Odprowadzał wzrokiem mamę, która wracała do swojego legowiska. Nadal nie potrafił uwierzyć, że ta podczas badania, na które pomógł jej dotrzeć do medyków, z lekkim uśmiechem przyznała, że jest ze swych synów dumna...
Srocze Pióro myślał, że zaraz się tam rozryczy!
Takie słowa od tak ważnego kota w jego życiu... Nie potrafił w to uwierzyć! Czyżby ból głowy, który doskwierał jego rodzicielce był aż tak silny? To wszystko zdawało się być marzeniem, dalekim i nieosiągalnym, które miało się nigdy nie spełnić.
A tu proszę...
— M-myś-ślisz, ż-że m-mama n-nas kocha...? — miauknął cichutko, na co Bluszczowe Pnącze obruszył się, marszcząc nos.
— Ona nas zawsze kochała, Sroczku — odparł spokojnie, wracając do segregowania ziół — Tylko nigdy nie wiedziała, jak to okazać — dodał zaraz, przekładając ziarenka maku na liść dębu. Zaciekawiony burasek podszedł bliżej, przyglądając się pracy brata.
— D-dużo wyc-c-cierp-piała... — pisnął szeptem, na co Bluszczyk skinął mu twierdząco głową. Wojownik zastanawiał się, jak bardzo jego mama musiała cierpieć i ile znosić, by dotrzeć do tego momentu swojego życia, w którym jest teraz.
Machnął ogonem.
Najważniejsze było, że mama wracała do bycia szczęśliwą, na to przynajmniej wszystko wskazywało. Wydawało się wręcz, że prócz złych wydarzeń w klanie, rodzina Sroczka jakoś wychodzi na prostą, co prawda kulejąc, lecz powoli jej się to udaje.
— N-nauczysz m-mnie t-trochę? — poprosił, łapką wskazując na stertę ziół, którą Bluszcz miał do posegregowania. Kocur odwrócił się od jednej z półek w składziku, zmieniając miejsce jakichś listków.
— Oczywiście, Sroczku — na pysku brata zakwitł uśmiech — Ale najpierw mi opowiesz jak z tobą i Kalinkową Łodygą.
Burasek otworzył szerzej ślepia, piszcząc żałośnie.
— B-blusz-sz-c-czyku!
Wyleczeni: Jemioła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz