Cieszył się, że Paskudna Łapa w końcu się przemogła i do niego przekonała. Uzależnienie jej od siebie to był jego cel. Nie mogła uciec do Zajęczej Łapy i wyznawać jej chorych ideologii. Nie pozwoli na to. Ona była jego! Jego i nikogo innego! Chociaż musiał przyznać, że czasem jej głupota go powalała na ziemię. Może to dlatego poszło mu z nią tak łatwo?
- Dla mnie jesteś piękna - mruknął jej do ucha. - Najlepsza i cudowna - słodził jej.
Teraz myślał tylko o jednym, lecz jego słowa były prawdziwe. Czekoladowa była ładna. Nie wyglądała jak taki Zdradziecka Rybka, który swoją szpetnością odstraszał tłumy. Uczennica nie miała blizn, czasem była brudna od błota, ale na jej sierści było to mało widoczne. No i co uwielbiał w niej, to ta miękkość. Była idealnym mchem.
Kotka spaliła pod sierścią buraka, pesząc się na jego słowa.
- Dz-dziękuję... A-ale n-nie m-musisz m-mnie okłamywać... J-jestem g-gorsza i t-tyle.
- Mówię całkowicie szczerze. To, że kolorem przypominasz błoto nie oznacza, że jesteś brzydka. Twoja sierść jest taka nietypowa, milusia i pachnąca. Nie widać na niej za bardzo krwi... Lśni w promieniach słońca. - mruczał. - Gdybyś była brzydka, pewnie bym na ciebie nie spojrzał.
Czy to była prawda? No w zasadzie tak. Nie tuliłby się przecież do jakiejś szkarady. Chciał w końcu mieć to co najlepsze. Dawna pieszczoszka najwyraźniej miała przez swoją siostrę zaniżone spojrzenie na siebie, a przecież była od niej lepsza! Pokazywała całą sobą, jak powinna zachowywać się prawdziwa kotka, a nie jak te dzikuski głosić te bzdury o niezależności.
Czekoladowa spięła się lekko zawstydzona.
- Oh... Dz-dziękuję ci...- jedynie wydukała, trochę bardziej się kuląc.- N-nie s-spodziewałam się... Ż-że t-tak o mnie s-sądzisz...
- Powiedziałbym ci wcześniej, ale byłaś niegrzeczna. A ja nie lubię, gdy się stawiasz i ode mnie uciekasz, bo gdy cię nie ma... jest mi smutno i źle. Ale gdy już jesteś... To jest cudownie.
Zaskoczona wytrzeszczyła oczy.
- Cz-czyli... L-lubisz j-jak k-koło ciebie j-jestem? W-wtedy j-jesteś m-miły.
- A nie jestem miły w tej chwili? - zapytał, chcąc ruszyć jej ten móżdżek do myślenia.
Wymagał tylko jednego. Posłuszeństwa. Wiele razy to jej wspominał, ale najwyraźniej musiał to robić częściej. Trochę to było męczące, ale wierzył, że ta w końcu zrozumie o co mu naprawdę w tym wszystkim chodziło.
- J-jesteś... B-bo nie gryziesz m-mnie t-tak j-jak ostatnio...
- No widzisz. Masz odpowiedź na swoje pytanie. - Otarł się o nią brodą.
Zamruczała cicho, klejąc się do niego, co było dobrym znakiem. W końcu widział efekty swojej ciężkiej pracy.
- J-jesteś b-bardzo miękki... - miauknęła, a on się uśmiechnął na te słowa.
- Owszem, jestem. Chociaż moja sierść na grzbiecie jest sztywniejsza - powiedział, otulając ją bardziej.
No i co? Było jej tak z nim źle? No właśnie nie! Nie musiała tak panikować...
<Paskudo moja żono?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz