Od pewnego czasu trudno było zobaczyć Kajzerkę bez stojącego nieopodal Orzeszka. Nawet, gdy kotka akurat z nim nie rozmawiała, ten zawsze był gdzieś blisko. Zawsze spoglądał na nią z ciepłym błyskiem w oku; w szczególności wtedy, gdy tego nie zauważała. A gdy już zauważyła, speszony uciekał wzrokiem. Zupełnie tak, jakby nie chciał, by Kajzerka go rozszyfrowała...
Ona natomiast zwyczajnie znalazła w nim kompana. Takiego, którego mogłaby zawlec ze sobą wszędzie i to bez najmniejszego pisku protestu. A gdy już się pojawiał, prędko go zagłuszała. Gdy jej przyjaciele byli zajęci rządzeniem, szkoleniem swoich uczniów i innymi obowiązkami, Kajzerka musiała zaprzyjaźnić się z kimś nowym, żeby nie zanudzić się na śmierć. A Orzeszek był idealnym wyborem! Rzadko kiedy opuszczał obóz, mogła mu towarzyszyć przy pracy, a zawsze był skory do wysłuchania jej opowieści czy narzekań. Wkrótce naprawdę zaczęła spędzać z nim dużo czasu; o wiele więcej, niż by się tego spodziewała. W końcu nie przepadała nigdy za medykami! Śmierdzieli ziołami i zwykle byli tak sztywni, że trudno było sobie z nimi uciąć przyjemną pogawędkę. Przy Orzeszku nie miała takich problemów. On zawsze jej słuchał, raz po raz zarzucał historyjką czy żartem i nigdy jej nie wygonił z niemiłym burknięciem, jak robili to uzdrowiciele Klanu Nocy. Naprawdę czuła się przy nim dobrze. Mogła mu powiedzieć każdą głupotę, zaczynając od tego pysznego wróbla, którego zjadła rano, aż po długi wywód na temat tego, dlaczego Gruszka jest okropną zastępczynią, bo kazała jej iść na świtowy patrol. A Orzeszek i tak jej słuchał. Nawet wtedy, gdy z jej pyszczka wypływał już tylko niezrozumiały bełkot...
I właśnie gdzieś pomiędzy tymi wesołymi rozmowami, beztroskimi spotkaniami i paroma wspólnymi przygodami, ta granica między byciem zwykłymi pobratymcami a czymś więcej zaczęła się zacierać – nawet jeśli żadne z nich nie chciało się do tego przyznać.
Kajzerka obudziła się i zamiast momentalnie wyskoczyć i zabrać się do pracy, rozciągnęła się, łapiąc pierwsze ciepłe promienie słońca, które docierały przez półnagie gałązki. To była jedna z jej pierwszych słonecznych kąpieli od księżyców... W końcu poranki witały ją czymś innym, niż tylko uporczywym deszczem. Kiedy już się powyciągała, zabrała się za czyszczenie futerka. Może nie należała do pedantów, ale lubiła samą czynność mycia. Łapki, pierś, bok, ogon, zad... Nic nie było w stanie ukryć się przed jej językiem.
— A dla kogo ty się tak szorujesz? — zapytał Malinek, którego natychmiast rozpoznała po głosie. Kotka otworzyła oczy i na chwilę zaprzestała mycia, obracając łeb w kierunku przyjaciela. Leżał na swoim legowisku, położonym tuż obok.
— Siedziałeś tu przez cały ten czas?! — miauknęła z wyraźnym zdezorientowaniem, chowając język. — Nie pomyślałeś, by powiedzieć jakieś dzień dobry?
— Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie — zauważył, mrużąc figlarnie oczy.
— Dla kogo? Dla nikogo! Co, całe życie mam być brudasem? — odburknęła nieprzyjemnie.
Wróciła do lizania swojej przedniej, lewej łapki. Malinek był zgryźliwy i nie zamierzała się go słuchać. Wiedziała, że chciał ją tylko zdenerwować.
— Zwykle cię to nie obchodzi, dlatego pytam, skąd taka zmiana. Jakaś randka dzisiaj?
— Żadna, chyba że to ja o czymś nie wiem — mruknęła, starając się na niego nie patrzeć.
— Wydaje mi się, że jest taki jeden, co na ciebie czeka...
— Niby gdzie?
— Spójrz w dół.
Kotka przewróciła oczami i, od niechcenia, wykonała jego polecenie. Ku jej zdziwieniu jednak, gdy tylko wychyliła się z legowiska, jej oczom ukazała się głowa siedzącego pod drzewem kota. Po białych łapkach natychmiast poznała, że był to Orzeszek.
Schowała się z powrotem.
— Długo on tu tak czeka?
— Tyle, ile ze sobą rozmawiamy. Naprawdę mnie usłyszałaś, jak wskakuję na drzewo?
Kajzerka wzruszyła ramionami.
— Miałam lepsze zajęcia.
— No, to lepiej już skończ te swoje zajęcia, bo biedulek się nigdy nie doczeka! — miauknął i figlarnie szturchnął przyjaciółkę. — Powiedziałem mu, że cię ściągnę w trymiga...
Kotka przeciągnęła się ostatni raz, po czym przeszła po gałęzi do pnia i tam zeskoczyła na ziemię. Od razu podeszła do stróża, który uśmiechnął się ciepło na jej widok.
— Cześć!
— Cześć! — Zetknęli się nosami. — Po co nasłałeś na mnie Malinka? — zapytała, drgając wąsami w rozbawieniu.
— Chciałem tylko, by cię zgarnął! Widziałem, że kierował się w stronę legowiska wojowników, więc stwierdziłem, że może cię stamtąd ściągnąć — wyjaśnił jej. — A właściwie, chciałbym pójść z tobą na spacer. Dziś jest ładna pogoda. Nie miałaś żadnych planów na dziś, prawda? — Ostrożnie dopytał.
Kocica zagłębiła się w swoim umyśle, poszukując odpowiedzi. Czy miała coś dzisiaj zrobić? Hm... Jeśli była wyznaczona do patrolu lub jakiegoś innego zadania, widocznie nie było to na tyle ważne, by Kajzerka to zapamiętała. Wzruszyła ramionami. Och, nawet jeżeli coś miała zrobić, to jeden spacer przecież jej nie zaszkodzi!
— Nie, jestem w pełni wolna. I chętnie z tobą pójdę, ale to już chyba oczywiste — oznajmiła mu z uśmiechem.
— Świetnie! Owocowy Lasek? — zaproponował, a Kajzerka nie miała większych preferencji, więc od razu się zgodziła. Patrząc na odżywającą przyrodę poza obozem, czuła, że będzie to dobrze spędzony czas.
***
Choć przyszła już pora nowych liści, śnieg uporczywie trzymał się ziemi. Zupełnie tak, jakby wbił w nią pazury i nie zamierzał puścić... Promienie słońca przyjemnie grzały ją w grzbiet, a bystre oczy wyszukiwały wśród powoli topniejących zasp pierwszych oznak kwitnącej roślinności.
Najszybciej wiosnę można było poczuć jednak po ptasim trelu, dzięki któremu las naprawdę zaczynał tętnić życiem. Wcześniej wydawał się pusty, a teraz nie dość, że zwierzynę było słychać, to jeszcze widać – raz po raz coś przelatywało nad głowami pary, a po gałązkach przeskakiwały liczne, pazurzaste nóżki.
— Słyszysz świergot ptaków? Po raz pierwszy chyba szkoda by mi było je zjeść! — miauknęła wesoło do swojego towarzysza, którego jednak... Nie było przy jej boku. Huh? Gdzie on się podział? Podążyła za śladem zapachowym kocura. Ten ciągnął ją między drzewa, aż w zarośla, gdzie w końcu była w stanie dojrzeć jego czarny kuper. — Hej! Bawisz się ze mną w chowanego, czy co? — powiedziała głośno, dając mu figlarnego kuksańca w bok.
Orzeszek panicznie powstał i odwrócił się w stronę wojowniczki. Z pyska zwisała mu kępka młodych, pięknie pachnących i intensywnie ubarwionych bratków.
— Och! Nie, ja tylko odszedłem na bok, bo poczułem zapach fiołków. A pamiętałem, że kiedyś mówiłaś, że lubisz fioletowe kwiaty... Bo mówiłaś tak, prawda? — tłumaczył się, widocznie niepewny. Machał nerwowo ogonem, oczekując na odpowiedź Kajzerki.
Ta przez chwilę milczała, po czym uśmiechnęła się szeroko i uniosła wysoko do góry rudo-brązową kitę.
— Chciałeś zrobić mi prezent... To przesłodkie! — powiedziała, a po chwili dodała z ekscytacją w głosie: — Wpleć mi je w futro! Na gwiazdki, już dawno się w nie nie stroiłam...
Orzeszek odwzajemnił jej uśmiech, jednak w bardziej nieśmiały sposób. Upuścił na ziemię wszystkie zebrane fiołki i zabrał się do spełniania prośby przyjaciółki. Ta natomiast ułożyła się na trawie, starając się leżeć w miarę nieruchomo, choć w jej przypadku nie było to takie proste.
— Naprawdę ci pasują — skomentował pomiędzy dekorowaniem sierści kocicy. — Moja matka także uwielbia stroić się w kwiaty. Nawet porą nagich drzew nosi za uchem mak. Nie jestem do końca pewien, skąd je bierze... Kiedyś widziałem, jak wykrada je z naszego składzika, ale to może tylko takie przywidzenie...
— Zabawnie wyglądasz z takiej perspektywy — przyznała Kajzerka, przerywając jego opowieść. Zdezorientowany kocur zamrugał kilka razy.
— ... zabawnie?
— Wiesz, zwykle widzę czubek twojej głowy, nie podbródek... — Zadrgała z rozbawienia wąsami.
— Hej! — oburzył się. — Nie jestem aż tak niski!
— Jak na moje bliżej ci do myszy niż do kotka — dogryzała mu złośliwie, z radością obserwując irytację na pyszczku stróża. — Oj, nie obrażaj się już! Z góry wyglądasz naprawdę uroczo! — dodała po chwili. Nie chciała w końcu, by ten naprawdę się na nią zezłościł!
— Naprawdę? Znaczy — wymruczał w wyraźnym zakłopotaniu — w sumie to, co mówisz, to racja. Też się przyzwyczaiłem do widywania cię pod innym kątem...
— Myślisz, że wyglądałabym lepiej, jakbym była niska?
— Myślę, że i tak i tak wyglądasz ładnie — stwierdził.
— Och, cóż z ciebie flirciarz — miauknęła figlarnie, udając onieśmieloną komplementem. Nawet zaczęła ostentacyjnie machać jedną z łapek w kierunku swojego pyszczka. Orzeszek natomiast cofnął głowę, a Kajzerka mogłaby przysiąc, że pod jego czarnym futrem widziała płonące policzki. Uciekł wzrokiem, jakby szukał możliwego tematu, dzięki któremu mógłby zmienić bieg rozmowy.
— Emm... Już, gotowe! — Ułożył ostatniego fiołka w futrze kocicy, kończąc tym samym swoją robotę. — Mam nadzieję, że ci się podoba!
Kotka przewróciła oczami, lecz w rozbawiony sposób. Za każdym razem, gdy robiła takie aluzje, Orzeszek wyjątkowo się peszył. Może... Może to właśnie próbował zasugerować jej Malinek?
Pokręciła głową.
— Oczywiście! jest pięknie — miauknęła po wstaniu i przejrzeniu się w najbliższej kałuży. — Teraz pora na ciebie! — Nagle odwróciła w jego stronę łeb.
— Na mnie? — zapytał nieco zdezorientowany.
— A widzisz tu kogoś oprócz nas? Chodź!
Gdyby tylko mogła, to złapałaby go za rękę; zamiast tego trąciła kocura nosem i pobiegła w las, zapraszając go do podążenia za nią. Na szczęście, nie wyrażał żadnego sprzeciwu – poszedł zaraz za nią, a dwójka prędko zniknęła w zaroślach, poszukując pięknych, barwnych kwiatów.
Omg jak słodko!!!! Można shipować?
OdpowiedzUsuńnawet trzeba!!!
Usuń