— Przysięgam, że ze wszystkich sił... Próbuje... — Zasapany bengal po raz ostatni zebrał wszystkie siły, które jeszcze pozostawały w jego mięśniach. Mentor widział, jak jego grzbiet napiął się, a nogi drżały z wysiłku. Spodziewał się, że mimo tych wszystkich starań jego podopieczny zjedzie po pniu i obiję sobie cały zadek, ale, o dziwo, Złota Łapa wyskoczył do góry, wydając z siebie niemal bitewny okrzyk. Brwi wojownika powędrowały do góry, szybko jednak opadły, gdy młodszy nie złapał się z powrotem kory i jedynie drasnął drzewo pazurem. Potem, jak kamień, opadł na ziemie. Na szczęście spadając na cztery łapy.
— Czarci syk! — przeklął dawny pieszczoch, podnosząc się z zabłoconej ziemi. Splunął na ziemie, próbując pozbyć się gorzkiego smaku porażki. Trawa po jego prawej zaszeleściła, kiedy Rozświetlona Skóra zgrabnie zeskoczył z gałęzi.
— Nie łam się tak. Nawet nieźle mnie zaskoczyłeś na samym końcu, muszę to przyznać — pochwalił go starszy, nie wysilając się jednak szczególnie, aby okazać jakieś widoczne pozytywne emocje. Niebieskooki wziął jeden głęboki wdech i uspokoił nerwy. Skinął łbem w podzięce za te słowa i otrzepał się z wilgoci, która osiadła na leśnym runie. — Nie ma co już dzisiaj się męczyć. Wracajmy lepiej, bo jeszcze raz zjedziesz z drzewa, stracisz pazury albo cały ogon i zęby.
— Nie łam się tak. Nawet nieźle mnie zaskoczyłeś na samym końcu, muszę to przyznać — pochwalił go starszy, nie wysilając się jednak szczególnie, aby okazać jakieś widoczne pozytywne emocje. Niebieskooki wziął jeden głęboki wdech i uspokoił nerwy. Skinął łbem w podzięce za te słowa i otrzepał się z wilgoci, która osiadła na leśnym runie. — Nie ma co już dzisiaj się męczyć. Wracajmy lepiej, bo jeszcze raz zjedziesz z drzewa, stracisz pazury albo cały ogon i zęby.
Po tych słowach ruszyli z powrotem w stronę obozu. Złota Łapa nie był w zbyt dobrym nastroju. Był niezadowolony od pierwszych treningów, które przeprowadzał z nim mentor. Czuł, że wszystko, co robi, robi źle. Powinien być dumnym synem swojego ojca, nawet jeśli tego nie ma przy nim. Mimo swoich najlepszych chęci, nawet mimo ambicji, jedyne co robi, to bruka jego honor, a przy okazji i swój.
* * *
— Pozdrowienia, szanowny Wróblu! Miło, że twoje skrzydełka przyniosły cię do mnie, skromnego ucznia! — powiedział, kłaniając łebek. Protektor widocznie się speszył. No właśnie... To też działało mu na nerwy. Nie rozumiał tej całej ich hierarchii. Wszyscy dziwnie reagowali, gdy okazywał im należyty szacunek. Kotki chichotały, gdy kłaniał się im, gdy te przechodziły, a niektóre nawet speszone zawracały... Wojownicy zwracali się do niego bez żadnych skrupułów, a wielu z nich wydawało się... Czuć, że są na równi... Przecież jest dopiero tylko uczniem. Tylko właśnie, gdzie w tym wszystkim znajdują się protektorzy, bo z tego co mówił bury, jest ich kilku. Innych nie poznał. |
— Hah..! To mój obowiązek. Nie chciałbym, żebyś miał jakieś gryzące cię pytania i zagwozdki. Taka nagła zmiana w sposobie życia musi być bardzo trudna. Mam nadzieje, że jakoś sobie radzisz.
— Hah..! To mój obowiązek. Nie chciałbym, żebyś miał jakieś gryzące cię pytania i zagwozdki. Taka nagła zmiana w sposobie życia musi być bardzo trudna. Mam nadzieje, że jakoś sobie radzisz.
— No cóż... Muszę się z tobą, szanowny przyjacielu, zgodzić. Co prawda, było o wiele ciężej, kiedy przez jakiś czas byłem zdany tylko na siebie. To dopiero uporczywe i nieprzystępne życie. Tutaj macie niesamowicie urokliwie... A wodospad tak pięknie przepuszcza promienie słońca, aż nastraja to do snucia barwnych marzeń — powiedział, wywijając dramatycznie przednią łapą. Starszy zaśmiał się.
— Tak, to prawda, życie w klanie musi być o wiele, wiele prostsze, jeśli masz porównanie do życia samotnika. Może to lepiej, że masz za sobą taki epizod, bo raczej, gdybyś przybył do nas prosto z domostwa dwunożnych, trudniej byłoby to docenić — Pomocny Wróbelek podsunął to stwierdzenie i polizał się po piersi.
— Tak, to prawda, życie w klanie musi być o wiele, wiele prostsze, jeśli masz porównanie do życia samotnika. Może to lepiej, że masz za sobą taki epizod, bo raczej, gdybyś przybył do nas prosto z domostwa dwunożnych, trudniej byłoby to docenić — Pomocny Wróbelek podsunął to stwierdzenie i polizał się po piersi.
— Myślę, że masz rację, miły Panie. A jeśli mogę zapytać, jeśli mogę być tak... Nietaktowny i ciekawski, chociaż niekoniecznie mi przystoi, czy mógłbym usłyszeć, jak dokładnie myślisz, że wyglądało moje życie w wygodnych, ciepłych domach? — zapytał, ignorując chęć ugryzienia się w język. Nie powinien przecież w taki sposób odzywać się do starszych, wyżej postawionych kotów, tym bardziej tych, których nie zna. Zwłaszcza że wciąż znajdował się na ich łasce, wciąż jeszcze jadł to, co mu złapano, nie umiejąc się odwdzięczyć w akceptowalny sposób.
<Wróbel?>
[750 słów + wspinaczka na drzewa]
[przyznano 15% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz