— Ach, nie przejmuj się, już kończę. Wchodź, wchodź! — ponagliła wojowniczkę Świergot, ogonem smagając powietrze. — Coś ci dolega?
Pręgowana trygrysio rozejrzała się po legowisku, podchodząc nieco bliżej szamanki.
— Tak właściwie nic; liczyłam na towarzystwo.
⋆⁺。˚⋆˙‧₊☽ ◯ ☾₊‧˙⋆˚。⁺⋆
Oni w roli czułych, kochających rodziców? Przecież to samo się wykluczało. Równie dobrze mogliby wrócić do żłobka i pobawić się z tymi ich kociakami, bo pod względem inteligencji zapewne nie różnili się od nich szczególnie — a przynajmniej nie na tyle, aby móc ich odróżnić od faktycznego bachorka.
Szczerze mówiąc, wolał nie mieć nic wspólnego z tymi kociakami. Już wystarczyło mu pokrewieństwo między Pumą a Żagnicą.
Dlatego też nie był przygotowany na to, że po wielu księżycach od straty swojej ukochanej uczennicy dostanie nowego ucznia; a już na pewno, że tym terminatorem zostanie jedno z potomstwa znienawidzonych przez niego kotów; Sajgon.
Młody, pełen wigoru kocurek, który na pewno przysporzy mu mnóstwo kłopotów (czyli tego, czego nie chciał).
Nie miał nawet najmniejszej ochoty na trenowanie tego malucha, zwłaszcza zważając na fakt, iż Żagnica na pewno będzie miał o to do niego pretensję — ta wronia strawa zawsze ma problemy o byle co. Dlatego też przez najbliższe wschody słońca raczej unikał kontaktu z uczniakiem; nie miał też zbytnio okazji, aby lepiej go poznać. Mówiąc szczerze, oprowadził tylko malca po terenach, całkiem odwlekając rozpoczęcie prawdziwego treningu. Musiał później porozmawiać z Sówką; na pewno to wszystko było tylko zwykłą pomyłką, co nie?
— Hej, Kaczka — rzucił niedbale w kierunku czarnej kotki. — Mogę iść z wami na ten… Patrol?
— Nie powinieneś zająć się szkoleniem Sajgona? — zauważyła wojowniczka.
— Och, Sajgon… Odpoczywa sobie.
Wyszczerzył się i, nie czekając wiele, wysunął się naprzód, stając tuż przy wyjściu z obozu.
— To jak? Weźmiesz mnie?
— Powinieneś skupić się na swoich obowiązkach… Dobrze o tym wiesz.
Kocica przejechała łapami po ziemi, mrużąc oczy.
— Nie bądź taka, zaraz wrócę i się nim zajmę. Jeden dzień wolnego mu nie zaszkodzi.
— Będzie w tyle z treningiem, a chyba tego nie chcesz — rzuciła, wskazując łapą na jego klatkę piersiową. — Sówka wyznaczyła cię do jego szkolenia, więc powinieneś okazać trochę wdzięczności i się przyłożyć.
— Tak, tak. — Zwiadowca pokręcił łbem. — Przecież wiem. Idziemy?
Z gardła pręgowanej wydobyło się głośne westchnienie, jednak wstała i, dając reszcie patrolu znak do wyjścia, opuściła obóz.
Kocur uśmiechnął się promieniście, skocznym krokiem ruszając przed siebie. Słońce przyjemnie grzało jego ciemny grzbiet, a lekki, frywolny wiatr przemykał między gałęziami, niosąc ze sobą swoją zwyczajową melodię. W pewnej chwili wzrok niebieskookiego natrafił na znajomy, pogodny pyszczek. Czekoladową kotką, krocząca tuż przed nim była, rzecz jasna, Kajzerka.
— Kajzerko — zwrócił się do szylkretki, zrównując z nią krok. — Co tam u ciebie? Dawno nie rozmawialiśmy.
— Wiesz, jak jest; nic specjalnego. A ty? Dostałeś własnego ucznia! — Kotka uderzyła ogonem o tylne łapy, a jej oczy zabłysły figlarnie.
— Ta… Raczej nie cieszy mnie zbytnio wizja szkolenia ich dziecka.
— Czemu? Przecież będziesz super się bawić!
Czernidlak poruszył nerwowo wąsami, odwracając wzrok. No bo jak tu miał jej wyjaśnić, że miał na pieńku z jego rodzicami?
— Nieważne. Widzisz tamtego grzyba? — Wskazał paliczkami na jasną roślinę, uśmiechając się głupio w kierunku kotki. — Założę się, że tego nie zjesz.
— O co?
— Jeśli to zrobisz, będę wisiał ci dużą, dorodną mysz.
Starsza uniosła brew.
— A jeśli nie?
— Wtedy ty mi taką upolujesz.
Kajzerka zawahała się na moment, jakby zastanawiając się, czy to aby na pewno dobry pomysł, jednak po chwili na jej mordce znów zawitał szeroki uśmiech.
— Dobra!
Kocica zbliżyła się do grzybka i ostrożnie go obwąchała; uderzenie serca później przegryzała już duży kawałek jego kapelusza, mlaskając przy tym głośno.
— I co? Dobre? — Stanął obok znajomej, przechylając łeb w lewo.
— Całkiem… — wymamrotała z pełnym pyskiem, unosząc w jego kierunku łeb.
— Też chcę spróbować; zrób mi miejsce! — Niewiele myśląc przepchnął się między wojowniczką i dosięgnął grzyba, zatapiając w jego trzonie ostre kły.
<Ee, przyjaciółko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz