Życie w obozie wrzało, koty wróciły uprzedniej nocy ze zgromadzenia i każdy, kto nie był, chciał mieć jak najświeższe wieści. Figa ze Zgromadzenia wyniosła mieszane uczucia oraz nową, wątpliwą przyjaźń, z Motylkową Łapą. Uczennica była nachalna i głupia, dzielnie ignorowała wredotę czekoladowej kotki i dalej zasypywała biedną Figę pytaniami. Mało tego, uczennica Owocowego Lasu została zapamiętana przez szylkretkę, jako “Co Cię To Obchodzi”! Zielonooka, jeśli spotka ją raz jeszcze, to wybije jej z głowy to określenie, bo nigdy jeszcze nie spotkała się z taką ignorancją wobec siebie. Z drugiej strony nigdy nie zdradziła swojego prawdziwego imienia; chciała tylko, aby tamta się od niej odczepiła, a wyszło, jak wyszło.
Figa westchnęła ciężko, na kocią głupotę nie ma lekarstwa. Po prostu następnym razem zdradzi kotce swoje imię, żeby przestała rozpowiadać, kogo to poznała na zgromadzeniu…
Uczennica przespała się, wstając rankiem całkiem wypoczęta. Rozciągnęła się, wylizała ładnie, układając zmierzwione futro. Było w nim kilka gałązek i drobinek mchu, ale nie chciało się Fidze tego wyciągać, więc zostawiła je.
Zeszła z gałęzi, szukając wzrokiem Czereśni. Zastała go myjącego przednią łapę, siedzącego pod krzakiem. Podeszła, pytając:
— Co dzisiaj trenujemy?
— Będziesz się uczyć, robić legowiska wśród drzew — odparł, nawet na nią nie patrząc.
Figa burknęła coś pod nosem. Odkąd podrosła, a jej trening przedłużał się, nawet nieco poprawiła się jej relacja z mentorem. Jednak tylko nieco, bo wciąż oboje sobie skakali słownie do gardeł, a gdy Figa wyzywała Czereśnię na pojedynek, dostawała łomot stulecia. I tak im mijały kolejne dni.
Czereśnia stał pod jednym z drzew, na których są legowiska i czekał, aż jego uczennica przyniesie mech i gałązki. Figa w tym czasie próbowała wepchnąć do pyszczka wszystko na raz, co poskutkowało jedynie frustracją. Niechętnie sięgnęła najpierw gałązki, zaniosła pod wskazane miejsce, a następnie wróciła po mech. Znalazła jeszcze trochę żywicy, ale nie wiedziała, czy będzie potrzebna, więc wzięła gałąź i ściągnęła lepką ciecz z kory drzewa.
Czereśnia zaczął wnosić przyniesione rzeczy na gałąź. Figa dołączyła do niego, wspinając się do góry. Robiła to coraz sprawniej, jej mięśnie się wyrabiały, przyzwyczajały, co cieszyło kotkę. Czereśnia wskazał jej gałąź z innymi legowiskami.
— Spójrz, mech jest na górze, na gałązkach. — oznajmił. — Dzięki gałęziom mech nie spada tak łatwo, ale i tak trochę go ucieka, dlatego często je naprawiamy.
— Wzięłam żywicę, mogę skleić mech z gałęziami — mruknęła.
— Niezły pomysł, ale żywica będzie kleić się też do kociej sierści, a to nic przyjemnego — odparł. — Jak chcesz, to użyj jej u siebie.
Figa przewróciła oczami.
— Weź te gałęzie — polecił, co uczyniła. — A teraz połóż je tutaj w ten sposób.
Pokazał jej ułożenie drewna na grubej części drzewa. Figa powtórzyła to samo, a następnie przykryła mchem. Starała się, jak mogła, by mech powtykać pomiędzy gałązki, aby jednocześnie by nie zawadzało w nocy śpiącego tutaj kota. Wyszło gorzej, niż u Czereśni, ale przynajmniej nie spadło! To już sukces!
Kocur podszedł bliżej, oceniając jej pracę.
— Nie jest źle. Zrób w ten sposób jeszcze dwa a później napraw te popsute — polecił, a Figa miała ochotę zrzucić go na ziemię.
Mentor doniósł jej brakujących materiałów, podczas gdy kotka szukała odpowiednich miejsc na leża dla kotów. Gdy je znalazła, odtworzyła wcześniej poznany sposób, układając nowe miejsca do spania. Im więcej ich robiła, tym lepiej jej szło. Następnie wzięła mech w pyszczek i naprawiła uczniowskie legowiska, które tego wymagały. Całość skwitowała sprytnym, zadowolonym z siebie uśmieszkiem.
Zeszła z drzewa. Słońce zdążyło wejść wysoko na niebo, rozświetlając urokliwy las. Figa zgłosiła Czereśni wykonanie zadania, a ten poszedł, aby je sprawdzić. Kiedy dostała aprobatę, ucieszyła się w duchu. Miała kolejny punkt szkolenia ukończony!
Czereśnia pozwolił jej zakończyć trening na dziś, więc miała wolne popołudnie. Udała się, by zjeść piszczkę, gdy dostrzegła swojego brata przy stosie ze zwierzyną.
— Siema Morelek! — miauknęła. Kocur drgnął zaskoczony.
— Hej Figa — przywitał się, biorąc niedużą mysz.
Czekoladowa zrobiła to samo, a następnie usiedli z boku, by zjeść w spokoju. Figa obserwowała kątem oka brata, który ukończył szkolenie przed nią, pomimo bycia dużo gorszym i słabszym. Pewnie mentor mu popuszczał…i z litości go mianowali, pomyślała.
Zajęła się jedzeniem.
— Jak to jest być zwiadowcą? — zapytała między kęsami.
— Stresująco — odparł. — Patrolujemy tereny i zdajemy raporty Sówce.
— To fajne, właśnie dlatego też nim zostanę! — oznajmiła ambitnie.
— Cieszę się, że będę miał Cię obok — mruknął z ulgą, jakby chciał podświadomie piastować jedno stanowisko z kimś bliskim, by mieć w nim oparcie.
— Weź, nie mów takich rzeczy! — Szturchnęła go łapą zawstydzona.
Koty kontynuowały posiłek, a gdy skończyły, wylizały się nawzajem, dzieląc języki. Figa wyczyściła czarno-szare futro brata, a on jej czekoladowe. Kotka zawsze zastanawiała się, dlaczego była z rodzeństwem tak różna. Ona miała pręgi, Morelek czarną jak noc sierść, która jaśniała z wiekiem, a Dereńka niby trochę podobna do niej, ale miała bardzo dużo bieli. Tylko ten Morelek taki inny, jakby bocian go podrzucił Malinkowi do kociarni.
— Pokażesz mi, co robisz jako zwiadowca? Będę mogła pochwalić się nowymi zdolnościami! — miauknęła dziarsko Figa.
— Oh, jasne, z chęcią — odparł, uśmiechając się. — Dawno nie mieliśmy okazji spędzać czasu razem.
Figa kiwnęła głową, zgadzając się. Odkąd dorośli, poszli w swoje strony i mimo bycia w tym samym klanie, w kółko się mijali. Ich dni wyglądały różnie i nie mieli tak naprawdę dłuższej chwili na pogadankę.
Wyszli z obozu, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Czerwone, pomarańczowe oraz żółte barwy okryły sobą Owocowy Las, barwiąc drzewa i trawy. Figa spacerowała razem z bratem, rozmawiając na luźne tematy.
— Masz kogoś na oku, siostrzyczko? — zapytał nagle kocur.
— Nie i się na to nie zanosi — odparła beznamiętnie. — Nie potrzebna mi miłość.
— Skoro tak uważasz. — Odwrócił głowę. — Ja też nie mam szczęścia.
— Huh? Ja z wyboru jestem sama! — burknęła Figa. — A Ty, jakbyś nie był płochliwy niczym wróbel, to może i byś kogoś znalazł.
Kocura zabolały słowa kotki.
— Nie mów tak! — zaprotestował, zmieniając nagle ton głosu. Figa była nieustępliwa.
— A co? Nie mam racji? — Przewróciła oczami.
Zaszli głęboko w las, będąc nieopodal Dębowej Ostoi. Zamiast trawy zaczynał się mech, porastający te tereny, stopniowo także znikały owocowe drzewa, zastąpione tymi iglastymi. Figa mogła wyczuć pod łapami nieprzyjemne igiełki, które spadły z gałęzi sosen czy świerków tu rosnących.
— Nie masz! — Morelka wręcz się wściekł. — Zawsze byłaś dla mnie taka wredna, nadal jesteś! Dlaczego?
— Bo lubię! — Wypięła język, nic nie robiąc sobie ze złości brata. — Poza tym, niby masz tyle znajomych, a jakoś z żadnym nie spędzasz dużo czasu. Mają Cię w nosie i tyle, a Ty tego nie widzisz! Wyświadczam Ci przysługę, uświadamiając Twój mały móżdżek.
Morelka zmarszczył brwi, a jego ogon drgał nerwowo. W powietrzu atmosfera zaczęła gęstnieć, aż można było ciąć ją pazurami. Figa położyła po sobie uszy.
— I czego się tak wściekasz? Samotność to nie koniec świata! — rzuciła lekceważąco.
Odwróciła się na pięcie, ruszając dalej. Mogła wyczuć słaby trop lisa, który przechodził tędy długi czas temu. Pod drzewami nadal leżał śnieg, gdyż słońce nie dotarło w tak gęsto zalesione miejsca. Figa postawiła łapę na białym puchu, a on wydał z siebie ten charakterystyczny dźwięk.
Wtem, poczuła, jak na jej plecy rzuca się Morelka. Kocur przewrócił kotkę, stając nad nią. Wbijał pazury w jej barki. Figa bez namysłu kopnęła go w brzuch, zrzucając z własnego ciała. Stanęła szybko na równe łapy, przybierając pozycję do obrony.
— I czego się na mnie rzucasz?! Popracowałbyś nad sobą, a nie się na mnie wyżywasz! — krzyknęła do niego zdenerwowana. Nienawidziła tych nagłych napadów złości u brata. Zwłaszcza że nie do końca wiedziała, co je wywołuje. Być może tym razem był to wrażliwy temat samotności, a może Morelka skrycie nienawidził siostry za to, jak go traktowała. Raz była miła, a następnie dogryzała, obrażała i pluła jadem.
— Nienawidzę Cię! — wyrzucił w końcu z siebie.
Figę zmroziło głęboko w sercu. Kotka kochała całą swoją rodzinę, nawet tego fajtłapę, choć prawdą było, że rzadko potrafiła im to okazać. Morelek musiał czuć się bardzo odrzucony.
— To nie powód, żeby mnie atakować! — Zrobiła krok w tył.
— Odwdzięczam Ci się za te wszystkie księżyce poniżania — warknął w amoku.
Morelka skoczył na nią ponownie, tnąc pazurami. Figa uniknęła jego ciosu, cofając się w tył. Odbiegła kilka kroków, zwiększając dystans. Morelka pobiegł za nią. Ponownie na nią skoczył, tym razem, dopadając znowu kotkę. Tarzali się po ziemi, przewalając po mchowej ściółce. Fidze w końcu udało się zrzucić brata, który poleciał dwie długości zająca od niej. Wstała, otrzepując się, a w powietrze wyleciały kłębki jej gęstej sierści.
Morelka wstał chwiejnie. Figa spojrzała na niego twardym, nieustępliwym spojrzeniem. To nie była ich pierwsza bójka. Morelek od zawsze wykazywał agresywne zachowania, a z wiekiem tylko się pogarszały. Malinek bardzo martwił się jego przyszłością z tego powodu. Figa była jego godnym przeciwnikiem.
Kotka zeskanowała wzrokiem otoczenie, gdy Morelek krążył nerwowo wśród drzew i krzewów. Jej uwagę przykuła dziwna rzecz ukryta pod stertą gałęzi. Miała wystające zęby, a z jakiegoś powodu była schowana. Dziwne, czemu miałoby to służyć?
Podniosła wzrok na brata, który zrobił nieświadomy krok ku tej pułapce.
— Uważaj — ostrzegła go. — Tam jest coś dziwnego przed Tobą!
— Zmyślasz — fuknął. — Myślisz, że Ci odpuszczę?
— Myślę, że tam jest schowane coś dziwnego i musisz patrzeć pod nogi ty mysi móżdżku. Poza tym do tej pory to ja więcej razy wygrałam nasze pojedynki! — odparła.
— Pf. — Morelka zlekceważył jej ostrzeżenia.
Bardzo możliwe, że zwyczajnie nie wierzył swojej siostrze. Chociaż potrafili normalnie porozmawiać, ba, nawet jeść wspólne posiłki, Figa nie była w stanie ocenić poziomu zaufania brata do niej. Ona na przykład mu nie bardzo ufała. Głównie przez jego napady agresji… Chociaż głęboko w sercu go kochała i jej na nim zależało, miała trudny charakter i ciężko przychodziło kotce wyznawanie uczuć. Dlatego zapewne kocur teraz nie wierzył w ani jedno jej słowo.
Następne parę uderzeń serca działo się bardzo szybko. Morelka wyskoczył w jej kierunku, ale przy pierwszym kroku wpadł na stertę podejrzanych gałęzi oraz liści. Te dziwne szczęki zacisnęły się na nim, a że były wielkie (zapewne dla dużej zwierzyny), szybko objęły szyję kocura, wbijając swoje wielkie zębiska. Krew trysnęła, brudząc ciemną sierść kocura, a także zęby tego metalowego stworzenia. Figa pisnęła nerwowo, przerażona. Nigdy nie czuła takiego uczucia jak teraz. Oblał ją zimny pot, w uszach zaszumiało, a jej serce waliło jak oszalałe.
Morelka padł nieżywy w jedno bicie serca. Nie mogła nic zrobić. Jego życie zostało zerwane jak liść z gałęzi. Szybko, bez przeszkód.
Czekoladowa cofnęła się kilka kroków w tył, drżąc cała.
— M-Morelka…? — mruknęła spanikowana. — Morelka?! Morelka, obudź się!
Kocur nie reagował, jego oczy były puste.
Figa wpadła do obozu jak burza. Nie wiedziała, do kogo ma się udać. Czereśnia? Dereńka? Sówka?
Jej mentor zauważył dziwne zachowanie kotki, rozbiegane oczy, szybki oddech i zmierzwione futro z dziurami po wyrwanych kłębkach.
— Figo, co się stało? — zapytał, marszcząc brwi.
— On…M-Morelka…! — wysapała. — Coś go złapało i trzyma! On chyba nie żyje!
Jej słowa odbiły się echem w głowie Czereśni, który momentalnie spiął wszystkie mięśnie.
— Gdzie? Figa, mów, gdzie? Co się stało?
Nie minęło dużo czasu, jak wraz z Czereśnią oraz Dereńką i Malinkiem ruszyli wspólnie na pomoc Morelce. Pomimo że kocur nie żył, Figa, nadal będąca w szoku, nie mogła tego pojąć.
Dotarli wieczorem do miejsca tego feralnego zdarzenia. Figa po drodze opowiedziała im, co tutaj zaszło. O ich spacerze, rozmowie, o napadzie złości Morelki… Walce, a na koniec o tym.
— Nie żyje — potwierdził Czereśnia. Przyjrzał się podejrzanej rzeczy. — To wnyki.
— W-wnyki? — szepnęła Figa.
— Dwunożni ich używają do łapania lisów — wyjaśnił chłodno, chociaż w jego głosie można było wyczuć niepokój. — Nie wiem dlaczego one nadal tutaj są… Ale Morelka miał pecha.
Malinek z Dereńką nie kryli łez i szoku. Malinek lizał bezwładne ciało kocura, jakby próbował go obudzić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Niestety, nic się nie wydarzyło. Koty nie były nawet w stanie wyciągnąć ciała biednego zwiadowcy z silnego uścisku szczęk wnyków. Figa powstrzymywała łzy, ile mogła. Jednak wiedząc, że muszą zostawić tutaj ciało jej brata, nie wytrzymała. Zaczęła płakać, a zszokowany Czereśnia dotknął jej ogonem, chcąc okazać wsparcie dla uczennicy.
Koty powróciły do obozu, gdzie Figa wraz z Czereśnią złożyli raport Sówce. Kotka zmarszczyła brwi, dziękując im za informacje, a niedługo później zwołała klan, by powiadomić ich o tej strasznej wieści. Przestrzegła ich także, by uważali na te całe "wnyki". Zapewne dwunożni je rozstawiali, bo kto inny mógł? Straszna rzecz, tak jak te ich potwory, z których czasami wychodzili. Okrutne, przerażające.
Figa tej nocy, leżąc w swoim sklejonym żywicą legowisku, nie mogła zasnąć. Cisza nocy nie mogła jej uspokoić, serce dalej waliło jak młotem, a w głowie kłębiły się najróżniejsze z myśli. Przede wszystkim ta, że nie zdążyła nigdy powiedzieć Morelkowi, jak bardzo go kochała.
[liczba słów: 2091, trening zwiadowcy, budowanie legowisk na gałęziach drzew]
[przyznano 42% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz