Obecność Bluszczowej Łapy na jego mianowaniu znaczyła dla niego cholernie wiele. Z radością wspominał dzień, kiedy drżąc ze strachu wystąpił przed członków klanu i przyjął imię wojownika, kolejny raz w swoim życiu zmieniając legowisko. Tym razem raczej na stałe. Drugie legowisko wojowników klanu klifu było z lekka większe od tego pierwszego, jednakże i tak lwia część wojowników spała w tym mniejszym. Niektórzy mówili, że z przyzwyczajenia, inni, żeby być przy kimś bliskim.
Sroczek wybrał sobie to najbardziej oddalone od wejścia legowisko, zapewniało mu prywatność a także było w miarę przyzwoicie oddalone od wejścia. Jakie zdziwienie wpełzło na jego pyszczek, gdy niedługo później do legowiska wpadła Kalinkowa Łodyga, opierdzielając kocura, że specjalnie przygotowała mu legowisko obok siebie, a ten wybrał akurat inne.
Później zniknęła w wejściu, zaraz jednak pojawiając się w kępką trawy i mchu w pyszczku.
Rzuciła wszystko obok Sroczego Pióra, uśmiechając się z zadowolenia.
I właśnie takim sposobem Sroczek utknął tuż przy kotce, do której jego serce się wyrywało.
— Znowu o niej myślisz? — Bluszczowe Pnącze sprzedał mu kuksańca w bok, na co burasek zmarszczył niezadowolony nos. Jak to "znowu" i "o niej"? Aż tak często uciekał myślami do ukochanej kotki?
Pokręcił łebkiem, czując jak zażenowanie zalewa jego ciało. Jeszcze to, co odwalił na jego ostatnim spotkaniu z Kalinką... Romantyk to był z niego gorszy aniżeli z koziej dupy.
— M-mhm... — stęknął, na co Bluszczyk poruszył z zaciekawieniem wąsami. No tak, jako medyk nie mógł mieć partnera ani partnerki, do tego miał mentora plotkarza i gadułę, nic dziwnego, że aż tak interesowała go relacja jego brata z jakąś wojowniczką.
No dobra, nie jakąś tylko najwspanialszą na świecie wojowniczką.
— No, opowiadaj! Jak wam się układa?
Sroczek zagryzł dolną wargę, nerwowo przebierając łapkami.
— N-nie uk-kład-da... — pisnął, czując jak wspomnienie sytuacji, która miała miejsce dwa wschody słońca temu, doprowadza go na skraj emocji. Zachował się żałośnie... jak miał ponownie popatrzeć kotce w oczy. Jak?
— Dlaczego nie? Myślałem, że wszystko jest dobrze — Bluszczyk ułożył się wygodniej, przyciągając do siebie mysz, którą wybrał ze stosu. Sroczek skulił się odruchowo
— P-pow-wied-działem d-do n-niej D-roździ T-trel-lu j-jak m-miała d-d-dać m-m-mi b-buzi-iaka... — szepnął. Słowa ledwo przecisnęły się przez jego gardło.
< Bluszczyku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz