— Hej, jak tam samopoczucie? — zagadnęła. — Wydaję mi się, że idziemy już kilkadziesiąt księżyców. Z pewnością musimy być bliżej niż dalej — stwierdziła, rozglądając się po otaczającym ich lesie.
Drgnął i spojrzał na kotkę ze strachem i dość dużą niepewnością. Przyjrzał się jej dokładnie, tak jakby zaraz miała z siebie wypluć krwiożerczą, martwą liderkę, która chciała go zabić.
— U-um... B-b-bardzo złe — przyznał szczerze. — Wciąż... R-rozpamiętuje to c-co stało się na zg-gromadzeniu. — Położył po sobie uszy, rozglądając się na boki. — B-boje się, że Piaskowa Gwiazda przyjdzie d-dokończyć co zaczęła.
Co noc mu się to śniło. Ten moment, gdy szalona, martwa liderka w ciele Leśnej Łapy wbijała kły w jego gardło. To było potworne uczucie. Mógł umrzeć. Bał się śmierci. Nie chciał jej. Zdawało mu się, że mimo tego, że to była już przeszłość, łuna w postaci zagrożenia dalej czaiła się na niego gdzieś za rogiem.
Dlatego nie rozstawał się z Czarnowronem. Był jego światłem, jego nadzieją. Mimo tego wszystkiego co się między nimi działo, ocalił go. Ocalił przed śmiercią i był mu za to bardzo wdzięczny.
— Jej już nie ma — Kotka położyła po sobie uszy niepewnie. Mogła mówić sobie co chciała, on wiedział swoje. Każdy krok, każdy szelest... To mogła być ona. — Wtedy na zgromadzeniu Klan Gwiazdy powiedział, że wygrali. Jesteś już bezpieczny — starała się go pocieszyć.
Skinął łbem. To miało sens, ale strach mimo wszystko nie zamierzał go opuścić. Był jednak wdzięczny kocicy za te pokrzepiające słowa. Potrzebował ich. Zwłaszcza teraz.
***
Słyszał co się stało. Nie wiedział jak to jest stracić dziecko, na dodatek nie wiedząc co się z nim dzieję od wielu księżyców. Możliwe, że Jeleni Puch już dawno kroczył wśród przodków. Nie chciał jednak o tym mówić kotce, która zdawała się bardzo zmartwiona tym, że dalej nikt nie natknął się na jego ślad, czy choćby ciało.
Kiedy siedziała samotnie ze zwieszonym łbem, chwycił małego zająca i podszedł z nim do zastępczyni. Położył posiłek przed nią, mając nadzieję, że teraz mu uda się ją pocieszyć, tak jak ona niegdyś jego.
— To dla ciebie — Wskazał na piszczkę, siadając obok. — B-bardzo... Mi przykro. Słyszałem, że P-płonąca Pożoga dalej nie przypomniała sobie, co się stało na tym patrolu... Ale... Nie trać nadziei. Może znalazł g-go jakiś inny klan? — zasugerował, chcąc dać zrozpaczonej matce, choć cień nadziei na to, że jej syn żyję. — Jak chcesz to mogę p-popytać czy ktoś go nie widział. — zaproponował.
<Tygrys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz