Wpatrywał się we własne odbicie w strumieniu. Wyglądał żałośnie. Zabłocona marna sylwetka. Wyliniałe futro. Przekrwione ślipia. Mysi Krok uderzył łapą potok. Drobne krople wody upadły na jego pysk.
— Nic dziwnego, że Mroźny Oddech zabawia się tobą jak kociakiem.
Dreszcze przeszły po grzbiecie Myszka. Znał ten głos. Zerwał się na łapy i odwrócił do tyłu. Nikogo nie było za nim. Jedynie pusta polana zalana przez deszcz. Jakiś ptak zerwał się z ziemi z krzykiem i poleciał ku niebu. Mysi Krok złapał się za łeb. Tracił już rozum. Już nie pierwszy będąc sam słyszał ten głos. Kroki. Cichy wredny śmiech. Obrzydzone prychnięcia. Kremowy nie rozumiał co się dzieje.
Czy naprawdę już mu odbijało?
— Żałosny jesteś. Zupełnie jak twój ojciec. Ile jeszcze czasu pozwolisz tej głupie babie pomiatać sobą? Mysi Kroku, czas wziąć sprawę we własne łapy. Wykończ ją. Wykończ ją jak Zajęczy Omyk i jej kocięta. — cichy chichot wyrwał się z pyska.
Kremowy spanikowany rozglądał się wokół siebie. Czuł jak łapy coraz bardziej mu miękną. Wbił pazury w ziemię. Kończyny coraz bardziej rozjeżdżały się mu na błotnistym podłożu.
— K-kim... jesteś...? — pisnął.
Nie dostał na to odpowiedzi. Nikogo nie było wokół niego.
Oszalał?
— H-halo...?
Znów był sam.
Znów był sam.
* * *
Maszerował niemrawo przez obozowisko. Marna mysz zwisała mu z pyska. Polowanie poszło mu tragicznie. Nie potrafił się skupić odkąd... odkąd głos zaczął go nawiedzać. Mysi Krok nie mógł o nim zapomnieć. Rozpaczliwie próbował przypomnieć sobie do kogo on należał. Nie potrafił jednak. Informacja ta zaszyła się głęboko w jego łbie. Zbyt głęboko, by przypomnieć sobie.
— Co ty robisz? — syk rozległ się nad nim.
Uniósł niepewnie łeb do góry. Para zielonych ślipi. Biały pysk.
Mroźny Oddech.
— O-odkładam... m-mysz? — niepewnie miauknął.
— To za mało.
Zastępczyni położyła swoją łapę na jego.
— Jak śmiesz wracać z takim czymś do klanu...?
Wbiła w nią pazury aż krew nie splamiła futra kocura. Myszek pisnął cicho.
— Zjeżdżaj stąd. Wracaj do lasu. Nie wracaj nim nie upolujesz więcej. — warknęła mu do ucha.
Mysi Krok położył uszy i kiwnął łbem.
— Wgryź się jej w szyję. Masz taką piękną okazję... No pokaż tej lisiej wywłoce... — kusił go tajemniczy głos. — Nie bądź frajerem jak reszta twojej rodzinki. Już przecież zabiłeś. Co to dla ciebie?
Mysi Krok zacisnął mocniej ślipia. Okrył się ogonem. Nie mógł go słuchać. Nie mógł słuchać tego głosu.
— Liczysz na litość? Jeśli zaraz sam nie wyjdziesz przerysuje ci ten pysk. — syknęła Mroźny Oddech, popychając go.
Mysi Krok podniósł się z ziemi.
— P-przepraszam. J-już idę! — krzyknął i wybiegł z obozowiska.
— Co ty robisz? — syk rozległ się nad nim.
Uniósł niepewnie łeb do góry. Para zielonych ślipi. Biały pysk.
Mroźny Oddech.
— O-odkładam... m-mysz? — niepewnie miauknął.
— To za mało.
Zastępczyni położyła swoją łapę na jego.
— Jak śmiesz wracać z takim czymś do klanu...?
Wbiła w nią pazury aż krew nie splamiła futra kocura. Myszek pisnął cicho.
— Zjeżdżaj stąd. Wracaj do lasu. Nie wracaj nim nie upolujesz więcej. — warknęła mu do ucha.
Mysi Krok położył uszy i kiwnął łbem.
— Wgryź się jej w szyję. Masz taką piękną okazję... No pokaż tej lisiej wywłoce... — kusił go tajemniczy głos. — Nie bądź frajerem jak reszta twojej rodzinki. Już przecież zabiłeś. Co to dla ciebie?
Mysi Krok zacisnął mocniej ślipia. Okrył się ogonem. Nie mógł go słuchać. Nie mógł słuchać tego głosu.
— Liczysz na litość? Jeśli zaraz sam nie wyjdziesz przerysuje ci ten pysk. — syknęła Mroźny Oddech, popychając go.
Mysi Krok podniósł się z ziemi.
— P-przepraszam. J-już idę! — krzyknął i wybiegł z obozowiska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz