrócić uwagę rzucającemu obelgi i wyzwiska kocurowi. Wrócili do wyznaczonego obszaru. Reszta przed nim zatrzymała się, a on prawie wpadł na swoją siostrzyczkę. Z uczuciem niepokoju, przeszedł obok mamy i spojrzał w dal. Umiejscowienie, w którym zostawili martwego pointa, było puste…
Po powrocie do obozu oszołomieni wytłumaczyli reszcie, co się stało. Zostały przygotowane patrole, mające na celu znaleźć nieżywego starszego. Oddziały przeczesały każde zakamarki, jednak nie mogli znaleźć srebrneg. Pomimo dokładnego poszukiwania misja się nie powiodła. W obozie trwał chaos. Nasuwały się pytania pełne paniki, a zamieszanie panowało na każdym kroku. W końcu zniknięcie ciała nie było rzeczą normalną. Zagadka musiała zostać rozwiązana. Kocurek mierzył niespokojnym wzrokiem polanę. Obawiał się, że mogło być to coś groźnego. Nie mogło to być rozpłynięcie się w atmosferze. To nie było możliwe. Przez to nie mogli uczcić pamięci po zmarłym, którego dusza była w nieznanym miejscu. W pewnym momencie na topole weszła Daglezjowa Igła, a Sówka, Lśniąca Tęcza i Świergot usiedli na dole pod rośliną. Zaskoczona reszta zaczęła gromadzić się pod drzewem i spoglądać raz na Daglezje, a raz na trójkę. W końcu pointka powiedziała donośnym głosem, patrząc poważnie na swoich podwładnych:
— Koty Owocowego Lasu! To nie jest czas na panikę. Jedyne, co powinniśmy teraz zrobić, to odnaleźć tego wstrętnego potwora, który dopuścił się kradzieży ciała Przebiśniega — zatrzymała się na moment, by dotarło to do innych. — W tym celu wyznaczam dwa patrole - jeden przewodzony przez Sówkę oraz drugi, na którego czele stanie Czernidłak. W ich skład wejdą ochotnicy, jacy mają zgłaszać się do mnie do końca dzisiejszego dnia i wówczas ja przydzielę każdemu z nich odpowiedni patrol. Obie grupy mają zrobić wszystko, co jest w ich mocy, by odkryć prawdę i odnaleźć sprawcę. Co ważne, macie to zrobić niepostrzeżenie, aby nie zwracać na siebie uwagi wroga — znów przystopowała, by każdy mógł pojąć tę całą sytuację. — Patrol, który pierwszy odnajdzie siedlisko tego zwyrodnialca i poinformuje mnie o tym, będzie cieszył się uznaniem, wdzięcznością społeczności oraz pierwszorzędnym dostępem do sterty ze zwierzyną, a także należytym odpoczynkiem. A dzięki znajomości lokalizacji domostwa potwora będziemy mogli oceniać jego siły i przygotować odpowiedni plan na pozbycie się go raz na zawsze. Bierzcie się do pracy. Im szybciej zaczniecie, tym mniej zostanie wyrządzonych szkód — zakończyła, rzucając okiem na niektórych najbliżej drzewka, na którym siedziała i ogłaszała.
Stróż obserwował, jak zwinnie zeskakuje i odchodzi. Zaczął się zastanawiać, czy nie dołączyć do grupy, mającej na celu odkryć, co się stało. Jednak musiał pomagać liliowej i czarno-białemu w leczeniu. Nie chciał ich zostawiać.
— Pumo — z zamyślenia wytrącił go głos Orzeszka. Kocur usiadł obok niego razem z cętkowaną.
— Chcemy ci powiedzieć, że poradzimy sobie sami. Przebiśnieg był przecież twoim ojcem. Rozumiemy to, że możesz myśleć nad dołączeniem do patrolu — mruknęła do niego kocica, kładąc ogon na łapach.
— Naprawdę? Jesteście pewni? — dopytywał ich czekoladowy, patrząc z szeroko otwartymi oczami pełnymi zaskoczenia i niepewności.
— Tak. Możesz być tego pewny — dodał pomarańczowooki, kiwając lekko głową, potwierdzając tym swoje słowa.
— Może w pewnym momencie do rozwiązania zagadki będzie potrzebna odpowiednia wiedza — dodała brązowooka spokojnym głosem.
Dziko pręgowany uśmiechnął się do nich słabym uśmiechem. Tak, jak prosił go jego tata, postanowił zacząć się uśmiechać do większości. Może miał to być tylko mały uśmieszek, ale to według niego mogło wystarczyć. Skinął głową, przystając na ich zapewnienia. Wierzył, że dadzą radę.
— Dziękuję wam — odpowiedział im, wstając z chęcią zgłoszenia się jako ochotnik.
Wyleczony: Lśniąca Tęcza
śliczne opko!! <3
OdpowiedzUsuńawww
OdpowiedzUsuń