Co jakiś czas zerkała ze zdziwieniem ale i zaciekawieniem na Rubinowe Futro, który dumnym krokiem dreptał tuż obok niej. Od zerwania z Olchowym Sercem nie miała zbytniej styczności ze swymi "dziećmi". Nie, że jakoś specjalnie za tym tęskniła, jednakże trochę było jej z tym dziwnie.
Szczególnie teraz, gdy kocur poprosił zastępczynię o rozmowę.
Nie wiedziała za bardzo, czego kremowy mógłby od niej chcieć, głównie dlatego się zgodziła. No i z czystego szacunku do rozmówcy.
Śnieg sypał, jednakże nie tak szalenie jak poprzedniego wschodu słońca. Kotka musiała odwołać wszystkie ustalone patrole, zaś mentorzy - treningi. Ta pora nagich drzew sprawiała wrażenie, jakby chciała się wryć w pamięć klanowych kotów jako jedna z najsurowszych zim w ich życiu.
Zatrzymali się przy na wpół zamarzniętym strumieniu.
Rubinowe Futro jakoś tak zesztywniał, co nie uszło uwadze jego przybranej matce.
— Odchodzę z klanu — miauknął kocurek, wlepiając ślepia w tereny należące dla klanu wilka.
— Co? Ale... dlaczego? Źle ci tutaj? Nikt cię przecież nie wygnał — kotka nie bardzo rozumiała co się dzieje, niecodziennie słyszy się takie informacje — Dlaczego, Rubinku?
Kocur wpatrywał się jednak hardo przed siebie, zaś jego długie futro powiewało na wietrze.
— Nie czuję się dobrze w klanie klifu, mamo — kotka zamilkła na to słowo, dziwne uczucie... — Poza tym, mama poznała jakiegoś kocura z klanu wilka, chyba się w nim zakochała. Mówi, że ze wzajemnością. Chcę to sprawić, nie chcę, by znowu cierpiała.
Zastępczyni pokiwała głową, czując się jak najgorszej klasy morderca. Wiedziała, że cierpienie Olchy były tylko i wyłącznie przez nią, nie zamierzała tego kryć.
— W takim razie powodzenia. Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić — miauknęła cicho, uśmiechając się lekko. Wojownik kiwnął jej głową, nim jednak przekroczył granicę, wtulił się w jej klatkę piersiową, mrucząc.
A później pognał przez zaspy ku nowemu życiu.
Powodzenia, Rubinku
Aww :3
OdpowiedzUsuń