Obserwował z akceptowalnej odległości poczynania największej zakały losu, jaką był Wronia Łapa. Obijał się. Wykonywał najprostsze i najbardziej godzące dumę zadania. Z własnej woli, nie z nakazu. Nie potrafił nic innego. Przechodził przez obóz, zajęty własnymi myślami. Usłyszał tylko głos Szczura, któremu najwidoczniej nie podobała się obecność Wroniej Łapy. Mu zresztą też. Nie był już kociakiem, a zajmował się żałosnymi zadaniami. Czyli nie był nikim, kto zasługiwał na uwagę Mrocznej Gwiazdy.
Miał ważniejsze sprawy do załatwienia, niż patrzenie pod nogi, czy jakieś słabe chuchro nie zaplącze się mu pod łapami. Nie zaszczycając ucznia spojrzeniem, specjalnie popchnął go bokiem, gdy przechodził koło niego.
— Kolejna zakała losu? — zamruczał sardonicznie, nie odwracając się.
— C-co? — rzucił, wyprostowując się nagle. — T-to znaczy, s-słucham?
Skrzywił pysk z odrazą na samo brzmienie jego głosu w uszach.
— To, co słyszysz, wronia strawo — odparł, odwracając się w jego stronę. — Ani mi się waż tknąć chociaż kawałek zwierzyny ze sterty, bo to ty będziesz pożywieniem — rzucił zimno. — Na twoim miejscu zacząłbym w końcu pracować, bo pewnie zauważyłeś, że w Klanie Wilka nie lubimy darmozjadów i balastu.
Mówił to z małej... przestrogi. Nie zamierzał pierdolić się z kolejnym gówniarzem, który nic nie potrafił. Nie zamierzał pozwalać, by ktoś taki żywił się ciężko zapracowanym przez innych pokarmem. Zignorował całkowicie obecność młodzika, idąc dalej, ku własnym sprawom i obowiązkom. Miał dużo do przegadania z Irgą, musiał spotkać się z kultystami i przydzielić co niektórym zadania, bo widział, że zbyt dużo wojowników odpoczywało, gdy tyle rzeczy jeszcze pozostawało do zrobienia.
* * *
— Mroczna Gwiazdo! — w jego legowisku zjawił się Krzaczasty Szczyt. Lider skinął głową, pozwalając mu wejść do środka i podniósł na niego wzrok, czekając na wieści.
— Tak? — miauknął do swojego dawnego ucznia.
— Chodzi o Wronią Łapę. Tyle z nim ćwiczę, pokazuję wiele technik walk, polowania i nic. Ma już siedemnaście księżyców. To dużo. Powinien mieć opanowane przynajmniej najważniejsze reguły i umiejętności. Tymczasem jedyne zadania, do których się nadaje, to polowanie i zbieranie wilgotnego mchu dla karmicielek i na legowiska — prychnął.
— Nie neguję twoich umiejętności, Krzaczasty Szczycie. Wyszkoliłem cię dobrze i wiem, że jesteś silnym, dobrym i ambitnym wojownikiem — wyznał. — Problem tkwi we Wroniej Łapie, nie w tobie. Porozmawiam z nim, skoro aż tak źle idzie mu w trenowaniu. Nie chcę kolejnego balastu. Dałem ci go na ucznia, bo sądziłem, że uda ci się naprowadzić go na lepszą ścieżkę, ale najwidoczniej on nawet na to jest za słaby. Wiem coś o tym, mój uczniu. Sam szkolę podobną kotkę. Wróć do mnie, jeśli dalej nie będzie sobie radzić podczas treningu — polecił, a kremowy skinął głową. Skłonił się i odwrócił, wychodząc z legowiska z krótkim "dziękuję, mentorze".
Kocur za to westchnął i podniósł się z posłania, zmierzając ku grupie kultystów, którzy wylegiwali się na trawie. W tym Sosnowa Igła, która leżała z odsłoniętym brzuchem. Uniósł brew, gdy kotka wysunęła pazury i jednym susem łapy zabiła motyla, który nad nią latał.
— Nie wytrzymasz uderzenia serca bez skrzywdzenia jakiejś istoty żywej, co? — rzucił sarkastycznie, na co ta prychnęła.
— A ty?
Pokręcił głową, niedowierzając w jej cięty język. Podszedł do niej.
— Przekaż Wroniej Łapie, że chcę widzieć go w swoim legowisku.
Kotka przewróciła się na brzuch i wstała powoli, niezadowolona, że przerwał jej swoją rozrywkę. Coś czuł jednak, że rozchmurzy się na widok Wrony. Pewnie znów zacznie go zaczepiać... Irytowało go to, jak nie potrafiła powstrzymać choć raz swojego języka.
* * *
— Wejdź — miauknął do Wroniej Łapy, który przyprowadzony przez Sosnę, przyszedł pod jego legowisko. Zgodnie z jego poleceniem, wszedł, spoglądając na jego oczy. Przywódca jednym ruchem ogona odprawił burą, która oddaliła się od wejścia. — Twój mentor, Krzaczasty Szczyt, skarżył się na brak postępów w nauce. To nie jest jego wina, lecz twoja. Znam go jak własny pazur, bo niegdyś był moim uczniem. Jest dobrym wojownikiem, a mimo to twój trening idzie kiepsko. Przypominam ci, że nie jesteś młodym uczniem. W tym wieku równie dobrze mógłbyś być pełnoprawnym wojownikiem. Masz coś na swoją obronę?
<Wrona?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz