Ocknęła się nieco, gdy towarzysz u jej boku zwrócił ku niej głowę i otworzył pyszczek.
— To nie brzmi dobrze... Na tej skale chyba się coś gorąco zrobiło, nie sądzisz? — pochylił się na moment w jej kierunku, za nim ponownie odwrócił wzrok na harmider. — Te wszystkie syki brzmią naprawdę poważnie. Na zgromadzeniach nie powinno być pokoju?
— Też mi się tak zawsze wydawało — przyznała, szepcząc — Mam nadzieję, że dalej to nie zajdzie. Ciekawe, co nam powiedzą, jak wrócimy do obozów.
Oczywiście, musiało zajść dalej. Zaskoczona przyjęła słowa Sosnowej Gwiazdy, a wilczacy dookoła zaczęli się podnosić ze swoich miejsc.
Spojrzała na kocurka, chcąc to skomentować, ale w tym samym czasie i jego liderka zwołała swoje koty. Szałwiowa Łapa podniósł się z miejsca, a ona uśmiechnęła się lekko i skłoniła głowę.
— W takim razie, miło się rozmawiało. Może jeszcze kiedyś się zobaczymy. Do widzenia — zamruczała.
— Może tak! Paa- Znaczy, do widzenia!
Obserwowała, jak kocurek oddala się w stronę reszty swojego klanu, podrygując lekko pręgowanym ogonem. Przekręciła głowę i zamyśliła się na moment. Chłodny wiatr owiał jej futro. Może obcoklanowcy nie byli tacy źli. Teoretycznie, nigdy o nich tak nie myślała, ale dobrze było z kimś takim porozmawiać.
***
Stawiała łapę za łapą, licząc, że nie natrafi na żadną ścianę. Nie widziała nawet czubka własnego nosa.
— Idź prosto, nie skręcaj — głos pani Bożodrzew rozległ się w ciemności. — Stamtąd czuć świeże powietrze, tak właśnie można odnaleźć wyjście z podziemi.
Wystawiła pyszczek w kierunku, w którym szła. Rzeczywiście, delikatny powiew wiatru natknął się na jej wąsy. Podążyła w tamtym kierunku, parę razy ocierając się o skalne ściany, zanim tunel się rozszerzył. Wyszła na zielonkawą trawę i wzięła głęboki oddech.
— Jak głęboko te tunele się ciągną? — Zwróciła się do mentorki. — Dużo ich jest?
— Tego nikt nie wiem. Niektóre są zbyt małe, aby nawet drobny uczeń się w nie wcisnął — strzepnęła ogonem i odwróciła się tyłem do Łuny. — Ale jest ich dość sporo. Chodź, na dzisiaj to tyle. Jakoś niedługo tutaj wrócimy, oswoimy cię z ciemnością.
Spojrzała kotkę z ukosa.
— Jestem bardzo dobrze oswojona z ciemnością, proszę pani. W moim starym domu wychodziłam z mamą na zewnątrz w nocy i oglądałyśmy gwiazdy, wtedy też było bardzo ciemno — pochwaliła się, dreptając obok białej. Zyskała podniesioną brew i wywrócenie oczami.
— Świetnie, ale w tunelach nie widać gwiazd — parsknęła wojowniczka, uciszając koteczkę. Posłusznie podążyła z nią, nie wtrącając już swoich uwag. Szły tak w ciszy, aż uczennica ponownie nie otworzyła pyszczka, aby zadać kolejne pytanie.
— Nie mogłybyśmy jeszcze trochę potrenować? — Zaproponowała, spoglądając na mentorkę z dołu. — Jeszcze trochę do zachodu słońca.
— Może i tak, ale nie każdy ma tyle pokładów energii, co ty. Jakbyś nie zauważyła, nie mam już dwudziestu księżycy.
— Mogłabym może... Zostać sama? — Zapytała niepewnie, od razu karcąc się za to. Jeżeli będzie wyglądać jak przestraszony kociak, to nikt nie weźmie jej na poważnie. — Obiecuję, uważałabym na siebie. Przestrzegałabym zasad — zamrugała złotymi oczami.
Biała łypnęła na nią jednym okiem i zatrzymała się.
— Skoro musisz — westchnęła. — Tylko nie wpakuj się w żadne kłopoty, nie potrzebuję ochrzanu od twojego ojca. Wróć przed zmrokiem.
Zanim Łuna zdążyła podziękować mentorce za taką hojność, kotka odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku, w którym wcześniej szły. Uczennica wpatrywała się w nią, aż stała się jedynie białym kształtem między trawą. Odwróciła się w stronę granicy z klanem nocy i postanowiła wybrać się w kierunku plaży. Słuchała świergotu ptaków, rozpoznawała różnorakie zapachy. Naskoczyła na kraba, który przypałętał się na jej drodze. Spróbowała go otworzyć, tak jak opowiadał jej to kiedyś Judaszowcowy Pocałunek, ale nie wychodziło jej to za dobrze. Zmarszczyła brwi i pozostawiła zwierzątko samemu sobie. Musi poprosić panią Bożodrzew o pomoc.
Brodziła łapami w piasku. Spojrzała na mewy przelatujące nad jej głową. Cisza, przerywana jedynie przez odgłosy fal. Oraz przez szelest trawy za jej plecami.. Odwróciła się, skupiając całą swoją uwagę a odgłosie. Posmakowała powietrza. Nadal znajdowała się po swojej stronie granicy. Wychyliła się zza jednego z kamieni, za którymi stała. Złączyła spojrzenia z zaskoczonym uczniem klanu Nocy.
— Cześć! — Głos znajomego już jej kota był przyjazny. — Nie myślałem, że spotkamy się tak szybko!
Zamrugała parę razy, wpatrując się w pyszczek nocniaka.
— Ah tak, Szałwiowa Łapa — uśmiechnęła się. — Miło księcia widzieć.
Point rozpromienił się nieco.
— Mi też miło! Co tutaj robisz?
— Moja mentorka pozwoliła, abym wyszła sama potrenować — wygładziła liźnięciem futro na piersi i podniosła wzrok. — Uznałam, że przejdę się na plażę.
Uczeń pokiwał głową. Jej wąsy zadrżały na wiosennym wietrze; odwróciła głowę w kierunku morza, a kocurek skopiował jej ruchy.
— Aa... Jak się macie? W sensie, po zgromadzeniu? — zapytał dość niezręcznie i przestąpił z łapy na łapę.
Zastygła na moment, zanim odwróciła głowę i spojrzała na towarzysza. Zmrużyła oczy, zastanawiając się, co mu do tego. Chociaż, jeżeli jej klan byłby w niebezpieczeństwie, to inni mogli się martwić o własne tyłki... I tak za dużo nie wiedziała.
— Tak sobie — uznała w końcu. — Liściasta Gwiazda więcej nie histeryzowała, ale jedna z naszych karmicielek została zabita na spacerze z siostrą. Oskarżono o to samotnika, ale nikt nie jest do końca pewien, co myśleć... Ale nadal liczę, że wszystko się uspokoi. W końcu mój ojciec się tym zajmuje.
— Idź prosto, nie skręcaj — głos pani Bożodrzew rozległ się w ciemności. — Stamtąd czuć świeże powietrze, tak właśnie można odnaleźć wyjście z podziemi.
Wystawiła pyszczek w kierunku, w którym szła. Rzeczywiście, delikatny powiew wiatru natknął się na jej wąsy. Podążyła w tamtym kierunku, parę razy ocierając się o skalne ściany, zanim tunel się rozszerzył. Wyszła na zielonkawą trawę i wzięła głęboki oddech.
— Jak głęboko te tunele się ciągną? — Zwróciła się do mentorki. — Dużo ich jest?
— Tego nikt nie wiem. Niektóre są zbyt małe, aby nawet drobny uczeń się w nie wcisnął — strzepnęła ogonem i odwróciła się tyłem do Łuny. — Ale jest ich dość sporo. Chodź, na dzisiaj to tyle. Jakoś niedługo tutaj wrócimy, oswoimy cię z ciemnością.
Spojrzała kotkę z ukosa.
— Jestem bardzo dobrze oswojona z ciemnością, proszę pani. W moim starym domu wychodziłam z mamą na zewnątrz w nocy i oglądałyśmy gwiazdy, wtedy też było bardzo ciemno — pochwaliła się, dreptając obok białej. Zyskała podniesioną brew i wywrócenie oczami.
— Świetnie, ale w tunelach nie widać gwiazd — parsknęła wojowniczka, uciszając koteczkę. Posłusznie podążyła z nią, nie wtrącając już swoich uwag. Szły tak w ciszy, aż uczennica ponownie nie otworzyła pyszczka, aby zadać kolejne pytanie.
— Nie mogłybyśmy jeszcze trochę potrenować? — Zaproponowała, spoglądając na mentorkę z dołu. — Jeszcze trochę do zachodu słońca.
— Może i tak, ale nie każdy ma tyle pokładów energii, co ty. Jakbyś nie zauważyła, nie mam już dwudziestu księżycy.
— Mogłabym może... Zostać sama? — Zapytała niepewnie, od razu karcąc się za to. Jeżeli będzie wyglądać jak przestraszony kociak, to nikt nie weźmie jej na poważnie. — Obiecuję, uważałabym na siebie. Przestrzegałabym zasad — zamrugała złotymi oczami.
Biała łypnęła na nią jednym okiem i zatrzymała się.
— Skoro musisz — westchnęła. — Tylko nie wpakuj się w żadne kłopoty, nie potrzebuję ochrzanu od twojego ojca. Wróć przed zmrokiem.
Zanim Łuna zdążyła podziękować mentorce za taką hojność, kotka odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku, w którym wcześniej szły. Uczennica wpatrywała się w nią, aż stała się jedynie białym kształtem między trawą. Odwróciła się w stronę granicy z klanem nocy i postanowiła wybrać się w kierunku plaży. Słuchała świergotu ptaków, rozpoznawała różnorakie zapachy. Naskoczyła na kraba, który przypałętał się na jej drodze. Spróbowała go otworzyć, tak jak opowiadał jej to kiedyś Judaszowcowy Pocałunek, ale nie wychodziło jej to za dobrze. Zmarszczyła brwi i pozostawiła zwierzątko samemu sobie. Musi poprosić panią Bożodrzew o pomoc.
Brodziła łapami w piasku. Spojrzała na mewy przelatujące nad jej głową. Cisza, przerywana jedynie przez odgłosy fal. Oraz przez szelest trawy za jej plecami.. Odwróciła się, skupiając całą swoją uwagę a odgłosie. Posmakowała powietrza. Nadal znajdowała się po swojej stronie granicy. Wychyliła się zza jednego z kamieni, za którymi stała. Złączyła spojrzenia z zaskoczonym uczniem klanu Nocy.
— Cześć! — Głos znajomego już jej kota był przyjazny. — Nie myślałem, że spotkamy się tak szybko!
Zamrugała parę razy, wpatrując się w pyszczek nocniaka.
— Ah tak, Szałwiowa Łapa — uśmiechnęła się. — Miło księcia widzieć.
Point rozpromienił się nieco.
— Mi też miło! Co tutaj robisz?
— Moja mentorka pozwoliła, abym wyszła sama potrenować — wygładziła liźnięciem futro na piersi i podniosła wzrok. — Uznałam, że przejdę się na plażę.
Uczeń pokiwał głową. Jej wąsy zadrżały na wiosennym wietrze; odwróciła głowę w kierunku morza, a kocurek skopiował jej ruchy.
— Aa... Jak się macie? W sensie, po zgromadzeniu? — zapytał dość niezręcznie i przestąpił z łapy na łapę.
Zastygła na moment, zanim odwróciła głowę i spojrzała na towarzysza. Zmrużyła oczy, zastanawiając się, co mu do tego. Chociaż, jeżeli jej klan byłby w niebezpieczeństwie, to inni mogli się martwić o własne tyłki... I tak za dużo nie wiedziała.
— Tak sobie — uznała w końcu. — Liściasta Gwiazda więcej nie histeryzowała, ale jedna z naszych karmicielek została zabita na spacerze z siostrą. Oskarżono o to samotnika, ale nikt nie jest do końca pewien, co myśleć... Ale nadal liczę, że wszystko się uspokoi. W końcu mój ojciec się tym zajmuje.
<Szałwik?>
[892 słowa, nawigacja w tunelach + otwieranie krabów]
[przyznano 18% + 5% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz