Wydarzenia dzieją się księżyc temu
Była to kolejna noc, gdy oddał się snu i pozwolił sobie na odpoczynek. Księżyc był już wysoko na niebie, a gwiazdy pobłyskiwały, jakby śmiały się one do niego. On sam nie mógł się powstrzymać przed odwzajemnieniem smutnego uśmiechu. Świadomość, że sen ten mógł skończyć się w każdej chwili, była przytłaczająca. Dlatego postanowił nie marnować ani sekundy dłużej.
Dlaczego smutnego? Cóż, powód był oczywisty, jednak w oczach Omena nie były to słowa łatwe do powiedzenia. Starał się on zachować swoją poważną i ponurą osobowość, aby mało kto miał chęci do rozmowy z nim. Kilka kotów mogło podejrzewać, że ten już dawno stracił umiejętności do odczuwania innych emocji niż rozdrażnienie, wstręt i złość. Gdy był sam, to nigdy nie pozwalał sobie na uśmiech lub na jakiekolwiek inne emocje na pysku. Nie miał on standardowego grymasu, który zdawał się nigdy nie znikać z jego pyska. Był to taki… Obojętny wyraz. Taki, który nie zdradza nic, co może siedzieć mu w głowie. Teraz, to co siedziało mu w głowie, było niczym innym, jak wcześniej wspomnianym smutkiem, który był spowodowany świadomością, że sen ten może zakończyć się w dowolnej chwili. Dlatego postanowił nie marnować ani jednej chwili na smutki i żale.
ʚ ⚝ ɞ
Kocur biegł, biegł ile sił miał w łapach. Pędził przez obce mu tereny, podczas gdy wszystko zdawało się rozmywać w oczach, a drzewa stawały się coraz większe. Przeskakiwał z kamienia na kamień, odbijał się od pni drzew, sprawnie wymijał krzewy i inne zarośla, czuł, jak wiatr świszczy mu w uszach, cicho nawołując jego imię. Omen kochał wolność, kochał to uczucie. Gonił za zdobyczą, wskakiwał na niskie drzewka, zabijając jedną wronę po drugiej. Nic nie mogło się przed nim ukryć w tym lesie! Zobaczył, jak wiewiórka o rudym i puszystym futerku trzyma coś w łapkach, a uszka jej, które na czubkach miały dwa długie pędzelki, drgały niecierpliwie. Gdy istotka ujrzała Omena, ta oczywiście rzuciła to co miała w łapkach i pognała na najbliższe drzewo. Była to sosna. Była ona wysoka, a gałęzie jej były pokryte licznymi igłami. Pień jej był gruby, a gałęzie gęste, starannie okrywając drzewo. Gdy zobaczył, jak wiewiórka ucieka mu na drzewo, ten pognał tuż za nią, sprawnie wskakując na drzewo, odbijając się od gałęzi, sprawnie pokonując kolejne odcinki, wzbijając się coraz wyżej nad ziemię. Gdy znalazł się na tyle wysoko, przystanął na jednej z grubszych gałęzi prawie u szczytu sosny, biorąc głęboki wdech oraz rozglądając się po drzewie w poszukiwaniu znajomej mu rudej kity, jednak gdy jej nie znalazł, cicho prychnął.
— Zabłąkana Łapo… — usłyszał on szept, jednak zignorował go, tłumacząc sobie to wiatrem. Każdy wie, jak kocha on mącić w głowach kotów, naśladując głosy i dźwięki.
— Zabłąkana Łapo — ponownie usłyszał ten sam głos, tym razem odrobinę głośniej niż wcześniej. Zabłąkana Łapa podniósł swój wzrok, futro ucznia stanęło dęba na jego karku. Cóż, po co miałby kłamać? Wystraszyło go to odrobinę. W końcu znajdował się we własnym śnie, więc co mogło go tu dorwać? Jednak gdy wzrokiem natrafił na kota, który wznosił się w powietrzu nad szczytem drzewa, na którym siedział, mało co z niego nie spadł! Odruchowo zrobił krok w tył, otwierając oczy szerzej. — Nie bój się mnie — dodał obcy, pomagając kocurowi zachować równowagę, aby ten nie spadł z drzewa.
Zabłąkana Łapa chciał się odezwać. Chciał się zapytać, co ten ktoś tu robił, co to miało znaczyć, lub najważniejsze — czego on chciał? Jednak zanim zdołał wydać z siebie dźwięk, obcy ponownie zabrał głos.
— Choć mój pysk nie jest ci znajomy, tak dla mnie twój jest rzeczą, którą obserwowałem już od dnia twego poczęcia — powiedział kocur spokojnym tonem głosu, podczas gdy słowa jego powodowały kolejną falę zmieszanych uczuć, z którymi Zabłąkana Łapa starał się uporać. — Nad twym klanem wisi niezwykłe wręcz niebezpieczeństwo, które nie sposób zwalczyć w pojedynkę.
Gdy Zabłąkana Łapa zarejestrował słowa obcego, ten przymrużył oczy, skanując kota wzrokiem. Starał się odczytać wyraz jego pyska, rozpoznać wygląd, zapamiętać jak najwięcej szczegółów, jednak za każdym razem, gdy próbował przypasować wygląd do jakiegoś znanego mu kota, w głowie pojawiała się pustka. Futro kota błyszczało w świetle gwiazd, było ono również ciemne, co tylko utrudniało rozpoznanie obcego, jednak nieważne jak bardzo starał się go przypasować, żaden ze znanych mu pysków nie pasował do tego. Słowa kota nie miały sensu… Klan Wilka był w niebezpieczeństwie? Kto mógł zagrozić Klanowi Wilka, gdy był on jednym z najpotężniejszych w całym lesie. Wojownicy ich byli na wybitnym poziomie, każdy przechodził trudne szkolenie, które nie każdy zdołał ukończyć. Koty w nim były surowe, a lenistwo było karane. Kto miałby tyle odwagi, aby ich zaatakować? A może idzie w złym kierunku… Co by chciało ich zaatakować? Zabłąkana Łapa chciał zadać pytanie, jednak słowa utknęły mu w gardle.
— Mimo swej choroby, jesteś jednym z nielicznych, którzy widzą pośród ślepców. Tym, który został wybrany — powiedział kocur z delikatnym uśmiechem na pysku, podczas gdy Omen spoglądał na niego pytająco. Słowa obcego nie miały żadnego sensu. Mimo iż mówił tak wiele, wszystko brzmiało dla kocura jak plątanina słów wypowiedzianych w obcym mu języku. Tym razem nie podjął się próby odebrania głosu, chociaż na jedną krótką chwilkę.
— Choć bardzo bym chciał z tobą spędzić całą tę noc, tak czas nagli. Ten las nie jest naszym domem. Już nie — wytłumaczył się, spoglądając na Omena smutnym wzrokiem. — Posłuchaj mnie teraz uważnie, gdyż te słowa zaważą o przyszłości całego boru.
Gdy Zabłąkana Łapa usłyszał nagłą zmianę tonu kota, ten skinął z powagą. Nie wiedział, jak działają odwiedziny kotów w snach, wiedział jedynie, że czasami tak mają medycy… Chyba medycy? Może? Wszystko wydawało się takie dziwne… Był jednak pewien, że to, co mu powie obcy, będzie czymś ważnym.
— Za dwa księżyce, gdy niebo będzie równie czyste i gwieździste jak teraz, wybierz się w miejsce, w którym zakwitnie pierwsza wierzba — powiedział kocur, a srebrny poczuł, jak dreszcz przebiega mu po plecach aż po koniuszek ogona. — Nie mów o tym nikomu, jeśli twoja zguba nie leży w celu twych działań — dokończył swoją wypowiedź.
Omen chciał się odezwać, chciał zadać pytanie, a może i kilka pytań, dowiedzieć się, o co tu może chodzić, jednak wiedział, że każde słowo, które będzie próbował powiedzieć, nie opuści jego pyska, a jedynie utknie mu w gardle, pozostawiając niesmak. Zdołał on jedynie skinąć głową, gdy nagle poczuł na sobie wzrok kota. Gdy podniósł on głowę, spoglądając na obcego, spotkali się wzrokiem. Przygaszone, mgliste oczy skanowały pysk kota, którego oczy były jasne niczym gwiazdy, a wzrok jego ciepły, nawet przyjazny. Poczuł tylko, jak świat wiruje dookoła niego, a wszystko powoli się rozmywa. Gwiazdy znikały z nieba, a wszystko stało się takie niewyraźne. Nagle poczuł, jak traci on równowagę, jakby zaraz miał spaść z gałęzi, na której wcześniej wstał, a nim zdołał ją ponownie odzyskać, ten poczuł, jak uderza o ziemię, a w następnej chwili jest w legowisku uczniów. Obudził się.
ʚ ⚝ ɞ
Serce waliło mu w piersi jak szalone, a krew głośno szumiała w uszach. Niebo z każdą chwilą stawało się coraz jaśniejsze, a śpiew ptaków powoli zaczął dochodzić do jego uszu. Rozejrzał się on po legowisku, uspokajając się, gdy dojrzał pozostałych uczniów. Zobaczył, jak Kosaćcowa Łapa leży wywalony na plecach, cicho mamrocząc niezrozumiałe mu słowa, podczas gdy przebierał łapami w powietrzu, jakby biegł za zwierzyną. Dostrzegł również Brukselkową Łapę, która leżała skulona na swoim legowisku w ciasny kłębek, pyszczek ukrywając w swoim ogonie. Później dotarł swoim wzrokiem do Głupiej Łapy oraz Rysiej Łapy, obie z kotek miały większe legowiska niż przeciętny uczeń, ze względu na swój wiek. Rysia Łapa została ukarana za swoje “lenistwo” jak to Sosnowa Gwiazda powiedziała, jednak zdaniem Omena była ona wspaniałą mentorką. Co do Głupiej Łapy… Zdanie jego było mieszane. Wiedział, że w przeszłości pełniła funkcję ucznia medyka, jednak po pewnym zgromadzeniu została ona ukarana, a następnie pozbawiona ogona. Otrzymała również upokarzające imię, które miało przypominać jej o głupocie. Nigdy się nie mieszał w te sprawy, jednak wiedział, jak Klan Wilka potrafi być surowy. Może dlatego unikał rozmów z innymi na zgromadzeniach… Nigdy nie wiesz, czy przypadkiem nie palniesz o słowo za dużo. Wtedy nie będzie obchodził ich fakt, że był to przypadek lub nie. Dopiero gdy serce kocura przestało pędzić niczym serce spłoszonego zająca, ten dał radę pozbierać swoje myśli. Przypomniała mu się rozmowa z obcym. Och, a co jak to był jakiś podstęp? Co jak to Mroczna Puszcza wyciąga w jego strony łapy? Jednak… Wydawał się on zbyt dobry. Zbyt przyjazny, a miejsce to było spokojne. Gwiazdy również były widoczne na niebie. Mimo wszystko powinien on zachować ostrożność. Nigdy nie wiesz, co przodkowie mogą dla ciebie szykować. Powietrze mu dobrze zrobi… Zabłąkana Łapa powoli wstał z legowiska, delikatnie stawiając swoje kroki, starając się ominąć każdego ze śpiących uczniów, prędko opuszczając legowisko.
[1569 słów]
[przyznano 31%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz