BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.
Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot Samotników!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Klifu!
(trzy wolne miejsca!)

Na blogu zawitał nowy event walentynkowy! || Zmiana pory roku już 20 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

25 sierpnia 2021

Od Jabłkowej Bryzy CD. Orzechowego Zmierzchu

Tonął w przypominającej liście jeżyn zieleni oczu Kurki. Pędy różanecznika mocno zaciskały się wokół jego piersi. Nie potrafił się wyrwać, mógł tylko machać łapami, bezwładnie unosząc się w wypełnionej kwiatami przestrzeni. Ktoś krzyczał, wrzeszczał z bólu; Jabłkowa Bryza nie był pewien, czy aby na pewno to nie był on sam. Krew spływała po pysku pointa. Zakrztusił się, czując zbierającą się w gardle ciecz. Próbował złapać oddech, próbował wydać z siebie dźwięk, ale nie potrafił, bo przerażenie ścisnęło jego wnętrzności. Poskręcane, porwane ciało kota leżało pod jego łapami – nie potrafił stwierdzić, czy należało do Rzecznej Bryzy, czy do Miodowej Chmury. Dusił się, umierał ze świadomością, że to wszystko jego wina, że mógł temu zapobiec.
– Co się dzieje? – szept Orzechowego Zmierzchu wyrwał go ze snu. Zadrżał, panicznie rozglądając się dookoła.
– Miałem k–koszmar… – wycharczał przez zaciśnięte gardło. Posmak krwi był tak realistyczny...
– Ćśśś, spokojnie – wymruczała kota, uspokajająco liżąc go po policzku. Liliowy poczuł, jak kotka przysuwa się bliżej, mrucząc przy tym głośno. Nagle szylkretowa podniosła się, a Jabłuszko z przerażeniem położył uszy.
– N–nie idź! – pisnął ze strachem. Orzeszka spojrzała na niego ze zdziwieniem, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
– Nigdzie nie idę – zapewniła miękko. – Nie zostawię się.
Wojownik skrzywił pysk, wbijając pełen żalu wzrok w łapy.
– M–mama też tak mówiła – wyznał, czując, jak zbiera mu się na płacz. – A–ale ty nią nie jesteś… – przyznał. Chciał wierzyć w te głupie zapewnienia, chciał poczuć się bezpieczny w objęciach szylkretowej kotki.
– Masz rację – odparła, a pierś Jabłkowej Bryzy wypełniło ciepło. Słyszał troskę w głosie kotki, czuł, że naprawdę jej na nim zależy. – Wiem, że nie zastąpię ci Rzecznej Bryzy. Ale chcę, żebyś wiedział, że z każdym problemem i koszmarem możesz do mnie przyjść.
Point pokiwał głową, wtulając nos w jej futro.
– Dziękuję – wyszeptał cicho, zamykając oczy.
Zasnął, otulony zapachem stokrotek.

***
kilkanaście dni przed zgromadzeniem, na którym wszystko się wydało

Jabłkową Bryzę nosiło. Nie mógł usiedzieć w miejscu, z niepokojem kręcąc się niedaleko legowiska medyków. Coś działo się z Orzechowym Zmierzchem, coś było nie tak. Przez chwilę przez głowę przemknęło mu, że to może być kara od Klanu Gwiazdy, jednak szybko odrzucił tą opcję – prawdopodobnie kotkę męczyła zwyczajna choroba.
Podskoczył, widząc wychodzącą od medyków szylkretową wojowniczkę. Podbiegł do niej, ogonem wskazując na zacienione miejsce na uboczu.
– Co się stało? – zapytał z troską w głosie, nerwowo przebierając łapami. Orzechowy Zmierzch pochyliła głowę. Point potrafił wręcz poczuć bijące od niej w większości sprzeczne emocje – duma kwitnąca niczym słoneczniki i przerażenie splatały się ze sobą, tworząc dziwny bukiet.
– J–ja… Będę mieć dzieci – wyznała cicho kotka. Jabłkowa Bryza przez chwilę stał w ciszy, wpatrując się w partnerkę (czy mógł ją tak nazywać? Właściwie nie był pewien) ze zdziwieniem. Czy mówiła prawdę? Czy… Czy rzeczywiście mieli mieć kocięta? Nagle przyciągnął do siebie zaskoczoną kotkę.
– Kocham cię, wiesz? – wyznał być może po raz pierwszy w życiu. Orzechowy Zmierzch zamruczała, wtulając głowę w jego pierś. – Poradzimy sobie ze wszystkim – wyszeptał, zamykając oczy.
Wiedział, że oboje płakali, jednak nie był pewien, czy były to łzy szczęścia, czy strachu.

***
zgromadzenie, na którym wszystko się wydało

Serce Jabłkowej Bryzy biło zdecydowanie za szybko. Czuł wzbierającą się w nim panikę. Otaczające go koty nawet nie ukrywały, że rozmawiają o nich – podłych zdrajcach klanu, mordercach, którzy powinni przypłacić swój czyn śmiercią. Jego myśli krzyczały, spierały się ze sobą. Nie mógł pozwolić skrzywdzić Orzeszki, nie mógł pozwolić skrzywdzić kociąt.
Jednak jego gardło było zbyt ściśnięte strachem, by mógł zaprotestować.
Powrót do obozu odbył się w całkowitej ciszy. Liliowy nie miał siły mówić, nie miał siły patrzeć w oczy kotom, które zdradził. Jego głupie tchórzostwo spowodowało to wszystko, przynosząc cierpienie dla wszystkich dookoła. Miał wrażenie, jakby tysiące ostów wbijało się w jego pierś. Chciał krzyczeć, płakać, jednak nie potrafił, przytłoczony przez falę nienawiści ze strony innych. Widział zachęcające machnięcie ogonem Orzeszki w jego stronę, jednak zdawał sobie sprawę z jego fałszywości. Siedział niedaleko legowiska lidera, drżąc ze strachu.
A gdy nadeszła jego kolej, na miękkich łapach zagłębił się w mrok dziupli Jesionowej Gwiazdy, spadając w otchłań rozpaczy.

***
po narodzinach kociąt

Trójka noworodków zwiniętych przy brzuchu Orzecha popiskiwała delikatnie. Jabłkowa Bryza przesunął chropowatym językiem po głowie partnerki, mrucząc cicho. Bok szylkretowej unosił się spokojnie, sygnalizując, że wreszcie zapadła w sen. Liliowy nie zamierzał jej budzić – była wycieńczona długim, bolesnym porodem. Point towarzyszył jej przez cały czas, szepcząc ciepłe słówka i uspokajająco liżąc po grzbiecie.
Miał nadzieję, że narodziny trójki zdrowych kociąt zadośćuczyniły jej cierpienie.
Po raz kolejny podniósł wzrok na puchate kuleczki, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to ich dzieci. Narodziny Rudzika, Echa i Rzeczki (Jabłuszko był wdzięczny szylkretowej, że zgodziła się na nazwanie ich kocięcia na cześć Rzecznej Bryzy) przyniosły tyle mu tyle szczęścia – potrafił uwierzyć, że wszystko będzie dobrze, że Orzechowi uda się odpokutować zbrodnie, że Kurka
ponownie uśmiechnie się do niego i zaplecie jaskry w rudawe niczym margaretki futro. Zamruczał cicho, wtulając nos w bok partnerki.
Być może jednak wszystko miało się ułożyć.

***
podczas odbywania kary
 
Nic się nie układało.
Jabłkowa Bryza wiedział, że zasługiwał na karę. Wiedział, że być może zrobił źle, kochając morderczynię. Wiedział, że udawanie, że wszystko jest dobrze, że zbrodnia została popełniona w afekcie, że Orzech nie byłaby zdolna powtórzyć tak brutalnego czynu, było zwyczajną naiwnością. Wiedział, że był cholernym tchórzem niezasługującym na przyjaźń i miłość. Wiedział, że to wszystko była jego wina, że powinien bardziej poświęcać się dla bliskich, bo to właśnie z powodu jego głupiego strachu, niezapomnianej traumy inni cierpieli.
Jednak był również pewien, że karanie kociąt za błędy rodziców było niesprawiedliwe.
Słyszał szyderstwa rzucane w ich stronę, widział, jak są upodlane i gnębione, jednak nie potrafił im pomóc, nie potrafił ich obronić, ponieważ przez durne zmęczenie wywołane nocnymi pracami często po prostu zasypiał zaraz po przyjściu do żłobka. Był słaby, zbyt słaby (i bynajmniej nie chodziło tu o siłę fizyczną), aby obronić własne dzieci nawet przed durnymi kociętami Borsuczego Warkotu.
Nienawidził się za to.
Mógł być lepszy.

***
mianowanie kociąt

Biały puch zaskrzypiał pod łapami Jabłkowej Bryzy. Kocur zadrżał z zimna, kuląc się u boku partnerki.
– Poradzą sobie – mruknęła Orzech, splatając ich ogony. Point westchnął cicho, powoli kiwając głową.
– Mam taką nadzieję – stwierdził cicho, wtulając głowę w futro kotki. Niegdyś pachniało niczym stokrotki. To wspomnienie wywołało w nim irytację; wydał z siebie cichy pomruk niezadowolenia.
– Też bałeś się mianowania – przypomniała mu szylkretowa, omiatając obóz nieobecnym spojrzeniem. Ona również musiała wspominać dawne czasy.
– Jednak dostałem Oszronione Futro jako mentora. – na jego pysku pojawił się niewielki uśmiech. – Żałuję, że zginął w tamtej bitwie – westchnął, zwieszając głowę. Chciał dodać, że nikt nie powinien ginąć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. To wszystko było jeszcze wciąż zbyt świeże i nie chciał urazić córki Wrzosowej Polany.
Właściwie czemu?
Ta śmiała myśl zaskoczyła jego samego. Prychnął cicho, odganiając ją. Nie chciał ranić Orzeszki, nie miał powodu – przecież nie był tym typem kota, który trzymał urazę przez długie księżyce. Poza tym kochał ją, a miłość polegała właśnie na wyrzeczeniach.
– Słyszałam, że Echo zostanie uczennicą Śnieżnej Chmury – przyznała szylkretowa, a Jabłuszko spojrzał na nią z zaskoczeniem. – Być może Jesionowa Gwiazda dobrał dobrych mentorów dla całej trójki. – jej mowa ciała wskazywała na to, że bardzo chciała w to wierzyć. Liliowy przełknął ślinę, kierując wzrok na przemawiającego lidera.
Czy można było ufać w nieomylność jego decyzji po poprowadzeniu Klanu na (przynajmniej według Jabłka) niepotrzebną wojnę?
Jesionowa Gwiazda właśnie skończył swoją krótką przemowę, po czym pochylił głowę, spoglądając na stojącą naprzeciwko trójkę kociaków. Point nerwowo zastrzygł uszami. Jego uwagę przykuł stojący za Rzeczką (który jak zwykle wyglądał na pewnego siebie i zadowolonego) Rudzik. Wydał z siebie syk niepokoju, nerwowo strzygąc uszami.
– Rudziku – zaczął donośnie przywódca. – Ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Rudzikowa Łapa. Twoim mentorem będzie Ognisty Język.
W tamtym momencie Jabłkowa Bryza poczuł, jak cały sztywnieje.
Jesionowa Gwiazda musiał żartować. Przecież wszyscy członkowie Klanu Nocy wiedzieli o charakterze Ognistego Języka! Przypisanie go do nieśmiałego i strachliwego Rudzikowej Łapy było największym błędem, jaki czekoladowy mógł popełnić.
Point wydał z siebie gardłowy pomruk.
Jesionowa Gwiazda popełnił kolejny błąd.
 
***
po zgromadzeniu z opętaniami
 

Pierwszym, co Jabłkowa Bryza poczuł po przyjściu do obozu, był zapach krwi. Momentalnie futro na jego karku zjeżyło się ze strachu. Nie powinien iść na spotkanie z Psią Łapą, być może byłby na miejscu katastrofy… Zadrżał i powoli zaczerpnął powietrza. Nie mógł panikować. Musiał znaleźć kocięta, Orzeszkę, Zboże i Kurkę, musiał upewnić się, że są bezpieczni.
Kątem oka zauważył zbliżającego się leżącego w legowisku medyków i ponownie poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Czekoladowy wyglądał, jakby brał udział w walce – jego futro było potargane, a rany opatrywane przez medyka.
To nic takiego. Zgromadzenie okazało się pechowe – wytłumaczył przywódca, a wojownik wbił pazury w ziemie. Jego myśli krzyczały, a on wydał z siebie niekontrolowany pomruk złości. Jesionowa Gwiazda nie mówił mu całej prawdy.
Coś wielkiego nadchodziło.

 
*** 
abdykacja Jesionowej Gwiazdy
 
Jabłkowa Bryza być może poparłby plan obalenia Jesionowej Gwiazdy, gdyby nie jeden, istotny szczegół – wiedział, jakie nastawienie ma do niego i jego rodziny Borsuczy Warkot. Wobec tego, teraz gdy czekoladowy lider oddał przywództwo wojownikowi, powinien czuć strach.
Jednak o dziwo jego myśli nie krzyczały.
Przyglądał się furii Zbożowego Kłosa, niezdolny do ruchu. Wypełniała go pustka, jednak nie było to złe uczucie – niebezpiecznie przypominała obojętność, wraz z którą Kurka przyglądał się gnębionym kociętom siostry. Słyszał, jak Orzechowy Zmierzch niespokojnie kręci się u jego boku. Jabłuszko nie był pewien, czy biła od niej wściekłość, czy przerażenie.
Wszystko miało się zmienić. 
 
***
kiedy Chmurka był uczniem
 
Bezchmurna Łapa wpatrywał się w niego pełnym pogardy wzrokiem. Point zacisnął zęby, ze zdenerwowaniem wsuwając i wysuwając pazury. To było całkowicie bezcelowe. Męczył się ze szkoleniem syna swojego byłego mentora przez tyle księżyców, a tamten nawet, teraz gdy prawdopodobnie groziło mu wygnanie z klanu, wolał pyskować niż zwiększyć swoją szansę na zostanie wojownikiem.
Kończymy na dziś – wysyczał przez zaciśnięte gardło. Wszystko było tak głośne, tak krzykliwe… Miał dosyć słuchania obraźliwych komentarzy rzucanych przez część klanu (oni wszyscy byli przerażeni, tak bardzo bali się, że ktoś może powtórzyć haniebny czyn Orzechowego Zmierzchu, więc postanowili pozbyć się niebezpieczeństwa w najbardziej niepozorny sposób), patrzenia, jak przez jego błędy cierpią inni, wściekłych spojrzeń rzucanych w stronę Orzeszki przez Zboże i przede wszystkim Kurki, którego każde słowo było przesycone jadem.
Przecież mógł tak łatwo się ich wszystkich pozbyć…
Serce podeszło mu do gardła. Mogłaby nastać cisza… Potrząsnął głową, czując, jak zbiera mu się na wymioty. Nikt niczego by od niego nie wymagał… Zrobił krok w tył. Nie musiałby kochać, bo miłość była niczym więcej niż piękną różą posiadającą tysiące cierni, powoli przeżerających jego duszę… Drugi krok. Mógłby być wolny. Odwrócił się na pięcie i wybiegł z obozu.
Pędził na oślep, nie zważając na szarpiące jego skórę gałęzie. Nie mógł złapać oddechu, nie mógł zebrać myśli. Wiedział tylko jedno – nie chciał się zatrzymywać. Chciał uciec od Klanu Nocy, od swojej rodziny i przede wszystkim od siebie. Łzy wypełniły jego oczy.
Był potworem.

Nagle poczuł, jak jego łapa zahacza o wystający korzeń. Z hukiem runął na ziemię i przetoczył się, lądując w rzece. Przez chwilę leżał bez ruchu, dysząc ciężko. Uchyliwszy powieki, zadrżał z obrzydzeniem. Widział odbicie siebie – zmarnowanego, zniszczonego kota, którym nigdy nie miał się stać.
Był przerażony każdym nadchodzącym dniem. Bał się ucieczki i pozostawienia rodziny. Bał się zostać w Klanie, gdzie każda chwila wiązała się z cierpieniem.
Najstraszniejsze jednak było to, że głos w jego głowie nie należał do niego.
 
*** 

Ciche cykanie świerszczy niosło się po obozie Klanu Nocy. Jabłkowa Bryza siedział przed legowiskiem wojowników z ogonem owiniętym wokół łap.
Wszystko wydawało się takie spokojne
– Koszmar? – mruknęła Orzeszka, przysuwając się do niego. Point westchnął cicho.
Stokrotki. Powinien przynieść jej stokrotki.
– Można tak powiedzieć – zgodził się, podnosząc wzrok na gwiazdy. Czuł, jak partnerka siada obok i wtula się w jego bok. Jabłuszko przełknął ślinę, a koniuszek jego ogona zadrżał nerwowo. – Orzeszko, ja…
Nie mów.
Głos w jego głowie brzmiał nadzwyczaj głośno i wyraźnie. Liliowy zatrzymał się w pół zdania i zastrzygł uszami ze zdziwieniem.
Skrzywdzi jak wszyscy. Zabije. Zrani. Nie zrozumie.
– Czy coś się stało? – szepnęła troskliwie Orzeszka, a wojownik potrząsnął głową, jednocześnie chcąc uspokoić kotkę i swoje krzyczące myśli. Nie mógł jej powiedzieć o głosie, nie mógł się zdradzić. Pytanie szylkretowej nagle wydało mu się jakimś okrutnym żartem. Pytała, czy coś się stało, gdy jedno z ich dzieci okazało się morderczynią, drugie zasmakowało krwi, większość Klanu Nocy ich nienawidziła, a on każdego dnia obawiał się o swoje życie. Jakiej odpowiedzi oczekiwała?!
– Ja… Chciałbym, żebyś poznała mojego ojca – wyrzucił z siebie i rozglądnął się ze strachem. – Żebyś w razie czego miała gdzie uciec – wyjaśnił, zniżając ton głosu. – Tak bardzo się boję... – wyznał, kuląc się. – Błagam, obiecaj mi, że gdyby coś się działo, odejdziesz jak najdalej stąd, nie zważając na mnie – zażądał, ignorując wrzask sprzeciwu w jego głowie.
Nigdy nie chodziło o liczenie się z jego uczuciami, zawsze ważniejsze było czynienie tego szeroko pojętego dobra.
Jabłkowa Bryza zamierzał to robić, póki miał jeszcze szanse podjęcia jakiegokolwiek świadomego wyboru.

< Orzeszko? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz