Opowieść o kłach, które rozszarpujące ciało.
O pazurach robiące krwawe ślady.
Otrzepał się, spoglądając na szylkretową medyczkę, która kuliła się w legowisku starszych jak najdalej od pozostałych dwóch rezydentów. Połowę jej głowy zdobił okład z liści oraz pajęczyny, która wczepiała się w sierść kotki. W głowie miał jej słowa, które szeptała, gdy cały klan uważnie się jej przyglądał.
“Ktoś nas zaatakował, deszcz zamaskował zapach. Tata… próbował mnie bronić. Widziałam tylko krew i jego zmasakrowane ciało”
Owinął ogon wokół łap, wypowiadając dobrze znaną formułkę. Oficjalnie Firletka przestała być medyczką a częścią starszyzny, pozwolił jej odejść w spokoju, spełniając życzenie przerażonej kotki. Odprowadził ją wzrokiem, aż ta nie zniknęła w półmroku legowiska.
Spokojnym tonem wybrał koty biorące z nim udział w wyprawie, które miały wystąpić przed szereg.
“Ta sytuacja więcej się nie powtórzy. Nie będę bezmyślnie szarżował na wroga jak moja poprzedniczka. W zamian za to, zamierzam zabezpieczyć klan przez sojusz z klanem burzy!”
Słyszał pomruki aprobaty i złości. Ktoś domagał się zemsty w formie wojny, ktoś chciał wytropić zabójcę.
Odpuścił jednak dyskusję z tymi heretykami, którzy ośmielali się podwarzać jego decyzję. Warknął ostro a w zielonych ślepiach błysnęło coś nieznanego.
Trawa, która urosła ponad normę przez rzęsiste deszcze chłostała go po pysku, gdy szedł w kierunku terytorium klanu burzy. Machnął ogonem, wychylając się ponad trawę. Otwarty teren zdradzał położenie jakichś sylwetek siedzących na głazie zgromadzeń.
Dreszcz przeszedł mu po grzbiecie.
Klan Gwiazdy.
Ruszył w tamtym kierunku, co jakiś czas oglądając się za siebie.
Wrzosowa Łapa.
Gorzka Łapa.
Wroni Wrzask.
Zimorodkowy Blask.
Wszyscy, których wybrał szli za nim w zwartym szyku. Mimo wszystko uśmiechnął się obrzydliwie pod nosem. Robili to, co chciał i to bez zająknięcia. Cudownie.
— Piaskowa Gwiazdo?
Widok przemoczonej, wściekłej do granic możliwości przywódczyni sprawił, że na jego pysku pojawił się wyraz politowania. Liderka zeskoczyła na ziemię, bijąc ogonem na boki, gotowa do ataku. Kocur westchnął ciężko. Cholerna idiotka, może jednak pójdzie mu z nią łatwiej, niż sądził…
— Przyszedłem złożyć ci ofertę nie do odrzucenia — zaczął spokojnie — Możemy pomówić na osobności?
Kocica skinęła powoli głową, ruszyła jednak końcówką ogona, dając znać swoim podwładnym. Dobrze wiedział, że mu nie ufała, on jej też.
Oba koty odeszły kawałek dalej tak, że nadal było ich widać lecz nie słychać.
Rudy lider przeciągnął się, kaszląc. Jego ślepia z zielonych pociemniały, przybierając brązową barwę. Biorąc głębszy wdech, odezwał się niższym niż przedtem, chrapliwym basowym głosem.
— Przyszedłem zaproponować sojusz. Klan Nocy pozwala sobie na zbyt wiele. W dodatku jest pod przywództwem czarno-białego śmiecia. Borsucza Gwiazda myśli, że jest wspaniały, nie rozumie jednak, że tylko rudzi są przyszłością tego świata.
Obserwował ją z zaświatów zbyt długo, by nie wiedzieć jak ją podejść. Kotka wpatrywała się w niego morderczym wzrokiem, jakby w każdej chwili była gotowa rzucić się mu do gardła.
Oblizał pysk, czując smak świeżej krwi, chociaż jego futro było krystalicznie czyste.
— Myślisz, że jestem głupia? Jakie niby miałabym mieć korzyści z tego?
Zaśmiał się paskudnie, mrucząc lubieżnie. Owinął ogon wokół swoich łap.
— Możliwość sprowadzenia do klanu trochę świeżej krwi i pewność, że będą to kocięta rasy wyższej a także upokorzenie heretyka, który uważa, że jest lepszy niż rudzi — zamruczał, spoglądając na swoje pazury. Sprawiał wrażenie obojętnego, lecz w duszy zżerała go ciekawość jak może zareagować kocica.
W jej ślepiach coś błysnęło, jakby na moment w jej oczach widział odbicie ciemnego lasu.
Odpowiedź była jedna.
— Zgoda. Za dwa wschody słońca przyprowadź od siebie jakąś kotkę. Nie zawiedź mnie Miętowa Gwiazdo, nie radzę.
— Oh, moja droga, mówi mi Lisia Gwiazdo
Obserwował jak ta odchodzi do swoich.
Kontakt nawiązany. Pora zacząć zabawę.
O pazurach robiące krwawe ślady.
Otrzepał się, spoglądając na szylkretową medyczkę, która kuliła się w legowisku starszych jak najdalej od pozostałych dwóch rezydentów. Połowę jej głowy zdobił okład z liści oraz pajęczyny, która wczepiała się w sierść kotki. W głowie miał jej słowa, które szeptała, gdy cały klan uważnie się jej przyglądał.
“Ktoś nas zaatakował, deszcz zamaskował zapach. Tata… próbował mnie bronić. Widziałam tylko krew i jego zmasakrowane ciało”
Owinął ogon wokół łap, wypowiadając dobrze znaną formułkę. Oficjalnie Firletka przestała być medyczką a częścią starszyzny, pozwolił jej odejść w spokoju, spełniając życzenie przerażonej kotki. Odprowadził ją wzrokiem, aż ta nie zniknęła w półmroku legowiska.
Spokojnym tonem wybrał koty biorące z nim udział w wyprawie, które miały wystąpić przed szereg.
“Ta sytuacja więcej się nie powtórzy. Nie będę bezmyślnie szarżował na wroga jak moja poprzedniczka. W zamian za to, zamierzam zabezpieczyć klan przez sojusz z klanem burzy!”
Słyszał pomruki aprobaty i złości. Ktoś domagał się zemsty w formie wojny, ktoś chciał wytropić zabójcę.
Odpuścił jednak dyskusję z tymi heretykami, którzy ośmielali się podwarzać jego decyzję. Warknął ostro a w zielonych ślepiach błysnęło coś nieznanego.
Trawa, która urosła ponad normę przez rzęsiste deszcze chłostała go po pysku, gdy szedł w kierunku terytorium klanu burzy. Machnął ogonem, wychylając się ponad trawę. Otwarty teren zdradzał położenie jakichś sylwetek siedzących na głazie zgromadzeń.
Dreszcz przeszedł mu po grzbiecie.
Klan Gwiazdy.
Ruszył w tamtym kierunku, co jakiś czas oglądając się za siebie.
Wrzosowa Łapa.
Gorzka Łapa.
Wroni Wrzask.
Zimorodkowy Blask.
Wszyscy, których wybrał szli za nim w zwartym szyku. Mimo wszystko uśmiechnął się obrzydliwie pod nosem. Robili to, co chciał i to bez zająknięcia. Cudownie.
— Piaskowa Gwiazdo?
Widok przemoczonej, wściekłej do granic możliwości przywódczyni sprawił, że na jego pysku pojawił się wyraz politowania. Liderka zeskoczyła na ziemię, bijąc ogonem na boki, gotowa do ataku. Kocur westchnął ciężko. Cholerna idiotka, może jednak pójdzie mu z nią łatwiej, niż sądził…
— Przyszedłem złożyć ci ofertę nie do odrzucenia — zaczął spokojnie — Możemy pomówić na osobności?
Kocica skinęła powoli głową, ruszyła jednak końcówką ogona, dając znać swoim podwładnym. Dobrze wiedział, że mu nie ufała, on jej też.
Oba koty odeszły kawałek dalej tak, że nadal było ich widać lecz nie słychać.
Rudy lider przeciągnął się, kaszląc. Jego ślepia z zielonych pociemniały, przybierając brązową barwę. Biorąc głębszy wdech, odezwał się niższym niż przedtem, chrapliwym basowym głosem.
— Przyszedłem zaproponować sojusz. Klan Nocy pozwala sobie na zbyt wiele. W dodatku jest pod przywództwem czarno-białego śmiecia. Borsucza Gwiazda myśli, że jest wspaniały, nie rozumie jednak, że tylko rudzi są przyszłością tego świata.
Obserwował ją z zaświatów zbyt długo, by nie wiedzieć jak ją podejść. Kotka wpatrywała się w niego morderczym wzrokiem, jakby w każdej chwili była gotowa rzucić się mu do gardła.
Oblizał pysk, czując smak świeżej krwi, chociaż jego futro było krystalicznie czyste.
— Myślisz, że jestem głupia? Jakie niby miałabym mieć korzyści z tego?
Zaśmiał się paskudnie, mrucząc lubieżnie. Owinął ogon wokół swoich łap.
— Możliwość sprowadzenia do klanu trochę świeżej krwi i pewność, że będą to kocięta rasy wyższej a także upokorzenie heretyka, który uważa, że jest lepszy niż rudzi — zamruczał, spoglądając na swoje pazury. Sprawiał wrażenie obojętnego, lecz w duszy zżerała go ciekawość jak może zareagować kocica.
W jej ślepiach coś błysnęło, jakby na moment w jej oczach widział odbicie ciemnego lasu.
Odpowiedź była jedna.
— Zgoda. Za dwa wschody słońca przyprowadź od siebie jakąś kotkę. Nie zawiedź mnie Miętowa Gwiazdo, nie radzę.
— Oh, moja droga, mówi mi Lisia Gwiazdo
Obserwował jak ta odchodzi do swoich.
Kontakt nawiązany. Pora zacząć zabawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz