— H-hej — mruknęłam nieśmiało, starając się ukryć stres, uśmiechając się ciepło.
Czekoladowy kocur spojrzał na mnie, chyba nieco zdziwiony, że zaczęłam konwersację.
— O-och — wydukał, przełykając kawałek zwierzyny, który chyba utknął mu w przełyku. Kiedy się z nim uporał rozpromienił się, a następnie uśmiechnął.
— Dzień dobry! Jakże piękny… iście piękny dzień. Aż sie samemu chce polować… Albo może nawet leżeć na słońcu i drzemać — powiedział rozmarzony, wlepiając swoje miodowe ślepia prosto we mnie.
—Tak, idealna pogoda na spacer... — mruknęłam, siadając niedaleko. — Wiesz, masz bardzo piękne kociaki... Trochę ci chyba zazdroszczę. — powiedziałam, patrząc prosto w oczy kocura. — Jejku, jak ja chciałbym żeby ktoś mnie kochał tak jak ty kochasz Migotkę... Często się zastanawiam czy znajdę sobie kogoś takiego... — Zamyśliłam się, zamykając oczy.
Kiedy wspomniałam o jego rodzinie, uśmiechnął się jeszcze bardziej, na chwilę się zamyślając.
— Ach dziękuję, dziękuję. Niezwykle mi schlebiasz, ale tak… Wszystko co teraz mam to spełnienie moich największych i najgłębszych marzeń… Ale nie zawsze było tak łatwo. Nawet nie wiesz ile świata zwędrowałem, aby w końcu odnaleźć tę jedyną.
Spojrzałam w żółte, wręcz promieniste ślepia kocura, a po chwili spytałam.
— Długo szukałeś szczęścia w życiu? Chętnie posłucham twojej historii, na pewno jest piękna... Lubię słuchać opowieści. — Na chwilę zamilkłam, czekając na jakąś opowieść Miodka.
— No wiec… Zanim jeszcze nawet byłem w Klanie Klifu, zakochałem sie kilka razy. Raz w otoczeniu pięknych wonnych kwiatów… Mieszkała tam niesamowita kotka o imieniu… Och… No coż… Wypadło mi z głowy — zaśmiał sie szczerze i głośno. — No ale nie przyjęła moich zalotów, gdyż interesowała sie tylko innymi pięknymi panienkami. Może ty byś miała z nią większe szanse. Może twoje jasne licka by ją przekonały — Spojrzał na mnie znacząco, mrugnął i kontynuował. — No i odszedlem, z sercem rozbitym na kawałeczki, szukając szczęścia gdzie indziej.
„Chyba nie byłabym zainteresowana panienką...” — pomyślałam, kiedy czekoladowy puścił mi oczko.
— Nie dziwię się że nasza Migotka wybrała sobie ciebie, jesteś bardzo sympatyczny — powiedziałam szczerze, coraz lepiej i pewniej czując się w obecności kocura. Miałam nadzieję na bliską znajomość albo może nawet przyjaźń? Szybko polubiłam tego kota, więc miałam nadzieję, że on mnie też. — Ochh, myslałam że od dziecka byłeś w Kanie Klifu... Jak tam trafiłeś? - spytałam lekko przechylając głowę, ciekawa kontynuacji historii.
Miodek zamknął oczy i zamyślił się na chwilę.
— Och, to trochę dłuższa historia... No więc kiedy jeszcze byłem samotnikiem poszukującym wrażeń i dobrego życia, napotkałem dwie urocze kotki, żyjące w jakimś ogródku starszej dwunożnej. Tam zakochałem się w jednej z nich, jednak jak już wcześniej wspomniałem, odrzuciła moje zaloty, ponieważ była zainteresowana swoją płcią. Ze złamanym sercem odszedłem stamtąd. To nie było życie dla mnie. Jednak zaraz po tym, poznałem kolejną kocicę. Miała na imię... — Miodowe, duże ślepia wlepiły się w niebo, a po chwili, jakby wyrwany z transu, zaczął ponownie opowieści. — Taniec... Tak, Taniec. Była piękna i czarująca. Kiedy ją spotkałem zaczęła opowiadać mi o klanach, wiarach i barwnych postaciach, które się tam znajdowały. Po naszym rozstaniu, skręciłem jeszcze, aby na chwilę zostać w mieście. Jednak nie przetrzymałem tam długo. Przeraźliwe bałem się psów, które na okrągło tam ujadały. Samotnik z którym tam mieszkałem, pomógł mi i-
— To on cię tam zaprowadził... — mruknęłam na wpół do siebie, na wpół do kompana rozmowy.
— Otóż to, zaprowadził mnie na skraj terenów Klanu Klifu, a tam szybko znalazł mnie jeden z patroli.
— Jejku, masz na prawdę piękną historię.
— A to jeszcze nie koniec, oczywiście jeśli ci nie przynudzam panienko.
— Ależ skąd, oczywiście, że nie. Proszę, opowiadaj dalej. Może wybierzmy się na spacer, zapolujemy lub coś w tym stylu? Zanim Gruszka albo Pieczarka znajdą nas i zganią, że nic nie robimy. — Zachichotałam, darząc go ciepłym uśmiechem na pyszczku.
— A więc niech tak będzie, czemu nie — odpowiedział wstając i szybko się przeciągając, aby zaraz później skierować się w stronę wyjścia z obozu, ze mną u boku.
— A wracając do opowieści, kiedy Srokoszkowa Gwiazda pozytywnie rozważył moje wstąpienie do Klanu Klifu, wyznaczył mi moją nową mentorkę, którą była niejaka Delikatna Bryza. Zakochałem się w niej prawie od razu. Jednak ja z moim dotychczasowym fartem, natrafiłem na kolejną twardą sztukę. Starałem się jej przypodobać, jednak na marne. Po czasie doszło do mnie, że nic z tego nie będzie i jakoś sam przestałem próbować zalotów w jej stronę.
— To przykre, że tyle kocic odrzuciło tak czarującego i uprzejmego kocura jak ty...
— Och, jest w tym nieco prawdy, ale nie przejmuj się, w końcu natrafisz na tego jedynego, tak samo jak ja. Jesteś na prawdę uroczą i sympatyczną kotką, jeśli tylko tego chcesz — powiedział czekoladowy ze szczerym uśmiechem.
— Dziękuję, ale ja tak nie uważam... Może i jest kocur którego polubiłam księżyce temu, ale teraz nie wiem gdzie jest. Nikt nie wie... tak czy siak, mieliśmy rozmawiać o twojej przeszłości, nie mojej, więc kontynuuj.
— Kiedy mentorka odrzuciła moje próby przypodobania się, zdążyłem już zostać mianowany, a nawet dostać własnego ucznia, jakim był Promienna Łapa, teraz znany jako Promienne Słonce. Mimo iż go wyszkoliłem, nie spodobało mi się życie w klanie. Obowiązki, mnóstwo ruchu. Zatęskniłem wtedy za wolnością ducha. Jednak najgorsze czasy nastały po śmierci Srokoszkowej Gwiazdy. Straciłem całkowicie chęci do dalszego bycia człowiekiem społeczności Klifiaków, oraz zakochałem się po uszy w Migotce.
— I dlatego opuściłeś Klan Klifu, aby dołączyć do nas oraz Migotki — mruknęłam układając wszystko w całość.
— Dokładnie. I tak oto jestem tutaj — powiedział, węsząc w powietrzu w poszukiwaniu zwierzyny.
Nastawiłam uszy i automatycznie przystąpiłam do pozycji łowieckiej, dając znać Miodkowi, że coś usłyszałam. Z kocurem podążającym za mną podążyłem za źródłem dźwięku, jak i po chwili zapachu. Dzięki temu że Pora Nagich Drzew dobiegała już końca, pojawiało się coraz więcej zwierzyny. Nam udało się natrafić na dorodnego szpaka, co bardzo mnie ucieszyło.
— Zróbmy tak, ty zostaniesz tutaj i kiedy dam znać, wystraszysz ptaszyne, a ja zaskoczę wtedy z drzewa i przygniotę go. Dobrze? — Nagle dotarło do mnie, że czekoladowy jest starszy. — Ekhem, p-przepraszam, nie chciałam ci rozkazywać ani nic, nie jestem twoją mentorką...
Kocur jedynie machnął leniwie ogonem i wzruszył barkami. Na jego pysku nie widniał nawet cień rozdrażnienia; ani kawałeczek jego osoby nie został urażony.
— Mh... Nie martw się. Twój pomysł jest znakomity, zwłaszcza, że moja rola jest znacznie mniej wymagająca niż twoja — zapewnił cicho, aby nie wystraszyć zwierzyny zbyt wcześnie. — Zwykle nie lubię słuchać innych, ale jeśli akurat to pozwoli mi napracować się mniej, niż gdybym robił coś w samotności, na własną łapkę, to masz moje pazury, moje kły i gibki grzbiet do usług.
Spojrzałam niepewnie na czekoladowego, jednak kiedy kiwnął mi głową dla potwierdzenia faktu, stwierdziłam, że można spróbować. Wojownik przyjął pozycję gotów na mój znak, a w tym czasie ja z prędkością zająca wspiełam się na brzozę obok zdobyczy. Kiedy zajęłam pozycję dałam znać kompanowi, żeby ruszał.
Miodek z dzikim wrzaskiem wyleciał z krzaków i pobiegł w stronę przerażonej zwierzyny. Ptaszysko wbiło się w górę, chcąc uciec. Jednak ja, w pełni przygotowana, wyskoczyłam i wylądowałam na zdezorientowanym szpaku, który bezradnie wił mi się pod łapami, kiedy śmiertelnie ugryzłam go w kark. Momentalnie poczułam, jak ptak wiodczeje i całkowicie opada na ziemię.
Całej akcji przyglądał się miodowooki, który usiadł i spojrzał na mnie, potem na nieżywego już szpaka mówiąc:
— Nieźle, dobra robota.
— Dziękuję, to nic takiego.
— Mi by się nie chciało — dodał, przelatując wzrokiem zwierzyńca. — Przecież to ptaszysko jest twoich rozmiarów... Tak czy siak, zanieśmy go gdzieś, upolujmy jeszcze trochę i możemy wracać. Myślę, że ta bestia na spokojnie wykarmi cały żłobek— powiedział, podchodząc do mnie i łapiąc delikatnie ptaka za szyję. Ja w międzyczasie obeszłam go i złapałam tył, tak aby nie ciągnął zadu po ziemi.
***
— Cieszę się, że udało nam się coś takiego upolować. Musimy teraz o siebie zadbać po Porze Nagich Drzew — powiedziałam, kiedy odłożyliśmy szpaka tak, aby móc przynieść coś jeszcze do obozu.
Kocur zamiast coś odpowiedzieć, położył mi delikatnie ogon na pysk, a następnie zastrzygł uszami. Ogonem wskazał w stronę dwóch dorodnych wiewiórek, szukających najprawdopodobniej orzechów pośród konarów buków oraz dębów i brzóz. Kiwnęłam głową i przyjęłam pozycję łowiecką. Zastrzygłam uszami wskazując na wiewiórkę po prawej, aby dać znać, która jest dla mnie, a która dla niego, a następnie powoli, ale zwinnie ruszyłam w stronę nowego celu. Cały czas mając na oku położenie mojego kompana, przyjęłam pozycję w gotowości na znak.
Kiedy Miodek dał znak o swojej gotowości w tym samym czasie ruszyliśmy i naskoczyliśmy na przerażone rude stworzonka. Jedną łapą przygniotłam zdezorientowaną wiewiórkę, a drugą szybko zakończyłam jej cierpienia. Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam nieco dalej czekoladowego wojownika, który już na mnie czekał ze swoją zdobyczą w pysku. Szybko podniosłam swoją i podreptałam w jego stronę.
*W obozie*
Całość przywlekliśmy częściami. Ja zaniosłam wiewiórki starszyźnie, a Miodowy zaniósł nasz gwóźdź programu do żłobka. Kiedy wrócił podeszłam do niego i nieśmiało spojrzałam mu w oczy
— Przyjaciele?
<Miodku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz