— Wiesz, Promyku... Miłość to bardzo, bardzo skomplikowane uczucie. Jest nieobliczalna, nigdy nie wiesz kiedy złapie cię w swoje objęcia, oraz kiedy cię z nich wypuści. Nie wiesz, kto napełni twoje serduszko motylim trzepotem, kto wleje w nie ciepło słonecznego blasku... To jest właśnie najpiękniejsze. — Rozmarzył się podczas wypowiadania tych słów. Chwile milczał, ale gdy odczuł, że cisza trwa za długo, odwrócił łeb w stronę swojego ucznia. Kremowy siedział zdezorientowany. Nocny Kochanek zarechotał. Zmarszczone brewki, niezrozumiałe spojrzenie i grzebiące łapy... Taki obraz miał przed sobą. — Co to za gromowa mordka? Uwierz mi, kiedyś zrozumiesz, o czym tak tutaj biadolę. Jakaś lotna niewiasta o krasnym licu podbije twoje śmiałe serce... A być może już jakaś podbiła, hm? Ja już w młodości miałem bardzo czułą i kochliwą naturę... Wiele razy się zakochiwałem i odkochiwałem w kotkach, które akurat pomieszkiwały, dłużej lub krócej, w dziupli moich rodzicieli. Oczywiście, dla nich byłem tylko głupiutkim podrostkiem, co wciąż miał mleko pod nosem i kocięcy tłuszczyk na brzuchu... Ja, mimo wszystko, zawsze uważałem, że wpatrują się we mnie z prawdziwą miłością. Że ich oczy błyskają na widok takiego nieporadnego kociaka, jak ja — zaśmiał się krótko.
— Czyli... Zawsze gustowałeś w starszych kocicach? — zapytał niepewnie, dalej delikatnie zmieszany Promienna Łapa. Wojownik się zamyślił... Nigdy nie uważał, że jego gust można tak łatwo włożyć do jakichś ram. Gdyby miał odpowiedzieć z biegu, raczej by zaprzeczył, ale jako że nic ich nie goniło; byli po treningu, a pogoda była przyjemna i rześka, zastanowił się dłuższą chwilę. Oczywiście, Srocza gwiazdeczka była od niego zauważanie starsza, ale nie widział w tym żadnego problemu; pociągało go to, jak doświadczona w życiu musiała być, co przeżyła, a najbardziej dech zapierała mu myśl o władczym, przywódczym charakterze liderki. Cofając sie w tył powrócił do Delikatnej Bryzy. Dawna mentorka również była dojrzalsza, ale nie było między nimi aż tak dużej przepaści. Podobała mu się jednak, że nauczyła go wszystkiego, co umiał. Zanim zostali przyjaciółmi, często fantazjował o tym, co mogliby wyprawiać po treningach... Była jego wzorem. Jego wojowniczą muzą... Patronką edukacji, która trzyma go w ryzach, pilnuje i stawia do pionu. Zakochał się też wiele razy podczas swojej tułaczki. Taniec, która nakierowała go na klany, mimo szkaradnej szramy po jednej stronie pyska, miała w sobie coś elektryzującego. Ta dzikość i energia podziałała na niego jak uderzenie pioruna. Był oszołomiony szalonymi perypetiami kotki. Byli w podobnym wieku, chociaż chyba faktycznie znowu potwierdzało się spostrzeżenie Promyczka. Dwa razy z rzędu jednak miał pecha. Nie chodziła, przynajmniej tym razem, o coś, co zrobił, jaki był. Głównym problemem okazała się tym i poprzednim razem, jego... Płeć. Taniec, jak i jego poprzednia umiłowana panna, były zainteresowanie tylko i wyłącznie innymi kotkami. Piękna i pokaźna Pytia, która swoją aurą przypominała mu nawet Sroczą Gwiazdę, dała mu kosza z tego samego powodu. Wszystko w życiu było przeciwko Nocnemu Kochankowi... Ale czy faktycznie miał jakiś głębszy problem ze starszymi kocicami? No i właśnie... Czy to musiał być problem? Wszystko, co robił, było krytykowane...
— Co masz na myśli? Mówisz, jakbym miał się wstydzić... Przecież zaznaczyłem, że serce to nie twój sługa — trochę się podirytował. Dlaczego wszystko, co myślał i czynił, musiało być odbierane z kąśliwymi uwagami i krzywymi spojrzeniami. Czy nie mógł być po prostu sobą? Czy nie mógł być dziarskim, przystojnym Niedźwiedzim Miodem, który, tak się składa, że ma słabość do Pań z większym życiowym stażem niż on? Wszechświat daje mu najcięższe zadania...
— Nie mówię, że to źle... To po prostu bardzo... specyficzne upodobanie... — mruknął uczeń. Siedzieli we dwójkę w milczeniu. Był to najbardziej niezręczny moment ich znajomości. Nocny Kochanek lubił swojego podopiecznego. Lubił jego zapał i energiczne usposobienie, lubił jego swawolną duszę i słoneczne obliczę. Dalej lubił jego śmiałość, zwłaszcza w słowie. Musiał jednak przyznać, że takiej rozmowy na koniec treningu się nie spodziewał. Nie chciał wplątywać tej całej dziwnej, pogmatwanej sytuacji do szkolenia. Może i nie był najbardziej kompetentnym i odpowiedzialnym nauczycielem, ale zdawał sobie sprawę, że miał jedno główne zadanie; przygotowanie Promiennej Łapy to zostania wojownikiem. Po raz pierwszy na jego barkach ciążyła odpowiedzialność za innego kota. Chciał się dobrze sprawić. Jeśli zawali, zawiedzie Delikatną Bryzę. Wolałby rzucić się do rzeki niż usłyszeć słowa szczerej, okrutnej krytyki od szylkretki. Czułby, że te wszystkie poranne patrole, walki i polowania, które z nią odbył, zostały zmarnowane. — Gniewasz się?
— Nie... — burknął. Widać, że młodszy ma pewne wyrzuty sumienia. Czekoladowy poczuł uścisk w żołądku. Nie tylko przez głód, ale i wyrzuty sumienia. Przecież Promyk był tylko ciekawy... Czemu ma teraz się za to ganić? Westchnął i musnął terminatora ogonem po boku, aby zwrócić na siebie uwagę. — Nie jestem zły. Nie dziwie się, że jestem zaintrygowany. Dla takich podrostków jak ty, te wszystkie emocje i uczucia dopiero zaczynają się budzić. Zrozumiesz, co mam na myśli. Wtedy też zrozumiesz mnie. Zrozumiesz, że lepiej jest dać im upust, nawet jeśli będą się potem z ciebie śmiać, nawet jeśli wszyscy będą przeciwko tobie. Lepiej jest być pośmiewiskiem z lekkim sercem, niż w milczeniu pozwalać swojemu sercu pękać z rozpaczy i tęsknoty po niewykorzystanej szansie.
<Promyczku?>
[865 słów]
[przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz