BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.
Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot Samotników!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 30 marca, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

16 marca 2025

Od Marionetki

⋄∙―◃⊹⋆꙳◬❂⌑꙳⊹▹―∙⋄

!!! TW brutalne sceny !!!

Jeszcze słońce nie wyszło. Wstydliwie chowało się za horyzontem, nie wypuszczając na zewnątrz nawet zapowiadającej poranka różowej otoczki. Gdzieś w górze połyskiwał księżyc, który wyraźnie bladł z każdą chwilą i chociaż niebo powoli jaśniało, wciąż wszystko zlewało się w jedną, szarą, niewyraźną plamę. Zdawało się, że otoczenie było bardziej pozbawione tekstury niż wtedy, gdy panowała całkowita ciemność. W gęstym lesie natomiast, mrok był tylko gęstszy. Z każdym krokiem pogłębiał się coraz bardziej, a korony iglastych drzew skutecznie spełniały swoje zadanie, tworząc parasole chroniące przez jakimkolwiek źródłem światła. Na jednej z gałęzi przysiadła sowa, wielka, podobna do pnia, bezszelestnie poruszając skrzydłami. Stworzenie to było zadziwiające, pełne dumy i tajemniczości. Teraz natomiast odwróciło swoją głowę, by jaskrawymi oczyma spojrzeć w dół, zwężając i rozszerzając źrenice. Prócz cichych szumów i odgłosów natury, oraz z rzadka przejeżdżających aut, po terenie roznosił się charakterystyczny odgłos intensywnego, mechanicznego uderzania pazurami w ziemię. Szczęście, że większą jej część stanowił piach, który nie lepił się tak, jak glina czy inne, pełne bakterii materie. Bure łapy intensywnie przebierały w ziemi, wyłupiaste oczy z wyczekiwaniem i pasją wpatrzone były w jeden punkt, jakby posiadały moc szybszego usuwania ciemnych drobin z drogi. Pazury bolały, mięśnie paliły, każdy oddech powodował zziębnięcie gardła, krtani, płuc, w zamian wytwarzając kłęby pary, która osiadała na wąsach i bladym pysku. Jeszcze trochę, a ich łapy natrafią na skarb, którego tak pragną. Wiosenny, podmokły teren sprzyjał rozkładowi liści i traw, które teraz dawać miały miejsce nowemu pokoleniu. Pazury zahaczyły o coś miękkiego, śliskiego, do nosa prócz ziemistego zapachu dotarła woń zepsucia i charakterystyczny swąd Klanu Wilka. Chociaż już słaby, wciąż wyczuwalny, wciąż można było pewną nutę rozróżnić, którą posiadał każdy kot. Swoją osobistą wizytówkę.
Wreszcie.
Zatrzymał się na moment, na uderzenie serca, oglądając swój dobytek, by zaraz po chwili spróbować oczyścić kawałek truchła, wydobyć to, czego potrzebowali, z najbardziej intensywnie pachnącej części. Drżeli przy tym. Nie z zimna, nie ze strachu czy obrzydzenia, a z czystej, krystalicznej ekscytacji, która otulała całe, patykowate ciało, przejmując kontrolę bez większego wysiłku. Już nawet nie oddychali nosem, a otworzyli pysk, by łykać zimne powietrze, przesiąknięte smakiem początkowej gnilizny. 
- Popatrz no, jaki piękny - Wyharczęli cicho, z miłością, przez zachrypnięte od zimna gardło. Paliczkami lekko dotknął szylkretowego policzka. - Zobaczysz duszyczko, wskrzesimy cię. Znów będziesz cudowna, znów dotkniesz sceny, o wspaniała śmiertelniczko...
A gdy już wszystko oczyszczone zostało, na tyle, na ile mogli, wpierw przystawili doń policzek, by wetrzeć w siebie zapach zmarłego. Może i ich woń zatarta była, jednak wciąż ryzyko zostało. Później wstali, pusto patrząc w trupa i unieśli łapę w górę, by po chwili zamach wziąć gwałtowny i zacząć rwać. Ile tylko mogli, szybko, chociaż dokładnie, jednak wciąż z wiszącą na plecach wizją poranka. Intensywnie haratali futro, rwali ile mogli, a gdy pazur zahaczył o skórę, to nic. I ją rwali. Byle szybko, byle zdobyć, a i w końcu dostali się do szyi, zmachani, w szaleńczym szale patrząc na głowę leżącą tam w dole, w resztkach ziemi i piachu wciśniętymi w oczy i uszy, w każdą szczelinę w którą dostać się mogły. A gdy tak stanęli przez chwilę i się zastanowili nieco dłużej, i ją zabrać postanowili, jak i resztę która pod ziemią rozłożyć się miała. Grób został od nowa przykryty. Jakby śladu żadnego nie było, zmieszany, igliwiem i piachem omieciony, i jedynie puchacz świadkiem, jakiego haniebnego czynu tam dokonano. 
Szli powoli z kępką sierści i ciałem, które zwisało z grzbietu pewnego bagażowego osiołka, kiwając ogonem raz w jedną, raz w drugą stronę. Osiołka tego znaleźli przy polach, wielką kotkę zgarbioną, niezdarną o pysku szkaradnym, choć młodym, bliznami przeciętą. Mało mówiła, a jak już to cicho, jednak łatwo było dotrzeć do samotnej duszy, która widocznie zbyt wiele już wycierpiała, by się czymkolwiek przejmować. Wzięli więc pod skrzydła, zatrzymać chcieli, jak zwierzątko, które przy granicach z Wilczakami spięło się i rozglądać na boki poczęło. Co do bagażu, mieli zamiar zostawić ciało po drugiej stronie drogi, kawałek dalej, by później po nie wrócić i zaciągnąć w miejsce, gdzie by bezpiecznie poczekało na pierwsze wyjście mrówek, które to objadłyby wszystkie niepotrzebne części, zostawiając samą czaszkę i kości. Albo to pięknie ciało przyozdobią, powykręcają może, by sztukę jaką zrobić, by śmierć i pamięć po pięknej kotce zapamiętana była lepiej, niż zimny grób, by kwiatka z niej pięknego zrobić. Jednak, jak już było wspomniane, nie to było celem pierwotnym i najpilniejszym, a jedynie równie ważną myślą, którą wykonać należało. Musieli wrócić, wrócić i dokonać tego, na co się szykowali. Musieli zobaczyć pełen niedowierzania wzrok na mordce kogoś bliskiemu zmarłego. Kogoś, kto mógłby im zapewnić wyczekiwaną rozrywkę, w końcu po to przyszli, by wprawić ich wszystkich w ruch, w taniec! By patrzeć jak rozrywa im się dusza w pędzie, jak płaczą, jak jęczą, jak zawodzą i w śmiech wpadają. Jak porywa ich muzyka i scenariusz, jak nie pozwalają im uwolnić się od szkaradnego przeznaczenia, jak dopada ich fatum, które sam stwórca im stworzył, a dzięki któremu scena się odmrozi. W końcu są ponad to, w końcu są stwórcą, to do nich należy możliwość pętania, uwalniania i tworzenia, niszczenia i kreowania rzeczywistości. Śmiertelnikom zostało jedynie słuchać i być posłusznym, nie mieli prawa wyrywać się z okowów scenariusza. Mieli być w wierszu, w nieszczęśliwym lamencie, który sami tworzą podczas prób beznadziejnych ucieczek. I wtedy niedowiarkowie prawdę zobaczą, a zostanie im jedynie zaakceptować przyszłość, gdyż nic z nią zrobić nie będą mogli. Tylko to się liczyło, tylko to musieli spełnić, a później niech się świat zawali i wszystko skończy. Nagle do ich kroków dołączył jakiś inny, nerwowy, wyrywając samotnika ze stanu duchowego uniesienia. Drgnęli uchem, po chwili odwracając spokojnie łeb w stronę dźwięku, przystając w miejscu. To samo uczynił osiołek, patrząc z niepokojem wpierw na Marionetkę, później na sprawcę poruszenia, który dopadł do nich chwilę później, zatrzymując się w pewnej odległości, dysząc, z najeżoną sierścią i wyciągniętymi pazurami. Patrzył na Marionetkę, na osiołka, na trupa, którego nieśli. Zadrżał, pewnie osłabł, a zbladł na pewno, jedynie futro maskowało prawdziwe jego kolory. Zdawał się być przejęty i pełen wstrętu, oburzenia. Marionetka, chociaż wcale go nie rozumiała, to na to właśnie czekała. Podobała im się jego reakcja, dzięki niej sami mogli coś poczuć, jakieś łaskotanie w sercu. Kremowy wbił pazury w ziemię. 
- Oddajcie ją - odezwał się, względnie spokojnie, chociaż z wyczuwalnym drganiem w głosie, jakąś emocją, wyraźnie z trudem hamowaną. Spotkał się jednak w odpowiedzi jedynie z milczeniem. Skorupa stwórcy nie drgnęła, nie poruszyła się nawet na centymetr, wpatrując się w starcze stworzenie. Przełknął ślinę, zadrżał. 
- Nie wiem kim jesteście, ale jestem.... bardzo przekonany, doprawdy, że nie jest wam... ona potrzebna. - kontynuował, kryjąc falę złości, chociaż bez oczekiwanego efektu. Jedynie osiołek się poruszył, zerkając na stwórcę, szukając sygnału, a może oznak niepewności, jakiegoś rozkazu, dzięki któremu by mogła zemsty swojej dokonać, chociaż zdawało się, że nie na tym kocie jej zależało. Żadne z trójki się jednak nie ruszyło z miejsca, ani nie krokiem w przód, nie w tył. W końcu starszy odchrząknął, nabrał w pierś frustracji i złości, sapnął. - Jeśli nie oddacie jej po dobroci, odbiorę ją siłą, mogliście tego uniknąć. Zawołam po innych, skończycie gorzej od wroniej strawy... - wypluł wreszcie z siebie, a każde kolejne słowo coraz bardziej z drżenia w warkot przechodziło. Nie żartował, podchodzić zaczynał, zniecierpliwiony, z sierścią na sztorc postawioną, patrząc, analizując, gdzie lepiej uderzyć, kogo wpierw dopaść. Marionetka była lichsza. Wysoka, lecz z budowy przypominająca kosarza, to na niej zawiesił swój wzrok, przebijając się tym przez lodową barierę, rozpraszając pustkę, która trwała dookoła dwójki złodziei. Nie odrywając wzroku od kremowego kocura, który to albo szykował się do szarży, albo do wrzaśnięcia o pomoc, samotnik drgnął niemal niezauważalnie ogonem, znak tym dając.
Osiołek zrzucił z siebie swój bagaż, dość niezdarnie, co wzbudziło niespodziewaną wrogość w Marionetce. Doprawdy, śmiertelnicy powinni nauczyć się trochę szacunku i delikatności, szczególnie temu jednemu owe lekcje by przyniosły jedynie korzyść. Wyzbyłaby się tych słonich ruchów, wewnętrznej niezdarności. Była jak niedokończona, gliniana zabawka zrobiona przez dziecko, pełna pęknięć. 
- Przepraszamy, złe traktowanie - Szepnęli do zwłok w momencie, w którym oślica korzystając ze swojej siły i nabytych jakoś i kiedyś umiejętności, sypnęła w pysk kocura piach z brudem, którego w większości wilczak zdołał uniknąć, zaraz później atakując niezdarną beczuszkę. Co za marna próba, co za żałosny i za razem piękny sposób na pożegnanie. Staruszek to był już, może wśród dwunożnych by się lepiej w tym wieku trzymał, lecz tutaj zaczynał już słabnąć. Co prawda zdołał zaorać pazurami w już i tak pokiereszowanym pysku osiołka, wymienili nawet kilka ciosów, jednak końcowo jego zawahanie i wiek zrobiło swoje. Rzucony został na ziemię, przygnieciony wielką łapą w momencie, kiedy próbował zawołać swoich pobratymców, którzy na pewno już powstawali. Poharatana kocica przytrzymała starcze, słabnące ciało, drżące od wysiłku łapy, słuchając, jak kremowy z trudem nabiera powietrza, po brutalnym przygnieceniu krtani. Przy upadku przygryzł sobie pewnie wargę, która teraz powolnie krwawiła. Na Marionetce wylądowało pytające spojrzenie pomarańczowych oczu, które furią też lśniły. Plan widocznie się podobał, wnętrzności rwał do działania, do zemsty. Nie był to chyba jednak kot, którego zapamiętała z dni krzywdy swojej. Ciekawe to było stworzenie. Spokojna na zewnątrz, wewnątrz jak morze - wzburzona. 
- Ty... wronia strawo - wypluł przez zęby, próbując walczyć z wielkim cielskiem - Jesteście chorzy. Co wy na tym zyskujecie, wy ścierwojady, potwo-UGHH - osiołek skutecznie uniemożliwił kontynuację wypowiedzi, zabierając również możliwość oddechu. Dopiero gdy poluzowała ucisk, staruszek chwycił haust powietrza, krztusząc się przy tym. Wojowniczy, pełen złości blask w oku zbladł nieco, ciało się uspokoiło, głowa ułożyła na pożółkłej trawie. Uniósł spojrzenie na Marionetkę, którzy stanęli przed jego pyskiem. - T-tylko dajcie nam odejść - wycharczał ostatkami sił, chwytając się ostatniej szansy.
- Pozwólcie mi ją zabrać...
-Tsiiii tsii tsii~ - Nachylili się nad kotem, pyskiem niemal o kremowe uszy ocierając. - Już dobrze... pięknie się spisałeś, jesteśmy dumni, jesteśmy usatysfakcjonowani... Oh, mój osiołku, zwolnij nieco uścisk, za bardzo cierpi, przecież nie chcemy aktorzynki uszkodzić, o nie, przecież będzie boleć. A tak dobrze odegraliście rolę, należy się nagroda. Już spokojnie, mała kukiełko, to nareszcie koniec! Pozwolimy wam w nagrodę odejść, odejść ze swoją zgubą, jak daleko tylko chcesz, prawda, osiołku? Chcieliśmy tylko rozrywki, popatrz, jak wiele już zrobiłeś. - Szeptali spokojnie i cicho, gładząc łapą kremowy policzek, który drgnął przy ich dotyku. - Chodź no, wstań że, czy nie chcecie? - Prawdą było, że kocur nie wyglądał na przekonanego. Patrzył jedynie na puste ślepia trupiej twarzy, z coraz szybciej bijącym sercem. Czy prawdę mówili, czy to tylko podstęp? Ale przecież uścisk zelżał, monstrum się odsunęło, pajęczyca łapę zabrała. Z nadzieją zerknął na ciało, powoli zlewające się z brudnym otoczeniem, bo czy jednak mógł mieć nadzieję? Nawet, jeśli kłamali, miał chwilę czasu, mógł pobiec, krzyknąć, dać znać innym, by chociaż te kocie abominacje spotkał zasłużony los w postaci rozszarpania. Zabrał powietrze w płuca i siłę w łapie, zaiskrzyła w nim od nowa, z większą siłą ta złość i determinacja, którą do tej pory posiadał. Dopnie swego. Chociażby miał zginąć i ciała nie odzyskać, to da znać innym, na pewno już pierwsze patrole wyszły, a że zginie zaraz potem, to nie ważne. I w tym momencie, rząd białych, ostrych igiełek zanurzył się w kremowym karku. Zaskoczony pisk wypadł z jasnego pyska, zamiast zamierzonego krzyku o pomoc, jakieś charczenie. Ciało próbowało się w szoku jeszcze jakoś bronić, wierzgać tylnymi łapami, ryjąc w ziemi, chcąc się jakoś wyrwać z uścisku, który jedynie się wzmocnił, a już po chwili do uszu dwóch kotek doszło jakieś chrupnięcie. Samotnik wypuścił z pyska bezwładne ciało, przez które od czasu do czasu przechodziły jeszcze impulsy, wprawiając mięso w ruch. Zlizał z warg krew i spojrzał na osiołka, który nie był szczególnie szczęśliwy, że nie jemu przypadło zabicie wilczaka. Bez słów podeszli do wskrzeszonej damy, spojrzeli nań i zabrali się do pracy. To twój czas już, by zalśnić, ciesz się, raduj, rytuał zaczęty, znów ożyjesz w ich oczach. Wcześniej wyrwane futro wciśnięte zostało ostrożnie między zęby starszego, pod pazury, a wszelkie inne futro, które mogło świadczyć o obecności dwóch samotników, usunięte. Dodano jeszcze, dla smaku, sierść poprzedniej ofiary, z klanu innego. Jeśli chodzi o kwestie zapachowe, również o to zadbali. Już wcześniej osiołkowi było mówione, by postarał się usunąć swój smród, a zrobił to, przyznać musieli, całkiem skrupulatnie, jednak nie wystarczająco. Natarli więc kocura zapachem zmarłej, by podejrzeń większych nie rzucać i już jedynie świt ich poganiał, wyostrzając konury. Zostało więc jedynie swoją wizytówkę zostawić, którą to mały żołnierzyk zapoczątkował już długi czas na przód. Rozchylono więc jasne powieki, wsadzono pazury w oczodoły i wyrwano z nich zielone ślepia i jedynym zmartwieniem stwórcy było, że oczy tak szybko się psują, nie mieli w czym ich przechować, a jeśli coś takiego istniało, nie wiedzieli, gdzie znaleźć mogą. I tak tą scenę zostawili, odchodząc w pośpiechu, czując jak klan im depcze po piętach i może zaraz fatum dogoni. Jednak jak na razie, Los im sprzyjał, a stwórca pozostawał bezkarny. Większość trasy przebyli drogą śmierdzącą, korzystając z małego ruchu, przy poboczach. Dopiero po pewnym czasie zatrzymać się mieli z rozkazu Marionetki, gdyż właśnie to idealnie miejsce wypatrzyli, by trupa zawiesić. Na drzewo wciągnięty, rozpruty, ozdobiony, głowy pozbawiony, patyczki czerwone w jej miejsce wstawione. Długie wnętrzności, jak motyle skrzydła, a wszystko bielą ostatków zimy opruszone, a jedynie resztki płynów zachowanych w ciele, pięknie spłynąć miały, mieszając się z szarością. 
Było to jednym z celów Marionetki, by zabawić się we wskrzeszanie umarłych, bo czy nie to właśnie robili? Dawali im życie chociaż na moment, raz jeszcze, by ich imię było na językach współklanowiczów. Cieszyć się więc powinni, radować, że żyć im dane było racz jeszcze, raz jeszcze być częścią społeczeństwa. W końcu, są jak emerytowani aktorzy, dla świata jedynie martwi, którym pozwoli się raz jeszcze ożyć, stając na oświetlonej scenie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz