Zdawało jej się, że ten kretyn nigdy się od niej nie odczepi. Ciągle za nią łaził, a ona musiała co chwilę przypominać mu o ogromnym dystansie między nimi.
Wrzosiec nie miał żadnego, ŻADNEGO prawa, by ją dotykać, a ciągle próbował musnąć ją nosem po szyi. W odpowiedzi dostawał pożądne pacnięcie łapą, tylko tak szylkretka potrafiła okazać czystą niechęć wobec niego.
Czuła wzbierającą irytację, gdy tyljo wyczuwała zapach kocura. Nie potrafiła uwierzyć, że lider pozwolił czekoladowemu, do tego obcemu, dawnemu pieszczochowi, dołączyć do klanu. Jakik cudem?! Nie potrafiła przetrawić tej informacji.
***
Nadszedł dziwny dzień, w którym poczuła zauroczenie. Tak, sama nigdy by się tego nie spodziewała. Żadna kotka z klanu nie życzyła jej spędzenia reszty życia z drugą połówką, niezależnie od płci szczęśliwego wybranka. Malinowy Pląs swoim głosem i temperamentem zagięłaby partnera bądź partnerkę od razu.
A tu proszę, Wrzoścowy Cień, po wielu księżycach irytowania szylkretki dostąpił zaszczytu spędzania z nią czasu.
Coraz częściej dzielili języki, coraz częściej przekomarzali się wyłącznie dla żartów, nie z czystej irytacji. Spędzali razem czas, spędzali go razem, a Malinowy Pląs zapominała w takich momentach o dręczącym oddechu przypadkowych śmierci.
Oraz o każdym pustym spojrzeniu zimnego trupa.
***
Jednego wieczoru wylądowali razem, we wzajemnych objęciach. Porwani przez młodociany instynkt jie kontrolowali swoich ruchów. Pozostali sobą, jednocząc się na kilka dobrych kwadransów.
***
Było jej niedobrze, a żołądek wołał o tony świeżych ryb. Leżała cały czas w legowisku, nie idąc na żaden patrol. Zatroskani Wrzoścowy Cień i Jesiotrowa Łuska przynosili kotce jedzenie, krzywiąc się ja widok źle znoszącej dzień Malinki.
Na ostatkach sił doczłapała się do medyka.
Kacze Pióro dokładnie obejrzał siostrę i uśmiechnął się do niej na sam koniec badania.
- Jestem z ciebie dumny! - miauknął rudzielec, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Mów, co mi jest, albo ci strzelę - powiedziała kotka, zwężając oczy.
- Jesteś w ciąży!
Zamilkła.
Odpowiedziała tylko ciszą.
Wrzosiec nie miał żadnego, ŻADNEGO prawa, by ją dotykać, a ciągle próbował musnąć ją nosem po szyi. W odpowiedzi dostawał pożądne pacnięcie łapą, tylko tak szylkretka potrafiła okazać czystą niechęć wobec niego.
Czuła wzbierającą irytację, gdy tyljo wyczuwała zapach kocura. Nie potrafiła uwierzyć, że lider pozwolił czekoladowemu, do tego obcemu, dawnemu pieszczochowi, dołączyć do klanu. Jakik cudem?! Nie potrafiła przetrawić tej informacji.
***
Nadszedł dziwny dzień, w którym poczuła zauroczenie. Tak, sama nigdy by się tego nie spodziewała. Żadna kotka z klanu nie życzyła jej spędzenia reszty życia z drugą połówką, niezależnie od płci szczęśliwego wybranka. Malinowy Pląs swoim głosem i temperamentem zagięłaby partnera bądź partnerkę od razu.
A tu proszę, Wrzoścowy Cień, po wielu księżycach irytowania szylkretki dostąpił zaszczytu spędzania z nią czasu.
Coraz częściej dzielili języki, coraz częściej przekomarzali się wyłącznie dla żartów, nie z czystej irytacji. Spędzali razem czas, spędzali go razem, a Malinowy Pląs zapominała w takich momentach o dręczącym oddechu przypadkowych śmierci.
Oraz o każdym pustym spojrzeniu zimnego trupa.
***
Jednego wieczoru wylądowali razem, we wzajemnych objęciach. Porwani przez młodociany instynkt jie kontrolowali swoich ruchów. Pozostali sobą, jednocząc się na kilka dobrych kwadransów.
***
Było jej niedobrze, a żołądek wołał o tony świeżych ryb. Leżała cały czas w legowisku, nie idąc na żaden patrol. Zatroskani Wrzoścowy Cień i Jesiotrowa Łuska przynosili kotce jedzenie, krzywiąc się ja widok źle znoszącej dzień Malinki.
Na ostatkach sił doczłapała się do medyka.
Kacze Pióro dokładnie obejrzał siostrę i uśmiechnął się do niej na sam koniec badania.
- Jestem z ciebie dumny! - miauknął rudzielec, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Mów, co mi jest, albo ci strzelę - powiedziała kotka, zwężając oczy.
- Jesteś w ciąży!
Zamilkła.
Odpowiedziała tylko ciszą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz