⋄∙―◃⊹⋆꙳◬❂⌑꙳⊹▹―∙⋄
!!! TW brutalne sceny !!!
Wreszcie.
Zatrzymał się na moment, na uderzenie serca, oglądając swój dobytek, by zaraz po chwili spróbować oczyścić kawałek truchła, wydobyć to, czego potrzebowali, z najbardziej intensywnie pachnącej części. Drżeli przy tym. Nie z zimna, nie ze strachu czy obrzydzenia, a z czystej, krystalicznej ekscytacji, która otulała całe, patykowate ciało, przejmując kontrolę bez większego wysiłku. Już nawet nie oddychali nosem, a otworzyli pysk, by łykać zimne powietrze, przesiąknięte smakiem początkowej gnilizny.
- Popatrz no, jaki piękny - Wyharczęli cicho, z miłością, przez zachrypnięte od zimna gardło. Paliczkami lekko dotknął szylkretowego policzka. - Zobaczysz duszyczko, wskrzesimy cię. Znów będziesz cudowna, znów dotkniesz sceny, o wspaniała śmiertelniczko...
A gdy już wszystko oczyszczone zostało, na tyle, na ile mogli, wpierw przystawili doń policzek, by wetrzeć w siebie zapach zmarłego. Może i ich woń zatarta była, jednak wciąż ryzyko zostało. Później wstali, pusto patrząc w trupa i unieśli łapę w górę, by po chwili zamach wziąć gwałtowny i zacząć rwać. Ile tylko mogli, szybko, chociaż dokładnie, jednak wciąż z wiszącą na plecach wizją poranka. Intensywnie haratali futro, rwali ile mogli, a gdy pazur zahaczył o skórę, to nic. I ją rwali. Byle szybko, byle zdobyć, a i w końcu dostali się do szyi, zmachani, w szaleńczym szale patrząc na głowę leżącą tam w dole, w resztkach ziemi i piachu wciśniętymi w oczy i uszy, w każdą szczelinę w którą dostać się mogły. A gdy tak stanęli przez chwilę i się zastanowili nieco dłużej, i ją zabrać postanowili, jak i resztę która pod ziemią rozłożyć się miała. Grób został od nowa przykryty. Jakby śladu żadnego nie było, zmieszany, igliwiem i piachem omieciony, i jedynie puchacz świadkiem, jakiego haniebnego czynu tam dokonano.
Szli powoli z kępką sierści i ciałem, które zwisało z grzbietu pewnego bagażowego osiołka, kiwając ogonem raz w jedną, raz w drugą stronę. Osiołka tego znaleźli przy polach, wielką kotkę zgarbioną, niezdarną o pysku szkaradnym, choć młodym, bliznami przeciętą. Mało mówiła, a jak już to cicho, jednak łatwo było dotrzeć do samotnej duszy, która widocznie zbyt wiele już wycierpiała, by się czymkolwiek przejmować. Wzięli więc pod skrzydła, zatrzymać chcieli, jak zwierzątko, które przy granicach z Wilczakami spięło się i rozglądać na boki poczęło. Co do bagażu, mieli zamiar zostawić ciało po drugiej stronie drogi, kawałek dalej, by później po nie wrócić i zaciągnąć w miejsce, gdzie by bezpiecznie poczekało na pierwsze wyjście mrówek, które to objadłyby wszystkie niepotrzebne części, zostawiając samą czaszkę i kości. Albo to pięknie ciało przyozdobią, powykręcają może, by sztukę jaką zrobić, by śmierć i pamięć po pięknej kotce zapamiętana była lepiej, niż zimny grób, by kwiatka z niej pięknego zrobić. Jednak, jak już było wspomniane, nie to było celem pierwotnym i najpilniejszym, a jedynie równie ważną myślą, którą wykonać należało. Musieli wrócić, wrócić i dokonać tego, na co się szykowali. Musieli zobaczyć pełen niedowierzania wzrok na mordce kogoś bliskiemu zmarłego. Kogoś, kto mógłby im zapewnić wyczekiwaną rozrywkę, w końcu po to przyszli, by wprawić ich wszystkich w ruch, w taniec! By patrzeć jak rozrywa im się dusza w pędzie, jak płaczą, jak jęczą, jak zawodzą i w śmiech wpadają. Jak porywa ich muzyka i scenariusz, jak nie pozwalają im uwolnić się od szkaradnego przeznaczenia, jak dopada ich fatum, które sam stwórca im stworzył, a dzięki któremu scena się odmrozi. W końcu są ponad to, w końcu są stwórcą, to do nich należy możliwość pętania, uwalniania i tworzenia, niszczenia i kreowania rzeczywistości. Śmiertelnikom zostało jedynie słuchać i być posłusznym, nie mieli prawa wyrywać się z okowów scenariusza. Mieli być w wierszu, w nieszczęśliwym lamencie, który sami tworzą podczas prób beznadziejnych ucieczek. I wtedy niedowiarkowie prawdę zobaczą, a zostanie im jedynie zaakceptować przyszłość, gdyż nic z nią zrobić nie będą mogli. Tylko to się liczyło, tylko to musieli spełnić, a później niech się świat zawali i wszystko skończy. Nagle do ich kroków dołączył jakiś inny, nerwowy, wyrywając samotnika ze stanu duchowego uniesienia. Drgnęli uchem, po chwili odwracając spokojnie łeb w stronę dźwięku, przystając w miejscu. To samo uczynił osiołek, patrząc z niepokojem wpierw na Marionetkę, później na sprawcę poruszenia, który dopadł do nich chwilę później, zatrzymując się w pewnej odległości, dysząc, z najeżoną sierścią i wyciągniętymi pazurami. Patrzył na Marionetkę, na osiołka, na trupa, którego nieśli. Zadrżał, pewnie osłabł, a zbladł na pewno, jedynie futro maskowało prawdziwe jego kolory. Zdawał się być przejęty i pełen wstrętu, oburzenia. Marionetka, chociaż wcale go nie rozumiała, to na to właśnie czekała. Podobała im się jego reakcja, dzięki niej sami mogli coś poczuć, jakieś łaskotanie w sercu. Kremowy wbił pazury w ziemię.
- Oddajcie ją - odezwał się, względnie spokojnie, chociaż z wyczuwalnym drganiem w głosie, jakąś emocją, wyraźnie z trudem hamowaną. Spotkał się jednak w odpowiedzi jedynie z milczeniem. Skorupa stwórcy nie drgnęła, nie poruszyła się nawet na centymetr, wpatrując się w starcze stworzenie. Przełknął ślinę, zadrżał.
- Nie wiem kim jesteście, ale jestem.... bardzo przekonany, doprawdy, że nie jest wam... ona potrzebna. - kontynuował, kryjąc falę złości, chociaż bez oczekiwanego efektu. Jedynie osiołek się poruszył, zerkając na stwórcę, szukając sygnału, a może oznak niepewności, jakiegoś rozkazu, dzięki któremu by mogła zemsty swojej dokonać, chociaż zdawało się, że nie na tym kocie jej zależało. Żadne z trójki się jednak nie ruszyło z miejsca, ani nie krokiem w przód, nie w tył. W końcu starszy odchrząknął, nabrał w pierś frustracji i złości, sapnął. - Jeśli nie oddacie jej po dobroci, odbiorę ją siłą, mogliście tego uniknąć. Zawołam po innych, skończycie gorzej od wroniej strawy... - wypluł wreszcie z siebie, a każde kolejne słowo coraz bardziej z drżenia w warkot przechodziło. Nie żartował, podchodzić zaczynał, zniecierpliwiony, z sierścią na sztorc postawioną, patrząc, analizując, gdzie lepiej uderzyć, kogo wpierw dopaść. Marionetka była lichsza. Wysoka, lecz z budowy przypominająca kosarza, to na niej zawiesił swój wzrok, przebijając się tym przez lodową barierę, rozpraszając pustkę, która trwała dookoła dwójki złodziei. Nie odrywając wzroku od kremowego kocura, który to albo szykował się do szarży, albo do wrzaśnięcia o pomoc, samotnik drgnął niemal niezauważalnie ogonem, znak tym dając.
Osiołek zrzucił z siebie swój bagaż, dość niezdarnie, co wzbudziło niespodziewaną wrogość w Marionetce. Doprawdy, śmiertelnicy powinni nauczyć się trochę szacunku i delikatności, szczególnie temu jednemu owe lekcje by przyniosły jedynie korzyść. Wyzbyłaby się tych słonich ruchów, wewnętrznej niezdarności. Była jak niedokończona, gliniana zabawka zrobiona przez dziecko, pełna pęknięć.
- Przepraszamy, złe traktowanie - Szepnęli do zwłok w momencie, w którym oślica korzystając ze swojej siły i nabytych jakoś i kiedyś umiejętności, sypnęła w pysk kocura piach z brudem, którego w większości wilczak zdołał uniknąć, zaraz później atakując niezdarną beczuszkę. Co za marna próba, co za żałosny i za razem piękny sposób na pożegnanie. Staruszek to był już, może wśród dwunożnych by się lepiej w tym wieku trzymał, lecz tutaj zaczynał już słabnąć. Co prawda zdołał zaorać pazurami w już i tak pokiereszowanym pysku osiołka, wymienili nawet kilka ciosów, jednak końcowo jego zawahanie i wiek zrobiło swoje. Rzucony został na ziemię, przygnieciony wielką łapą w momencie, kiedy próbował zawołać swoich pobratymców, którzy na pewno już powstawali. Poharatana kocica przytrzymała starcze, słabnące ciało, drżące od wysiłku łapy, słuchając, jak kremowy z trudem nabiera powietrza, po brutalnym przygnieceniu krtani. Przy upadku przygryzł sobie pewnie wargę, która teraz powolnie krwawiła. Na Marionetce wylądowało pytające spojrzenie pomarańczowych oczu, które furią też lśniły. Plan widocznie się podobał, wnętrzności rwał do działania, do zemsty. Nie był to chyba jednak kot, którego zapamiętała z dni krzywdy swojej. Ciekawe to było stworzenie. Spokojna na zewnątrz, wewnątrz jak morze - wzburzona.
- Ty... wronia strawo - wypluł przez zęby, próbując walczyć z wielkim cielskiem - Jesteście chorzy. Co wy na tym zyskujecie, wy ścierwojady, potwo-UGHH - osiołek skutecznie uniemożliwił kontynuację wypowiedzi, zabierając również możliwość oddechu. Dopiero gdy poluzowała ucisk, staruszek chwycił haust powietrza, krztusząc się przy tym. Wojowniczy, pełen złości blask w oku zbladł nieco, ciało się uspokoiło, głowa ułożyła na pożółkłej trawie. Uniósł spojrzenie na Marionetkę, którzy stanęli przed jego pyskiem. - T-tylko dajcie nam odejść - wycharczał ostatkami sił, chwytając się ostatniej szansy.
- Pozwólcie mi ją zabrać...
-Tsiiii tsii tsii~ - Nachylili się nad kotem, pyskiem niemal o kremowe uszy ocierając. - Już dobrze... pięknie się spisałeś, jesteśmy dumni, jesteśmy usatysfakcjonowani... Oh, mój osiołku, zwolnij nieco uścisk, za bardzo cierpi, przecież nie chcemy aktorzynki uszkodzić, o nie, przecież będzie boleć. A tak dobrze odegraliście rolę, należy się nagroda. Już spokojnie, mała kukiełko, to nareszcie koniec! Pozwolimy wam w nagrodę odejść, odejść ze swoją zgubą, jak daleko tylko chcesz, prawda, osiołku? Chcieliśmy tylko rozrywki, popatrz, jak wiele już zrobiłeś. - Szeptali spokojnie i cicho, gładząc łapą kremowy policzek, który drgnął przy ich dotyku. - Chodź no, wstań że, czy nie chcecie? - Prawdą było, że kocur nie wyglądał na przekonanego. Patrzył jedynie na puste ślepia trupiej twarzy, z coraz szybciej bijącym sercem. Czy prawdę mówili, czy to tylko podstęp? Ale przecież uścisk zelżał, monstrum się odsunęło, pajęczyca łapę zabrała. Z nadzieją zerknął na ciało, powoli zlewające się z brudnym otoczeniem, bo czy jednak mógł mieć nadzieję? Nawet, jeśli kłamali, miał chwilę czasu, mógł pobiec, krzyknąć, dać znać innym, by chociaż te kocie abominacje spotkał zasłużony los w postaci rozszarpania. Zabrał powietrze w płuca i siłę w łapie, zaiskrzyła w nim od nowa, z większą siłą ta złość i determinacja, którą do tej pory posiadał. Dopnie swego. Chociażby miał zginąć i ciała nie odzyskać, to da znać innym, na pewno już pierwsze patrole wyszły, a że zginie zaraz potem, to nie ważne. I w tym momencie, rząd białych, ostrych igiełek zanurzył się w kremowym karku. Zaskoczony pisk wypadł z jasnego pyska, zamiast zamierzonego krzyku o pomoc, jakieś charczenie. Ciało próbowało się w szoku jeszcze jakoś bronić, wierzgać tylnymi łapami, ryjąc w ziemi, chcąc się jakoś wyrwać z uścisku, który jedynie się wzmocnił, a już po chwili do uszu dwóch kotek doszło jakieś chrupnięcie. Samotnik wypuścił z pyska bezwładne ciało, przez które od czasu do czasu przechodziły jeszcze impulsy, wprawiając mięso w ruch. Zlizał z warg krew i spojrzał na osiołka, który nie był szczególnie szczęśliwy, że nie jemu przypadło zabicie wilczaka. Bez słów podeszli do wskrzeszonej damy, spojrzeli nań i zabrali się do pracy. To twój czas już, by zalśnić, ciesz się, raduj, rytuał zaczęty, znów ożyjesz w ich oczach. Wcześniej wyrwane futro wciśnięte zostało ostrożnie między zęby starszego, pod pazury, a wszelkie inne futro, które mogło świadczyć o obecności dwóch samotników, usunięte. Dodano jeszcze, dla smaku, sierść poprzedniej ofiary, z klanu innego. Jeśli chodzi o kwestie zapachowe, również o to zadbali. Już wcześniej osiołkowi było mówione, by postarał się usunąć swój smród, a zrobił to, przyznać musieli, całkiem skrupulatnie, jednak nie wystarczająco. Natarli więc kocura zapachem zmarłej, by podejrzeń większych nie rzucać i już jedynie świt ich poganiał, wyostrzając konury. Zostało więc jedynie swoją wizytówkę zostawić, którą to mały żołnierzyk zapoczątkował już długi czas na przód. Rozchylono więc jasne powieki, wsadzono pazury w oczodoły i wyrwano z nich zielone ślepia i jedynym zmartwieniem stwórcy było, że oczy tak szybko się psują, nie mieli w czym ich przechować, a jeśli coś takiego istniało, nie wiedzieli, gdzie znaleźć mogą. I tak tą scenę zostawili, odchodząc w pośpiechu, czując jak klan im depcze po piętach i może zaraz fatum dogoni. Jednak jak na razie, Los im sprzyjał, a stwórca pozostawał bezkarny. Większość trasy przebyli drogą śmierdzącą, korzystając z małego ruchu, przy poboczach. Dopiero po pewnym czasie zatrzymać się mieli z rozkazu Marionetki, gdyż właśnie to idealnie miejsce wypatrzyli, by trupa zawiesić. Na drzewo wciągnięty, rozpruty, ozdobiony, głowy pozbawiony, patyczki czerwone w jej miejsce wstawione. Długie wnętrzności, jak motyle skrzydła, a wszystko bielą ostatków zimy opruszone, a jedynie resztki płynów zachowanych w ciele, pięknie spłynąć miały, mieszając się z szarością.
Było to jednym z celów Marionetki, by zabawić się we wskrzeszanie umarłych, bo czy nie to właśnie robili? Dawali im życie chociaż na moment, raz jeszcze, by ich imię było na językach współklanowiczów. Cieszyć się więc powinni, radować, że żyć im dane było racz jeszcze, raz jeszcze być częścią społeczeństwa. W końcu, są jak emerytowani aktorzy, dla świata jedynie martwi, którym pozwoli się raz jeszcze ożyć, stając na oświetlonej scenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz