*bardzo dawnooooo temu*
— Może nie bylibyśmy skazani na siedzenie tutaj, gdybyś wreszcie umiała się przymknąć i skupiła się na tym, co robisz — warknął ostro czekoladowy, nie potrafiąc dłużej panować nad swoimi emocjami. W odpowiedzi zacisnęła oczy, przygryzła wargę, ale nic nie powiedziała, Rozumiała, że pewnie był w bardzo złym humorze po wszystkim, co się wydarzyło, więc postarała opanować przybywającą do jej wnętrza złość. Przestała komentować. Stała w jednej pozycji na ogrodzeniu, bojąc się, że jeszcze spadnie i znów się poobija. Dlatego po prostu nie ruszała się, a gdy dostrzegała, że traci równowagę, poprawiała pozycję, próbując w ten sposób znaleźć idealną.
— Nigdy się nie nauczysz, jeśli będziesz tak stać jak kołek. – nagle miauknął Agrest kolejną, niepotrzebną kąśliwą uwagę. Jego głos wyrwał liliową ze stanu całkowitego skupienia na zadaniu, przez co spadła z ogrodzenia, głucho jęcząc z bólu, gdy upadła na ziemię.
Czemu znów coś mu nie pasowało? Starała się przecież! Syn Janowca jakby załamany położył się na gruncie i oparł głowę na łapach.
— Żyjesz? — stęknął.
- Chyba tak - mruknęła. - Po co my się tego w ogóle uczymy, skoro nawet nie mieszkamy za ogrodzeniem? - Spytała.
— Bo tak — odparł zbyt zirytowany, żeby teraz cokolwiek wyjaśniać. — Zalicz to po prostu.
Z westchnięciem i prawdopodobnie zapewnionymi siniakami wstała, po czym spięła mięśnie, przygotowując się do skoku na płot...liczyła, że może tym razem nareszcie jej się uda...oby...ugh...
***
*też dawno temu, podróż, niedługo przed mianowaniem*
Siedziała gdzieś zboku obozu, obgryzając kości piszczki i zlizując z nich mięso swym szorstkim jak przystało na kota językiem. Gdyby tak nie byli teraz w podróży, to jak zwykle wzięła by później kostki z posiłku i udekorowała nimi swoje legowisko, dołączający tym samym do swej kolekcji…ale niestety, czasy jej na to nie pozwalały, w końcu musiała nieść ze sobą Skorupka podczas marszu. W pewnej chwili, dostrzegła iż dość niemrawo, podrygując przy tym ogonem, szedł do niej jej mentor. Wyraz twarzy miał dość zdeterminowany.
— Miodunko, musimy porozmawiać — oznajmił.
- O czym? - spytała, wstając, gotowa przenieść się w bardziej poufne miejsce, jeśli by to było coś ważnego.
Musiała przyznać, zaskoczyło ją nagłe pojawienie się Agresta i jego wypowiedź. Kocur od wojny z Klanem Nocy i śmierci swego ojca nie rozmawiał z nią za bardzo, tylko z czystej powinności na treningach. To co się teraz działo było więc dość ciekawym i zarazem niespodziewanym fenomenem.
— O tym, co na twój temat słyszę. — Rozglądnął się, mrużąc oczy. — Chodźmy na bok lepiej.
Jego słowa nie wróżyły nic dobrego. Ah, znowu te głupie koty zawracały jej głowę. Tak, musieli się jej czepiać. Ha! Wcale lepsi nie byli.
- Hm? - mruknęła zdziwiona. Odeszli na bok, a wręcz nieco poza granicę postoju, bo dalej byli w podróży. - O czym? Co się dzieje? - spytała.
Nie wróżyło to nic dobrego. Na pewno nie wróżyło nic dobrego. Miała nadzieję, że Lukrecja mu czegoś nie nagadał. Kuklika raczej nie musiała się obawiać, jego miała akurat pod łapą… albo Nikt jeszcze zanim zaczęła mu podawać jastrzębiec…lub też Świt albo Fretka, te dwie wronie strawy.
<Agreście?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz