Kawka krążył niespokojnie po lesie. Z każdym krokiem coraz więcej błota przywierało mu do łap. Zirytowany prychnął. Jakby mógł nie schodziłby z drzewa, ale posiłek jak na razie sam do niego nie podleciał. Cichy pisk rozległ się w leśnym buszu. Kawka szybko skierował się w tamtą stronę. Ranny ptak leżał cały ubłocony. Kocur uśmiechnął się.
To był jego szczęśliwy dzień.
* * *
Kwiecista polana ukazała się ślipią Kawki. Różnobarwne kwiaty zdobiące łąkę kołysały się delikatnie przez wiatr. Dziwnie znajomy ćwierkot dochodził z jej środka. Czarny powoli i z ostrożnością zaczął zmierzać w tamtą stronę. Coś mu nie pasowało. Było zbyt ciepło. Zbyt pięknie jak na tą porę roku. Ziemia sucha i przyjemna w dotyku nie przypominała tej, po której niedawno kroczył. Ćwierkanie nasilało się z każdym krokiem. Gęste trawy były coraz trudniejsze do przedarcia się. Kawka zdeterminowany przez ciekawość gnał przed siebie. Przeskoczył przez niewielki krzew. Roślinność zrobiła się inna. Spokojniejsza. Niższa. Słodki zapach nieznanych mu kwiatów unosił się w powietrzu.
— Witaj.
Kawka odwrócił się gwałtownie w stronę głosu. Właściciel jego był dziwny. Jego futro. Brakowało go w paru miejscach. Szczerze mówiąc w wielu. Był wysoki. Straszny. Niepokojący. Jego ciało przecinało wiele blizn. Brakowało mu jednego ucha. Jednak jego brązowe ślipia miały w sobie coś przyjaznego. Były pełne czułości i zmartwienia. Były zbyt znajome.
Kawka położył zjeżoną sierść.
— Pewnie mnie nie poznajesz... — zaczął kocur, zerkając na niego.
— Wilcze Serce. — wydusił Kawka, przerywając mu.
Jego ojciec.
Jego zasrany ojciec.
Gniew zabłysła w ślipiach kocura. Odwiedzał go? Dopiero teraz? Tyle razy... tyle razy był samotny, rozpaczny, przestraszony. Tyle razy potrzebował go, a ten zdechł. A teraz postanowił odwiedzić go zaświatów? Dopiero teraz?
— Kawko, ja...
Ogon czarnego chodził na boki. Czekał. Czekał na jego marne tłumaczenie. Na jego durne wymówki. Może nie miał czasu w zasranym Klanie Gwiazd leniąc się całe dnie?
Wilcze Serce jednak uśmiechnął się lekko.
— Przepraszam, za bardzo mi teraz kogoś przypominasz. — miauknął nostalgicznie.
Kawka uniósł brwi. Nie zamierzał odezwać się pierwszy.
— Chciałem z tobą porozmawiać.
Kawka położył zjeżoną sierść.
— Pewnie mnie nie poznajesz... — zaczął kocur, zerkając na niego.
— Wilcze Serce. — wydusił Kawka, przerywając mu.
Jego ojciec.
Jego zasrany ojciec.
Gniew zabłysła w ślipiach kocura. Odwiedzał go? Dopiero teraz? Tyle razy... tyle razy był samotny, rozpaczny, przestraszony. Tyle razy potrzebował go, a ten zdechł. A teraz postanowił odwiedzić go zaświatów? Dopiero teraz?
— Kawko, ja...
Ogon czarnego chodził na boki. Czekał. Czekał na jego marne tłumaczenie. Na jego durne wymówki. Może nie miał czasu w zasranym Klanie Gwiazd leniąc się całe dnie?
Wilcze Serce jednak uśmiechnął się lekko.
— Przepraszam, za bardzo mi teraz kogoś przypominasz. — miauknął nostalgicznie.
Kawka uniósł brwi. Nie zamierzał odezwać się pierwszy.
— Chciałem z tobą porozmawiać.
* * *
Ślipia Kawki otworzyły się szeroko.
Wilcze Serce.
Rozejrzał się dookoła siebie, ale był sam. Tylko on i jego drzewo. Dawną frustrację zastąpił smutek. Był znowu w szarej rzeczywistości. Pozostawiony sobie i zmarznięty. Zwinął się ponownie w kłębek, powstrzymując łzy.
Wilcze Serce.
Rozejrzał się dookoła siebie, ale był sam. Tylko on i jego drzewo. Dawną frustrację zastąpił smutek. Był znowu w szarej rzeczywistości. Pozostawiony sobie i zmarznięty. Zwinął się ponownie w kłębek, powstrzymując łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz