Czereśniowy Pocałunek wbiła wzrok w niebo, po którym mknęły białe obłoki, a ptaki wykonywały powietrzne akrobacje. Wojowniczka przesunęła ogonem po piaszczystej ziemi, owijając go wokół łap. Przejechała spojrzeniem po kotach w obozie. Każdy z nich był zmęczony, zestresowany i sfrustrowany. Niektórzy rzucali swoim dawnym przyjaciołom wrogie spojrzenia, jakby oskarżając ich o czyny, których nie byli w stanie popełnić.
Kotka myślała o ostatnim zgromadzeniu. Nie było jej na nim, ale już zdążyła usłyszeć wszystko, co się tam wydarzyło. Słowa Liściastej Gwiazdy i jej ostra wymiana zdań z Sosnową Gwiazdą nie poprawiły samopoczucia kotów Klanu Nocy ani żadnych innych. Czereśniowy Pocałunek nie uważała liderki sąsiedniego klanu za wariatkę, ale jej słowa traktowała z przymrużeniem oka. Owszem, niebezpieczeństwo czaiło się każdego dnia, ale czy to powód, by robić z siebie ofiarę na zgromadzeniu? Samo słuchanie o żałosnym zachowaniu Liściastej Gwiazdy przywodziło na myśl, że i jej koty nie były zbyt rozgarnięte.
— Czereśniowy Pocałunku? — z zamyślenia wyrwał ją głos Czyhającej Mureny. Kotka spoglądała na wojowniczkę z zmartwieniem w oczach.
— Tak? — odezwała się Czereśnia, w jej głosie zabrzmiała nuta pytania.
— Spytałam, czy chcesz wyjść poza obóz. Uciec od tego gwaru i naburmuszonych pysków — zamruczała z nadzieją w głosie. Jej ogon drgnął niespokojnie, czekając na odpowiedź.
— Możemy iść do lasu koło Kolorowej Łąki — zaproponowała Czereśniowy Pocałunek, chcąc uniknąć możliwych propozycji zbliżenia się do granicy z lasem niczyim.
— Jasne, to chodźmy — miauknęła Murena z nutką podekscytowania w głosie, po czym podniosła się na łapy.
Czereśniowy Pocałunek również zerwała się z ziemi, unosząc wysoko ogon. I tak był już pokryty pyłem, a kotka nie chciała, by cokolwiek jeszcze do niego wpadło.
Kotki przeszły przez szuwary, przekroczyły rzekę i szybkim kłusem skierowały się do lasu. Pod łapami czuły zgniłe liście i resztki śniegu. Ptaki śpiewały nad ich głowami, a dźwięki norników grzebiących w ziemi były wyraźnie słyszalne. Czereśniowemu Pocałunkowi udało się schwytać jednego z tych nieostrożnych gryzoni, a chwilę później i Czyhającej Murenie dopisało szczęście.
Kotki przysiadły na skraju lasu, obserwując Kolorową Łąkę, która nabierała barw. Piękne krokusy i przebiśniegi przebijały się przez resztki śniegu, tworząc dywan kwiatów, który za parę księżyców przyozdobią kolejne rośliny.
— Tutaj zapomina się o wszystkim — ciszę przerwała Czyhająca Murena, lokując spokojne spojrzenie na kwiatkach.
— Tak, jest tu ładnie. A polowanie w lesie jest odprężające. Drzewa nie mają jeszcze liści, więc wspinanie się na nie jest łatwiejsze — żaden liść nie wlatuje ci w pysk — odparła Czereśnia i schyliła się do nornika, pochrupując kości. W końcu podniosła wzrok na granicę z Klanem Klifu. Patrol klifiaków właśnie oznaczał granicę, skacząc i ocierając się o kamienie.
— Ciekawe, co słychać w Klanie Klifu… — wyrwało jej się, choć nie chciała mówić tego na głos. Takie zamartwianie się innymi klanami mogło być podstawą do oskarżenia o brak lojalności.
— Nie wiem, nie myślałam o tym. W klanie mamy już wystarczająco dużo zmartwień, więc po co brać na barki i ich? — mruknęła Murena, zerkając ukradkiem na zranione ucho przyjaciółki.
Czereśniowy Pocałunek jedynie przy niej nie przejmowała się swoją raną. Zazwyczaj, gdy siadała obok innych kotów, pilnowała, by usiąść do nich ładniejszą stroną pyska.
— Masz rację, trzeba skupić się na swoim klanie. Jednak gdyby potrzebowali naszej pomocy, to ja bym im pomogła — stwierdziła z pewnością w głosie.
Była lojalna wobec Klanu Nocy, ale nie przykładała dużej wagi do bezwzględnej niechęci wobec innych klanów. Nie traktowała ich jak wrogów, a raczej jak część życia. I była gotowa bronić każdego z nich. Bo może tak naprawdę nic ich nie różniło? Może jedynie nazwy klanów… ale nie. Bo każda z nich miała przydomek „klan”. Czereśniowy Pocałunek nie brała do tego równania Owocowego Lasu. Te koty akurat mało ją obchodziły. Nie widywała ich wcale na granicy. Na zgromadzeniach też trzymali się z boku, jakby przychodzili jedynie z przymusu, by spotkać się z klanami.
<Mureno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz