Kalinkowa Łodyga chciała iść z nim na spacer... Z nim...! Tylko z nim sam na sam!
Kocurek zacisnął zęby, starając się nie pokazać jak bardzo tym wszystkim się stresuje. Nerwowo pokiwał łebkiem, przebierając z łapki na łapkę. Co jakiś czas po jego ciele przechodził przyjemny dreszcz, gdy kotka rzucała w jego stronę jakimś miłym tekstem.
Szedł tuż obok Kalinki, której uśmiech na pyszczku zdawał się sięgać obu uszu. Na kilka uderzeń serca Srocze Pióro poczuł się zazdrosny o to wszystko. Kotka zdawała się być idealna, zawsze miła, uśmiechnięta i pogodna, do tego miała same pozytywne relacje praktycznie z każdym kotem w klanie.
Pisnął cicho, wydając przy tym jeszcze jeden, niezrozumiały kwik zmieszany ze stęknięciem, gdy calico przysunęła się do niego, ocierając policzkiem o szyję.
Zejdzie na zawał.
Umrze.
Wykituje.
Nawet nie zwrócił uwagi, gdy zaczął się hiperwentylować, niemalże zaczynając ryczeć na miejscu. Zaniepokojona Kalinka dotknęła łapką jego policzka, co tylko wzmocniło panikę u wojownika. Rozszerzył oczy, jakby przed chwilą ktoś powiedział mu, że zostanie ojcem centaura.
— Hej, Sroczku, już dobrze, nic się nie dzieje.
— Hej, Sroczku, już dobrze, nic się nie dzieje.
Zamknął zielone oczy na te słowa. Aż oczywiście, że się działo! On tu umierał! W dodatku nie zdążył powiedzieć Kalince, że mu się podoba!
Bury złapał się za klatkę piersiową, krztusząc się własną śliną. Mroczki powoli stawały mu przed oczami, gdy na jego nos spadł kwiatek. Później kilka i jeszcze kilka...
Kichnął, otwierając jedno oko.
Kalinka z lekkim uśmiechem na mordce sypała na niego kwiatki, chcąc chyba odwrócić uwagę kocurka od nieprzyjemnych rzeczy.
Zarumienił się z lekka, gdy stokrotka utknęła mu w futrze na głowie.
A później zemdlał.
Jak prawdziwy, cholerny romantyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz