— Dzień dobry! Szukasz czegoś? Czy mogę w czymś pomóc? — Oczywiście nie musiałem czekać aż to coś wrzaśnie, zakłócając mój spokój i moją samotność jeszcze bardziej.
Odwróciłem głowę, wbijając lodowate, gniewnie spojrzenie w szylkretkę, która z niefrasobliwym uśmiechem na pysku wpatrywała się we mnie oczekując odpowiedzi. Co ona powiedziała? Nie, nie potrzebuję pomocy. Przeklęte, głupie pieszczochy.
— Wiesz, możesz mi pomóc i stąd odejść. Przy okazji dzięki za spłoszenie myszy, bo wiesz, je łapie się tak łatwo jak żarcie od dwunożnych. — Odpowiedziałem oschle i odwróciłem się aby odejść. Jeśli nawet ta pieszczoszka byłaby szpiegiem z mafii to wątpię byśmy szybko zostali znalezieni.
— Wybacz, nie wiedziałam, że polujesz — Kotka kontynuowała kłapanie jadaczką w moją stronę, przy okazji zachodząc mi drogę. Czy ona naprawdę nie rozumie, że jestem tylko zmęczonym życiem kotem, który pragnie jedynie świętego spokoju?
— Mogę Ci to jakoś wynagrodzić? Wiesz, upolowała bym Ci coś w zamian, jednak... Nie potrafię — Wiem…
— Mam pomysł! Naucz mnie polowania, proszę, to będę mogła Ci pomagać! — Tak… Będziesz mogła. Nie wiedziałaś że poluję. Naprawdę trudno się domyślić, ale w końcu jesteś tylko pieszczoszką, czyż nie? Mówisz mi że nie umiesz polować, a ja wiem to po pierwszym rzuconym w twoja stronę spojrzeniu. Mam cię nauczyć polować? Taaa, jasne, nauczę. Nauczenie cieę czegokolwiek będzie graniczyło z cudem, ale w sumie czemu nie, miałbym niezły ubaw lub choć przez chwilę nie był sam. Nie lubię być wśród kotów, ale bycie samemu jest jeszcze gorsze. Co nie zmienia faktu, że nie chce mi się marnować czasu na uczenie kogoś czegoś co zaraz zapomni. Jeszcze raz dokładnie zlustrowałem wzrokiem szylkretkę.
— Nie. — Odpowiedziałem krótko, już swoim mniej chłodnym, zmęczonym głosem. — Wątpię bym mógł cię czegokolwiek nauczyć.
— Cóż, spróbować zawsze warto! Jeśli nie spróbujemy, nigdy nie wynagrodzę Ci tej myszy— Postanowiłem nieco zmienić podejście. Nie pozbędę się jej, nie chce mi się jej ciągnąć za sobą całą drogę bo się mnie uczepiła, potrzebuję sojuszy jeśli chce przetrwać.
Jak widać trafiłem na jeden z gorszych przypadków, a mianowicie "Niegroźny upierdliwy". No cóż, pokażę jej jak polować, sojusznik z niej nie najlepszy, jednak każdy w mojej sytuacji się nada. Przynajmniej nie będę sam i będzie z czego się pośmiać.
— No dobrze, ale jeśli chcesz poważnie zapolować, musisz ruszyć swój pieszczochowy tyłek nieco dalej niż za płot. Lepsze myszy biegają nieco dalej od drogi grzmotu. A i może mi panienka zdradzi swoją godność? Bo nie chcę cię roboczo nazywać Łatka czy Pusia jak co drugiego pieszczocha.
Nieznajoma uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile to możliwe i odeszła na parę kroków od płotu, gapiąc się na mnie brązowymi oczami.
— Byłam już dalej od płotu, o mój pieszczochowy tyłek się nie martw — Odpowiedziała wyraźnie rozbawiona, nie mam bladego pojęcia czym.
— Mą godnością jest Lobelia, to taki kwiat. A jak Tobie na imię, tajemniczy towarzyszu? — Po krótkiej chwili dorzuciła.
— Mam na imię Cień. — Odpowiedziałem krótko. Lobelia... Bardzo chciałbym zobaczyć ten kwiat. Nie widziałem zbyt wiele kwiatów z swoim życiu, spędzając znaczną jego część w cuchnących kanałach. — Powiedz mi, Lobelio, jak wyglądają te kwiaty? Bo... ja widziałem kwiaty może kilka razy w życiu. — Przyznałem.— To chyba dlatego że niezbyt interesuje mnie świat zewnętrzny, w przeciwieństwie do takich pięknych pań. — Palnąłem komplement z dupy na zakończenie wypowiedzi. Zacząłem kierować się w stronę terenów poza miastem, wskazując kotce ogonem by szła za mną. Nie pójdziemy zbyt daleko, w razie jakby pieszczoszka się zmęczyła. Nie miałem zamiaru potem jej tutaj ciągnąć.
Nieco niższa ode mnie szylkretka zaczęła truchtać by za mną nadążyć. Ta puchata, gadatliwa kupa futra jest doprawdy zabawna.
— Lobelia w zasadzie głównie przypomina niezapominajki. To niebieskie kwiaty, kształtem przypominające nieco czterolistne koniczyny — Próbowała opisać mi wspomniany kwiatek. — Twoje imię nawiązuje do Twego ciemnego futra, czy może do sposobu, w jaki chodzisz? Przemykasz niezauważony, pierwszy raz Cię widzę w tej okolicy, a widziałam wielu samotników.
Nie wiedziałem ani jak wyglądają niezapominajki, ani czterolistna koniczyna, albo najzwyczajniej w świecie ich nie rozróżniam. Dlatego postanowiłem to przemilczeć i odpowiedzieć na pytanie o moje imię. Dlaczego się tak nazywam? Nie wiem, może dlatego że moja matka ma bardzo wąski zasób słów.
— Moje imię wzięło się od tego że trudno było odróżnić mnie, od mojego cienia. Poza tym jak byłem małym kociakiem często stawałem z moim bratem, zamykałem oczy i z boku wyglądało to jakbym był jego cieniem.
— Musiałeś być bardzo dobry w chowanego! — rzuciła kotka.
Tak, byłem bardzo dobry… gdyby tylko inne kociaki chciały się ze mną bawić, gdybyśmy wiedzieli czym jest przyjacielska zabawa nie polegająca na biciu się.
↢ ⋆⁺₊⋆ ☾ ⋆⁺₊⋆ ↣
Resztę drogi starałem się przejść przytakując Lobelii, której pyszczek się nie zamykał. Zastanawiałem się, czy nie męczy jej to ciągłe mówienie, ale najwyraźniej nie. Co zrobi na parę sekund pauzę, jej pyszczek z powrotem się otwiera.
Zabrałem ją na połacie traw na terenach niczyich, w powietrzu czuć było delikatną woń pory nowych liści, świata budzącego się do życia po mroźnym zimowym okresie. Zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła. Strzygąc uszami wybadałem teren, czy przypadkiem nie słychać myszy buszujących wśród wysokich traw, już po chwili wiedziałem, gdzie ich szukać.
— Tu zapolujemy. — Powiedziałem do szylkretki. — Najpierw powiedz mi, czy oraz skąd słyszysz tupot mysich łap.
Lobelia zastrzygła uszami nasłuchując i rozejrzała się dookoła, chyba liczyła na to że jakaś mysz zbliżyła się do niej tak blisko że mogłaby złowić ją bez większego problemu.
— Tam. — Skinęła ogonem nieco na zachód od nas. Faktycznie, słyszę że tam coś jest ale to raczej nornica nie mysz.
— To akurat mysz, nie nornica — na wstępie uświadomiłem pieszczoszkę — Ale spróbujemy ją upolować. Najpierw, musimy się do niej trochę zbliżyć. Musisz być naprawdę cicho by cię nie usłyszała, dlatego stawiaj kroki delikatnie, w ten sposób. — Zademonstrowałem kładąc swą czarną lewą łapę na ziemi. — Swój ciężar przełóż na tylne łapy, ułatwi ci to skok w kierunku ofiary. Skradając się nie trzyj brzuchem po ziemi, ale miej go tuż nad nią. A i jeszcze jedno. Musisz być cicho, bo spłoszysz nornicę. Ani słowa.
— W porządku! Nie powiem ani słowa! Będę cichutko jak myszka!
— Miałaś być cicho. — Odpowiedziałem i zacząłem skradać się w kierunku zdobyczy zanim kotka znowu zacznie opowiadać historię swojego życia, jak zobaczyła muchę topiącą się w napoju dwunożnych.
Lobelia podążała za mną, trochę zbyt gwałtownie kładąc przednie łapy na ziemi, ale to się jeszcze dopracuje. Tak szczerze to idzie jej nie najgorzej. Po chwili miałem już tę nornicę w zasięgu wzroku, już miałem popisowo skoczyć i złapać zwierzaka, gdy…
— MAAAM! — Krzyknęła wyskakując w powietrze Lobelia, by złapać powietrze, bo nornica na którą polowała już została przez nią spłoszona. Pieszczoszka jeszcze przez chwilę próbowała ją znaleźć i dogonić, ale na próżno, spłoszyła wszystkie moje potencjalne posiłki w promieniu dwudziestu ogonów, jak nie więcej.
— Mówiłem ci, byś była cicho. — Powiedziałem poirytowany. Lobelia w tym czasie próbowała złapać latającego nad nią motyla i chyba mnie nie słyszała. — Ekhem — Chrząknąłem. — Ziemia do Lobelii! Gratulacje, teraz panienka pójdzie ze mną polować gdzie indziej, bo udało jej się spłoszyć wszystkie gryzonie w pobliżu. A na ptactwo teraz polować nie będziemy, bo z twoimi zdolnościami prędzej z drzewa spadniesz.
— Nie spadnę! Chodźmy, może spróbujemy…
— Nie. Idziemy szukać innej myszy czy nornicy.
— Na pewno jakaś tutaj jest.
— Tu nie, kawałek na południe jest.
— No to chodźmy!
— Spokojnie, bo znowu ją spłoszysz. Teraz ja sam zapoluję i pokażę Ci jak to zrobić, a ty nie będziesz mi przeszkadzać. Pasuje Ci? No to super.
Szybko oddaliłem się w kierunku gryzonia, ciągle się skradając. Osłupiała moim nagłym oddaleniem się nie dając jej czasu na wypowiedź Lobelia, pozostawała cicho, jak jej nakazałem. Już po chwili wybiłem się na tylnych łapach i chwyciłem dorodną szarą mysz. Zawróciłem do szylkretki, dumnie wyprostowany z wyrazem tryumfu wymalowanym na czarnym pysku.
— Tak się to robi. — Powiedziałem, w parę sekund połykając swoja zdobycz. Nie wiedziałem że jestem tak głodny. — Teraz twoja kolej. — Powiedziałem do kotki kładąc się na trawie. — Tam jest mysz. — Wskazałem łapą kierunek. — Spróbuj ją złapać. Jak ci się uda przynieś ją tutaj.
W czasie gdy Lobelia próbowała złapać mysz, ja dostrzegłem jaszczurkę, która wydawała się na tyle zjadliwa że niewiele myśląc złapałem ją i teraz z nudów zataczałem nią bączki w powietrzu trzymając ją na pazurze i rozciągałem. Śmieszne to stworzonko, smaczne chyba też.
Gdy Lobelia z potarganym nieco futrem przyszła dumnie niosąc mysz w pysku odłożyłem jaszczurkę i wróciłem do polowania.
↢<Twoja kolej Lobelio>↣
wyleczony: Cień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz