Śnieg padał w najlepsze w towarzystwie gradu, większość patroli została odwołana, podobnie jak treningi. Pogoda była zbyt paskudna, by ryzykować zdrowiem a nawet życiem jakiegoś kota.
Nie wszystkim się to jednak podobało. Ognisty Język próbował na siłę wytaszczyć Rudzikową Łapę na mróz, wrzeszcząc, że uczeń nie przykłada się do treningu i gdyby to on był liderem, już dawno by oberwał za niekompetencję.
Krzyki czarnego kocura były tak głośne, że aż dotarły do legowiska liderki. Ta wyściubiła nos na zewnątrz, ignorując niezadowolone stęknięcie Wieczornikowego Wzgórza, który był właśnie w trakcie opowiadania jej jakiejś historyjki.
Kotka nie bardzo go słuchała, jednakże nie miała serca się przyznać. Chciała sprawić przyjemność przyjacielowi.
— Ognisty Języku! Daj mu spokój! — warknęła, widząc jak kocur nie odpuszcza mimo oczywistego sprzeciwu kocurka. Głos liderki przebił się przez śnieżycę, trafiając do uszu wojownika.
— Gdybym ja był liderem-! — zaczął, podchodząc bliżej jej legowiska. Bengalka zeskoczyła na śnieg a za nią Wieczornik, którego zainteresowały wrzaski.
— Ale nie jesteś! Odpuść nareszcie albo pożałujesz! — zagroziła, czując jak mróz wyziębia jej ciało aż do kości. Czarny warknął, jednakże dał spokój, na odchodnym szczerząc kły w stronę przerażonego rudzielca, który skulił się, chowając pyszczek między łapami. Kocica westchnęła ciężko, trącając ucznia łapą — Chodź do mojego legowiska, musimy porozmawiać.
— A-ale... j-ja nic nie z-zrobił-łem — szepnął. Jego głos był niemalże zagłuszony przez szalejący wicher. Bengalka starała się przybrać jak najbardziej pogodny wyraz pyska, by go nie przestraszyć.
— Nie o to chodzi, nie musisz się bać. Chcę tylko porozmawiać — miauknęła, nim machnęła ogonem aby ten szedł za nią.
Na całe szczęście - uczeń ruszył bez zająknięcia się
Wbiła pazury w korę drzewa, wspinając się po pniu do swojego ciepłego legowiska. Rudzielec wskoczył tuż za nią. Ślepia miał wielkie, jakby kocica zaraz miała go zabić za sam fakt, że żyje.
— Słuchaj, wiem, że pewnie jesteś bliski treningu — zaczęła, wbijając w niego brązowe ślepia — Jednakże mam też świadomość, jakim popaprańcem jest Ognisty Język- — zamilkła, gdy rozległy się wrzaski. Ponownie wystawiła łeb na zewnątrz, czując jak mróz zostawia na jej wąsach lód. Zwęziła ślepia w szparki, wracając zaraz jednak do rozmowy z Rudzikową Łapą, gdy znalazła źródło wrzasków.
To tylko Wieczornik sprowadzał Ognistego do parteru.
Kaszlnęła, siadając i owijając ogonem swoje łapy.
— Wracając, chcę zapytać, czy nie zmienić ci mentora? Wiesz, nie musisz się z nim męczyć. Owszem, trening to konieczność ale nie przymus. W dodatku z takim czubkiem. W każdym razie, jeśli tego chcesz, pozwolę wybrać ci nawet nowego nauczyciela — miauknęła, unosząc kąciki pyszczka ku górze. Coś ostatnio często się uśmiechała.
< Rudziku ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz