*Skip do teraz*
- Coś nie tak? - zapytał ją Księżyc, a ona tyko pokręciła głową.
- Nie, wszystko okej. - mruknęła szylkretka, strzepując łaciatymi uszami. Spojrzała w dół, dostrzegając Bza siedzącego pod jedną z gałęzi jabłonki. Zwalając z siebie partnera, ześlizgnęła się na ziemię, stając obok kuzyna. Dotknęła go łapą, zwracając na siebie tym samym jego uwagę. Uczeń spojrzał na nią zaciekawiony. Niebieska wskazała ją, potem go, a na końcu wyjście. Bez kiwnął głową.
- Idziemy z Bzem na spacer! - zawiadomiła czarno-białego.
Ruszyli w stronę wyjścia z obozu. Poziomka z odetchnęła z ulgą - w końcu mogła uwolnić się od Księżyca. Nie była już tak przerażona związkiem jak na początku, przyzwyczaiła się już do tych wszystkich czułostek, ale i tak miała ich już po dziurki w nosie. Dobrze było czasami oderwać się od tego wszystkiego, nie musząc bawić się w aktora i udawać miłość. Rzuciła okiem na Bza, który rozglądał się dookoła. Obok nich dojrzała kępkę jakiś żółto-pomarańczowych kwiatów, wabiących swoim zapachem. Podbiegła tam, zrywając parę. Gdy van do niej dołączył, wplotła mu kilka kwiatków (prawdopodobnie jaskrów) w futro na piersi i ogonie, po czym sama wytarzała się w pozostałej reszcie. Po chwili cały grzbiet miała "upaćkany" płatkami i pyłkiem, który od nadmiaru drażnił w noc. I w ten sposób paradowali po sadzie, w milczących pląsach zwracając na siebie uwagę chyba całej zwierzyny. Ptaki ćwierkały nad ich głowami, płoszone tupotem.
- Nie, wszystko okej. - mruknęła szylkretka, strzepując łaciatymi uszami. Spojrzała w dół, dostrzegając Bza siedzącego pod jedną z gałęzi jabłonki. Zwalając z siebie partnera, ześlizgnęła się na ziemię, stając obok kuzyna. Dotknęła go łapą, zwracając na siebie tym samym jego uwagę. Uczeń spojrzał na nią zaciekawiony. Niebieska wskazała ją, potem go, a na końcu wyjście. Bez kiwnął głową.
- Idziemy z Bzem na spacer! - zawiadomiła czarno-białego.
Ruszyli w stronę wyjścia z obozu. Poziomka z odetchnęła z ulgą - w końcu mogła uwolnić się od Księżyca. Nie była już tak przerażona związkiem jak na początku, przyzwyczaiła się już do tych wszystkich czułostek, ale i tak miała ich już po dziurki w nosie. Dobrze było czasami oderwać się od tego wszystkiego, nie musząc bawić się w aktora i udawać miłość. Rzuciła okiem na Bza, który rozglądał się dookoła. Obok nich dojrzała kępkę jakiś żółto-pomarańczowych kwiatów, wabiących swoim zapachem. Podbiegła tam, zrywając parę. Gdy van do niej dołączył, wplotła mu kilka kwiatków (prawdopodobnie jaskrów) w futro na piersi i ogonie, po czym sama wytarzała się w pozostałej reszcie. Po chwili cały grzbiet miała "upaćkany" płatkami i pyłkiem, który od nadmiaru drażnił w noc. I w ten sposób paradowali po sadzie, w milczących pląsach zwracając na siebie uwagę chyba całej zwierzyny. Ptaki ćwierkały nad ich głowami, płoszone tupotem.
***
- Zdradzasz mnie z nim?
Na te słowa Poziomka gwałtownie się zatrzymała. Przed nią stał z poważną miną Księżyc; wojowniczka zauważyła, że jego oczy się zaszkliły.
- No coś ty, to mój kuzyn!
<Bez?>
Na te słowa Poziomka gwałtownie się zatrzymała. Przed nią stał z poważną miną Księżyc; wojowniczka zauważyła, że jego oczy się zaszkliły.
- No coś ty, to mój kuzyn!
<Bez?>
uroczo
OdpowiedzUsuń